Częstochowa w Ameryce

2018/05/30
zakoczenie-jubileuszu-300-lecia-koronacji-matki-boej-czstochowskiej-w-usa-3-20170920-1595574561.jpg

Amerykańska Częstochowa w Doylestown jest największym w Ameryce duchowym polonijnym, szeroko otwartym na ludzi wszystkich innych nacji.

Stany Zjednoczone Ameryki Północnej to mozaika ludów, języków, kultur, religii – fenomen w skali globu, gdzie tak różnorodni ludzie ze wszystkich zakątków świata potrafili wypracować w miarę zintegrowane, zgodne społeczeństwo amerykańskie. W tym tyglu wielości dominantę stanowi kultura anglosaska, co ma związek z pierwszymi osadnikami pochodzenia angielskiego i holenderskiego. W pierwszych dziesięcioleciach XVII wieku to stamtąd, z Anglii i z Holandii, w mniejszym stopniu także ze Szwecji, pochodzili pierwsi emigranci zasiedlający pas wschodniego wybrzeża Ameryki. Z czasem na owym wąskim skrawku urodzajnej ziemi wyodrębniły się niezależne niby to państewka zwane stanami w liczbie trzynastu. To one w ostatnich dekadach XVIII stulecia dały początek nowemu państwu – Stanom Zjednoczonym.

Owi pierwsi osadnicy przeszczepili ze sobą na grunt amerykański wszystko to, co wynieśli ze swych ojczyzn, a zatem także wyznanie, a tym był anglikanizm, protestantyzm, luteranizm i liczne ich pochodne. Religia katolicka na dobre pojawiła się w tej części Ameryki dopiero w okresie zaistnienia Stanów Zjednoczonych, głównie w XIX stuleciu za sprawą emigrantów z Irlandii, prześladowanych przez Anglików w swej ojczyźnie, wypędzonych za Ocean katastrofalnym głodem, który spustoszył zieloną wyspę w połowie XIX wieku. Niebawem dołączali do nich Włosi z różnych rejonów Italii. Pojawili się też Niemcy. Wraz z nimi za chlebem wyjeżdżali Polacy z zaboru pruskiego, a niebawem także ci spod austriackiego panowania. Od tej chwili emigracja polska nie ustawała, nieco przyhamowana w ostatnich latach, mając bardziej intensywne okresy spowodowane wojnami światowymi i zainstalowaniem w kraju komunizmu. Wkład Polaków w amerykański katolicyzm jest ogromny.

Rozumiał to dobrze paulin, sam emigrant, ojciec Michał Zembrzuski. To niezwykle ciekawa postać. Przybył do Ameryki w 1951 roku. Miał za sobą piękną kartę w dziele odtwarzania życia zakonnego paulinów na Węgrzech, po tym jak zakon ten, przecież wywodzący się z tego kraju, został tam rozwiązany pod koniec XVIII wieku przez Austriaków. Zaraz po wojnie, wydalony przez komunistów z Węgier, trafił ojciec Zembrzuski do Rzymu, skąd po krótkim pobycie nad Tybrem, z przysłowiowymi dwudziestoma dolarami w kieszeni wyjechał do Ameryki. Tam rozglądał się za miejscem dla siebie, tak w odniesieniu do rejonu zamieszkania, jak i potencjalnej działalności. Dobrym duchem okazał się dla niego Stanisław Zdebel, polski ksiądz z jednej z amerykańskich parafii. Przekonał paulina do zakupu dla zakonu kawałka ziemi w Ameryce, przeznaczając na ten cel pokaźną sumę pieniędzy. Dla ojca Zembrzuskiego nie było już odwrotu. Wiedział, co miał czynić. Jawił się tylko jeden problem – gdzie tę ziemię należało zakupić, w jakim stanie, w jakim miejscu. Wybór padł na Pensylwanię, jej wschodnią część, w rejonie dużych miast, gdzie pracowały tysięczne rzesze Polaków i skąd dobrymi drogami nie było daleko do Nowego Jorku, Newarku, Filadelfii, Balitmore i Waszyngtonu. W 1953 roku ojciec Zembrzuski nabył 40-akrową posiadłość z budynkami farmerskimi i stodołą, w przeuroczej okolicy, lekko pofałdowanej, z rozległym widokiem na Filadelfię, w pobliżu miasta Doylestown.

