Gruźlica kojarzy się nam już raczej z czasem przeszłym. Ze szkoły pamiętamy, że była przyczyną zgonów Słowackiego i Krasińskiego, także wielu wybitnych artystów międzywojnia. Na gruźlicę zmarł m.in. Stefan Żeromski, wcześniej jego syn Adam. Jednak dziś gruźlica nadal zbiera żniwo.
Z literatury wiemy, że była chorobą wybitnie demokratyczną. Dotykała zarówno bogatych, jak i biedotę. Ilościowo – ze wskazaniem na biedotę. Taką pozostała do dziś, bo gruźlica – wbrew powszechnemu mniemaniu – nie została wypleniona i nie zależy wyłącznie od zasobności portfela. Gruźlica ma się dobrze, warto o tym wiedzieć, bo mało się o tym pisze.
Jest ku temu też specjalna okazja, bowiem 24 marca przypada Światowy Dzień Gruźlicy, ustanowiony przez Światową Organizację Zdrowia dla upamiętnienia odkrycia przez niemieckiego bakteriologa Roberta Kocha w 1882 roku bakterii, nazwanej później prątkiem Kocha, która wywołuje chorobę.
Im dalej na wschód…
Nadal chorują na nią nie tylko ludzie biedni, ale i ci z niezłym stanem bankowego konta, za to zbyt zapracowani, by zadbać o zdrowie. Dr Tomasz Zielonka pulmonolog z Polskiego Towarzystwa Chorób Płuc mówi, że im bardziej na Wschód naszego kontynentu, tym większa jest zapadalność na gruźlicę. Widoczne jest to nawet na przykładzie Polski, bo najwięcej zachorowań występuje na Ścianie Wschodniej, w Lubelskiem i Podlaskiem. Polska jest krajem Unii Europejskiej o największej zachorowalności na gruźlicę.
Ministerstwo Zdrowia jeszcze nie alarmuje, że gruźlica w naszym kraju ma się dobrze, bo przecież ta choroba zrobiła się u nas polityczna. Z powodu delikatnych relacji z Ukrainą staramy się nie mówić o zdrowotnych zagrożeniach nadchodzących z tego kraju. Poza tym, kontrolnie nie badamy się sami, nie wymagamy również badań od zatrudnianych przez nas pracowników. A wg. szacunków, w Polsce pracuje już ponad 2 mln Ukraińców. Najczęściej sezonowo i „na czarno”. Oczywiście, że wszyscy oni mogą być ludźmi zdrowymi, ale skoro występują tam ogniska gruźlicy – mówi się nawet o epidemii w rejonie Donbasu, gdzie nie funkcjonują szpitale, przychodnie, brak stałej dostawy leków – warto być czujnym.
– W naszym kraju nie ma zbyt wielu zachorowań wśród imigrantów – przypada na nich jedynie 0,5% przypadków gruźlicy – przekonuje – dr Zielonka. I mówi, że sytuacja może się zmienić. We Francji wśród imigrantów jest 10 razy więcej zachorowań niż w całej populacji. W Norwegii i Szwecji aż 85% chorych to przybysze z innych krajów. Oczywiście, nie ma co panikować, ani nakręcać spirali niechęci do przyjezdnych. To byłaby totalna bzdura.
Tym bardziej, że dr Zielonka twierdzi, że w naszym kraju stosunkowo najczęściej chorują więźniowie. Zachorowalność na gruźlicę jest w tej grupie ponad 20 razy większa niż w całej naszej populacji. Ponadto mężczyźni dwukrotnie częściej chorują niż kobiety, czego wcześniej nie było. I pewnie jest wynikiem tego, że mniej dbają o zdrowie.
– Są oni na ogół w wieku 50-54 lat – określa prof. Ewa Augustynowicz – Kopeć z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. I co ciekawe, na Mazowszu 10% chorych na gruźlicę to bezdomni.
Na szczęście nie ma na razie wzrostu zachorowań na gruźlicę oporną na leczenie. Tzw. wielolekoopornośc odnotowuje się wśród jedynie 3 proc. wszystkich chorych, ale połowa z tej grupy umiera. Pulmonolodzy ostrzegają, że w przyszłości przypadków lekoodporności może być u nas więcej, gdyż gruźlica oporna na najczęściej stosowane antybiotyki występuje po sąsiedzku, głównie w Rosji i na Ukrainie. A ponadto firmy farmaceutyczne nie chcą dziś wymyślać nowych leków przeciwgruźliczych, przez co sprawa nabiera wielkiej wagi.
Ostatnie dostępne dane z 2016 r. wskazują, że w Polsce odnotowano 6444 przypadki zachorowań na gruźlicę. To o 14 osób więcej niż przed rokiem. – Zapadalność na gruźlicę w 2016 r. wynosiła 16,8 na 100 tys. mieszkańców, a rok wcześniej 16,7 – mówi prof. Maria Korzeniewska-Koseła z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc. Nie można wykluczyć, że ta liczba może nadal wzrastać z uwagi na zwiększającą się liczbę chorych za naszą wschodnią granicą- zauważa pani profesor.
Oficjalnie na Ukrainie na gruźlicę choruje 35 tys. osób. Nieoficjalnie – 600 tys. a mówi się też o milionie. Połowa z nich ma postać choroby opornej na działanie leków. Światowa Organizacja Zdrowia zwraca uwagę, że w związku z ruchem bezwizowym między Unią Europejską a Ukrainą, należy szczególnie monitorować rozprzestrzenianie się gruźlicy w tym kraju. Zalecenie słuszne, tylko kto i jak ma to robić, skoro Kijów nad tym nie panuje?
