Tak często zapominamy o tym, jak ogromne znaczenie dla naszego wewnętrznego rozwoju i naszej wewnętrznej kondycji ma obcowanie ze sztuką. Co jednak decyduje o tej szczególnej mocy dzieła sztuki, o jego wewnętrznej wzbogacającej każdego z nas sile? Dlaczego obecność sztuki w naszym życiu jest tak istotna?
Nieobcy jest nam w swojej idei, jakże jednak dziś dla wielu anachroniczny, model wszechstronnego wykształcenia; model, którego współczesna edukacja jest niestety żałosną parodią, a w którym równie silny nacisk kładło się nie tylko na nauczanie przedmiotów szczegółowych, ale również na wyrabianie fizycznej sprawności czy wyczucia artystycznego smaku. W starożytnej Grecji w kanonie edukacyjnym zawsze obok zajęć stricte fizycznych znajdowała się także nauka gry na instrumencie muzycznym oraz śpiewu. Umiejętności muzyczne były rozwinięte do tego stopnia wśród ludności greckiej, że nawet podczas igrzysk olimpijskich, które pierwotnie nic nie miały wspólnego z zawodami sportowymi, ale stanowiły rodzaj współzawodnictwa o charakterze wyłącznie muzycznym – w zasadzie każde miasto było w stanie wystawić do konkursu kilkudziesięciosobowy chór składający się z niezawodowych śpiewaków, młodych obywateli polis. To, co kiedyś stanowiło normę, dziś jest niekiedy przyjmowane z domieszką ironii. Ale to właśnie te ironicznie odbierane przysłowiowe przedwojenne „dziewczęta z dobrych domów”, którym wpajano zamiłowanie do literatury pięknej, nauk ścisłych, klasycznej łaciny, jakże dystyngowanego języka fracuskiego oraz znajdujących się także w dobrym tonie jeździe konnej, tenisie czy grze na fortepianie, one właśnie, dziś już jako starsze panie, potrafią niejednokrotnie swoją głęboką kulturą i erudycją zawstydzić niejedną (uważającą się za „gruntownie” wykształconą) osobę. Oczywiście, tak zwane obycie i erudycję zdobywa się w przeciągu całego życia, niemniej pasja i ciekawość świata, z których one wypływają, to cechy dane nam z natury, i jako takie, jeżeli nie są w nas podsycane, zwyczajnie wygasają. To co jest tu istotne, to fakt, że u podstaw starogreckiego przywiązania do tej szerokiej w swoim zakresie wizji edukacji, jako w zasadzie systemu wychowania, będącego wzorcem dla innych późniejszych modeli, leży trójwymiarowa wizja ludzkiej osoby, jako jednostki cielesno-intelektualno-duchowej, oraz świadomość równoważności wszystkich trzech sfer. Przy czym w duchowym rozwoju człowieka równie ważne dla Greków było zarówno obcowanie z bogami, jak i ze sztuką.
Claude Monet, Tulipany w Holandii. Obcowanie z kulturą i naturą jest bardzo ważne dla rozwoju duchowego człowieka
Zakłopotanie wobec dzieła sztuki
Nawet dziś, kiedy przesłanie wielu artystów bywa dla nas nieprzystępne, kiedy niejednokrotnie pod osłoną skupionego wyrazu twarzy, poważnego spojrzenia, skrywamy w istocie nasze zagubienie, zakłopotanie i kompletną bezradność wobec dzieła, nawet dziś sztuka jest w stanie zaoferować nam obfity zastrzyk wzbogacającej głębi i wartości; oczywiście, o ile zechcemy, pomimo uzasadnionych oporów, otworzyć się na dzieło, na treści, jakie ze sobą niesie. I jeśli nawet wniknięcie w mentalność współczesnego artysty, w jego – jakże przecież obcy, bo na wskroś nieklasyczny, by nie powiedzieć nieakademicki – język wyrazu okaże się nazbyt trudne, to i w tej sytuacji dzieło sztuki z natury stanowić może źródło swoistego duchowego doświadczenia.
Sztuka genetycznie wyrasta ze sfery świętości. Tak jak życie pojawiło się i wyszło (na ląd) z wody, tak sztuka narodziła się i wyłoniła z sacrum. Sfera świętości jest pierwotnym, naturalnym środowiskiem dla wszelkiej artystycznej wypowiedzi człowieka i to najdawniejsze dziedzictwo odciska po dziś dzień na niej swoje piętno.
Na samo dzieło sztuki patrzeć można z trzech zasadniczych, choć nie jedynych punktów widzenia: jego budowy (aspekt ontologiczny), jego sensu, to znaczy tego, co dane dzieło ma „do powiedzenia” (aspekt semiotyczny) oraz wartości, jakich jest nośnikiem (aspekt aksjologiczny). Przy czym wszystkie te płaszczyzny przenikają się wzajemnie. I tak, podstawowym sensem, podsawową informacją, jaką komunikuje każde dzieło sztuki, jest informacja o sobie samym, własnej budowie, o tym, że jest dziełem sztuki właśnie, nie zaś jednym z wielu przedmiotów, z jakimi na co dzień się stykamy. Dzieło bowiem zawsze ma wymiar matrialno-duchowy i to – banalizując nieco – odróżnia ozdobioną freskami ścianę od ściany, na której dwuletnie dziecko za pomocą kredek daje wyraz własnej żywotności. W obu przypadkach mamy do czynienia z przedmiotem materialnym, ale tylko w jednym z nich uobecnia się również duchowo zakotwiczony przedmiot estetyczny, sens dzieła.
Dzieło przekracza rzeczywistość
Idea, jaką w materialnej formie zaszczepia artysta, choć jest zapośredniczona w jego umyśle i przedstawiona na jego – tj. artysty – indywidualny sposób, zawsze pozostaje w swojej najgłębszej niezależnej od intencji autora warstwie przejawem rzeczywistości duchowej. Dlatego też obcowanie ze sztuką nigdy nie może zatracić charakteru pewnego duchowego przeżycia. Jeśli tak jednak się dzieje, to mamy wówczas do czynienia z wynaturzeniem sztuki; dzieło, które zatraca swój naturalny materialno-duchowy charakter, przestaje być dziełem sztuki. Do istoty sztuki bowiem należy jej naturalna zdolność objawiania, odsłaniania czegoś, czego bez jej pomocy dostrzec lub doświadczyć nie bylibyśmy w stanie. Szczególną dla siebie mocą przekraczania codziennego doświadczenia sztuka przenosi nas w inny wimiar; wymiar czystych jakości i idei.
Ufundowana na materialnej podstawie płaszczyzna sensu, czyli tak zwany przedmiot estetyczny, stanowi właściwy „świat dzieła”, który ma tę podstawową zdolność bycia nośnikiem, podmiotem wartości. Tych z kolei może być w zasadzie niezliczona ilość i wbrew pozorom nie zawsze musi tu chodzić o piękno. Gdyby chcieć pogrupować wszystkie te wartości, jakie mogą uobecniać się w dziele sztuki, to wówczas podstawowym podziałem byłby podział na wartości artystyczne i estetyczne. Za pierwsze odpowiedzialny w całej ich pełni jest twórca i wyrażają się one w – ogólnie rzecz ujmując – warsztacie, technice artysty, niosąc ze sobą całą gamę odautorskich treści. Drugie natomiast współtworzone są również przez odbiorcę, którego udziałem jest powodowane kontektem z dziełem sztuki przeżycie estetyczne. Te wartości stanowią zawsze pewną niewiadomą zarówno dla twórcy, jak i odbiorcy. Wydaje się przy tym, że bardziej wypływają one z samej natury dzieła i wrażliwości odbiorcy na to naturalne uwikłanie w świat idei, jakie jest udziałem sztuki, aniżeli z intencji autora. Dlatego wartości estetyczne nie mogą być projekcją przeżyć odbiorcy, lecz stanowią właściwą danemu dziełu własność, pobudzającą do określonej na nią odpowiedzi. Ten wyrażony powyżej aksjologiczny obiektywizm jest faktem, ale faktem, który trudno wyjaśnić bez opowiedzenia się z góry za jakimś ściśle określonym światopoglądem; jest tajemnicą, której nawet taki czy inny światopogląd do końca odsłonić nie może.
Poza tym przemiot estetyczny wraz z estetycznymi wartościami może stać się podłożem dla ujawniających się w dziele jakości metafizycznych. Sztuka staje się wówczas swoistym medium łączącym świat naszego codziennego doświadczenia ze światem czystych jakości, czystych idei. Jest to moment najbardziej nieodgadniony w spotkaniu z dziełem sztuki; moment, w którym dzieło odsyła nas do najgłębszych możliwych pokładów szeroko rozumianej rzeczywistości. Mamy wówczas do czynienia ze światem idei w jego najczystszej postaci. Moment ten może być czymś zaskakującym nie tylko dla odbiorcy obcującego z dziełem, ale również dla samego twórcy.
Człowiek jako istota cielesno-duchowa „zawieszony” jest między światem natury a światem idei, światem nadprzyrodzonym. Jego dramat polega na tym, że nie przynależy on w zasadzie w pełni do żadnego z nich: od świata natury oddziela go samoświadomość, a od świata idealnego, jego cielesność i śmiertelność. Przy tym wszystkim sztuka ujawnia zaskakująco analogiczne uwikłanie w nieredukowalną sferę materialną z jednoczesnym zakotwiczeniem w świecie idei. Na pewnym jednak etapie dzieło zaczyna żyć własnym życiem; życiem, które daje mu artysta. Jakkolwiek enigmatycznie to brzmi, jednym z podstawowych zadań artysty jest stworzenie w ramach własnego dzieła i dla tegoż dzieła właśnie, odpowiednich waruków, aby zrealizować się mogła jego naturalna zdolność do odsyłania w kierunku „innego”, albowiem – jak zauważył Witold Lutosławski – „sztuka jest domeną działającego w świecie ideału”.
Czym jest współcześnie dzieło sztuki?
Postulowana śmierć sztuki jest czymś nazbyt pochopnym, a nawet krzywdzącym dla tych, którzy biorąc niekiedy zbyt dosłownie tego typu postulaty, rezygnują z obcowania, nie tylko ze sztuką współczesną, ale w ogóle z jakąkolwiek dziedziną twórczości artystycznej. Sztuka nie umarła, ale raczej zagubiło się jej jasne rozumienie. Mianem dzieł sztuki określa się dziś niekiedy zjawiska niemające z nią zbyt wiele wspólnego, a stanowiące bardziej formę quasi-artystycznej kontestacji. Niemniej, obok tego typu roszczeniowych działań, wielu współczesnych artystów ma wciąż nam do zaoferowania sztukę mogącą prowadzić do czegoś więcej niż emocjonalne zaszokowanie, osłupienie czy zniesmaczenie. Problem jedynie polega na tym, że jezyk szarlatana i artysty niewiele się dziś różni. Wobec tego nie pozostaje nam nic innego, jak cierpliwie i stopniowo otwierać się na sztukę, również tę współczesną, nawet jeśli z pozoru wydaje nam się czymś nie do strawienia. Dzieło sztuki, również to odziane w „trudne” dla odbiorcy środki wyrazu, zawsze ma w sobie moc odsłaniania świata, który na co dzień tracimy z pola widzenia, a z którym obcowanie jest dla nas konieczne, świata idei. Zamknąć się na sztukę oznacza pozbawić się szansy bardziej świadomego, bardziej intesywnego i pogłębionego odczuwania i uczestniczenia w świecie i życiu innych ludzi. To sztuka daje nam szansę na dostrzeżenie nowych aspektów otaczającej nas rzeczywistości.
Patryk Różycki
Artykuł ukazał się w numerze 06-07/2009.