Pensylwania, ten urodziwy, rolniczy i lesisty stan, zawsze uchodził za ostoję religijnej tolerancji. Ziemię tę na zasiedlenie otrzymał w 1682 roku od króla Karola II William Penn, majętny kwaker, prześladowany w Anglii przez anglikanów z powodu swego tępionego tam wyznania. W Nowym Świecie ów religijny człowiek wymarzył sobie na swej ziemi założyć kolonię bez wojen religijnych, które tak tragicznie pustoszyły podówczas Europę. I osiągnął zamierzony cel. Nigdzie w Ameryce nie dochodziło do większych konfliktów na tle wyznaniowym, tym bardziej w Pensylwanii. Miał tego świadomość ojciec Zembrzuski, kiedy przystąpił do załatwiania wymaganych pozwoleń na budowę katolickiego kościoła w hrabstwie Bucks o przewadze ludności anglikańskiej i protestanckiej. W 1960 roku przystąpił do realizowania pomysłu wzniesienia świątyni będącej darem Polonii amerykańskiej dla uczczenia milenium chrztu Polski. I po sześciu latach intensywnych prac stanął kościół, konsekrowany w 1966 roku przez arcybiskupa Filadelfii Jana Króla w obecności zaproszonych biskupów i tysięcznych rzesz pielgrzymów, nie tylko Polaków. Uroczystość zaszczycił swoją obecnością prezydent Stanów Zjednoczonych Lyndon B. Johnson.

Obecnie Amerykańska Częstochowa uchodzi za narodowe sanktuarium, co nie znaczy że koncentruje się wyłącznie wokół religijnych potrzeb Polonii. Przeciwnie, nabożeństwa odbywają się wymiennie w językach polskim i angielskim, także po francusku dla Haitańczyków, którzy upodobali sobie Czarną Madonnę, podobnie jak i czarnoskóra ludność tłumnie tam pielgrzymująca. W skład sanktuarium, oprócz kościoła, wchodzi szereg zabudowań: pauliński klasztor, dom pielgrzyma, nowoczesny budynek mieszczący księgarnię, muzeum o niezwykle ciekawych zbiorach, biura i nieodłączną restaurację.

Na obszernych błoniach znajduje się cmentarz, a na nim groby tysięcy rodaków, których zawiłe życiorysy znalazły swoje spełnienie właśnie tu, na obczyźnie, w pobliżu kopii jasnogórskiego wizerunku. Ileż spoczywa tu ludzi niepoślednich, ile dokonań, wzniosłości, tęsknoty, opuszczenia, zapomnienia, ale i tragedii! W szeregach setek białych, równych wojennych krzyży leżą obok siebie generałowie: Władysław Bortnowski, Antoni Chruściel, Aleksander Narbut-Łuczyński, Stefan Brzeszczański. W alei zasłużonych znaleźli wieczny spoczynek wynalazcy, konstruktorzy, naukowcy, profesorowie, lekarze, społecznicy, dyplomaci, działacze polonijni, duchowni, artyści, wśród nich malarz Adam Styka.

Na pomniku Ignacego Paderewskiego, którego serce wmurowano w ścianę przedsionka kościoła, widnieje napis: Święta sprawa ojczyzny nas wzywa! By przyszły ład, jaki zapanuje na świecie, nie opierał się na gwałcie i sile, lecz na zasadach nauki Chrystusa, na sprawiedliwości i na zgodnym współżyciu wielkiej rodziny wolnych narodów. Wielki Polak nie mógł przewidzieć, że świat pójdzie inną drogą.

Kępa brzóz, takich samych jak w Polsce, zacienia starą stodołę, przystosowaną przez ojca Zembrzuskiego na potrzeby pierwszej kaplicy. Zapach siana do głębi przeniknął stare deski. W środku półmrok i skupienie, atmosfera skłaniająca do zadumy i medytacji. Sam kościół Matki Boskiej Częstochowskiej architektonicznie nie jest ciekawą budowlą, chociaż projektował go uznany architekt z Kalifornii, Jerzy Szeptycki. Stanowi typ kościoła halowego, bez żadnych wewnętrznych podziałów, rodzaj audytorium z prezbiterium w półkolu i kopią jasnogórskiej ikony. Dość prostą bryłę urozmaica od strony fasady amfilada schodów wspartych na filarach w taki sposób, by umożliwić dostęp do kościoła dolnego z ołtarzem dość nieporadnie imitującym Cudowną Kaplicę z Jasnej Góry.

Obszerne wnętrze kościoła jest skąpane w świetle za sprawą dwóch bocznych ścian w połowie przeszklonych witrażami. To te witraże, dzieło Jerzego Białeckiego, uchodzące za jedne z największych powierzchniowo w Stanach Zjednoczonych, rekompensują architektoniczne ubóstwo kościoła. W 75 kwaterach po każdej stronie nawy ukazują historię Polski – prawa strona i historię katolicyzmu w Ameryce – lewa strona.

Cykl tematyczny amerykańskiego katolicyzmu otwiera postać Krzysztofa Kolumba, bo to przecież za jego sprawą nieskażona wiara Kościoła powszechnego dotarła na zachodnią półkulę. W kolejnych kwaterach tej malowanej szkłem epopei widzimy chrystianizację Meksyku, do czego przyczyniła się sama Matka Boża, obecna tu w obrazie swej cudownej tilmy z Guadalupe. Potem następuje chrystianizacja ludów Brazylii, pierwsze osadnictwo w Ameryce Północnej, w czym uczestniczyło kilku Polaków w 1608 roku, znanych z imienia. Rozpoznajemy franciszkańskich i jezuickich misjonarzy pracujących wśród Indian w XVII wieku. Jest i indiańska święta, Katarzyna Tekakwitha zmarła w 1680 roku. Barwna scena ukazuje ojców założycieli Stanów Zjednoczonych. Do nich trudno nie zaliczyć i naszych rodaków, Kazimierza Pułaskiego i Tadeusza Kościuszkę, wszak przecież walczyli o wyzwolenie kolonii angielskich. XIX stulecie to okres rozkwitu katolicyzmu w USA, organizowanie kościelnej administracji, szkół, seminariów, prasy, związków zawodowych. To okres pierwszych świętych katolickich, jak Elżbieta Anna Seton i Franciszka Cabrini. Widzimy pierwszą polską osadę w Teksasie, założoną w 1854 roku, po której to dacie wpływ polskiego katolicyzmu w amerykańską rzeczywistość jest potężny. Następuje szereg polskich kapłanów, ale też i zakonnic ze zgromadzeń felicjanek, nazaretanek, zmartwychwstanek, które tak głęboko wpisały się w amerykańskie szkolnictwo, opiekę szpitalną, wydawnictwa katolickie, dzieła miłosierdzia.

Amerykańska Częstochowa w Doylestown jest największym w Ameryce duchowym ośrodkiem polonijnym, szeroko otwartym na ludzi wszystkich innych nacji, co się uzewnętrznia nie tylko w ich powszechnym uczestnictwie w nabożeństwach. Od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku w zwyczaj weszły czterodniowe piesze pielgrzymki zmierzające w sierpniu do sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej, zapoczątkowane przez Polaków, liczące obecnie i kilka tysięcy maszerujących pątników. W Ameryce poruszającej się samochodami to fenomen.

Jan Gać

/wj

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#ameryka #częstochowa #częstochowa w ameryce #o. Michał Zembrzuski #paderewski #Stany Zjednoczone
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej