Myśląc o powszechnym obowiązku szkolnym, większość z nas odruchowo odczuwa przypływ pozytywnych skojarzeń. Przecież dzięki powszechnej edukacji podniósł się poziom oświecenia społeczeństwa, zniknął analfabetyzm, jest ogólnie lepiej, niż było w mrocznych wiekach. Każde zjawisko fizyczne ma jednak swój koszt, swoją drugą stronę. Ze zjawiskami społecznymi, w tym z powszechną edukacją, jest podobnie.
Pułk pruskich grenadierów
Z czym kojarzy się Państwu szkoła jako budynek? Z czym klasa szkolna, układ ławek i sposób komunikacji między nauczycielem a uczniami? Kto był w wojsku, ten wie doskonale. Skojarzenie to jest szczególnie dobrze zauważalne w przypadku starszych budynków szkolnych. Pruskie koszary pułku grenadierów. Bardzo podobna bryła budynku, sale lekcyjne przypominające swym układem izby żołnierskie, trzy szeregi ławek szkolnych i nauczyciel przechadzający się między szeregami pilnie słuchających uczniów. Jak feldfebel przed wyprężonym plutonem grenadierów. Wiem, że ten obraz jest nieco przerysowany i pasuje bardziej do czasów sprzed kilkudziesięciu lat, ale od niego wyjdźmy w naszych rozważaniach nad szkołą.
Wśród licznych aforyzmów starających się opisać państwo pruskie jednym z najbardziej znanych jest ten, że Prusy to nie państwo, Prusy to armia posiadająca swoje terytorium. Nie było to powiedzenie dalekie od prawdy. Prusy wojowały już wcześniej, jednak od czasów Fryderyka II Wielkiego armia stała się oczkiem w głowie władców, a coraz więcej obszarów życia poddanych pruskich podporządkowanych zostawało wojnie. Nawet podczas lat pokoju. Prusy były też państwem znanym z dwóch innowacji. Wprowadziły powszechną służbę wojskową i powszechny obowiązek szkolny. Te dwie obowiązujące wszystkich obywateli instytucje, wzajemnie się uzupełniając, miały z nich uczynić jeszcze lepszych poddanych i jeszcze lepszych żołnierzy. Systemy edukacyjny i mobilizacyjny państwa pruskiego współdziałały ze sobą na wielu płaszczyznach, przekuwając jeszcze nie w pełni ukształtowaną materię ludzką w sprawnych, posłusznych żołnierzy króla i cesarza. Niemieccy nauczyciele i lekarze XIX wieku znani są z wielu osiągnięć na niwie kultury fizycznej, krzewionej skutecznie wśród młodzieży. W pruskich szkołach powszechnych przykładano dużą wagę do tak zwanych „ćwiczeń cielesnych”, z których rozwinęła się w XIX wieku gimnastyka artystyczna, rozumiana nieco inaczej niż sport występujący dziś pod tą nazwą. Ćwiczenia uprawiane w pruskich szkołach stanowiły doskonały wstęp do gimnastyki wojskowej, praktykowanej po dotarciu rekruta do koszar. Było to działanie jak najbardziej sensowne – z cherlawych, chorowitych ludzi nie ma dobrych żołnierzy. Chłopcy, którzy w szkole uczyli się skakać, biegać i wspinać po linie, w wojsku szybciej opanowywali walkę na bagnety, zapasy czy wdrażali się do długich marszów. Pruska szkoła oraz armia wiele zawdzięczały sobie nawzajem, jeśli chodzi o metodykę. Wspomnianemu już Fryderykowi II Wielkiemu przypisuje się powiedzenie, że żołnierz powinien bardziej bać się swojego kaprala niż przeciwnika. Armia słynęła z żelaznej dyscypliny, stojącej na granicy brutalności, a często tę granicę przekraczającej. Słynny pruski dryl skutkował wielką karnością i – co tu dużo mówić – skutecznością bojową armii na polach niezliczonych bitew europejskich. Szkoła również nie słynęła z łagodności, a nauczyciel z trzcinką miał nad uczniami władzę porównywalną z władzą podoficera nad rekrutami. Sukcesy wojenne Prus odniosły ten skutek, że inne państwa europejskie zaczęły z czasem naśladować model armii i ogólnie model państwa. Szkolnictwo powstałe w większości państw w wieku XIX jest pewną modyfikacją szkoły pruskiej. Do wieku XIX funkcjonowały armie zaciężne lub powoływane na zasadzie losowania, jak w Rosji. Wiek XIX stał się wiekiem powszechnego poboru i powszechnej edukacji.
Edukacja – ale jaka?
