Cyprian Norwid to niedoceniony za swego życia reformator polskiej poezji. Wiedział, że wolna Ojczyzna będzie potrzebowała przeobrażenia w tej dziedzinie i za jego przyczyną mogło się ono wydarzyć. W II Rzeczpospolitej znaleźli się twórcy, którzy wypełnili jego duchowy testament.
Samotność – sonet, z którego zaczerpnąłem tytułowy cytat, otwierający zbiorowe edycje poezji Cypriana Norwida, brzmi jak groźne memento, jak Fatum, by przywołać tytuł innego wiersza poety:
Jak dziki zwierz przyszło
N i e s z c z ę ś c i e do człowieka
I zatopiło weń fatalne oczy –
– Czeka – –
Czy człowiek zboczy?
II
Lecz on odejrzał mu –
jak gdy artysta
Mierzy swojego kształt modelu –
I spostrzegło, że on patrzy
– co? skorzysta
Na swym nieprzyjacielu:
I zachwiało się całą postaci wagą
– – I nie ma go!
To najprostszy sui generis komentarz do jakże tragicznego losu Wielkiego Samotnika naszej poezji, któremu „Boży-palec […] / Żyć […] rozkazał w żywota pustyni”, a on z heroizmem przyjął wszystko, co go spotkało. Norwid – on jeden! – stanął wobec wielkiego dziedzictwa wieszczej poezji i bodaj większych jeszcze wyzwań, jakie niosła współczesność. Wiedząc, że „P r z e s z ł o ś ć – t o d z i ś , tylko cokolwiek dalej…”, był przekonany, że wolna ojczyzna będzie potrzebowała nowej poezji. A jak widział „swoją” ojczyznę, świadczą liczne wiersze, z tym – najznakomitszym! – tak właśnie zatytułowanym, Moja ojczyzna:
Kto mi powiada, że moja ojczyzna:
Pola, zieloność, okopy,
Chaty i kwiaty, i sioła
– niech wyzna,
Że – to jej stopy.[…]
Ojczyzna moja nie stąd
wstawa czołem;
Ja ciałem zza Eufratu,
A duchem sponad
Chaosu się wziąłem:
Czynsz płacę światu.
Naród mię żaden nie
zbawił ni stworzył;
Wieczność pamiętam
przed wiekiem;
Klucz Dawidowy usta mi odtworzył,
Rzym nazwał człekiem.
Ojczyzny mojej stopy okrwawione
Włosami otrzeć na piasku
Padam: lecz znam jej
i twarz, i koronę
Słońca słońc blasku.
Dziadowie moi też nie znali innej;
Ja nóg jej ręką tykałem;
Sandału rzemień nieraz
na nich gminny
Ucałowałem.
Brak tu miejsca na szczegółową analizę tego niezwykłego wiersza, jakże odmiennego od poezji romantycznej. Tak mógł pisać jedynie człowiek wolny, który nawet nie mając nic, „czynsz płacił światu”, bo dawał mu swój wielki talent i wolną myśl; głęboki chrześcijanin, który w zamyśle Boga był przed stworzeniem nieba i ziemi, a jako człowiek sięgał „zza Eufrat”, czyli do początków ludzkiej cywilizacji. Znał niedolę swojej ojczyzny, której „stopy okrwawione / Włosami otrzeć na pisaku” padał, lecz znał też „jej twarz i koronę…”.
Takiego wiersza nikt przed Norwidem nie napisał, a bez tych słów i ojczyzna, i polska poezja, a wreszcie my wszyscy, bylibyśmy o wiele, wiele ubożsi. Cyprian Norwid miał świadomość swojej – nie waham się napisać – misji, swego posłannictwa, dlatego gotów był zmierzyć się z wieszczą tradycją i podjąć pracę, która doprowadzi do Zmartwychwstania ojczyzny i społeczeństwa. Pewny swoich racji, nie mógł ustąpić choćby na krok, wskutek czego znalazł się w sporze bodaj ze wszystkimi, stąd nawet tak bliski poecie Zygmunt Krasiński upominał go, że to droga donikąd:
Jednostronnyś i niesprawiedliwyś – pisał autor Nie-Boskiej komedii. – Żyjesz żywotem albo bożym, albo pośmiertnym, ale nie w czasie, nie pośród ludzi i z ludźmi. Żyjesz w wieczności. Wszystko, tu prawdy wyrabiają. […] Miej więcej prostoty, a mniej podejrzliwości i drażliwości – nie myśl o jednych, że są aniołami, czy osobach, czy stronnictwach całych, bo takich aniołów nie ma zewnątrz Ciebie, są tylko wewnątrz ideału Twego. […] Jeśli dozwolisz prawdę Ci powiedzieć, staraj się ludziom wyraźniej i jaśniej kłaść w duszę ideę Twą. Trza być bratnim, miłosiernym, kochającym. Jasność zaś w mowie i piśmie jest mowy i pisma bratnią dla ludzi miłością. Ciemność zaś egoizmem – bo ty używasz i rozkoszujesz, a ludzie nie używają i nie rozkoszują. Jak arystokrata się z nimi obchodzisz. Tu potrzeba być demokratą. Jedyną tę uwagę Ci tu piszę: światło powinno być s z t u k i o d d e c h e m ! […] Wszystkie giętkości, wszystkie skarby, wszystkie żyzne i morza i lądy, i błękity, leżą utopione w Tobie – ale nie rozcinasz dość wód od lądu, nieba od ziemi”.
Norwid-artysta jednak był już znacznie, znacznie dalej. Przekonany – co jednoznacznie ujął we wstępie do Vade-mecum – „że poezja polska […] znajduje się w krytycznej chwili”, wystąpił z wierszami, które miały dokonać „skrętu koniecznego” w naszej poezji. Niestety, chociaż tytuł owego fundamentalnego tomu głosił: „Pójdź za mną”, to – powtórzmy za Tymonem Terleckim – „Nikt za Norwidem nie poszedł. Nikt nawet nie dosłyszał jego wezwania”.
Poeta nie ustawał wszakże w zabiegach, by ów najważniejszy jego tom ukazał się drukiem. W liście do Józefa Ignacego Kraszewskiego napisał: „Vade-mecum jest rzecz na progu nowego cyklu poetycznego w Polsce […]. Poezja polska tam pójdzie, gdzie główna część Vade-mecum wskazuje sensem, tokiem, rymem i przykładem. Czy chcą czy nie chcą – wszystko jedno”.
Poezja polska jednak przez ponad pół wieku rozwijała się bez Norwida. Nikt nie jest w stanie powiedzieć z jaką stratą i jakimi konsekwencjami. Po stu latach zaś wspomniany Tymon Terlecki z żalem mógł jedynie napisać o „symbolicznym wskazaniu” tytułu Norwidowego „setnika” wierszy: „Jest nim natężona wola niezależności, odwaga ryzyka, konsekwencja moralna i artystyczna, desperacka wierność sobie. A ta wola rozstrzyga o przemianach w sztuce, ta wierność, odwaga i konsekwencja rozstrzygają o życiu sztuki i narodu”.
Niewielkie to pocieszenie dla poety, który mógł tylko wyznać z goryczą: „Syn – minie pismo, lecz ty spomnisz wnuku, / […] odczyta o n , co ty dziś czytasz, / Ale on spomni mnie… bo mnie nie będzie!”.
Znalazł się wszakże przynajmniej jeden „syn”, który „odczytał” – i to jak! – dostępne wiersze Norwida, autor pamiętnych Wspomnień niebieskiego mundurka, Wiktor Gomulicki, i, o czym już się prawie nie pamięta, finezyjnych poezji. On pierwszy nazwał autora Mojej ojczyzny „wielkim poetą, ani za życia, ani dotąd niepoznanym”, zachęcając ówczesną krytykę do poświęcenia Norwidowi choćby „chwili marnej”. W liście do Cezarego Jellenty pisał: „…z powodu częstego posługiwania się symbolami oraz formy nieco sfinksowej, twórczość tego poety przypomina nowe kierunki w literaturze i sztuce”. Z radością też podzielił się swoimi norwidaliami z Zenonem Przesmyckim, Miriamem, który Norwidowi poświecił niemal całe swoje życie. Dzięki jego publikacjom, zwłaszcza Norwidowemu numerowi wydawanej „Chimery” (tom ósmy, datowany 1904, ukazał się na początku 1905 roku), zapomniany za życia Wielki Samotnik stał się wreszcie „poetą żywym”.
