Podobno Jan Paweł II zapytany kiedyś, dlaczego upadło (w 1870 roku) Państwo Kościelne, odrzekł: „Bo przestało być potrzebne”. Rzeczywiście – niesprawnie zarządzane, anachronicznie urządzone, uwikłane w rozmaite, zmienne zresztą sojusze polityczno- militarne z przywódcami księstw i republik Italii, a także z władcami obcych mocarstw, owo niebagatelnych rozmiarów „dziedzictwo świętego Piotra” (patrimonium sancti Petri) od pewnej chwili dziejowej raczej przeszkadzało, niż pomagało Kościołowi, szczególnie papiestwu, w wypełnianiu religijnego posłannictwa. Rzut oka na mapę XIX-wiecznej Europy przekonuje też, iż Państwo Kościelne, rozciągnięte od Adriatyku do Morza Tyrreńskiego, zajmowało pokaźny obszar Półwyspu Apenińskiego na całej jego szerokości, stanowiąc tym samym istotną przeszkodę dla planów zjednoczenia Włoch.
Niektórzy historycy twierdzą wprawdzie, że likwidacja Państwa Kościelnego odbyła się za sprawą wolnomularzy i innych antyklerykałów, którzy pragnęli osłabić rolę Rzymu na scenie włoskiej i ogólnoeuropejskiej. Pozostaje wszakże faktem, iż Kościół uwolnił się od grubej powłoki, która wyczerpała już swój, niegdyś przydatny, potencjał i zaczęła nieco ciążyć. Może do rozpadu doszło wskutek zmowy ludzi złej woli, ale rezultat okazał się korzystny: mimo utraty potęgi doczesnej Kościół niepomiernie zyskał, zwłaszcza w XX wieku, na autorytecie religijnym, moralnym i paradoksalnie też politycznym, i to w skali światowej. Dokonało się to w ramach nieprzejrzanej ekonomii zbawienia, które Bóg, w każdych okolicznościach potrafiący wydobyć dobro ze zła, zaplanował dla ludzi i ludów.
Zpunktu widzenia Europy los Państwa Kościelnego okazuje się interesujący nie tylko z tego powodu, że należy do głównego nurtu jej dziejów, lecz także dlatego, iż może stanowić zapowiedź losów czekających ją samą. Cywilizacja europejska w toku wieków położyła wielkie zasługi dla rozwoju pozostałych rejonów globu. Ojciec Piero Gheddo z Papieskiego Instytutu Misji Zagranicznych (PIME) wymienia dobra, które z Europy rozprzestrzeniły się na cały świat: idea godności ludzkiej oraz równości mężczyzny i kobiety, poszanowanie praw człowieka, przezwyciężenie podziałów rasowo-plemiennych, precyzyjna nauka, skuteczna medycyna, zaawansowana technika i wiele innych.
Powstaje pytanie: czemu zawdzięczał Stary Kontynent niezwykłą moc i płodność swych idei i dokonań? Ewangelii – odpowiada ojciec Gheddo. Albowiem „rozwój nie jest jedynie faktem technicznym, ekonomicznym i politycznym, ale jest owocem wizji Boga i ludzkiego życia, kultury i głębokiej mentalności. Kultura zachodnia, schrystianizowana przez dwa tysiące lat Ewangelii, sprawiła, że Zachód przebył trwającą wieki wędrówkę do świata nowoczesnego, który później rozszerzyliśmy na inne ludy i kultury”. Przede wszystkim zaś – należy dodać – Europa upowszechniła samo orędzie Ewangelii. Co prawda Europejczycy prowadzili dzieło cywilizowania i chrystianizowania świata nie bez nadużyć, a nawet zbrodni (konkwista, niewolnictwo, kolonializm). Ale i w tym wypadku zadziałała ekonomia zbawienia ze swoim prawem dopuszczania pewnego zła ze względu na wyższe dobro.
Potem jednak nastąpiła zasadnicza przemiana: Z czystego – choć nie krystalicznie czystego – źródła prawdy, piękna i dobra przeistoczyła się Europa w zatęchłe rozlewisko stagnacji, a nawet dewiacji, zatruwające swymi miazmatami atmosferę ludzkości. Jak bowiem inaczej nazwać obie wojny światowe rozpętane na Starym Kontynencie w XX wieku, jak nazwać marksizm i leninizm, usankcjonowanie i propagowanie zboczeń płciowych, przyzwolenie na aborcję i eutanazję, udział w hańbiących bataliach pod fałszywymi sztandarami wolności i demokracji („Wiedz, że to bujda, granda zwykła / Gdy ci wołają: ŤBroń na ramię!ť, / Że im gdzieś nafta z ziemi sikła / I obrodziła dolarami” – pisał Julian Tuwim w wierszu Do prostego człowieka) i inne tego rodzaju zjawiska, które obserwujemy? Wygląda na to, że Europa już przeorała, użyźniła i obsiała swym najlepszym ziarnem glebę historii, a teraz rozsadza jedynie chwast. Może więc nadszedł czas na to, aby ustąpić miejsca nowym pokoleniom rolników, którzy będą „czynili sobie ziemię poddaną” (por. Rdz 1, 28)? Poniekąd już to nastąpiło, skoro Europa nie tylko nie nadąża w rozwoju demograficznym i gospodarczym za takimi potentatami jak Chiny albo Indie, ale też traci zainteresowanie ze strony Kościoła, z większą uwagą i nadzieją spoglądającego dzisiaj ku Afryce, Ameryce Południowej i Azji. Oczywiście, o wszystkim przesądzi Pan żniw w ramach swojej ekonomii zbawienia. Warto tylko pamiętać, że w ekonomii nie decydują sentymenty: „Kto by stał się powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze” (Mk 9, 42; por. Mt 18, 6-9; Łk 17, 1-2).
Paweł Borkowski
Artykuł ukazał się w numerze 5/2007.