Człowiek rodzi się pozbawiony wszelkich umiejętności, które czynią go w naszych oczach istotą społeczną. Nie potrafi rozwiązywać układów równań z wieloma niewiadomymi, nie potrafi grać na skrzypcach, ba – nie potrafi jeszcze mówić ani nawet chodzić. Wszystkich wymienionych oraz wielu innych umiejętności musi uczyć się w długim procesie edukacji. Podstawowym środowiskiem, w jakim następuje pierwszy etap edukacji, a co za tym idzie – także socjalizacji, pozostaje rodzina. Niegdyś większość umiejętności potrzebnych do funkcjonowania w społeczeństwie i do wytwarzania dóbr społecznie użytecznych zdobywano właśnie w rodzinie. Z czasem jednak nasza cywilizacja zaczęła posługiwać się coraz bardziej zaawansowanymi technologiami, do których opanowania potrzeba było coraz lepszych fachowców. Cechy rzemieślnicze, gildie i korporacje zawodowe rozwinęły system szkolenia, w którym wiedza przekazywana była w układzie mistrz – uczeń. Szkoły przez całe wieki zarezerwowane pozostawały dla wąskiej elity, zwanej czasem warstwą klerków. Umiejętność czytania i pisania oraz pozostałych nauczanych sztuk dostępna była niewielkiemu odsetkowi populacji. Nie bez przyczyny użyłem słowa „sztuki” na określenie umiejętności nauczanych w średniowiecznych szkołach. Septem Artes Liberales, Siedem Sztuk Wolnych albo Wyzwolonych, jak to się u nas tłumaczy, stanowiło rdzeń systemu edukacji od późnej starożytności po czasy nowożytne. Sztuki z założenia dostępne są nielicznym i stanowią wartość samą w sobie, są cenne.
Wraz z upowszechnianiem się edukacji sytuacja ulegać zaczęła stopniowym zmianom. Pierwszy etap stanowiła likwidacja analfabetyzmu wśród dorosłych – i tu trzeba przyznać pierwszeństwo krajom protestanckim, które uporały się z tym problemem dzięki sieci szkół elementarnych praktycznie do końca XIX wieku. Niemiecki model szkoły powielany był następnie w innych państwach. W naszym kraju mieliśmy w tej kwestii kilka dekad zapóźnienia i de facto do II wojny istniał dostrzegalny statystycznie problem analfabetyzmu. Rozpowszechnienie się umiejętności czytania i pisania pociągnęło za sobą kilka skutków. Wzrosło czytelnictwo i możliwość docierania z informacją do znacznie większej niż poprzednio liczby osób. Na ziemiach polskich miało to swój ogromny wpływ na kształtowanie się nowoczesnego narodu polskiego. Większość badaczy tematu jest zgodna, że sieć szkół wiejskich i wzrost poziomu czytelnictwa wśród włościan uformowały ich świadomość narodową. Pisał o tym między innymi Wincenty Witos w swoich wspomnieniach. Upowszechnienie umiejętności czytania ma jednak i drugą stronę. Dzięki niej więcej ludzi może czytać wartościową literaturę, powieści, poradniki zawodowe, gazety, ale też Manifest komunistyczny czy Mein Kampf...
Ciekawym zjawiskiem, związanym z rozpowszechnieniem się masowej edukacji, był obserwowany początkowo w USA w latach 50. i 60. XX wieku wzrost liczby ludzi posiadających wyższe wykształcenie, przeważnie o profilu humanistycznym. Ludzie ci nie posiadali kwalifikacji wymaganych na rynku pracy, mieli natomiast duże oczekiwania co do standardów życia. Tworzyli, i tworzą nadal, swoistą klientelę polityczną ugrupowań lewicowo-liberalnych.
Rozpowszechnienie się edukacji elementarnej związane jest również ze wzrostem liczby osób gotowych podjąć naukę na wyższych jej poziomach. Z jednej strony ma to pozytywne konsekwencje – więcej potencjalnych inżynierów, lekarzy, nauczycieli czy prawników. Z drugiej – powoduje inflację samego wyższego wykształcenia, dostarczając na rynek tysiące absolwentów uczelni z dużymi aspiracjami, lecz bez kwalifikacji przydatnych do pracy społecznie użytecznej.
Konkludując – w nowoczesnym społeczeństwie, wykorzystującym zaawansowane technologie, powszechna edukacja jest już koniecznością. Trzeba sobie cały czas zdawać sprawę, jakie może ona nieść potencjalne skutki. Wraz z rozpowszechnianiem się wspomnianych technologii coraz bardziej żywotne stają się pytania o kształt edukacji powszechnej, o wizje szkoły w najbliższych dekadach. Czy nadal będziemy tworzyć dalekich potomków grenadierów, czy może szkoła ma dawać coś zupełnie innego?
Tekst pochodzi z kwartalnika Civitas Christiana nr 1 / styczeń-marzec 2024
/mdk