„Jak wysłowić wdzięczność mą, za tysiące łask?”… Kiedy myślę o życiu Karola de Foucauld, nasuwa mi się nieodparcie to właśnie zdanie, pochodzące z pewnej śpiewanej niegdyś piosenki. Karol – wielki grzesznik, „syn marnotrawny”, jak o sobie wielokrotnie myślał i mówił, człowiek o pozornie bezowocnym, „bezużytecznym” życiu, spogląda dziś na nas wraz z dziewięcioma innymi znamienitymi postaciami świętych, z wysokości Bazyliki św. Piotra.
Przed bazyliką zgromadzony po pandemii tłum ludzi, różnorodny, radosny, kolorowy… Było mi dane znaleźć się tam wraz z grupą kilkudziesięciu osób z Polski. Obecne były rozliczne wspólnoty: zakonne, świeckie, stowarzyszenia, rodziny, jak też niezrzeszeni świeccy; osoby, dla których Karol stał się w jakiś niewytłumaczalny sposób bliski, dla których stał się „bratem”. Pozdrawialiśmy się serdecznie, ciesząc ze spotkania, odnajdując członków swojej duchowej rodziny z całego świata, ze wszystkich kontynentów… Pośród nas byli też Tuaregowie, którzy przybyli z pustyni Sahary, by zaświadczyć o łączącej ich z bratem Karolem wiernej przyjaźni.
Bliskość
Co sprawiło, że zgromadziliśmy się tu wszyscy razem, w tej tak wielkiej różnorodności?
W piątek, 13 maja, w konferencji wygłoszonej do przyjaciół brata Karola zebranych w rzymskim kościele Trinità dei Monti, abp Marsylii Jean Marc Aveline zauważył, że wśród nas jest wielu świętych, lecz nie wszyscy są kanonizowani. Kanonizacja, jak mówił, pozwala nam uchwycić i dostrzec pewne szczególne postawy, cechy właściwe danej osobie, które są aktualne i szczególnie ważne dzisiaj; które wnoszą znaczący wkład w rozwój Kościoła i w szerzenie wiary…
Jedną z cech wyróżniających postać Karola de Foucauld była potrzeba bliskości, więzi. Sam naznaczony w dzieciństwie i młodości wielorakim cierpieniem, samotnością odkrywa, że Pan Bóg, że Bóg chrześcijan jest Osobą, że się wcielił, i że kocha go, tak nędznego i niegodnego, do szaleństwa krzyża. Karol odwzajemnia tę miłość: „Odkąd odkryłem, że Bóg jest, wiedziałem, że mogę już żyć tylko dla Niego”… A w innym miejscu napisze: „Straciłem serce dla tego Jezusa z Nazaretu”…
Okrycie Boga jako Miłości wyrazi w sentencji, która stanie się dewizą jego życia: „Iesus Caritas – Jezus Miłość”.
Tak więc pragnie być blisko Boga, przebywać z Nim, kochać Go, adorować… Odkrywa też, że Jezus jest ukryty i tak bardzo bliski nie tylko w Eucharystii, którą Karol żarliwie adoruje, ale także w nie mniej rzeczywisty sposób w drugim człowieku.
W 1916 roku napisze: „Nie ma słowa Ewangelii, które wywarłoby na mnie głębsze wrażenie, niż to: «Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili»… Kiedy się pomyśli, że są to słowa Tego, który powiedział: to jest Ciało moje, to jest moja Krew… z jakąż siłą jesteśmy wówczas przynaglani do miłowania Jezusa w grzesznikach, w ubogich…”.
Być może właśnie ten rys sylwetki duchowej brata Karola, to odkrycie Boga wcielonego, Boga-z-nami, pociągnęło i zachwyciło tak wielu spośród nas… Na placu św. Piotra, ale i na ulicach Rzymu można było często zobaczyć – wyszyte na habicie, wyryte na kawałku drewna, odbite na różnokolorowych chustach, modlitewnikach, jak znak rozpoznawczy – serce przebite krzyżem.
Braterstwo
Ciekawe, że czas spędzony w Rzymie, w sumie krótki, jednak bardzo intensywny – przylot 13 maja, wylot 16 wieczorem – pozwolił mi na nowo doświadczyć braterstwa, odetchnąć nim. Był jakby w nie wpisany (a może nic w tym dziwnego, skoro przyjechaliśmy na kanonizację „małego brata wszystkich, małego brata powszechnego”, jak zwykło się określać tego nowego świętego).
„Chcę przyzwyczaić wszystkich mieszkańców, chrześcijan, muzułmanów, żydów… by patrzyli na mnie jak na swego brata, jak na brata powszechnego…” – pisał w 1902 roku w jednym z listów do swojej kuzynki, M. de Bondy.
Kiedy się pielgrzymuje – czyli w naszym wypadku chodzi godzinami w upale po nieznanym mieście, starając się dotrzeć na czas do wyznaczonych miejsc, a po drodze ugasić pragnienie i zjeść gdzieś tanią pizzę – można doświadczyć bezradności i zdania na innych. Na naszej pielgrzymiej trasie spotykaliśmy wiele życzliwych osób. Kimś, kto stał się dla mnie niespodziewanie „bratem”, był spotkany w metrze młody Afrykańczyk. Znalazł się przypadkowo obok mnie, gdy próbowałam bezskutecznie znaleźć drogę do miejsca noclegu, a kolejne osoby dawały mi sprzeczne informacje. Jechał w tym samym kierunku i – pomógł mi dotrzeć do domu, odprowadził do drzwi. A po drodze, mijając kolejne stacje metra, ukazywał mi swe rodzinne strony Konga Brazzaville.
Adoracja
W czasie naszej pielgrzymki mogliśmy też pójść na adorację do kościoła Santi Claudio e Andrea dei Borgognoni, w którym modlił się brat Karol w czasie swego pobytu w Rzymie. Przybył tu przed święceniami kapłańskimi, we wrześniu 1900 roku. Zamieszkał wtedy w uliczce przy samym kościele, w którym był nieustannie wystawiony Najświętszy Sakrament, by móc dzień i noc adorować Jezusa. Adoracja była dla niego wszystkim. Tak pisał w 1897 roku podczas rekolekcji w Nazarecie:
„Jesteś Panie Jezu w Najświętszej Eucharystii: jesteś tutaj o jeden metr ode mnie w tym tabernakulum! Twoje Ciało, Twoja Dusza, Twoje Człowieczeństwo, Twoje Bóstwo… Jakże blisko jesteś mój Boże, mój Zbawicielu, mój Jezu, mój Bracie”…
Pewnie dlatego właśnie czas przeżyty wówczas w Rzymie był dla Karola szczególny – określał go mianem „łaski tysiąca tabernakulów”. Był wstrząśnięty wielką liczbą świątyń Rzymu i rzeczywistą Obecnością Jezusa w każdej z nich!
Bezinteresowność
Tym, co w uderzający sposób wyróżnia postać św. brata Karola de Foucauld, jest bezinteresowność. Bezinteresowność wobec Boga, wobec innych. Pragnął kochać ludzi i darzył ich szacunkiem dla nich samych, nie oczekując niczego w zamian; nawet efektów apostolskich (choć co dzień modlił się i ofiarowywał, prosząc, by „wszyscy ludzie poszli do Nieba”).
Dzięki czystości intencji potrafił oprzeć się zniechęceniu – do końca życia zachował gorliwość i zaufanie do Boga, choć nie doczekał żadnych widocznych owoców swego życia. Zginął, zabity przypadkowym strzałem, nie pozostawiwszy żadnego współbrata czy ucznia. Dziś jednak istnieje kilkadziesiąt wspólnot odwołujących się do jego życia, Karol ma dziś tysiące uczniów!
„Jeżeli ziarno wpadłszy w ziemię nie obumrze, pozostaje samo; jeśli obumrze, przynosi owoc obfity… Nie obumarłem, tak więc jestem sam… Módlcie się o moje nawrócenie, abym umierając, przyniósł owoc”…
Jednym z takich namacalnych, uznanych przez Kościół owoców życia Karola jest uzyskany za jego wstawiennictwem cud. Różni się on jednak od tych, które zazwyczaj uznawane są do kanonizacji. Posłuchajmy o. Bernarda Ardury, postulatora procesu kanonizacyjnego bł. brata Karola: „Cud, który pozwolił Karolowi de Foucauld zostać świętym, był nietypowy. Należy do rzadko spotykanej kategorii cudów. Nie chodzi tu o uzdrowienie, ale o przypadek nazywany we Włoszech scampato pericoli, co można przetłumaczyć jako zażegnane niebezpieczeństwo”.
