Zabawa jest nieodłączną częścią ludzkiego życia. Zarówno ludy pierwotne, jak i rozwinięte cywilizacje choć kilka dni w roku poświęcały na karnawał. Dziś karnawał trwa 365 dni w roku. W naszych czasach mamy do czynienia z totalną karnawalizacją życia
Maski karnawałowe (fot. http://kolumber.pl/photos/show/115559)
Czas po karnawale wypełniała tym intensywniejsza praca, modlitwa, relacje z najbliższymi. Dziś muzyka, tańce, maski, kostiumy, dobre jedzenie, środki odurzające towarzyszą nam niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez 365 dni w roku. Nieustanny karnawał? Można się zmęczyć!
Zanim naszą codzienność zaczęły porządkować maszyny, precyzyjnie obliczające minuty i sekundy, przypominające o rocznicach urodzin, datach imienin, ważnych wydarzeniach, planach na każdy tydzień, dzień i godzinę, rytm życia wyznaczało słońce i jego cykliczne przemiany. Rokrocznie równonoc wiosenna, letnie przesilenie z kulminacją słonecznej mocy, przesilenie zimowe z narodzinami nowego światła zapowiadającego początek nowego cyklu, gwarantowały powtarzalność, przewidywalność, stabilizację. Przyjęcie chrześcijaństwa dodatkowo ten porządek umocniło. Kalendarz liturgiczny nałożony na kalendarz przyrody dzielił rok na dwie równe części – poświęcone modlitwie i pracy. Życie religijne i społeczne, ściśle połączone z życiem przyrody, determinowało działania, których podstawowym celem było przeciwstawienie się śmierci. Wspólnotowa celebracja świąt łączyła pokolenia, mimo przemijania ich niektórych członków.
Mieczysław Limanowski, przedwojenny profesor geografii, współtwórca teatru Reduta w 1916 r. opublikował słynny esej zatytułowany „Rok polski i dusza zbiorowa”. Zmiany, jakie zaszły w ciągu ostatnich stu lat, mocno dystansują nas od opisanej w eseju rzeczywistości. Aby zrozumieć ich skutki, warto podjąć próbę rekonstrukcji roku polskiego wpisanego w kalendarz liturgiczny.
Rok polski w kalendarzu liturgicznym
Kalendarz liturgiczny mocno związany z kalendarzem przyrody przez wiele wieków wyznaczał proporcje między czasem pracy a czasem odpoczynku. Tworzył fundamenty świata, w którym człowiek znajdował czas na zabawę i refleksję. Radości i smutki przeżywane we wspólnocie budowały poczucie wewnętrznego ładu i harmonii.
Początkiem roku liturgicznego był adwent, inaczej zwany oczekiwaniem. Roraty, adwentowe nabożeństwa odprawiane ku czci najświętszej Maryi Panny, ściśle powiązane są z symboliką światła. Czas zabiegów, przygotowań, niepewności, tajemnicy sprowadzony dziś do komercyjnego galopu po sklepach w poszukiwaniu prezentów, miał być obietnicą przedbożonarodzeniowych wizyt, z którymi wiązały się obchody kolędnicze, w każdym regionie kraju przybierające inną formę i nazwę: cieszyńskie mikołaje, poznański gwiazdor lub jusuf, kaszubskie gwiôzdy.
Wigilia Bożego Narodzenia jest najbardziej w naszej kulturze obudowana w symbolikę. W przeszłości przywiązywano ogromną wagę do pielęgnowania tradycji, ponieważ wierzono, że nawet najdrobniejsza zmiana mogłaby zaprzepaścić dobrą wróżbę w kwestii dostatku, zdrowia, szczęścia czy przychylności Sił Nadprzyrodzonych. To, co kiedyś miało charakter magiczny, dziś sprowadza się często do pustego rytuału, którego znaczenia nie potrafią objaśnić nawet najstarsi w rodzie. Wigilia, będąca nie tylko świąteczną ucztą i okazją do rodzinnych spotkań, ale przede wszystkim momentem oczekiwania na Wydarzenie Narodzin Dzieciątka, powinna mieć swoje zwieńczenie w celebrowanej o północy pasterce, poprzedzonej wędrówką do kościoła – wśród nocnej ciszy.
W tradycji chrześcijańskiej aż do święta Trzech Króli trwał tzw. szczodry okres. To czas szczególnej aktywności kolędników, radosnych wizyt i spotkań. Huczne zabawy sylwestrowe, składanie sobie życzeń w ostatni i pierwszy dzień roku mają długą historię, ale dopiero od lat 80. XX w. upowszechnił się zwyczaj witania Nowego Roku na placach miejskich, najpierw spontanicznie, z czasem z coraz większym rozmachem, w towarzystwie celebrytów i telewizji. Do tradycji „szczodrych dni” nawiązują też częściowo widowiska organizowane w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. O sukcesie przedsięwzięcia świadczy wpisanie go w kalendarz świąteczny i połączenie z bożonarodzeniową tradycją obdarowywania, pomagania i karnawałowej zabawy.
