Duchowe dziedzictwo Powstania Styczniowego jest obecne w polskim słowie, zwłaszcza w poezji
Ojczyzna, po krwawej klęsce ostatniego powstania, jak to ujął poeta Stanisław Baliński – „ranna w serce, bezbronna w cierpieniu”, wciąż przecież żyła w sercach swoich córek i synów. Na dnie straszliwego porażenia trudno było jednak uniknąć pytania: czy należało aż za tak wysoką cenę. Odpowiedź negująca styczniowy zryw powstańczy oznaczałaby jednak nie tylko zakwestionowanie bezprzykładnej ofiary, ale i poddanie w wątpliwość najważniejszych słów okresu niewoli, wyrastających z przekonania, że „Jeszcze Polska nie zginęła….”, a dobitnie wyrażonych z niebywałą prostotą przez Juliusza Słowackiego w wierszu Sowiński w okopach Woli:
Choćby nie było na świecie
Jednego już nawet Polaka,
To ja jeszcze zginąć muszę
Za miłą moją Ojczyznę,
I za ojców moich duszę
Muszę zginąć…
To przekonanie, po ludzku biorąc, przerażające, sprawiło, że nawet „święte przymierze” europejskich potęg okazało się bezsilne wobec – jak to ujmowano – „kwestii polskiej”. Trudno bowiem wymordować cały tak liczny naród.
Nawet więc pójście „w bój bez broni” nie było czynem szaleńców, ale wyrazem rozpaczy w sytuacji – w pełnym znaczeniu tego słowa – tragicznej. Wobec okrutnych działań bezwzględnego zaborcy innego wyjścia nie było. Rezygnacja z walki oznaczała zakucie tysięcy młodych „w sołdaty”, pobór do obcego wojska na długie lata.
* * *
Polacy nigdy nie pogodzili się z niewolą, co znalazło wyraz w naszej poezji, od twórczości „wieszczów” począwszy. Zygmunt Krasiński pisał:
Cokolwiek będzie, cokolwiek się stanie,
Czy strach i popłoch zdejmie ziemię wszędzie,
Aż świat od osi zadrży po krawędzie,
Czy mądrość święta w pokoju zasiądzie
I pod nią ziemia ta odetchnie biedna,
A ona wszystko zgodzi i pojedna –
Cokolwiek będzie, cokolwiek się stanie,
Jedno wiem tylko: sprawiedliwość będzie,
Jedno wiem tylko: Polska zmartwychwstanie
[…]Odzyskanie wolności zyskało od początku sankcję religijną. Zaledwie w dwa lata po wymazaniu Polski z mapy Europy powstała nieśmiertelna Pieśń legionów Józefa Wybickiego, wyrastająca z wiary, że Ojczyznę, tak jak Boga, każdy z nas nosi w swoim sercu. W 1805 r. zaś powstał potężny Hymn do Boga Jana Pawła Woronicza, którym kapłan i poeta, Prymas Polski, zakończył słowami Stwórcy, mówiącymi o zmartwychwstaniu Ojczyzny: „Kości spróchniałe powstańcie z mogiły, / Przywdziejcie ducha i ciała, i siły!”
Podobnie myśli znajdziemy w poezji Juliusza Słowackiego, który niemal nieznany za życia, święcił swoje „za grobem” zwycięstwo:
Kiedy prawdziwie Polacy powstaną,
To składek zbierać nie będą narody,
Lecz ogłupieją… i na pieśń strzelaną
Wytężą uszy… odemkną gospody…
Nie tylko te potężne słowa określały stan ducha uciemiężonego narodu. Konstanty Gaszyński, przyjaciel młodości Zygmunta Krasińskiego, napisał niezwykle popularny w okresie międzypowstaniowym wiersz Czarna sukienka, który swoje apogeum przeżywał po 1863 r.:
Schowaj, matko, suknie moje,
Perły, wieńce z róż:
Jasne szaty, świetne stroje –
To nie dla mnie już.
Niegdyś jam stroje, róże lubiła,
Gdy nam nadziei wytryskał zdrój,
Lecz gdy do grobu Polska zstąpiła,
Jeden mi tylko przystoi strój:
Czarna sukienka!
W kraju trwała niekończąca się żałoba narodowa, widoczna zwłaszcza w strojach naszych pań. Spowodowało to surowe restrykcje władz zaborczych, które pod groźbą kary wydały zakaz jej manifestowania. Na niewiele to się zdało. Pojawiła się nawet „żałobna” biżuteria – zamiast klejnotów noszono ozdoby z żelaza, nierzadko w kształcie krzyży z emblematami powstańczymi, koron cierniowych i kajdan.
* * *
Powstanie – co należy podkreślić – nie było nagłym porywem jakiejś niewielkiej grupy spiskowców, co jeszcze po latach tak jednoznacznie wyraził wspomniany Stanisław Baliński w wierszu zatytułowanym Kalendarzyk z roku 1863:
A tymczasem w ojczyźnie po nocach u ludzi
Jakaś nowa nadzieja od nowa się budzi.
„Tak żyć nie można – mówią – niech co chce się stanie,
Pan Bóg nam dopomoże!” – I przyszło powstanie.
Historia o tym mówi strofą balladową,
Zaczynając tym słowem: „W czarną noc zimową…”
Przytoczmy jeszcze słowa dziadka, „co był na zesłaniu”, zapisane w owym kalendarzyku:
Chociaż wszystko stracone, wierzę w przyszłość kraju.
Lecz nie o cud się modlę, ale o człowieka,
Bo od ludzi zależna przyszłość, co ich czeka.
Od nich zależy tylko: zdobyć ją czy stracić,
A za wolność – pamiętaj – drogo trzeba płacić.
Poeta, który powrócił do minionej historii już po opuszczeniu kraju w 1939 r., powtarzał za Stefanem Żeromskim, który w Śnie o szpadzie napisał słynne słowa: „Bo tylko poezja polska nie opuści cię, nie zdradzi i nie znieważy, żołnierzu”. W wierszu Do poezji polskiej czytamy:
O, wielka pieśni polska, jak ciebie nam kochać,
I jakich słów mam dobrać, żeby to powiedzieć!
Kraj bowiem nie oznacza dla mnie granic tylko,
Ludzi, ziemi i lasów, kamienia i wody,
Ale oznacza jeszcze coś więcej, coś głębiej,
Coś, co tak tajemniczo wiąże. To – poezja.
[…]
Jeszcze piękniej ów „spóźniony romantyk” ukazał miejsce poezji w polskiej świadomości okresu niewoli w wierszu Ojczyzna Szopena:
Cóż to była za dziwna, romantyczna Pani,
Wszyscy się w niej kochali, umierali dla niej.
Wszyscy cierpieli za nią najdotkliwsze krzywdy,
Nawet ci, co jej oczu nie widzieli nigdy.
[…]
Tylko czasami nocą, gdy rozpacz opada
I gdy Szopen, jak widmo, gra im na pianinie,
Zjawia się, cała w czerni, staje przy nim blada
I śpiewa do nich cicho – że jest, że nie zginie.
* * *
Powstanie styczniowe miało nie tylko swoją poezję, ale i swojego poetę. Mam na myśli oczywiście Mieczysława Romanowskiego, jednego z – jak ich nazwano – „przedburzowców”, trzeciego już pokolenia naszego romantyzmu, które najpełniej wypowiedziało się w latach 1856–1863. Jego twórczość, wtórna w stosunku do wielkich poprzedników, zwłaszcza Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego, do których świadomie nawiązywał, może wydawać się zbyt „literacka”, konwencjonalna. Czytając jednak takie wyznania, jak to z jednego z listów do siostry „Józieńki”, już nie jesteśmy tacy skorzy do podobnych sądów:
„Przekonany jestem – pisał poeta – że każda rodzina musi dać w przeciągu pewnego czasu kilka ofiar na ołtarz społeczny. Z rodziny Romanowskich, o ile wiem, dawno takiej ofiary nie było. Może mnie los wybrał. Jeśli tak, niech się spełni jego wola. Ci szkodzą, co się cofają, ci, co padają, kładą się jako podwaliny przyszłej budowy”.