Człowiek ocalony przez wstawiennictwo brata Karola był niewierzący. Młody stolarz – Charle – zachował życie i zdrowie, mimo że spadł z wysokości ponad 15 metrów w czasie wykonywania prac renowacyjnych. Upadł na podłokietnik, który przebił mu bok. Żaden z narządów pełniących podstawowe funkcje życiowe nie został uszkodzony, nie wynikły też żadne następstwa psychiczne ani fizyczne. Wydarzyło się to w listopadzie 2016 roku, w końcu nowenny poprzedzającej setną rocznicę śmierci brata Karola, kiedy to modlono się za wstawiennictwem błogosławionego o cud potrzebny do kanonizacji. Nic nie wskazuje jednak na to, by obecnie człowiek ten miał przyjąć chrzest.
Ojciec Ardura dodaje: „Ta sprawa zastanawia… Ten zdumiewający cud utwierdza mnie w przekonaniu, że Bóg, dając, daje wszystko, niczego nie wymagając w zamian i niczego nie oczekując”…
Karol chciał głosić Boga miłosierdziem. Mawiał: „Chciałbym być tak dobry, aby mówiono: «jeżeli taki jest sługa, jaki musi być Pan?»”.
Tre Fontane
Na naszej drodze nie mogło zabraknąć Tre Fontane, domu generalnego Małych Sióstr Jezusa.
Siostry przygotowały wystawę, na której zebrały cenne pamiątki związane z życiem brata Karola: zdjęcia, listy, opracowywane przez niego słowniki tuaresko-francuskie, rysunki, paramenty liturgiczne (kielich i patenę), serce przebite krzyżem, które nosił na habicie, sprzęty codziennego użytku, takie jak zardzewiały kanister na wodę, zegar, hebel, łapka na myszy… Był tam nawet jego sandał (tylko jeden, drugi przechowywany jest w innym miejscu!).
Wszystko to tworzyło obraz jego życia, w którym codzienność splatała się tak bardzo ze świętością, w którym wszystko było ważne!
Dziękczynienie
W poniedziałek, 16 maja, o 10 rano, uczestniczyliśmy w Bazylice Laterańskiej we mszy świętej dziękczynnej. Zgromadziliśmy się z czterech kontynentów, z wielu wspólnot, rodzin i zgromadzeń… Było to wielkie przesłanie powszechności. Ewangelia została odczytana po arabsku, liturgię ubogacały modlitwy i śpiewy w różnorodnych językach. Afryka wniosła swój radosny taniec. Byli też obecni zaprzyjaźnieni z nami muzułmanie. W homilii wygłoszonej przez bp. Sahary, Johna Mac Williamsa, wybrzmiewały słowa naszego Pana: „Miłujcie się wzajemnie, tak jak Ja was umiłowałem” – i dalej: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. W niesionych darach znalazł się między innymi piasek pustyni, tak bardzo związany z życiem Karola i jego przyjaciół.
Kardynał wikariusz Angelo De Donatis, który przewodniczył mszy świętej, wyraził wdzięczność świętemu za owocność jego życia: „Dziękujemy Ci, gdyż wielu spośród nas tu obecnych to owoc zasianego w piaskach Sahary ziarna pszenicy, którym się stałeś”. W chwili ciszy każdy został zaproszony, by podziękować osobiście Karolowi za to, co przez niego otrzymał.
To dziękczynienie trwa. Rozchodzi się po całym świecie – sięga każdego zakątka ziemi; tam, gdzie żyją członkowie duchowej rodziny brata Karola, sprawowane są dziękczynne Eucharystie, odbywają się braterskie spotkania…
Co dalej?
Jakie przesłanie zostawia nam brat Karol, co wniosła kanonizacja i co w naszym życiu może się zmienić? Stawiamy sobie te pytania i można zapewne dać na nie wiele odpowiedzi. Posłuchajmy, co sam Karol mówił o świętości:
Przypatrujmy się świętym, ale nie zatrzymujmy się na nich. Korzystajmy z przykładu, jaki nam dają, jednak nie zatrzymujmy się na nim długo. Nie próbujmy ich naśladować, lecz wraz z nimi naśladujmy Chrystusa, który jest jedynym wzorem.
Tak więc idźmy za jego radą i wraz z nim kontemplujmy Jezusa, wraz z nim próbujmy Go naśladować!
Materiał z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 3 | lipiec - wrzesień 2022
/em