Telewizja to supertechnika plus ludzie. Styk takich czynników może w XXI wieku dawać efekt chwilami… no… nieoczekiwany. Czasem – niepokojące, wzbudzające rozliczne wątpliwości.
Sprzężenie zwrotne
Z jednej strony technika, jej rozwój, to dzieło człowieka, a jako takie powinno być mu podporządkowane, nie powinno móc go zdominować, dyktować mu warunków. Cóż, kiedy na dzisiejszym etapie postępu niczego już nie można być pewnym. I jeżeli nawet nie mamy do czynienia z sytuacją (znaną z wielu książek i filmów science fiction), kiedy maszyna wymyka się spod kontroli swojego konstruktora, doświadczamy na co dzień innego mechanizmu: oto człowiek dobrowolnie podporządkowuje się maszynie, pozwala się w jakimś sensie zdominować, a precyzyjniej mówiąc – przestaje mu zależeć, by być jej panem, operatorem, nastawiaczem. Ot, taki sobie hedonizm: jest maszyna, to niech decyduje.
Od innowacji do manipulacji
Z drugiej strony (i tu pojawia się silny kontekst telewizyjny!) wyrafinowanie technologiczne i olbrzymie możliwości pozatechniczne różnych wynalazków i konstrukcji są pokusą, by te możliwości testować szerzej, szukać dla nich nowych zastosowań. Ktoś, kto wymyślił zapis sygnału telewizyjnego na taśmie magnetycznej, zapewne miał na myśli niewinny, praktyczny cel: utrwalić to, co jest emitowane. Nie brał pewnie pod uwagę, że taśma magnetowidowa może być wykorzystywana jako zastępnik prawdziwej audycji, że pozwoli stworzyć alternatywną rzeczywistość wirtualną (cóż za niezwykły oksymoron…). Widz nic nie zauważy, nie pozna, że go oszukują. Osoba występująca „naprawdę” na szklanym ekranie może być w tym czasie zupełnie gdzie indziej, co satyrycznie (i politycznie) przedstawił kiedyś Bogdan Smoleń w piosence o prezenterze telwizyjnym, który dzięki magnetowidowi przyłapał żonę na wiarołomstwie… Technika daje po prostu możliwości manipulowania obrazem, a jak się jeszcze w rogu ekranu pojawia napis „na żywo”, widz da się za ową „żywość” pokroić na kawałki.
Podobnym epokowym i jakże „cennym” dla nadawcy „wynalazkiem” jest system audiotele, czyli możliwość nabijania sobie kabzy nie przez dostawcę usług telekomunikacyjnych (czyli operatora), a przez… posiadacza numeru, pod który się dzwoni. Ten posiadacz musi oczywiście odpalić operatorowi „dolę”, ale i tak wszyscy są zadowoleni. Wszyscy – z wyjątkiem nabijanych w butelkę (a raczej po prostu oszukiwanych!) widzów.
60 minut kłamstwa
Pisałem już na tych łamach o różnych sztuczkach stosowanych dla zmylenia widza. Dziś będzie o totalnym oszustwie, połączonym z wyłudzeniem. I nie będzie to kronika kryminalna. Będzie to program stacji TV 4 (czyli de facto Polsatu) pod jakże budzącym oskomę tytułem Wygraj fortunę. Bo kto by nie chciał wygrać fortuny!!!
Fortunę rozdają panie Anna Lerska i Bianka Gibaszewska. Płacą za odpowiedzi na różne pytania, najczęściej niebudzące wątpliwości u rozgarniętego ucznia podstawówki, ale tak właśnie musi być – siedzący przed telewizorem tytan intelektu nie może mieć trudności, bo TV 4 nie zarobi nawet na słoną wodę. Tytan musi chwycić za telefon i spróbować zadziwić widownię tym, że zna na przykład pięcioliterowe słowo na „k” (prezenterka od razu inteligentnie zaznacza, że wulgaryzmy nie wchodzą w grę, co pokazuje, jakimi ścieżkami chadzają jej myśli…). Oczywiście gdyby tytan od razu się do pani Anny lub pani Bianki dodzwonił, nie byłoby zabawy, a – co gorsza – nie byłoby biznesu. Więc tytan trafia z zasady na tzw. zamkniętą linię, co mówi mu nagrana na taśmę „zegarynka”. Tytan próbuje więc jeszcze raz. To samo. I jeszcze. I jeszcze. Linia wciąż jest zamknięta. I o to idzie, żeby była zamknięta. Bo za każde dowiedzenie się, że linia jest zamknięta, tytan jest „kasowany” na 3,66 zł (jeśli dzwoni z komórki) lub na 3,89 zł (jeśli ze stacjonarnego). Co robią w tym czasie panie Maria i Bianka? Otóż błagają tytanów intelektu: Dzwońcie! To naprawdę łatwe! No, popatrzcie tylko, trzyliterowe słowo, nazwa zwierzęcia, łatwa, to bardzo popularne zwierzę, każdy je zna, zobaczcie, w środku musi być „o”… Oczywiście informację, że to zwierzę, że na trzy litery, a potem tę, że w środku ma być „o”, panie podają jakoś po 10 minutach od rozpoczęcia zgadywanki. Przez te 10 minut setki lub tysiące tytanów intelektu przy telewizorach usłyszą, zadzwoniwszy, że linia jest zamknięta. Chcieli podać inne nazwy… cóż… 3,66 zł, 3,66 zł, 3,66 zł… Ale po „podpowiedzi” panienek tytani nie mogą wprost wytrzymać, bo wiadomo, że szukane słowo to „kot”, więc kręcą dalej. Linia zamknięta. Licznik bije! A panienki dalej namawiają: Dzwońcie! No przecież wiecie to! I tytani dzwonią: 3,66 zł, 3,66 zł, 3,66 zł, 3,66 zł, 3,66 zł… Na koniec okazuje się, że chodziło o tak znane, popularne zwierzę jak… boa.
Dobre, nie?
Dla zachęty i skuteczniejszego podgrzania tytanów intelektu prezenterki co chwila podnoszą stawkę: zaczyna się od marnej stówy i nie wiadomo kiedy jest 500, potem 1000 zł. A one wciąż błagają: Słuchajcie, ja muszę, ja chcę wydać te pieniądze, zadanie jest naprawdę łatwe!!! Popatrzcie tylko: dwa rysunki, niby identyczne, ale różnią się jednym detalem… Podpowiem jeszcze: nie szukajcie tej różnicy w dolnych częściach rysunku… ani w środkowych partiach… Tytani dostają białej gorączki; gołym okiem widzą, że buda psa na obrazku prawym jest trochę przesunięta w lewo… Więc – 3,89 zł, 3,89 zł, 3,89zł, 3,89zł, 3,89 zł…
Bajka o czasie
Wielkim mistrzostwem jest robić z ludzi idiotów z uśmiechem na ustach przez pełne 60 minut. Pani Bianka opanowała tę sztukę. Im bliżej końca, jej apele stają się coraz bardziej dramatyczne: Słuchajcie – ostatnie 2 minuty programu! To naprawdę łatwe! A ja płacę za to aż 2 tys. zł! Czas płynie i tytani już wiedzą, że pieniądze przepadną. Ba… żebym ja się, kurde, dodzwonił… A to jakieś ciule wszystko tam dzwonią… No spróbuję jeszcze… 3,89 zł, 3,89 zł, 3,89 zł… Linia zamknięta. No, niestety, kurde…
Dwie minuty mijają – pani Bianka jakoś tego nie zauważa… Dalej nawołuje. Daje jeszcze 10 sekund, które zamieniają się w rzeczywistości w… 30 sekund. I dalej nikt nie może „wpaść” na właściwą odpowiedź. W końcu pani Bianka oznajmia: No, liczę jeszcze do trzech… I liczy… Pomiędzy „raz” i „dwa” upływa tak mniej więcej od 5 do 10 sekund… Podobnie między „dwa” a „trzy”… Na ekranie pojawia się napis Koniec programu! Ale program trwa! Pani Bianka wciąż czeka z nadzieją, że jednak…
„Tytani intelektu” najczęsciej traiają na zamkniętą linię… I o to chodzi, bo przecież ktoś musi nabić pulę nagród dla „szczęściarza”
I gdy już ma się pożegnać z widzami, smutna, że nie wypłaciła fortuny jakiemuś szczęściarzowi, nagle – JEST!!!! Ktoś się jednak do studia dodzwonił, ktoś trafił na otwartą linię. Dosłownie w ostatniej chwili zgarnął fortunę… 2 tys. złotych… Rany boskie!!! Co za szczęście!!!
Ten tytan (czy tytanica) ma do- brze – opłaciło mu się dzwonić. Inny ciska pewnie ze złością pilo- tem, wstaje z fotela i idąc w kie- runku lodówki, opowiada sobie swoją własną bajkę o czasie: – Cza sie napić!
Za kulisy wstęp wzbroniony
Opisana wyżej zabawa w „wygrywanie fortuny” (choć termin „zabawa” jest tu chyba niewłaściwy, idzie wszak o wielkie zyski dla stacji telewizyjnej) to tylko jeden z elementów telewizyjnej układanki pod ogólnym hasłem „Zadzwoń i wygraj” lub „Esemesuj i wygraj”. Od kiedy na polskim gruncie pojawiła się idea systemu audiotele (przez zawistnych złośliwców nazywana zwykle idiotele), nadawcy bardzo sobie tę formę zarabiania frajerskich pieniędzy upodobali. W telewizji publicznej, bardzo przecież i tak bogatej, zgarniającej reklamy z 38 proc. rynku reklamowego (sic!) każdy cieszący się jaką taką oglądalnością, program „wzbogacony” jest zazwyczaj o zabawę interaktywną – widz dostaje numer, pod który może dzwonić i odgadywać do woli różne hasła, mogąc przy odrobinie szczęścia parę groszy „chapsnąć”. Zwykle jednak nie wiadomo, kto „chapsnął”. Czasem podawane są jakieś nazwiska, ale kto by to sprawdzał! Podobnie jak nie ma świadków „losowań komputerowych” wśród osób, które dzwonią, piszą, esemesują. Cała ta procedura odbywa się głęboko za kulisami i nie wiadomo, czy ktokolwiek sprawuje nad tym kontrolę. A przecież, jak napisałem, idzie o niemałe pieniądze. „Idiotele” skierowane jest do ewidentnych ćwierćinteligentów, idzie bowiem o to, by dzwoniąca widownia była jak najliczniejsza. (Niejeden ćwierćinteligent zresztą i na ten epitet nie zasługuje; był ponoć kiedyś w TVP konkurs audiotele z pytaniem: Polską potrawą narodową jest A. pizza B. hamburger C. bigos. Bardzo wielu tytanów intelektu wybrało odpowiedź A…). Dlatego nie można chyba doprowadzić do sytuacji, kiedy człowieka za jego pieniądze robi się w balona.
Wojciech Piotr Kwiatek
Artykuł ukazał się w numerze 05/2008.