Jak ze starej fotografii

2013/01/18

Mógłbym być w Izraelu Satyrycznym gwiazdorem – W tym sęk, że bym nie mógł, bo jestem Polakiem amatorem.

Tak mówił o sobie Marian Hemar, wybitny polski satyryk żydowskiego pochodzenia. Ten związany z Polską do ostatnich dni życia artysta urodził się 6 kwietnia 1901 roku we Lwowie, zmarł 11 lutego 1972 roku w Dorking pod Londynem. Jego ogromny dorobek literacki to ponad 3000 popularnych piosenek, do których sam komponował muzykę, kilkanaście sztuk i słuchowisk radiowych, a także setki wierszy. Był również współpracownikiem „Wiadomości Literackich” i „Wiadomości” oraz teatru Nowa Komedia w latach 1934–1935. Po wojnie pozostał w Londynie, gdzie zainicjował teatrzyk polski w klubie emigrantów polskich. Ponadto prowadził cotygodniowy kabaret radiowy na antenie Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa.

W przedstawieniu oprócz Barbary Dobrzyńskiej udział wzięli: Krzysztof Radkowski, Maria Sommer, Maciej Gąsiorek, Zuzanna Lipiec, Witold Bieliński i Jan Józef Kasprzyk. Aktorom akompaniował Witold Wołoszyński.

Sylwetkę tego znakomitego i oryginalnego twórcy przypomniała Barbara Dobrzyńska, reżyser spektaklu „Okiem Hemara i nie tylko”, który odbył się12 maja w Centrum Edukacyjno-Kulturalnym „Łowicka”. Scenariusz powstał w oparciu o popularne teksty poetyckie i biografię Mariana Hemara. Tytułową rolę z wielkim zaangażowaniem i autentyzmem odtworzył Krzysztof Radkowski, przenosząc licznie zgromadzonych widzów w świat nieistniejącej już przedwojennej Warszawy. Duch ówczesnej roztańczonej i tętniącej kulturalnym życiem stolicy, z jej ekskluzywnym lokalami, kabaretami oraz aktorską niepowtarzalnością, uwiódł widzów skromnej sceny przy ulicy Łowickiej. Przede wszystkim jednak przedstawienie Barbary Dobrzyńskiej przywołało legendarny teatr Qui Pro Quo i jego gwiazdy: Hankę Ordonównę, Mirę Zimińską, Zulę Pogorzelską czy Ludwika Sempolińskiego (w tej pełnokrwistej roli doskonały Witold Bieliński).

Najstarszym widzom spektakl przypomniał lata ich wczesnej młodości, dla najmłodszych był jak podróż w czasie do świata, który już nigdy nie wróci – do miejsc ze starych fotografii i brzmień czarnej, obowiązkowo trzeszczącej płyty. Reakcja publiczności stanowiła dowód na to, że twórczość Mariana Hemara wciąż przemawia do odbiorców, którzy mają dziś tak mało okazji obcowania z prawdziwym kabaretem. Monologi i teksty piosenek nadal autentycznie śmieszą, ale jest to śmiech głęboki, wyrwany z serca, a nie powierzchowny, wymuszony odgórnie przez klasyfikację gatunku w poczytnym dodatku kulturalnym, nobilitującą każdy mierny aktorski dialog do rangi komediowego.

Oglądając spektakl, można uwierzyć, że z naszą kulturą nie jest jednak tak źle – przynajmniej do czasu, w którym będą powstawały podobne przedstawienia i będą wciąż istniały miejsca promujące takich artystów. Dobrzyńska udowodniła, że warto pokazywać sztukę narodową bez fałszywych kompleksów, łączącą umiejętnym splotem powagę z ironią, zaangażowanie z dystansem, a autorską szczerość z aktorską kreacją. Spektakl został podzielony na dwie części, nawiązujące do dwóch epok – zniewolenia hitlerowskiego i komunistycznego. Z żalem można westchnąć, że oba dziejowe okresy znacznie bardziej przysłużyły się kulturze niż czas upragnionej wolności. Na zakończenie cała widownia zaśpiewała wraz z artystami: „Gdyby Polak systematycznie robił to, co robi spontanicznie…”. Bez wątpienia byłoby nam wszystkim lepiej i znacznie weselej.

Katarzyna Kasjanowicz

Artykuł ukazał się w numerze 06-07/2008.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej