Przez piękno do Boga

2013/01/19

Dzieło sztuki rodzi się i funkcjonuje zawsze na granicy dwóch światów: świata zewnętrznego, zmysłowego i materialnego oraz świata wewnętrznego, świata emocji, intelektu i ostatecznie ducha. Oba światy są ze sobą nierozerwalnie połączone na płaszczyźnie dzieła, i w obu w równym stopniu ów dzieło ma swój udział.

Etap percepcji zmysłowej dzieła sztuki w płynny sposób przechodzi w fazę wewnętrznego przyjmowania treści przekazywanej za jego pośrednictwem. Innymi słowy dusza, za pośrednictwem zmysłów dotknięta ładunkiem piękna, ulega jego wpływowi i może zostać poddana działaniu wynoszącemu i uwrażliwiającemu ją na Boga.

Jaka kultura prowadzi do Boga?

Warto w tym miejscu zrelacjonować równolegle dwa niedające się ze sobą pogodzić rozumowania. Chociaż oba obecne są w historii myśli estetycznej reprezentowanej przez myślicieli chrześcijańskich, to jednak odpowiedzi na powyższe pytania oparte na nich są radykalnie różne.

Z jednej strony można, przytaczając myśli mistrzów średniowiecznych, pokazać klasyczne rozstrzygnięcia dotyczące wzajemnej relacji piękna i Boga. Święty Albert Wielki pisał „Wśród rzeczy istniejących aktualnie nie ma takiej, która by nie miała udziału w pięknie i dobru.” Oznacza to, że wszystkie byty stworzone są zarazem piękne i dobre, to co wyszło z „rąk Boga” musi takie być, gdyż sam Stwórca jest doskonały. Dlatego uczeń św. Alberta, Ulryk ze Strasburga, mógł wyrazić myśl: „Bóg jest nie tylko doskonale piękny i najwyższym stopniem piękna, ale jest też przyczyną sprawczą, wzorcową i celową wszelkiego stworzonego piękna.” Nie tylko więc jest tak, że wszystko to, co stworzone zawdzięcza swą doskonałość pochodzeniu od Boga, lecz także wszystko znajduje swój ostateczny sens w Bogu. Skoro tak, to i prawdziwa, będąca sposobem odnoszenia się człowieka do transcendencji sztuka, niosąc w sobie ładunek piękna, prowadzi duszę do Boga.


Michał Anioł – „Pieta”

Jeśli jednak podobnie jak Kierkegaard skonstatujemy, że między wrażliwością etyczno-religijną a estetyczną istnieje głęboka przepaść, to napełnianie duszy przez treści dostarczane przez sztukę (choćby nawet była ona przepełniona treściami religijnymi) wcale nie musi prowadzić do odnalezienia Boga. Jak każe sądzić obserwacja, bywa, że wręcz przeciwnie – osoba pozostająca w tak zwanym „estetycznym stadium życia”, choćby nawet i obcowała ze sztuką sakralną, czyni to pozostając jedynie na poziomie smakosza, poszukiwacza różnorodności. Okazuje się zatem, że warunkiem sine qua non religiotwórczego oddziaływania sztuki na osobę jest wewnętrzna dyspozycja duszy. Człowiekowi potrzeba jakiegoś szczególnego uwrażliwienia, które pozwoliłoby mu na poznawanie Boga obecnego w kulturze.

Kontemplacja piękna jako dar

Owo dobrowolnie zaakceptowane przez odbiorcę, będące wynikiem Boskiego działania, wpływanie sztuki na duszę odbywa się zasadniczo w dwóch wymiarach: wertykalnym i horyzontalnym. Z jednej strony bowiem dusza na skutek kontemplacji piękna dotyka piękna samego Boga. Oczywiście, należy mieć w pamięci fragment Ewangelii św. Jana „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, /o Nim/ pouczył.” (J 1,18), niemniej obcowanie ze sztuką owocuje nie tylko wyrabianiem się gustu człowieka, lecz także uwrażliwia jego wewnętrzne zmysły. Owa zbieżność między doświadczaniem Boga w relacji religijnej a odkrywaniem piękna w sztuce jest oczywiście ograniczona.

Snując refleksje nad bliskim problematyce recepcji sztuki zagadnieniem twórczości, ks. Jan Sochoń tak pisze o teoretycznych intuicjach malarza i znawcy sztuki Józefa Czapskiego: „Oczywiście, należy rozróżnić pomiędzy doświadczeniem religijnym a doświadczeniem estetycznym. Łączy je – co najwyżej – wspólny moment, zwany przez Czapskiego <>, która jest pewnym syntetycznym, jedynym widzeniem otaczającego świata. Trudno wyjaśnić jej źródła. W twórczym przeżyciu zjawia się niespodziewanie, nieoczekiwanie. Czapski nawiązuje tu do terminologii chrześcijańskiej, wprowadzając pojęcie łaski, co sugeruje, że współdziałanie artysty i wizji-daru jest głęboką tajemnicą.” Można, mając dużą szansę na wyrażenie słusznego przypuszczenia, zaryzykować hipotezę, że sytuacja odbiorcy sztuki wygląda podobnie do twórcy, on także potrzebuje, pewnego poruszenia płynącego z góry, może już nie tyle wizji lecz z pewnością daru i łaski.

Oprócz owego, można powiedzieć, mistagogicznego charakteru sztuki sakralnej wspomnieć należy również o tym, że uwrażliwienie na piękno w niej zawarte pozwala na odkrycie duchowego piękna i unikalności drugiego człowieka. Oddziałuje zatem sztuka również w wymiarze horyzontalnym, lecz schemat owego działania zdaje się bardziej skomplikowany niż w wypadku oddziaływania wertykalnego. Przede wszystkim także i tutaj istotny jest jednak aspekt działania łaski. Bez niej odbiorca sztuki, na przykład meloman uczestniczący w koncercie, na którym wykonywany jest choćby „Mesjasz” Händla, nie pochyli się nad „jednym z braci najmniejszych”, nie dostrzeże go pozostając na poziomie zsekularyzowanego konsumenta wyrafinowanych arcydzieł.

Wspólnota piękna

Dochodzi tutaj do płynnego przejścia do kolejnego, ostatniego etapu oddziaływania tekstu kultury sakralnej na człowieka – recepcja sztuki zaczyna wydawać dostrzegalne na płaszczyźnie społecznej owoce. Wracając do meritum, przy założeniu, że odbiorca wrażliwy jest na dar nieba, warto podejmując ten problem dokonać pewnego rozróżnienia. Otóż możliwe są zasadniczo dwa rodzaje sytuacji, w których odbywa się recepcja sztuki sakralnej: albo dzieje się to „przy okazji” czynności religijnych, na przykład podczas liturgii, albo poza kontekstem religijnym, na przykład podczas prywatnej lektury. W pierwszym wypadku w oddziaływaniu sztuki na płaszczyźnie wertykalnej ujawni się najwyraźniej budowanie więzi między uczestnikami wydarzenia (szczególnie, gdy ma ono kameralny charakter), wspólnota odbioru będzie ich jednoczyć. Zjawisko to, choć różnorodnie przebiegające w zależności od poziomu estetyczno-kulturowej wrażliwości odbiorców sztuki, jest powszechne. Może dotyczyć stosunkowo niewielkiej grupy religijnej, na przykład parafii, w której obraz patrona pełni funkcję ikony, odnoszącej się do osoby świętego albo większych społeczności, jak w wypadku peregrynacji kopii cudownego wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej po polskich kościołach.

Oddziaływanie horyzontalne sztuki, niezależnie od tego czy prywatne, czy religijno-wspólnotowe owocuje także wytworzeniem się pewnego kulturowego kodu myślenia, uzdalnia do operowania obrazami (stąd cały szereg motywów powtarzających się w sztuce chrześcijańskiej, na przykład motyw Deesis, przedstawienie Chrystusa frasobliwego), które mają jasne znaczenie symboliczne. Można powiedzieć zatem, że sztuka sakralna współtworzy ludzką tożsamość, wytwarzając jednocześnie pewne unikalne sposoby międzyludzkiej komunikacji.

„Pieta”

Mając na uwadze powyższe ustalenia przyjrzyjmy się teraz dokładniej dziełu jednego z artystów, który na stałe wpisał się w poczet twórców sztuki chrześcijańskiej – Michała Anioła. „Pieta” to kompozycja dwóch postaci: Matki Bożej i spoczywającego na Jej na kolanach ciała zdjętego z krzyża Chrystusa. Odbiorca patrzący na dzieło Michała Anioła za pośrednictwem zmysłów zostaje wprowadzony w Misterium męki i śmierci Pana Jezusa. Patrząc na bezwładne ciało Zbawiciela zostaje zaproszony do medytacji nad bezmiarem miłości tego, który „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się podobnym do śmierci – i to śmierci krzyżowej.” (Flp 2,6nn)

Ujawnia się tutaj wspomniany wymiar wertykalny sztuki sakralnej, lecz spojrzenie na Matkę i Syna prowadzi również do uświadomienia sobie przez odbiorcę głębokiej relacji łączącej Madonnę ze zmarłym. Zanurzona w smutku trzyma go teraz tak, jak tuliła Go do snu, gdy jako dziecko pogrążony w biernej ufności zasypiał jej na rękach. Ostrożny, wyrobiony odbiorca, o wrażliwych zmysłach dostrzeże w tej rzeźbie więcej, wiele powie mu na przykład sposób w jaki Maryja trzyma lewą dłoń. Jej bezwład i rozluźnienie, symbolizuje bezradność, zdziwienie i smutek. Maryja trwa w swoim fiat w sposób milczący i swoją postawą zaprasza odbiorcę do przyjęcia Chrystusa i miłości bliźniego.

Reasumując pozostaje jedynie wyrazić nadzieję, że Bóg ukryty w kulturze da się poznać i obdarzy szukających Go radością płynącą ze swojej obecności.

Adam Wątróbski

Artykuł ukazał się w numerze 02/2010.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej