Żyjący na przełomie XVIII i XIX w. szwajcarski pastor Jean-Henri Merle d’Aubigné, historyk reformacji, pozostawił po sobie wielkie dzieło zatytułowane Historya Reformacyi XVI wieku. Księgę trzecią tegoż dzieła poświęcił odpustom i tezom, które przeciw odpustom wygłosił Marcin Luter. Obraz odmalowany przez protestanckiego pastora jest tyleż malowniczy, co przerażający.
W całych Niemczech panowało naonczas między ludem wielkie wzruszenie. Kościół urządził na całej ziemi ogromny targ – pisał d’Aubigné . – Tak przynajmniej, widząc ten natłok kupujących, słysząc ten hałas i te przechwalania sprzedających, nie można było domyślać się czegoś innego jako jarmarku. Ale handlarzami byli zakonnicy, towarem zaś, który zachwalali i nawet po zniżonych sprzedawali cenach, było zbawienie dusz.
„(…) Skoro tylko postawiono w kościele krzyż i wywieszono na nim godła papieskie, to Tecel wstępował na ambonę i w przekonywający sposób zachwalał wysoką wartość swych odpustów w obliczu zgromadzonego ludu, który na widok uroczystej procesji zebrał się licznie w kościele. (…)
Ja bym przywileju mego ani za stanowisko świętego Piotra w niebie nie zamienił, bo ja moimi odpustami więcej wybawiłem dusz, aniżeli on kazaniami swymi. (…) Odpust i największe nawet gładzi grzechy; przypuśćmy, żeby kto, co jest jednak niemożebną rzeczą, samej Matce Bożej gwałt zadał, to nie potrzebuje niczego więcej, jak tylko zapłacić, dużo zapłacić i będzie mu odpuszczone. Wyobraźcie sobie: pokutować przez siedem lat, bądź to w tym życiu, bądź to w czyśćcu; lecz ileż to grzechów popełnia człowiek w przeciągu jednego dnia, jednego roku – a cóż dopiero w całym swym życiu! – Ach, któż policzy mnóstwo tych grzechów? One wszystkie są powodem nieskończonych katuszy w czyśćcu! A oto, teraz mocą jednego odpustowego listu możecie raz na zawsze i we wszystkich wypadkach, wyjąwszy cztery, których rozstrzygnięcie apostolska sobie zastrzega stolica, tudzież i na wypadek śmierci dostąpić zupełnego odpuszczenia wszystkich kar i wszystkich grzechów waszych”.
Jeszcze nie teraz
Krytyka Marcina Lutra wobec takich praktyk odbiła się mocno i do dziś się odbija na potocznym rozumieniu – i nierozumieniu – odpustów. Żeby sobie z tym problemem poradzić, trzeba zacząć od początku, to znaczy od tego, jak grzech, winę i karę postrzegali ludzie średniowiecza. Od początków Kościoła wierzący rozumieli, że grzech osłabia całą wspólnotę. To dlatego jego wyznanie i pokuta nie mogły być sprawą prywatną. Aż do VI w. Kościół nie przewidywał możliwości wielokrotnej pokuty: chrzest odpuszczał wszystkie grzechy, po chrzcie grzesznik otrzymywał tylko jedną, jedyną szansę nawrócenia. Wówczas ważniejsze niż samo wyznanie winy było podjęcie pokuty, często publicznej, rozumianej jako zadośćuczynienie za grzechy. Pokutą za mniejsze winy mógł być post lub jałmużna, za cięższe latami trzeba było nosić włosienicę, powstrzymywać się od współżycia małżeńskiego czy obejmowania urzędów publicznych. Do skończenia pokuty grzesznik był wyłączony ze wspólnoty eucharystycznej. Trudno się więc dziwić, że grzesznicy odkładali nawrócenie do ostatniej chwili, czasem aż do śmierci – jak choćby św. Augustyn, który prosił Boga: „Nawróć mnie, ale jeszcze nie teraz”.
Między IV a VI w. rozpowszechniła się praktyka rozgrzeszania po wyznaniu grzechów, wówczas też zaczęto odbywać zadośćuczynienie w mocno złagodzonej formie. Grzechy wyznawano zwykle w Środę Popielcową, potem penitent otrzymywał pokutę, którą musiał wypełniać przez cały Wielki Post i dopiero w Wielki Czwartek przychodził ponownie po rozgrzeszenie. W X w. rozgrzeszenie przestało być związane z pokutą, kapłan mógł udzielić go bezpośrednio po wyznaniu win. Pokuta jednak nadal była nakładana, czasem trudna i długa. Kolejne spowiedzi dokładały kolejnego ciężaru, pokuty sumowały się. Nic więc dziwnego, że człowiek średniowiecza bał się: że nie zdąży ich wypełnić, że czeka go nieuchronna kara i na ziemi, i w czyśćcu. Robił więc, co mógł: prosił spowiednika, by modlił się w jego intencji, o darowanie lub choćby złagodzenie kar, za które on sam pokutować nie zdoła.
Wnieść opłatę
Kolejni papieże i biskupi słusznie uznawali, że Jezus swoją Krwią nabył dla ludzi łaski, których oni sami zdobyć nigdy nie zdołają, i że On sam chce im tych łask udzielać. Powoli – a trzeba pamiętać, że idea Bożego Miłosierdzia pojawiła się w sposób znaczący w Kościele dopiero w XX w.! – papieże i biskupi zaczynali dostrzegać, że wolno im uznać i przyjąć, iż niektórym ludziom Bóg daruje kary. Jak miałby się domagać większej pokuty od kogoś, kto wyrusza z krucjatą przeciw innowiercom?
Niestety, z czasem to papieskie uznanie przerodziło się w praktykę udzielania swoistej premii za znaczące czyny. W 1095 r. papież Urban II kilkuset opatom i biskupom oraz tysiącom rycerzy obiecał, że Bóg całkowicie daruje im kary doczesne i wieczne, jeśli wezmą udział w krucjacie w obronie Ziemi Świętej. Odpusty zaczęto traktować instrumentalnie. Wiązano je automatycznie z nawiedzeniem świętych miejsc. Z czasem istota odpustu, czyli pokuta za grzechy, odeszła w cień. Ostatnim gwoździem do odpustowej trumny była decyzja papieża Leona X, który aby zdobyć pieniądze na budowę Bazyliki św. Piotra w Rzymie, odnowił w 1515 r. odpust rozpisany przez Juliusza II. W instrukcji zapisano wówczas: „Aby dostąpić łaski zupełnego odpuszczenia grzechów, każdy, kto się wyspowiadał lub przynajmniej ma zamiar zrobić to w swoim czasie, powinien w jednym z siedmiu kościołów katedralnych w Rzymie odmówić pięć Ojcze nasz i pięć Zdrowaś Maryjo. Kto jednak z jakiejś przyczyny żąda, by odpuszczono mu podróż do Rzymu, to jest to możliwe, ale w zamian trzeba wnieść opłatę” – i tutaj padały sumy proporcjonalne do pochodzenia i stanu. Odpust ten w okolicach Wittenbergi rozprowadzał wspomniany na początku dominikanin Jan Tetzel. To właśnie był moment, w którym Marcin Luter postanowił przeciwstawić się temu, co nazywał handlem odpustami. Niestety, zamiast kwestionować jedynie nadużycia z tym związane, podważył również sens samego odpustu i w ten sposób rozeszły się drogi Marcina Lutra i Kościoła rzymskokatolickiego.
Sumienie i skłonności
Jak ma się rzecz z odpustami dzisiaj w rzymskim Kościele? Mocno przysłużył się ich sprawie niemiecki teolog Karl Rahner, który zdefiniował pojęcie kary doczesnej. Czym jest owa „kara doczesna”? Gdyby tłumaczyć to dzieciom, można by powiedzieć, że Pan Bóg, który wybaczył winę, już się na człowieka nie gniewa – ale w człowieku pozostaje ślad winy, pozostaje to, co grzech w nim zniszczył. Kara doczesna nie zostaje bowiem nałożona przez Boga, ale jest następstwem grzechu w człowieku, skutkiem, który odpuszczony grzech po sobie zostawił. Choć sumienie człowieka po rozgrzeszeniu jest czyste, nadal nieidealne pozostają jego: wola, charakter, przyzwyczajenia i nawyki.
Winę odpuszcza Bóg w sakramencie pokuty i pojednania. O darowanie kar doczesnych człowiek troszczy się, dążąc do zmiany życia, do naprawy wewnętrznego usposobienia, świadomie gardząc własnym grzechem i starając się o coraz głębsze zjednoczenie z Bogiem. To, czego nie uda się naprawić za życia na ziemi, może być naprawione w czyśćcu. Kościół pomaga człowiekowi w tej drodze naprawy, udzielając mu odpustów, czyli łaski naprawy człowieka i usunięcia z jego wnętrza spustoszeń po grzechach. Oficjalne nauczanie Kościoła na temat odpustów uporządkowane zostało w 1967 r. przez papieża Pawła VI w konstytucji apostolskiej Indulgentiarum doctrina. Zniesiono odpusty czasowe oraz możliwość ofiarowania ich za osoby żyjące, uznając, że każdy może sam przemienić swoje życie i jeśli tylko chce, uzyskać odpust. Określono również, że jeśli nie ma niebezpieczeństwa śmierci, odpust zupełny można uzyskać tylko raz w ciągu dnia. Zaakcentowano związek pokuty z naśladowaniem cierpiącego Jezusa i zredukowano związek odpustów z dewocjonaliami, ale nie wycofano się z tej praktyki, przez wielu uważanej za przestarzałą i niepotrzebnie budującą mur między katolikami a protestantami.
Tylko brać
W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że odpustu dostąpić może odpowiednio usposobiony chrześcijanin pod określonymi warunkami i za pośrednictwem Kościoła, oraz że może go ofiarować za siebie lub za zmarłych. Warunkami uzyskania odpustu zupełnego jest brak jakiegokolwiek przywiązania do grzechu, nawet powszedniego, stan łaski uświęcającej, przyjęcie Komunii św., modlitwa w intencjach, w których modli się Ojciec Święty oraz wykonanie czynności związanej z odpustem. Czynnością tą może być adoracja Najświętszego Sakramentu przez co najmniej pół godziny, nawiedzenie jednej z czterech rzymskich bazylik i odmówienie w nich Ojcze nasz i Wyznania wiary w jeden z wyznaczonych dni, przyjęcie (nawet za pośrednictwem radia czy telewizji) błogosławieństwa papieskiego Urbi et Orbi, adoracja i ucałowanie Krzyża w trakcie liturgii w Wielki Piątek, uczestnictwo w rekolekcjach trwających przynajmniej trzy dni, uczestnictwo we Mszy św. prymicyjnej, nawiedzenie kościoła parafialnego w święto jego tytułu i wiele innych, szczegółowo określonych w dokumencie Penitencjarni Apostolskiej Enchiridion Indulgentiarum.
Papież ma również prawo udzielania odpustów specjalnych. Skorzystał z tego Franciszek, który w liście do przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, abp. Rina Fisichelli, ogłosił, że w rozpoczynającym się w grudniu Roku Miłosierdzia odpust zupełny będzie można uzyskać dzięki pielgrzymce do Drzwi Świętych w każdej katedrze i kościołach wyznaczonych przez biskupa. Chorzy i starsi odpustu będą mogli dostąpić przez uczestnictwo we Mszy św., również za pośrednictwem środków przekazu. Więźniowie zyskają odpust w kaplicach więziennych. Papież przypomniał, że równie ważna jak troska o własne zbawienie jest miłość wobec tych, którzy sami już żadnych zasług zdobyć nie mogą i ofiarowanie odpustów za zmarłych.
Skarbiec Kościoła pozostaje otwarty. Od nas tylko zależy, ile będziemy chcieli z niego czerpać.
Dr Monika Białkowska
pgw