Zaczęli 25 lat temu. Filharmonia im. Traugutta nie jest żadną instytucją, lecz tylko grupą przyjaciół połączonych wspólną ideą – ocaleniem od zapomnienia muzyki, która przez wieki krzepiła polskie serca.
W 1983 roku znanym programem „Boże, coś Polskę” zapoczątkowała działalność Filharmonia im. Traugutta, która świętuje w tym roku 25-lecie swego istnienia. Działa bez etatów i dotacji, a wszystkie jej poczynania artystyczne powstały dzięki społecznej pracy ludzi, którzy chcą, aby polska pieśń patriotyczna nadal żyła w naszym narodzie.
Na 120. rocznicę powstania styczniowego
Zaczęło się w stanie wojennym, kiedy niemal wszyscy artyści bojkotowali państwowe instytucje kultury. – Impulsem do stworzenia zespołu była 120. rocznica powstania styczniowego. Z tej okazji chciałem zrobić koncert pieśni powstańczych – wspominał przed laty śp. Tadeusz Kaczyński, muzykolog i wieloletni artystyczny szef Filharmonii.
Realizowane przez Filharmonię im. Traugutta programy w ciągu 25 lat jej działalności przeszły znaczną ewolucję – od skromnych koncertów z towarzyszeniem fortepianu, uzupełnianych wypowiedziami ważnych postaci historycznych, poprzez występy z udziałem orkiestry do spektakli teatralnych opartych na pieśniach śpiewanych przez kilkudziesięcioosobową grupę solistów.
Jedno pozostało niezmienione: do udziału w koncertach i spektaklach Filharmonii im. Traugutta zapraszani są wybitni śpiewacy, instrumentaliści i aktorzy, głównie młodszego pokolenia, oraz utalentowani absolwenci i studenci warszawskiej Akademii Muzycznej. |
W ówczesnej sytuacji na taki patriotyczno- religijny repertuar nie zgodziłaby się cenzura. Władze uważały bowiem, że w wykonywanych przez artystów utworach było zbyt wiele analogii do stanu wojennego. – Poprosiłem o pomoc księdza Jerzego Popiełuszkę. On właśnie zasugerował, by koncert zorganizować w kościele Ojców Dominikanów na ul. Freta. I tam wystąpiliśmy po raz pierwszy. Pieśni Powstania Styczniowego przeplatane były tekstami Romualda Traugutta, który wkrótce stał się patronem zespołu – mówił w 1998 roku Kaczyński.
Pasyjny festiwal „Crucifixus Est…”
Fot. Artur Stelmasiak
Pod wodzą Kaczyńskiego szybko zebrała się grupa oddanych patriotycznej idei muzyków. – Byłem wtedy studentem VI roku, tuż przed dyplomem. Zadzwonił do mnie znajomy i powiedział, że jest taki krytyk muzyczny, który zbiera zespół, bo ma pomysł na filharmonię w dawnym znaczeniu tego słowa: czyli towarzystwo miłośników muzyki – wspomina Ryszard Cieśla, obecny dyrektor artystyczny Filharmonii.
Zakazane pieśni na ustach
W ten sposób powstała grupa artystów, których połączyła wspólna idea – przypominanie zakazanych w PRL i nieznanych młodemu pokoleniu pieśni patriotycznych. Działali nielegalnie, dlatego też pierwsze koncerty organizowali pod parasolem Kościoła. Początkowo występowali w trzech warszawskich świątyniach: św. Jacka, Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny i św. Stanisława Kostki.
Życzliwe przyjęcie pierwszych koncertów zaowocowało dalszymi zaproszeniami, a zespół szybko przybrał nazwę Filharmonii im. Traugutta. – Z tego okresu mamy różne wspomnienia. Pamiętam jak pojechaliśmy np. do Sosnowca, „do jaskini lwa”, bo tam stacjonowało jednoze zgrupowań ZOMO – mówi Ryszard Cieśla w wywiadzie dla „Trubadura”, pisma Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Opery. – Mimo tego mieliśmy kościół pełen ludzi, którzy wyszli z pieśniami na ustach demonstracyjnie pokazując palcami literę V”. A po koncercie, gdy siedzieliśmy sami na dworcu zatrzymał nas patrol i zabrał wszystkie teksty – wspomina Cieśla.
Wkrótce pojawiły się następne zaproszenia – do wielu kościołów Warszawy oraz innych miast, m.in. Gdańska, Bydgoszczy, Torunia, Poznania, Krakowa, Nowej Huty, do wrocławskiej katedry (w związku z ponownym otwarciem Panoramy Racławickiej) i wreszcie na Jasną Górę (z okazji wielotysięcznej pielgrzymki rolników). Duchową opieką nad zespołem zajmowali się początkowo Ojcowie Dominikanie, a następnie ks. Wiesław Niewęgłowski krajowy duszpasterz środowisk twórczych.
Z biegiem czasu artyści przygotowywali następne programy na „niewygodne” dla komunistów święta. Szykowali koncerty związane z Konstytucją 3 Maja, pieśni legionowe, a w okresie bożonarodzeniowym dużą popularnością cieszyły się wieczory kolęd patriotycznych.
Z warszawskich kościołów do Kanady
Po przemianach w 1989 r. artyści zastanawiali się, czy nie rozwiązać zespołu. Wydawało im się, że czas śpiewania „nielegalnych” pieśni już się skończył. A teraz nadszedł okres normalności, w którym pieśni patriotyczne będą promowane przez powołane do tego instytucje. – Rychło jednak okazało się, że w nowej rzeczywistości o patriotyzmie trzeba mówić jeszcze częściej niż dawniej – uważał Tadeusz Kaczyński.
Nie zmienił się także charakter Filharmonii, która nie przekształciła się w żadną instytucję. Pozostała grupą przyjaciół związanych wspólną ideą uprawiania zaniedbanej a przecież tak ważnej dla zachowania tożsamości narodowej dziedziny muzyki, jaką jest pieśń patriotyczna i religijna.
Choć nie korzysta ze stałych dotacji i może liczyć jedynie na okazjonalne wsparcie sponsorów i instytucji, zespół przetrwał 25 lat i działa nadal. |
Pierwszą świecką instytucją, która zaprosiła do siebie Filharmonię im. Traugutta był Zamek Królewski, z którym zespół utrzymuje odtąd stałą współpracę. W dwusetną rocznicę Konstytucji 3 Maja na dziedzińcu zamkowym odbył się wielki koncert, przygotowany wspólnie z Reprezentacyjnym Zespołem Artystycznym Wojska Polskiego.
Muzycy z Filharmonii wciąż bardzo chętnie koncertują w świątyniach
Fot. Artur Stelmasiak
Inną instytucją, gdzie od roku 1988 zespół wykonuje swoje programy, jest Teatr Wielki. To w jego podwojach wielokrotnie przedstawiono wieczór kolęd patriotycznych zatytułowany „Podnieś rękę, Boże Dziecię”, spektakl legionowoułański, „My, Pierwsza Brygada” oraz inscenizowany koncert poświęcony Konstytucji 3 Maja „Witaj, majowa jutrzenko”.
Począwszy od roku 1990 Filharmonia im. Traugutta wyjeżdża także do rodaków za granicą. Pierwsze występy odbyły się w Brześciu i Grodnie, następnie w Wilnie i we Lwowie, Budapeszcie oraz w Kanadzie, gdzie tournee z wieczorem kolędowym objęło aż 11 miast. Przez te wszystkie lata artyści starali się być wszędzie tam, gdzie płynie polska krew.
Pamiętają o Kościele
Muzycy jednak nie zapomnieli jak wiele zawdzięczają Kościołowi. Wciąż śpiewają w świątyniach i organizują również sakralne festiwale. Największym z nich jest „Crucifixus Est…” – największy wielkopostny festiwal w Polsce. Przez cały Wielki Tydzień koncerty odbywają się w kościele środowisk twórczych oraz w innych warszawskich kościołach.
Zdaniem artystów koncerty są muzycznym preludium, do tego co ma się wydarzyć podczas Wielkiej Nocy. – Najważniejsze jest, aby utworzyć jak najlepszą muzyczną oprawę tego, co będzie się działo na ołtarzu – mówi Krzysztof Kur. Oprócz wymiaru sakralnego festiwal jest wielka gratką dla melomanów. Bowiem co roku, w koncertach bierze udział kilkuset wybitnych muzyków.
Festiwal przez niektórych uważany jest za ostatnie wielkopostne rekolekcje w stolicy. – Wierzymy, że melomanom nasza muzyka pozwala lepiej przeżyć i przygotować się do najważniejszego chrześcijańskiego święta – mówi Krzysztof Kur, dyrektor Filharmonii.
Artur Stelmasiak
Artykuł ukazał się w numerze 10/2008.