40 lat po zbiorowym samobójstwie w Jonestown.
Choć powstało wiele książek, filmów i prac naukowych analizujących tamte wydarzenia, w tym jego przyczyn – wciąż trudno przyjąć, że nie udało się im zapobiec. Skala tragedii po dziś dzień nie pozwala na dystans i ignorancję, a rocznica – skłania do refleksji. Nie sposób bagatelizować istnienia znaczących różnic kulturowych czy społecznych przy porównywaniu naszej sytuacji oraz sytuacji osób przynależących do powstałej w 1956 roku w Stanach Zjednoczonych Świątyni Ludu. Wy-darzenie sprzed 40 lat było największym samobójstwem we współczesnej historii. Warto jednak pamiętać, że pewne aspekty funkcjonowania tej grupy, w tym techniki psychomanipulacyjne stosowane przez guru Jima Jonesa, są powszechnie wykorzystywane w wielu grupach. Obecne są także, choć w znacznie mniejszym natężeniu i zakresie, w różnych sferach naszego życia. Owo natężenie wzrasta przy okazji uczestnictwa w destrukcyjnych relacjach, gdzie ktoś wywiera na nas presję, wymaga od nas ponadnormatywnego zaangażowania, z czasem przechodzącego w wymóg bezwzględnego posłuszeństwa.
Co właściwie miało miejsce?
18 listopada 1978 roku w Jonestown podczas ceremonii „białej nocy”, za namową swego guru, większość spośród ponad 900 członków wypiło napój zawierający cyjanek potasu. Ci, którzy się wahali, zostali zastrzeleni, innym wstrzyknięto truciznę. Wydarzenie sprzed czterdziestu lat wciąż rodzi wiele pytań i domysłów. W tym kluczowe: jak mogło do tego dojść?
Warto zaznaczyć, że na samym początku sekty mamią serdecznością i niezwykle atrakcyjnymi obietnicami. Tak też było w przypadku Świątyni Ludu. Były członek Tim Carter wspomina: „Jak tylko wszedłem do Świątyni w San Francisco byłem w domu”10. W filmie dokumentalnym pt. Jonestown: The Life and Death of Peoples Tempie odnajdujemy wiele radosnych scen z życia wspólnoty. Widzimy uśmiechniętych, tańczących ludzi, pełnych nadziei i wiary. Jeden spośród byłych członków tłumaczy: „Istniał pogląd, że możemy zmienić świat. I to chcieliśmy robić”. Jim Jones na samym początku jawił się jako osoba bezinteresowna, niezwykle wrażliwa na ludzką krzywdę. Utwierdzał przybyłych na spotkanie w przekonaniu, że wstąpienie do Świątyni Ludu jest jedyną słuszną decyzją. Jego pozycję wzmacniał prestiż nagród, które otrzymywał za działalność społeczną i walkę z rasizmem, w tym dwa lata przed masakrą – Humanitarian of the Year Award. Roztoczył przed członkami sekty wizję wspólnoty wspierającej się wzajemnie, pełnej troski i wzajemności.
Równolegle, krok po kroku poddawał i konsekwentnej, i długotrwałej manipulacji wciąż przybierającej na sile. Wiele ofiar pamiętnego dnia umierało, wierząc w sens tej ofiary.
Warto dodać, że ostatecznym katalizatorem dramatycznego końca sekty, była wizyta wysłannika rządu Stanów Zjednoczonych Leo Ryana. W Jonestown spotkał rozentuzjazmowanych ludzi witających go śpiewem. Część osób jednak wydało się zastraszonych i nie miała ochoty odpowiadać na jego pytania. Byli i tacy, którzy zgłaszali chęć powrotu do kraju razem z politykiem. Ostatecznie 18 listopada zaniepokojony Jim Jones, mający objawy paranoi, zadecydował o zabiciu kongresmena i towarzyszących mu osób. Krótko po tym przystąpił do odprawienia „ostatniej mszy”.
Techniki manipulacji stosowane w świątyni Ludu
Techniki manipulacji w sektach stosowane są w celu wywołania u członków trwałej zmiany postaw, a w konsekwencji – zmiany jej tożsamości poprzez kontrolę: zachowań, informacji, myślenia oraz sterowania emocjami.
Realizacja rzeczywistych celów sekty jest możliwa dzięki wprowadzeniu systemu norm wewnętrznych, czyli wzorców zachowań. Nowicjuszom oferowany jest szeroki wachlarz tego, co akceptowane. Dopiero po pewnym czasie, kiedy dochodzi do silnego związania się adepta z grupą, stawiane są coraz większe oczekiwania wobec niego. W początkowych latach istnienia sekty Jim Jones okazywał niezadowolenie. Z czasem dezaprobatę wyrażał w coraz ostrzejszej formie, aż po najbardziej ekstremalne, jak kary fizyczne, które wykonywane były na oczach innych. Rygorowi podlegały także dzieci, które oddzielano od rodziców, zmuszano do wykonywania ciężkich prac. Całkowite posłuszeństwo wszystkich członków grupy powoduje, że dużo łatwiej jest nią kierować, a w konsekwencji sil-niej oddziaływać na psychikę poszczególnych osób.
Służył temu także wyczerpujący tryb życia. W Jonestown wyrażało się to w: ograniczeniu snu, wymogu ciężkiej pracy i niewielkich racjach żywnościowych. Specjaliści potwierdzają, że pozbawienie człowieka wystarczającej ilości snu w dłuższym czasie, może wywoływać ciężkie zaburzenia psychiczne. Zazwyczaj jednak tępi refleksyjność i krytycyzm. Dieta zaś uboga w białko powoduje spowolnienie procesów myślowych oraz sprawia, że człowiek staje się potulny i apatyczny. Z kolei długie stosowanie restrykcyjnej diety może prowadzić do wzrostu podatności na sugestię oraz zaniku krytycyzmu.
Ponadto członkowie sekty zobligowani byli do uzgadniania każdej niemal decyzji. Z czasem należało ją uzyskać nawet na okoliczność odbycia aktu seksualnego ze współmałżonkiem.
Z kolei kontrola informacji polega na ograniczaniu dostępu do informacji, uważanych przez sektę za szkodliwe czy zagrażające. To z kolei blokuje stymulację krytycznego myślenia. Członkowie Świątyni Ludu mieli niewielki dostęp do alternatywnych źródeł informacji przed wyjazdem do Gujany. W obrębie Jonestown ów dostęp został ostatecznie zablokowany.
Równolegle stosuje się tzw. bombardowanie informacją, polegające na przekazywaniu adeptom informacji o silnym ładunku emocjonalnym w takim tempie, żeby nie był w stanie ich przeanalizować. W rezultacie czują się przytłoczeni, a umysł przestanie selekcjonować informacje. Tym samym wszelkie przekazywane treści mają szansę trafić do „zobojętnianego” umysłu.
Dodatkowo sekta na wszelkie sposoby dąży do zebrania informacji na temat poszczególnych adeptów. Uzyskana wiedza służy nieraz do szantażu lub trafniejszego dopasowania technik manipulacji. Adepci zachęcani są do szpiegowania innych, co przedstawiane jest jako wyraz najwyższej troski.
Kontrola myśli polega na intensywnej indoktrynacji, której celem jest wpojenie adeptom nowego systemu przekonań, tożsamego z doktryną grupy. Owa doktryna, traktowana jako prawda jedyna. Hue Fortson Jr. jednoznacznie przyznaje: „(…) pozwoliłem Jonesowi myśleć za siebie. Pomyślałem, że on ma lepszy plan. Oddałem mu swoje prawa, tak jak wielu innych”.
Dodatkowo członkom wpajana jest dualistycznej wizja świata w ujęciu skrajnie biegunowym. Zasadza się ona na wykreowaniu wewnętrznej grupy wyznawców (dobrych, mądrych i bezpiecznych) i zewnętrznej grupy niewiernych (głupich, złych i zagubionych). Stosowanie tej metody ma skłaniać do jeszcze większej integracji i wykształcenia przekonania o tym, że przynależność do grupy jest jedynym sposobem osiągnięcia szczęścia.
Kontrola emocji z kolei polega głównie na posługiwaniu się szantażem, wzbudzaniu strachu i poczucia winy, co ma na celu wymuszenie jeszcze większej uległości. Członkom Świątyni Ludu przede wszystkim wpajany był lęk przed odejściem z grupy oraz przed wyimaginowanymi wrogami. Nawet dzieci były straszone. Jones wymyślił potwora o nazwie „Wielka Noga”, który mieszkał w dżungli i tylko czyhał na nieposłusznych.
Jim Jones, tak jak przywódcy innych sekt, dążył także do osłabiania więzi między poszczególnymi członkami wspólnoty. Rodziną dla adepta ma stać się sekta, a najbliższą i ukochaną osobą – guru.
Techniki manipulacji wprowadzane są powoli, aczkolwiek konsekwentnie. Kolejne osoby dołączają do grupy w poczuciu wolności wyboru, by w trakcie krok po kroku oddać innym prawo do decydowania niemal o wszystkim co dotyczy ich życia. Manipulacja nie działa na wszystkich w równym stopniu.
Izolacja
Do Świątyni Ludu w szczytowym momencie należało do niej 30 tys. osób. Jedynie około tysiąc przeniosło się w 1977 roku do Gujany. Owo przeniesienie podyktowane było i tłumaczone chęcią odizolowania się od jakiejkolwiek przejawów cywilizacji. Był to idealny sposób na wzmocnienie kontroli nad poszczególnymi członkami oraz tłumienie wszelkich działań obliczonych na wywołanie destabilizacji w grupie. Neuropsychiatra Louis West, który obserwował sektę przez osiem lat, stwierdził: „To nigdy nie mogło się wydarzyć w Kalifornii. Ale oni żyli w całkowitej izolacji od świata, pośród dżungli, we wrogim sobie kraju”. Znalezienie się w zupełnie obcym kulturowo, obyczajowo, a także wizualnie miejscu potęgowało poczucie niepewności, przyczyniło się do jeszcze większej konsolidacji, umocnienia więzi, a także utrwalenia tożsamości i poczucia przynależności do grupy. Ci z kolei, którzy chcieli się stamtąd wydostać albo ginęli w trakcie ucieczki wśród dzikiej dżungli lub też na pewnym etapie zmuszeni byli odrzucić możliwość podjęcia tej próby.
Zakończenie
Gdybym zapytała Czytelników i Czytelniczki, kto z Państwa uległby lub ulegał w przeszłości manipulacji, z pewnością tylko część udzieliłaby pozytywnej odpowiedzi. Mamy w sobie naturalną potrzebę wiary we własne możliwości. Nie zmienia to jednak faktu, że skłonność do manipulowania i ulegania wpływowi jest wpisana w życie każdego, jednakże w różnym stopniu. W tej perspektywie na znaczeniu zyskują postulaty podejmowania działań o charakterze profilaktycznym, zorientowanych na osłabienie podatności na działania grup psychomanipulacyjnych i innych osób wykorzystujących te techniki poprzez wzmacnianie potencjału osobowościowego oraz wzrost wiedzy na temat tych technik.
Joanna Frankowiak
/md