W poezji Karola Wojtyły jest godna podziwu umiejętność nawiązania do najwartościowszych polskich tradycji literackich, do romantyzmu, twórczości Cypriana Kamila Norwida, a także naszych „wielkoludów” – Stanisława Wyspiańskiego czy Jana Kasprowicza.
Kiedy czyta się wiersze Karola Wojtyły napisane w 1938 i 1939 roku, niepodobna nie zachwycać się poziomem Gimnazjum im. Wadowity w Wadowicach, którego był wówczas świeżym abiturientem. Jeśli przyjąć nawet, że mamy do czynienia z młodym geniuszem słowa i myśli, obdarowanym zarazem łaską wiary bez szczelin dla jakichkolwiek wątpliwości – jeśli to w ogóle jest możliwe – to i tak tego podziwu nie zmniejsza. Niezależnie bowiem od tego, że tematyka Renesansowego psałterza – bo o utworach z tego zbioru mówimy – z podtytułem Księga słowiańska, jak również wizje tam zawarte i zwłaszcza różne poetyckie rozwiązania w nich zastosowane – są, poza samoistną wartością każdego z tych wierszy, jednym wielkim świadectwem znakomitego wykształcenia humanistycznego i literackiego, jakie młody poeta otrzymał w szkole wadowickiej. O czym tu mowa?
Poezje słowem i światem pisane
Naturalnie, o godnej podziwu umiejętności nawiązania w tych poezjach słowem i światłem pisanych do najwartościowszych polskich tradycji literackich, czyli do romantyzmu, twórczości Cypriana Kamila Norwida (którego nie da się zamknąć w żadnym określonym nurcie literackim i filozoficznym), a także do takich naszych „Wielkoludów”, jak Stanisław Wyspiański czy Jan Kasprowicz. A mianem poezji słowem i światłem pisanych określił je sprawca osobnego, albumowego wydania zbioru, z wysmakowanymi zdjęciami Adama Bujaka, czyli krakowskie Wydawnictwo „Biały Kruk” (zapewne są one autorstwa Marka Skwarnickiego, głównego konsultanta Jana Pawła II w sprawie wydań Jego utworów poetyckich, autora przedmowy do albumu).
Trzeba powiedzieć, że owych nawiązań wielorakich (bezpośrednich, tematycznych, językowych itd.) młodziutki poeta dokonywał wyraźnie nie dlatego, że bezwiednie był pod wpływem przeszłych osiągnięć wielkiej polskiej poezji, od romantyków aż po skamandrytów (o takich nawiązaniach mówią literaturoznawcy), lecz dlatego że świadomie pragnął to uczynić, by nasycić swoje utwory słowiańską polskością (czy polską słowiańskością), gdyż w ich istotnej treści o całkiem inne sprawy mu chodziło. Owszem, czytamy na przykład:
Na psalmy wychodzisz wieczorem. Czemu jest w ziemi boleść? I w grudzie każdej się kryje karmazynowy stop?
Zapytaj się matki w odwieczerz, karmazynowym znojem Gdy niwę rozchełstaną radłem rozrzuca chłop –
A dowiesz się w odpowiedzi: – że wrosła nam w ciała i dusze I ból jej z naszych jest bolów: w jedno stopiony kruszec.
I jest tutaj intencja podniesienia do wymiaru wielkiej siły i ważnego znaczenia tego wszystkiego, czym jest owa ziemia słowiańska, do której poeta tyle razy się odwołuje:
Tedy ci powiem ziemio, rodzima dziedzino (…) – Tum się nauczył, matko, odmiennej nauki, Stąd-em wysnuł tajnicę słowiańską. Tum odkrył Tę prawdę, którą twoje wyszumiały buki, Tu melodią łaskawą Pan mej duszy dotknął. I jam się też rozszumiał – buk między bukami, Tako mi święte stało pasterskie śpiewanie, Żem zamarzył – syn Piastów – izraelski Dawid, By mi na czoło Pańskie zeszło pomazanie…
Ale właśnie – cel, głęboko pojęty cel tych wizji i obrazów, w których podmiot liryczny jest zarazem Piastowiczem, karmazynowym człekiem, a więc spadkobiercą – nazwijmy to wprost – etosu szlacheckiego, a zarazem młodzieńcem stającym przed wyborem drogi – otóż cel ów jest transcendentny, nie-ziemski, sakralny. Ciągle przemawiając do ziemi, podmiot liryczny – czy może raczej liryczno-heroiczny, mówi:
Wśród twoich ścieżyn kwietnych biegałem jak pasterze, Ziemio moja rodzinna – i łączyłem z Bogiem Drożyny twe pagórne i pleniłem chwasty I umiatałem szlaki jasne Idącemu. Z ciebie jest wiosna tęsknot, wiosenne przeczucie I chęć, żeby w objęcia wysokiemu Niebu Rzucić ciało swe młode – od małości uciec – – (…)
W poemacie zatytułowanym Poezja (Uczta czarnoleska), znajdującym się w zestawie wierszy zatytułowanych Symphonie – Scalenia, ów pieśniany władyka (…) królewski karmazyn (Taki jestem, Piast lniany…), ale także (I z was jestem, z was jestem) ja – Grek i Słowianin – włodarzy i uczestniczy w owej uczcie, w której najważniejszym zawołaniem jest: „Kochajmy się! – i bratnia się rozrasta Milość (…)”. Ale w tej samej pieśni w innym miejscu, tuż po inwokacji do… Dionizosa (który misteriów wrota nam uchylił) następują słowa:
Zgadywać ludzkie serca jest dane poetom, Zakuwać słowa w Boży, w Chrystusowy łańcuch – O Święty! Swój i bliźni ból w poezji przetop I daj się bracie modlić na cudnym różańcu.
Nie sposób tutaj przekazać ani treści, ani formy całego Psałterza renesansowego, pełnego rozmaitych poetyckich rozwiązań, skojarzeń, świadomych chwytów, naśladowań (szczególnie w języku, często nieco archaizowanym), różnych lirycznych i obrazowych piękności, ziemi muzyki i słowa (muzyce i słowu poświęcone są odrębne poematy), dzieł ludzkich (Ballada wawelskich arkad) i przede wszystkim wszelkich dzieł Boskich. Ale całe to spoetyzowane bogactwo poddane jest jednej zasadniczej myśli, jednemu panowaniu, jednemu podporządkowaniu – poddane jest Niebu. Autor dał tego jasną wykładnię w drugim przypisie do Sonetów i Uczty czarnoleskiej (jeśli nie liczyć dwu wierszy, jak gdyby zupełnie odrębnych, Psałterz otwiera 17 Sonetów – Zarysów, których fragmenty były przytoczone na początku):
Do ludzi, w których bogactwo takie czuję – mówię, Droga gotycka wzwyż, renesansowa wszerz. Drogi się przecinają Z przecięcia kształt, Zbawienie, Krzyż. Mówię to, żem chrześcijanin – i żem Polak.
Że wykładnia ta jest w Norwidowskim stylu, nawiązująca do teologicznego wiersza Krzyż i dziecko, nikogo chyba przekonywać nie trzeba (ze słynnym: [krzyż] stał się nam bramą). A więc czym jest Psałterz renesansowy? W ostateczności poetyckim hołdem złożonym Bogu i jego zbawczym działaniom, objawionym w Dobrej Nowinie, w Ewangelii.
Psałterz renesansowy to zbiór poematów, do których druku Karol Wojtyła, a potem Jan Paweł II, długo nie dopuszczał, uważając je za niegodne publikacji juwenilia. Dopiero w latach 90. dał się przekonać Markowi Skwarnickiemu, który zwrócił uwagę na fakt, jak bardzo zmieniła się sytuacja i jak dystans czasu oraz zaszłych przemian pozwala inaczej je odczytywać.
Nie wiem, czy z tego, co napisałem i przytoczyłem powyżej wynika dość jasno, że projekt poetycki młodego Wojtyły ukryty pod tym tytułem jest niezwykle oryginalny, nieporównywalny
Karol Wojtyła był obdarzony niezwykłą wrażliwością na słowo poetyckie
w zasadzie z żadnym innym utworem literackim, co najwyżej może w swej powadze i nastroju nasuwać myśl o Hymnach Kasprowicza, filozoficznych wierszach Adama Asnyka w tomie Nad głębiami czy o najpoważniejszych kartach Wyzwolenia Wyspiańskiego. Ale o żadnych porównaniach nie ma mowy! Stanowi to samoistną wartość zbioru, którego literacka realizacja nie zawsze dorównuje intencjom poetyckim autora. Chodzi o to, że zastosowane nawiązania literackie, archaizacja języka itp. obniżają w pewnym stopniu – wedle dzisiejszej wrażliwości – wartość poetycką znajdujących się tu utworów i całego, jakże nowoczesnego i nowatorskiego, projektu. Przy czym trudno jedno od drugiego oderwać, bo w samej istocie i sednie utworów zawarta jest polska i słowiańska tradycja, obrazy i skojarzenia, a nie tylko w języku czy w sposobie poezjowania. A zatem mamy do czynienia z integralnym dziełem młodego, lecz całkowicie dojrzałego i oryginalnego twórcy, będącego u początków swojej drogi, która zaprowadzi go do postawy mistycznej, a w wymiarze praktycznym (choć opartym na głębokiej duchowości) – do kapłaństwa.
„Tryptyk rzymski”
W świetle dociekań Marka Skwarnickiego, autora przedmów do wielu wydań twórczości poetyckiej (i dramaturgicznej, której tu w ogóle nie uwzględniamy) Karola Wojtyły, istnieje tajemny związek między jego utworami młodzieńczymi zawartymi w Renesansowym Psałterzu a Tryptykiem rzymskim Jana Pawła II z 2002 roku, ostatnim jego utworem literackim. Omówienie problematyki Tryptyku wykracza poza ramy tego tekstu, gdyż poematowi temu trzeba by poświęcić osobny esej. Warto jedynie powiedzieć za Skwarnickim, iż w Tryptyku, podobnie jak w Renesansowym Psałterzu, chodzi oczywiście o człowieka idącego ku sacrum, ku Niebu, ku Passze (bo dla mnie życie – to Chrystus, a umrzeć – to zysk – św. Paweł w liście do Filipian), z tym że rzymski poemat Jana Pawła II jest już całkowicie uniwersalny, dotyczy człowieczeństwa i jego przebóstwienia, a w formie wyzbyty został z wszelkich literackich czy filozoficznych (nie mówiąc o języku i stylistyce poetyckiej), świadomych czy nieświadomych, uzależnień. Jan Paweł II nie boi się tutaj wypowiadać nawet twierdzeń banalnych, takich jak to, że do źródła idzie się pod prąd, bo nie w największym stopniu zależy mu na formie poetyckiej, na jej świeżości, lecz na pełni prawdy, dobra i piękna, które są w Nim. „Niewypowiedzianym. Samoistnym Istnieniu. Jedynym. Stwórcy wszystkiego”. Zarazem Komunią Osób. Inna sprawa, że nawet idąc pod prąd, czasem nie jest łatwo odnaleźć źródło, o czym jest mowa w pierwszej części Tryptyku. Jesteśmy na pograniczu poezji i teologii. Tryptyk „wprowadza nas w świat treści objawionych” – jak powiedział Jan Paweł II o freskach Michała Anioła w homilii podczas Mszy św. z okazji odsłonięcia odrestaurowanego fresku Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej. Szczególnie dotyczy to drugiej części poematu, zatytułowanej Medytacje nad Księgą Rodzaju na progu Kaplicy Sykstyńskiej. Tu jesteśmy na pograniczu poezji i katechezy. By powiedzieć więcej o tym pograniczu i o tym, co należy do poezji, a co do katechezy, musielibyśmy wejść w szczegółowy rozbiór tekstu, co tu nie jest możliwe. Warto natomiast pochylić się nad Posłowiem do tej części, a właściwie nad jego zakończeniem. Są tam takie słowa skierowane do przyszłego konklawe:
Nie zapominajcie: Omnia nuda et aperta sunt ante oculos Eius, Ty, który wszystko przenikasz, wskaż On wskaże…
Dzisiaj już wiemy, że wskazał!…
Poezja i mistyka
Poświęciliśmy tyle miejsca na omówienie, jakże pobieżne, początku i ostatniego aktu twórczości poetyckiej Karola Wojtyły, tak że o pozostałych kilkunastu, dłuższych na ogół, utworach poetyckich (często nazywanych „poematami średnimi”, podobnymi niekiedy do różnego rodzaju traktatów poetyckich), napisanych pomiędzy 1944 a 1978 rokiem, możemy powiedzieć jedynie fragmentarycznie lub syntetycznie. Należą do nich tak pamiętne tytuły jak Pieśń o Bogu ukrytym (1944), Pieśń o blasku wody (1950), Matka (1950), Myśl jest przestrzenią dziwną (1952), Kamieniołom (1956), Kościół (1962), Myśląc Ojczyzna (1974) czy Odkupienie szuka twego kształtu, by wejść w niepokój wszystkich ludzi oraz Stanisław (1978). Są to poetycko zorganizowane medytacje, myśli, refleksje o relacjach człowieka i Boga, osiągające niekiedy wymiar mistyczny. Nie bez kozery jedną z postaci mających wpływ na formację duchową ks. Wojtyły był św. Jan od Krzyża, któremu poświęcił pracę doktorską.
Krzysztof Dybciak, profesor literatury na KUL-u pisał, że utwory te są „nasycone terminami filozoficznymi i teologicznymi, podejmujące ważną intersubiektywnie problematykę, dokładnie wyłożoną, co nie oznacza pełnej zrozumiałości i łatwego odbioru, gdyż materia rozważań jest tajemnicza i na granicy wyrażalności”. (Posłowie do Poezji – Poems K. Wojtyły, dwujęzycznej edycji Wydawnictwa Literackiego, Kraków 1998, przekł. na angielski Jerzego Pietrkiewicza). Są to istotnie wyzwania dla czytelnika, który musi być przygotowany w zakresie znajomości teologii przynajmniej na poziomie Katechizmu Kościoła katolickiego, odniesień do Pisma Świętego, żywotów niektórych świętych czy cywilizacji i kultury świata starożytnego. Niekiedy jednak trudność zawiera się w samych sformułowaniach, nazbyt syntetycznych czy nie rozświetlonych do końca znaczeniowo, na przykład w słowach:
„Tych ludzi znużeniem zarazem i światłem znasz” (Pieśń o blasku wody)
W przeciwieństwie do utworów młodzieńczych, mamy tu do czynienia z językiem czystym, precyzyjnym, całkowicie współczesną mową literacką, ale zarazem własną, zgodną z logiką mistycznego przeżywania, opartą niekiedy na równowadze przeciwieństw lub na metaforyce, obejmującej zarówno zjawiska przyrodnicze, jak i społeczne. Oto dwa przykłady:
O Panie, przebacz mej myśli, że nie dość jeszcze miłuje Przebacz miłości mej, Panie, że tak strasznie przykuta do myśli, Że chłodnym myślom, jak nurt Ciebie odejmuje I nie ogarnia płonącym ogniskiem.
I dalej, gdzie alter ego poety prosi, by Pan nie odtrącał:
(…) tego chłodnego podziwu, Który nasycisz kiedyś kamieniem płonącym u warg (Pieśń o Bogu ukrytym)
I przykład drugi:
Tak daleko od źródła Te oczy znużone to znak, Że ciemne wody nocy płynęły w słowach modlitwy (– nieurodzaj, nieurodzaj dusz –) A teraz światło studni pulsuje głęboko w tych łzach, Które – pomyślą przechodnie – wycisnął podmuch snu…
Oczywiście, są to fragmenty wyrwane z kontekstu, ale, sądzę, że dają poczuć smak tej lektury.
Przy całym napięciu duchowym, metafizycznym, poeta wykazuje szczególną wrażliwość na rzeczywistość przedmiotową, materialną, konkret jest dla niego istotny. Rzekłbyś, zgodnie z zasadami teorii poznania lubelskiej szkoły filozofii klasycznej, którą profesor Wojtyła współtworzył wespół z nieżyjącym o. prof. Mieczysławem Albertem Krąpcem, ciało, twarz, oczy, studnia, woda, ziemia, liść, drzewo – to są żywi bohaterowie poezji autora Magnificat, którym nadaje blask, ciężar, rozmaite znaczenia i role. K. Dybciak nie bez powodu w związku z tym cytuje następującą refleksję Zbigniewa Herberta, równie jak Wojtyła, szanującego w swoich wierszach dotykalną i naocznie sprawdzalną rzeczywistość, jej kształty, twardość i zarazem wieloznaczność (jeśli umie się w jej przedmiotach znaczenia odkrywać), na temat malarstwa XVII wieku: „Znakomita część sztuki współczesnej opowiada się po stronie chaosu, gestykuluje w pustce albo mówi o historii własnej, jałowej duszy. Dawni mistrzowie (…) afirmowali widzialną rzeczywistość z natchnioną skrupulatnością i dziecięcą powagą, jakby od tego miały zależeć – porządek świata i obroty gwiazd, trwałość niebieskiego sklepienia” (Martwa natura z wędzidłem, Wrocław 1993, s. 45).
Poezja Wojtyły, a nawet cała jego poezja, doskonale zdaje ten egzamin, choć rzeczywistość materialna nie jest jej głównym i zasadniczym tematem. Jest nim metafizyka, Bóg, człowiek duchowy czy uduchowiony przez wiarę. Ale przecież nie ma metafizyki bez rzeczywistości fizycznej…
Jerzy Biernacki
Artykuł ukazał się w numerze 10/2008.