„Odkrywanie” Norwida to długi proces rozłożony na dziesięciolecia burzliwej naszej historii, który sam w sobie zasługuje na wnikliwe studium. Progiem było – jak bodaj we wszystkich dziedzinach życia społecznego – odzyskanie niepodległości. Swoje prace kontynuował perfekcjonista Miriam, atakowany za przetrzymywanie „narodowego skarbu”. Badacz zamierzył Pisma zebrane, co przy stanie spuścizny Norwida wymagało benedyktyńskiej pracy. Niemniej w lata Polski Niepodległej wszedł Miriam z czterem potężnymi tomami, które bardzo przysłużyły się pierwszym popularnym wydaniom tak oczekiwanej poezji. Niemałą też rolę odegrali poeci kolejnych generacji i rozwijająca się wręcz żywiołowo (choć często efemeryczna) prasa kulturalna.
Wielkim wręcz czcicielem Norwida był związany ze Skamandrytami, najgłośniejszymi poetami początku II Niepodległości, Wilam Horzyca, który w latach 1928 – 1937 redagował miesięcznik „Droga”, na łamach którego publikował utwory tak bliskiego sobie poety, m.in. wstrząsający wiersz Syberie:
Pod-biegunowi! na dziejów odłogu,
Gdzie całe dnie
Niebo się zdaje przypominać Bogu:
„Z i m n o i mnie!…”
Wrócicież kiedy? – i którzy? i jacy?
Z śmiertelnych prób,
W druga Syberię: pieniędzy i pracy,
Gdzie wolnym – grób!
Lub wpierw, czy? obie takowe
Syberie,
Niewoli dwóch,
Odepchnie nogą, jak stare liberie,
Wielki-Pan… Duch!
Wiersz-arcydzieło, na wskroś Norwidowy, pod każdym względem. Jestem przekonany, że na podstawie tego jednego utworu można wskazać na bodaj wszystkie najważniejsze cechy sztuki Norwida! Od tytułu począwszy…
Autor nie kłania się „okolicznościom”; Syberia carów, miejsce martyrologii i nierzadko kaźni najlepszych z narodu, w tym naszej młodzieży (wstrząsająca scena z III części Dziadów, kiedy wierny lud opuszcza świątynię i księdza „z kielichem w ręku”, by po raz ostatni pożegnać wywożonych na Sybir), nie różni się niczym od „drugiej Syberii: pieniędzy i pracy, / Gdzie wolnym – grób!”. A co za obrazowanie, jaka metaforyka! Zamiast poezji opisowej, ukazującej nieludzkie cierpienia syberyjskie, dwa określenia: „pod-biegunowi” oraz „na dziejów-odłogu”, które mówią wszystko, a przy tym jakże uniwersalizują poetyckie sensy. Zesłańcy nie tylko są skazani na nieludzkie mrozy, ale i znajduję się poza wszelkim prawem, są – powtórzmy – „na dziejów- odłogu, tam, gdzie państwo carów, poza historią. I wreszcie ta niezwykła metafora: „Niebo sie zdaje przypominać Bogu: / ››Zimno i mnie!…‹‹.” Bóg skarży się Bogu. Jest tylko jedna taka skarga, w Nowym Testamencie…
Norwida także drukował znakomity poeta, jedyny ze Skamandrytów, który trafił do Akademii Literatury, a więc grona naszych nieśmiertelnych, Kazimierz Wierzyński. W latach 1931 – 1932 poeta redagował tygodnik „Kultura”:
„Postanowiłem – pisał w Pamiętniku poety – poprosić Miriama-Przesmyckiego o nieznane rzeczy Norwida […]. Miriam trwał jak milcząca i niedostępna twierdza na straży rękopisów norwidowskich […].
Z pewnym onieśmieleniem zadzwoniłem do Miriama. […] Ku mojemu zdziwieniu przyjął mnie jak najżyczliwiej. […] O swoich poszukiwaniach norwidowskich opowiadał fascynująco. […] Bez ociągania ofiarował mi kilka nieznanych tekstów Norwida, wiersze i prozę, opatrzył je przypisami i następnie sam zrobił korektę”.
W „Kulturze” ukazały się trzy utwory Norwida: eseje filozoficzne Zmartwychwstanie narodu i Znicestwienie narodu oraz wiersz Cacka.
Wreszcie na początku 1932 roku ukazał się ogromny tom – 646 stron! – Poezji wybranych w opracowaniu i z niezwykle erudycyjnymi przypisami Miriama, które krytyka uznała za „kopalnię niesłychanie ważnych wiadomości”. Wacław Borowy zaś, profesor i niezwykły znawca poezji, „artysta na katedrze”, jak go nazywano, poszedł jeszcze dalej, pisząc: „… dają coś o wiele większego niż komentarz: […] stanowią one właściwie obszerną monografię o Norwidzie-poecie…”. Edycja ta wyznacza przełom w recepcji Norwida. Odtąd mógł po tę poezję sięgnąć każdy czytelnik i – co szczególnie ważne – każdy z młodych poetów, którzy dopiero szukali swojej drogi artystycznej. Wspomnę jedynie o trzech z nich, za to najwyższej miary.
Szczególnie poruszające jest świadectwo Jerzego Lieberta, autora wiersza Rozmowa o Norwidzie. Już w roku 1924, a więc przed wspomnianymi tu publikacjami wierszy Norwida, pisał w liście do ukochanej Agnieszki (jeszcze jako uczeń gimnazjum!): „Siedzę po całych dniach z Norwidem. Jest taki króciutki jego wiersz Trzy strofki, który umiem na pamięć”. Rok później: „Chcę napisać dłuższy wiersz o Norwidzie, ale muszę mu znaleźć odpowiednią formę.
Inaczej będzie plajta”. Niedługo potem znowu w korespondencji powraca Norwid: „Przeglądając ostatnie numery ››Przeglądu Warszawskiego‹‹ znalazłem w jednym piękny, nieznany dotąd wiersz Norwida. Gdy kupię ten numer (drogie są, po 6 zł), przyślę Ci go. Bardzo piękny wiersz i tak bardzo odpowiadający mi w tej chwili”.
I jeszcze jeden cytat, świadczący, jak bardzo młody poeta zżył się z poezją Norwida: „Skierowano do mnie jakiegoś pana Huszczę, który ma już 30 lat i pisze wiersze. Prosił, żebym powiedział, co sądzę. […] Wiersze są słabe, ale musi to być bardzo dobry człowiek, bardzo tęskniący do Boga. Prawdopodobnie nie zna on Norwida, bo całą młodość do ostatnich czasów siedział w Rosji, a jednak wiersze jego przypominają Norwida, oczywiście 90% wody”.
Młodszy o jedenaście lat od Jerzego Lieberta ks. Jan Twardowski także w latach gimnazjalnych zainteresował się Norwidem, co było tym łatwiejsze, że były już dostępne wybory poezji autora Vade-mecum. W roku 1934 powstał Wiersz do Cypriana Norwida, po latach zaliczony przez autora do juweniliów. I chociaż w późniejszej twórczości brak bezpośrednich odnośników, to na pewno na charakterze liryki księdza-poety zaważył kontakt z poezją i myślami Norwida, choćby dzięki bliskim kontaktom i rozmowom z Wacławem Borowym, uniwersyteckim mistrzem ks. Twardowskiego.
Osobnego omówienia zasługują relacje miedzy dziełem autora Promethidiona a Janem Pawłem II, który uważał się za duchowego ucznia Norwida, co tak otwarcie i głęboko wyraził w wypowiedzi przygotowanej z okazji spotkania z delegacją Instytutu Dziedzictwa Narodowego, przybyłą do Watykanu z urną zawierająca ziemię z domniemanego grobu poety. Ojciec Święty powiedział wówczas m. in.: „Chciałem rzetelnie spłacić mój osobisty dług wdzięczności dla poety, z którego dziełem łączy mnie bliska, duchowa zażyłość, datująca się od lat gimnazjalnych”.
Tak oto trzej gimnazjaliści II Rzeczpospolitej okazali się owymi „wnukami” zapomnianego za życia poety, co świadczy, że ziarno zasiane przez Wiktora Gomulickiego i Zenona Przesmyckiego nie padło na skałę. Wolny poeta wolnej myśli znalazł wreszcie w wolnej ojczyźnie godnych swego dzieła odbiorców.
Waldemar Smaszcz
/wj