Święto Ofiarowania Pańskiego, w polskiej tradycji zwane świętem Matki Bożej Gromnicznej, kończy okres bożonarodzeniowy. Święcenie gromnic wprowadza w nastrój Wielkiego Postu – czasu wyrzeczeń i rekolekcji. Pokutna atmosfera, zmącona przez sprowadzone z Zachodu walentynki, rozpoczyna się od Środy Popielcowej przypominającej o kruchości i ulotności życia. Tradycyjne nabożeństwa wielkopostne – Gorzkie Żale i Droga Krzyżowa utrwalają symbolikę Męki Pańskiej i zachęcają do refleksji. Nabożeństwa rezurekcyjne, Wielki Tydzień, triduum paschalne poprzedzające Wielkanoc – święto triumfu Zmartwychwstania Pańskiego – w ostatnich latach łączy się z obchodami rocznicy śmierci Jana Pawła II i katastrofy smoleńskiej. Wniebowstąpienie Pańskie, Zielone Świątki oraz Boże Ciało kończą okres wielkanocny zmącony przez święta państwowe 1 i 3 Maja, przez wielu Polaków nazywane weekendem majowym.
Zanim Polska z kraju rolniczego zmieniła się w przemysłowy, zupełnie inną wymowę miał okres dzisiejszych urlopów i wakacji. To czas wytężonej pracy, którą wieńczyły hucznie obchodzone dożynki. Dziś częściej mają one wymowę świecką – organizowane przez gminy i samorządy służą promocji i umacnianiu wyborczego elektoratu. Częściowo ze świętem zbiorów kojarzy się sierpniowe święto Matki Bożej Zielnej przyciągające rzesze pielgrzymów na Jasną Górę. Wrzesień w historii Polski nieodłącznie wiąże się ze wspomnieniem wybuchu II wojny światowej, zbrojną napaścią ZSRR.
Październik to miesiąc modlitwy różańcowej, a listopadowe święta zmarłych zachęcają do kontemplacji, wyciszenia, pogodzenia ze śmiercią. Czas refleksji, odwiedzanie cmentarzy, zapalanie zniczy na grobach bliskich buduje pomost między życiem a śmiercią, sacrum i profanum.
Kalendarz liturgiczny mocno związany z kalendarzem przyrody poważnie został zakłócony w XX w. Ideologia zeświecczenia, zapoczątkowana przez władze komunistyczne, punkt kulminacyjny osiągnęła po 1989 r., w konsekwencji przejmowania wzorców z Zachodu, upowszechniania reklamy, komercjalizacji i popkultury. Jeszcze kilkanaście lat temu niewyobrażalne zdawały się wyjazdy na Boże Narodzenie w góry czy nad morze, traktowanie Wielkanocy jako kolejnego holiday season. Kalendarz stanowiący fundamentalną strukturę życia wspólnotowego i jednostkowego u progu trzeciego tysiąclecia stracił swoją spójność i oczywistą moc. W ostatecznym rozrachunku to od nas samych zależy, czy obchodzimy walentynki, czy w Środę Popielcową posypujemy głowę popiołem, czy świętujemy Zaduszki, czy Halloween. Czasem jedno łączymy z drugim, zapominając o głębokiej wymowie symbolu, gestu, milczenia. A potem dziwimy się, jakie to wszystko puste i beznadziejne, więc aby nie popadać w przygnębienie, włączamy telewizor, sięgamy po telefon albo zaglądamy do Facebooka.
Od karnawału do karnawalizacji
W kulturze chrześcijańskiej pojęcie karnawał odnosiło się do okresu rozpoczynającego się świętem Trzech Króli, a kończącego we wtorek poprzedzający Środę Popielcową. Bale, maskarady, tańce, tłuste potrawy, słodycze, alkohol na chwilę pozwalały zapomnieć o trudach codziennej egzystencji, niepewności jutra, lęku przed śmiercią.
Umberto Eco w eseju zatytułowanym „Od zabawy do karnawału” stawia tezę, iż charakterystyczną cechą naszej cywilizacji jest totalna karnawalizacja życia. Zanim naszym światem zawładnęły maszyny, z pozoru ułatwiające nam życie, czas przeznaczony na pracę i odpoczynek był wyraźnie uporządkowany. Człowiek współczesny nie chce myśleć o dalekiej przyszłości, bo za bardzo absorbuje go codzienność. Nie chce myśleć o śmierci, bo rozkrzyczany świat, przypominający wschodni bazar, nie daje mu szans na refleksję i zadumę. Po powrocie z pracy, w której większość czasu poświęcił na gry komputerowe i rozmowy ze znajomymi z Facebooka, siada przed telewizorem, który funduje mu nową porcję rozrywki. Kolorowy świat reklam poprzetykany tragicznymi wydarzeniami w serwisach informacyjnych dostarcza mu wrażeń, które jego nie dotyczą. Może się pośmiać, popłakać, współczuć czy zirytować, ale podświadomie wie, że to tylko widowisko, a jak mu się znudzi, to zawsze może przełączyć kanał. W weekend koniecznie musi się spotkać ze znajomymi, wyskoczyć do galerii handlowej, na chwilę zanurzyć w namiastce luksusu. No i pomyśleć o urlopie, im wcześniej, tym więcej można zaoszczędzić. I tak z dnia na dzień, od weekendu do weekendu, od urlopu do urlopu.
Granica między karnawałem a Wielkim Postem już dawno została zniesiona. Otumanieni niekończącą się zabawą, jak goście weselni w dramacie Wyspiańskiego, daliśmy się wciągnąć do tańca przez słomianego chochoła – wypchaną kukłę, która przygrywa nam na patykach, nucąc ospale: „Miałeś, chamie, złoty róg,/ miałeś, chamie, czapkę z piór:/ czapkę wicher niesie,/ róg huka po lesie,/ ostał ci się ino sznur,/ ostał ci sie ino sznur”. Jak długo można wytrzymać to tempo? Na to pytanie nawet Umberto Eco nie potrafił odpowiedzieć.
Anna Małgorzata Pycka