Kłopoty ze statystyką
Polskie dane za 2016 rok są jednak niepełne. Chociaż oficjalnie podaje się, że w Polsce mamy rocznie około 7 tys. zachorowań, w rzeczywistości jest ich więcej. Zdaniem pulmonologów, co roku zapada na tę chorobę ponad 10 tys. osób. – A to już niemało – stwierdza dr Tadeusz Zielonka.
W opinii prof. Zofii Zwolskiej, szacuje się, że w Polsce 10% chorych na gruźlicę nie figuruje w krajowym rejestrze tej choroby, a to oznacza, że nie są leczeni. A skoro nie są leczeni, to zarażają, bo gruźlica jest chorobą zakaźną. Około 70. procent populacji miało kontakt z gruźlicą, nawet o tym nie wiedząc. Prątek gruźlicy może nawet przez kilkadziesiąt lat pozostawać w organizmie w „uśpieniu”. Bywa, że jego nosiciel nie zachoruje nigdy. Jednak w sytuacji osłabienia odporności organizmu – może przystąpić do szturmu.
I atakuje, przeważnie ludzi starszych, których organizm jest słabszy z racji wieku, ale też chorych na AIDS, czy nie dbające o siebie osoby w średnim wieku, a nawet młodych, prowadzących niehigieniczny tryb życia, spożywających „śmieciowe jedzenie”, nadużywających alkoholu, zażywających narkotyki. Gruźlica to dziś nie tylko choroba biedy: bezdomnych, bezrobotnych i alkoholików, ale też zabieganych, zapracowanych i zestresowanych ludzi, studentów zarywających noce i ambitnych pracoholików. Stąd pewnie fakt, że od 2011 roku zapadalność w miastach jest wyższa niż na wsi, co jest w Polsce nowym zjawiskiem.
Kolejnym problemem jest tzw. gruźlica jatrogenna, mogąca wystąpić u osób kiedyś zakażonych gruźlicą, które na skutek przyjmowania leków na inne choroby, doznają wznowy gruźlicy.
WHO alarmuje, że gruźlica to problem globalny i należy ją wreszcie postrzegać w tej skali, co jest szczególnie ważne w kontekście dokonujących się wielkich migracji ludności. Statystycznie na świecie prątkiem gruźlicy jest zarażonych 2 mld ludzi. Zapada na nią około 9 milionów ludzi rocznie, z czego 3 mln nie ma dostępu do leczenia. Umiera 2 miliony.
Większość przypadków wykryto w Azji i Afryce. Kraje o największej liczbie chorujących to Indie, Chiny i Nigeria. Do Europy wciąż docierają imigranci z Afryki i Azji. Nikt nie kontroluje stanu ich zdrowia. Narzucona przez Berlin „willkommen polityk” dominuje nad bezpieczeństwem zdrowotnym obywateli UE.
Chorujesz, a nie wiesz
Część z nas choruje na gruźlicę, nawet o tym nie wiedząc. A jeśli nawet odwiedzimy przychodnię, nie każdy lekarz podstawowej opieki zdrowotnej, mając dla pacjenta zaledwie parę minut, zdiagnozuje chorobę. Bywa, że z oszczędności, nie wyśle go nawet na rentgen, bo liczy koszty, i wie, że za takie badanie będzie musiał zapłacić z przysługującej mu za pacjenta puli środków z NFZ.
Źródłem zakażenia jest najczęściej chory na gruźlicę prątkujący. Jedna nieleczona prątkująca osoba zakaża w ciągu roku do 15 ludzi. Tak twierdzą lekarze i narzekają, że ustawa o chorobach zakaźnych i zakażeniach nie definiuje, co zrobić z prątkującym pacjentem, uporczywie uchylającym się od leczenia. A jest ono długie i dokuczliwe.
Powinno trwać co najmniej 180 dni, przy czym pobyt w szpitalu w izolacji – nie krócej niż 30. Jeśli do szpitala trafia pacjent z zaawansowaną chorobą, leczenie szpitalne może się przedłużyć nawet do 90 dni. Dr Piotr Dąbrowiecki z Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie mówi, że zdarzają się ucieczki chorych ze szpitala. Placówka zawiadamia wówczas sanepid, a pacjent jest poszukiwany przez policję i doprowadzany na leczenie. Bywa jednak, że po tygodniu ucieka ponownie i wszystko zaczyna się od początku.
– Są też gruźlice oporne na prawie wszystkie leki i to już jest niezwykle groźny problem, ponieważ te prątkujące osoby mogą zarazić dalszą populację prątkami opornymi na leczenie – tłumaczy kierownik Kliniki Pulmonologii i Chorób Płuc Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, profesor Renata Jankowska.
Lekarze postulują, by obowiązek izolacji i przymusowego leczenia chorego na gruźlicę pacjenta – nawet bez jego zgody – został uwzględniony w przygotowywanej przez resort zdrowia ustawie o chorobach zakaźnych. Uważają, że specjaliści powinni mieć możliwość przymusowego leczenia, gdy pacjenci stanowią zagrożenie dla innych, bo dotychczas pogoń za tymi, którzy zarażają i nie chcą się leczyć, przypomina zabawę w policjantów i złodziei.
Pulmonolodzy z Polskiego Towarzystwa Chorób Płuc od paru lat dobijają się o program wczesnego wykrywania gruźlicy oraz dostęp do wczesnej diagnostyki. I system, który pozwoliłby wreszcie dokładnie kontrolować tę chorobę w naszym kraju. W sytuacji występowania ognisk epidemiologicznych w rejonach graniczących z Polską, nie ma co z tym zwlekać.
Alicja Dołowska
mak