Dla chrześcijanina katolika świeckość i świętość to dwie strony tego samego medalu, a nie przeciwieństwa. Jan Paweł II robił wszystko, by świeckość i świętość przestały być pojmowane jako dwie rozbieżne drogi ludzkiego życia.
To Papież-Polak uczył nie tylko nas, ale cały świat, że najważniejszym zadaniem i celem kultury jest wychowanie człowieka, a w tym wychowaniu najważniejsze jest wychowanie moralne. Zasadzie tej wierni byli Prymas Kardynał Wyszyński i wcześniej prymas kardynał Hlond, a obecnie w swoim nauczaniu jest jej wierny prymas kardynał Glemp – to dzięki ich pedagogicznej mądrości, dzięki duszpasterskiemu trudowi duchowieństwa i stale żywym tradycjom narodowo-chrześcijańskim polska kultura ma jeszcze wyraźne oblicze chrześcijańskie, mimo tylu ułomności.
Przede wszystkim jednoczyć pokolenia
Myślę, że dla kultury chrześcijańskiego życia byłoby dobrze, aby bardziej jednoczyć pokolenia poprzez ich wspólne uczestniczenie we Mszy św. i innych nabożeństwach, ale też w imprezach ewangelizacyjnych dla całych rodzin – choćby tak, jak to było czynione przez Radio Maryja w spotkaniach z cyklu „A to Polska właśnie”. Jeżeli człowiek jest drogą Kościoła, to jest nią cały człowiek i każdy człowiek przez całe swoje życie jest nią przede wszystkim cała rodzina w swojej pokoleniowej, egzystencjalnej i religijnej i kulturowej wspólnocie. Kultura rozbijająca i to na polu religijnym naturalną całość i pokoleniową więź rodziny nie jest kulturą chrześcijańską. I tu pytanie, dlaczego niedzielne parafialne Msze św. nie dbają o obecność całej rodziny, oddając pole „zagospodarowania” całej rodziny niedzielnym supermarketom. Czy sam zakaz handlu w niedziele i święta i zamknięcie tych handlowych miast spowoduje powrót całych rodzin do kościołów?
Moje uwagi dotyczące sfery duszpasterskiej mogą zdawać się niektórym duchownym nietaktem laika, ale mimo to musiały tu być wypowiedziane – no bo jak ta polska kultura chrześcijańska ma się ostać i promieniować także na inne kraje, jeżeli zabraknie tej sensownej i solidarnej współpracy duchowieństwa i wiernych świeckich?
Jaką kulturę tworzę sobą samym?
Wreszcie może najważniejsza kwestia: ja sam, moje ja – jakim wartościom i postawom jest wierne, co konkretnie czynię dla ożywienia wiary katolickiej i chrześcijańskiej kultury życia. To jest najważniejsze i niezbywalne pole osobistej odpowiedzialności każdego człowieka. Nazywane to bywa samowychowaniem, autoformacją, kreowaniem siebie i zawsze zasadza się na osobistym, świadomym trudzie w dorastaniu do pełni człowieczeństwa, do stawania się dojrzałym chrześcijaninem, katolikiem, także do bycia dobrym twórcą polskości. Mieści się w tym pogłębianie wiedzy, umacnianie woli i kształtowanie prawego sumienia, ale tu chcę zwrócić uwagę na kulturę ducha, na wewnętrzną formację swojej chrześcijańskiej natury i osobowości. Kultura będzie o tyle chrześcijańska, o ile wyrastać będzie z chrześcijańskiego ducha i przez ludzi chrześcijańskiego ducha będzie tworzona. Trzeba więc postawić sobie pytanie: jaki duch mną kieruje? I to nie raz o to należy pytać siebie w rzetelnych rachunkach sumienia, bo człowiek tworzy siebie do końca życia. Trzeba pamiętać, że najważniejsze, najtrudniejsze i największe dzieło kultury to „JA SAM!” To jest sedno i źródło kultury chrześcijańskiej.
W dziele tym ważna będzie pomoc innych ludzi czy instytucji. Organizacje unijne często są świątyniami europogańskiego ducha i z nich nie odrodzi się kultura chrześcijańska, co najwyżej zostanie jakiś chrześcijański skansen, choć i to nie jest pewne, o czym dają nam do zrozumienia unijne komisje i trybunały, a będące na ich pasku krajowe parlamenty i rządy są jedynie strażnikami nadzorującymi wykonanie ich decyzji. Oczywiście nie wolno rezygnować z instytucjonalnych i prawnych sposobów obrony chrześcijańskiej kultury, ale fundamentem jest nasze chrześcijańskie „ja”.
Zdarza się, że i na kościelne wsparcie katolickich środowisk nie zawsze można liczyć, bo i wśród pasterzy, teologów, filozofów i uczonych, spotyka się uległość wobec mód tego świata. Trafnie ukazał to w swojej książce „Raport o stanie wiary”, podsumowującej dwudziestolecie posoborowe, kard. Józef Ratzinger. Niektórzy reformatorzy Kościoła oderwali soborowe aggiornamento od Tradycji, od intelektualnych i duchowych źródeł katolicyzmu, czyli od Biblii i nauczania Ojców Kościoła, skutkiem czego wiara katolicka stała się na wolnym rynku idei jednym z wielu równorzędnych poglądów na życie. Zauroczenie nowoczesną kulturą okazuje się być groźniejsze dla żywotności i czystości kultury chrześcijańskiej niż przedsoborowy ryt liturgiczny czy narodowe zróżnicowania religijności. Europejska „christianitas” została zepchnięta do katakumb współczesności nie tylko rękami wrogów Kościoła i chrześcijaństwa, a więc tylko wierni Ewangelii, świadomi swojego powołania i odpowiedzialności (katolicy, prawosławni i protestanci), mogą ją stamtąd wydostać. Więc znowu okazuje się, jak bardzo ważne to chrześcijańskie „ja”.
Fot. Artur Stelmasiak
Dla promowania kultury chrześcijańskiej już od ponad 60 lat przyznawana jest Nagroda im. Włodzimierza Pietrzaka
Mawia się niekiedy, że każde pokolenie chrześcijan swoim życiem pisze nową ewangelię. Warto się przyjrzeć tej ewangelii, jaką piszą obecnie swoim życiem katolicy w Polsce: czy to jest nie tylko dobra, ale i prawdziwa Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie, o Bogu, człowieku i świecie, a także o Kościele?
Ducha nie gaście
Norwid upominał się, byśmy pracowali z potem czoła, a nie tylko mięśni, czyli byśmy pracowali wysiłkiem intelektu i ducha. Trzeba więc o tym duchu coś jeszcze dopowiedzieć – wszak on decyduje o naszej kulturze osobistej i o tej, którą razem z innymi tworzymy. W tym celu sięgnijmy do Pisma Świętego, a konkretnie do najstarszego dokumentu chrześcijaństwa – 1. Listu św. Pawła do Tesaloniczan. Podczas krakowskich rekolekcji dla ludzi nauki, wychowawców i nauczycieli w 1982 roku ks. prof. Józef Tischner tak komentował ten List: „Co ofiaruje św. Paweł ludziom na rozstaju dziejowych dróg? Nie podsuwa propozycji nowego systemu ekonomicznego, ani nowego systemu władzy, ani powołania nowego króla. Apostoł przynosi ideę nowego człowieka. Na nowe czasy ma przybyć nowy człowiek. Jaki to człowiek? Będzie to człowiek zrodzony z Ducha Świętego; człowiek, który uwierzy, a wierząc, umocni w sobie pierwiastek ponadczasowy – pierwiastek ducha.(…) Przyszłość kryje się w głębi mocy duchowych człowieka.(…) Wiara w żywioł i siłę ludzkiego ducha – oto co ofiaruje św. Paweł ludziom na rozstajach dróg. Jakkolwiek chrześcijanie żyją na tym świecie i uczestniczą we wszystkich jego tragediach i dramatach, to nie są z tego świata. Bo ťoni nie z woli ciała, ani z woli męża się narodzili, ale z Ducha ŚwiętegoŤ”.
Dlatego tak mocny i głośny, i po dziś dzień aktualny jest apel Apostoła Narodów: „ducha nie gaście!”. Winą główną Tesaloniczan nie była ani panująca tam nieczystość, ani lenistwo, ani nawet rozpowszechnione przekonanie o rychłym przyjściu Pana. Nieczystość i lenistwo były tylko konsekwencją czegoś znacznie głębszego: „złem zła było gaszenie ducha. (…) Co znaczy ťducha nie gaścieŤ? To nic innego jak: nie oddalajcie się od źródła – od Słowa, które jest kolebką człowieka”. Tyle z komentarza ks. Tischnera. Teraz przez ten Pawłowy pryzmat popatrzmy na naszą rzeczywistość, na naszą wiarę i religijność, na kulturę naszego życia osobistego, rodzinnego, narodowego i kościelnego, i zobaczmy, co jeszcze jest chrześcijańskie, a co tylko pozorem chrześcijaństwa. Co z naszym duchem – czy kolebką naszego człowieczeństwa i chrześcijaństwa jest Słowo Boże i Sakramenty święte, czy może bardziej jest nią gazeta, telewizor, internet, bank, hipermarket, dyskoteka, a może nawet knajpa? Pewnie można by wskazać inne jeszcze ważne dziś środki i środowiska formacji naszego człowieczeństwa, naszej duchowości – proszę więc moją wypowiedź potraktować jedynie jako próbę poszukiwania prawdy o nas samych, o naszej wierze i kulturze.
Nie wolno też ani na chwilę odrzucać ewangelicznej zasady „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”, bo przecież potrzebujemy wyzwolenia z rozmaitych kłamstw o Kościele i Polsce, o chrześcijaństwie i katolicyzmie, także o nas samych, ale też uwolnienia się od iluzji. Wyzwolicielem jednak ma być prawda, a nie odwrotnie. Dobrze poznaliśmy i doświadczyliśmy tej odwrotnej kolejności: najpierw rzekomo wyzwoliciel dał „wolność”, ale tylko po to, by dać swoją „prawdę”. A efekt tego jest taki, że do dziś nie możemy się pozbierać ani z prawdą, ani z wolnością i dlatego tak łatwo dajemy się manipulować „twórcom nowego dobrobytu”. Trzeba uwolnić naszego chrześcijańskiego ducha od takich zniewoleń, iluzji i manipulacji, bo jak inaczej będziemy mogli bronić i tworzyć polską kulturę chrześcijańską? To duchowe oczyszczenie i umocnienie poprzez prawdę też jest ważnym celem istnienia i pracy Studium Kultury Chrześcijańskiej: musimy bowiem pomagać sobie i bliźnim tak, by nie gasić ducha.
„Tyle jest serc, które czekają na Ewangelię” – śpiewamy często w naszych świątyniach i podczas spotkań wspólnotowych, ale by się doczekały, to musimy tworzyć i umacniać kulturę chrześcijańską, by zniewolonym umysłom ludzi XXI wieku, a zwłaszcza dzieci i młodzieży, przywracać wolność przez prawdę i tylko mocą prawdy i chrześcijańskiej miłości, która jest jednocześnie źródłem i szczytem kultury chrześcijańskiej. Szczytem, który każdego dnia każdy chrześcijanin musi zdobywać.
Duchowa ojczyzna chrześcijanina
Pozwolę sobie sparafrazować Norwida i tak powiem: jesteśmy wielkim i wciąż jeszcze wspaniałym narodowym sztandarem chrześcijańskiej tradycji, ale z roku na rok coraz to bardziej słabnącym twórczym nurtem kultury polskiej, coraz bardziej rozbitą i bierną obywatelsko społecznością katolicką. Taka jest według mnie prawda i nie dajmy się oszukiwać rozmaitym iluzjom o dynamice polskiego katolicyzmu czy trwałości polskiej kultury chrześcijańskiej. Stąd potrzeba, byśmy wreszcie jako cały Kościół w Polsce, duchowni i świeccy razem, pomagali sobie wzajemnie. Wzajemnie – bo chrześcijaństwo to również wzajemność, braterstwo i solidarność, na nich też zasadza się kultura i cywilizacja chrześcijańska, żyjąca wiarą i nauczaniem Kościoła, a zwłaszcza naszymi indywidualnymi i wspólnotowymi osobowymi relacjami z Bogiem.
Nie rozpamiętujmy tego, co było, bo jeżeli nawet wróci, to już nie takie samo. Nie skupiajmy się na fenomenie zła, osłabiając swego ducha i poniekąd tym sposobem reklamując królestwo szatana. Tylko żywa wiara i wyrosły z niej czyn są skuteczną drogą budowania kultury chrześcijańskiej. Cennym wskazaniem są następujące słowa kard. J. Ratzingera z książki „Służyć Prawdzie”: „Fakt, że jestem chrześcijaninem, nie oznacza, że chrześcijaństwo otrzymałem w darze tylko dla siebie, że dzięki temu każdy może mnie odróżnić od tych, którzy odchodzą z pustymi rękami. Nie, chrześcijaninem jest się, w pewnym sensie wcale nie dla siebie, ale dla wspólnoty, dla innych, dla wszystkich. Kształtowanie się chrześcijanina, które zaczyna się na chrzcie świętym i trwa w ciągu całego życia, oznacza przede wszystkim kształtowanie w sobie gotowości do służby, której Bóg od nas oczekuje dla całości dzieła stworzenia. Oznacza to wyjście z egoizmu uznającego tylko siebie i przyjęcie nowej formuły egzystencji, mianowicie życia dla innych”. Wierzyć nie znaczy cofać się, lecz świadomie zmierzać ku celowi życia. Życia, które jest splotem Bożych przeznaczeń i praw oraz naszych osobistych wyborów. Dlatego tak ważne dla dziś i jutra kultury w Polsce, a może i w całej Europie, ale także – i nie wstydźmy się tego otwarcie mówić! – dla mojego i naszego zbawienia, jest dojrzałe nasze ludzkie i chrześcijańskie „ja”. To jest główny cel katolickiej formacji człowieka i wszelkich osobowych wspólnot. Niejako „nagrodą” za ten trud chrześcijaństwo i kultura chrześcijańska ponownie staną się dla wielu domem i duchową ojczyzną.
Kultura duszy – duszą kultury
A już na sam koniec jeszcze jedno nawiązanie do kard. Ratzingera, tym razem do rozważania w audycji radiowej „Kościół otwarty i zamknięty”, bodaj w 1984 roku: „Próbuje się dziś podczas świąt ulicznych upowszechnić kulturę i sprawić, by była znowu dostępna dla każdego, który nie może lub nie chce kupować biletów do teatru czy na koncert. Najpiękniejszą formą publicznej i otwartej dla wszystkich kultury były nasze kościoły otwarte aż do dziś. (…) Zachód (…) od dawna miał w kościele wspólny dom piękna o wiele wyższego rodzaju, w którym sztuka nie jest przywilejem nielicznych ani wyrazem przeszłości, lecz żywą teraźniejszością, wspólnym centrum życia, które wszystko przenika i promieniuje do codzienności. Dzisiaj, oczywiście, zagraża nam niebezpieczeństwo, że może coś zginąć, a strata ta będzie znakiem duchowej przepaści, która ostatecznie oznacza upadek kultury w barbarzyństwo. Coraz częściej wędrowiec stoi dzisiaj przed zamkniętymi drzwiami kościoła.
(…) Zamknięty kościół, w którym chronione ma być to, co wspólne, nie jest odpowiedzią, która mogłaby nas uspokoić. Oznacza ona bowiem, że kościół przestał być tym, czym był wcześniej, i że wspólne święte centrum życia, w którym wszyscy jesteśmy na siebie otwarci, w którym Bóg i świat świętych stoją przed nami otwarci, zanika. Oznacza to, że Kościół skapitulował przed prawami naszych czasów, w których wszystko jest już tylko rynkiem, a my sami w końcu też jesteśmy urynkowieni. (…) tylko obecność modlących się może chronić kościół od wewnątrz. Tylko oni mogą utrzymać otwarty kościół, ponieważ losy budynków kościoła są tutaj losem żywego Kościoła. Zamknięty budynek kościoła oznacza Kościół, który już nie może być otwarty od wewnątrz, ponieważ rozmija się z zepsutym duchem czasów. W tej perspektywie nie chodzi w żadnym wypadku o szczególne życzenia chrześcijan, lecz o możliwość autentycznego, ludzkiego bycia razem dla nas wszystkich. Słowa kardynała Faulhabera, że kultura duszy jest duszą kultury, są tu namacalnie prawdziwe. Zamknięte i splądrowane kościoły powinny stać się dla nas znakami ostrzegawczymi, które zaprowadzą nas z powrotem do kultury duszy, zanim będzie za późno”
Jerzy Marlewski
Artykuł ukazał się w numerze 06-07/2008.