W wierszu Kiedyż? wołał: „Ach! kiedyż za ciebie w bój skoczym spragnieni,/ O! Polsko, ty matko miłości?”. Stąd ówcześni zwłaszcza młodzi czytelnicy niezwykle żywo reagowali na jego twórczość, oczekiwali nowych wierszy. Jeden z nich, zatytułowany Na dziś, stał się swoistym wyznaniem wiary powstańczego pokolenia, które nabożnie wręcz powtarzało za autorem:
[…]
Tak z pokolenia idźcie w pokolenie,
Płomienni sercem – we wiecznej młodości,
Niechaj krwi ojców ożywcze strumienie
Potężne dęby pędzą z latorośli!
Pieśnią zbawienia będziecie śród ludów;
Zwątpiałych fala słuchając was mnoga
Niech się obaczy porwaną w świat cudów,
Z cudów za wami niech idzie do Boga.
Szczęśliwy, komu los hartował bolem
Miłość – kto gorycz w ciszy pił aż do dna!
Nad płaz się bowiem wzniósł, jak ptak nad polem,
Dusza w nim czynów piorunowych godna.
On będzie w słowie miał moc błyskawicy,
proroctwo święte w utrapienia chwilach
Lub archanielski miecz w swojej prawicy
I Leonida śmierć na Termopilach.
Napisany w 1860 r. liryk Co tam marzyć! stał się zaś jedną z najpopularniejszych powstańczych piosenek, i to nie tych elegijnych, wyrażających zbiorowe emocje, ale typowo żołnierskich, jakich tradycja dotrwała do naszych czasów:
Co tam marzyć o kochaniu,
O bogdance, o róż rwaniu –
Dla nas nie ma róż!
My – jak ptacy na wędrówce –
Dziś tu, jutro na placówce
Może staniem już.
Przebywając we Lwowie, nie był bezpośrednio zaangażowany w przygotowania do Powstania. Kiedy jednak dotarł do miasta manifest Tymczasowego Rządu Narodowego z 22 stycznia 1863 r., już 1 lutego usiłował nielegalnie przekroczyć granicę Królestwa Kongresowego. Aresztowany kilka tygodni przebywał w więzieniu. Nie wpłynęło to na zmianę jego decyzji. Po uwolnieniu udał się do rodzinnego Żukowa, by pożegnać się z najbliższymi. Na początku marca opuścił Lwów. W Medyce u zaprzyjaźnionego Mieczysława Pawlikowskiego spotkał się z jednym z dowódców powstańczych, Marcinem Borelowskim, „Lelewelem”. Został jego adiutantem. Oddział 8 kwietnia wkroczył na teren zaboru rosyjskiego i włączył się do walki. Mieczysław Romanowski zginął w bitwie pod Józefowem 24 kwietnia w niespełna dwa tygodnie po swoich 29. urodzinach.
Józef Szujski napisał w krakowskim „Czasie”: „Pośród poległych na polu chwały pozostał adiutant oddziału »Lelewela« – Mieczysław Romanowski. W rozpaczliwym boju z pięciokroć silniejszym nieprzyjacielem walczył jak lew, drogo sprzedając swe życie”.
* * *
Nasza poezja, cała literatura czuwała u korzeni wolności, nie pozwoliła, by kolejne pokolenia „urodzonych w niewoli, okutych w powiciu” uległy duchowi niewoli, uznały – by nawiązać do znanej bajki Ignacego Krasickiego – że w klatce są „lepsze niż w polu wygody”. Stąd duchowe dziedzictwo Powstania Styczniowego, od wielkich powieści okresu pozytywizmu, Lalki i Nad Niemnem do dziś obecne jest w polskim słowie.
Waldemar Smaszcz