Czy dzisiaj w publicznych debatach czy prywatnych rozmowach dyskutujemy jeszcze o obowiązkach naszych rodzin i nas samych wobec państwa? Raczej rzadko albo wcale. Natomiast wciąż rozprawiamy o naszych licznych prawach, które nam się rzekomo bezwzględnie należą od państwa, które większość z nas traktuje jak jakąś krowę, którą trzeba doić, ile się da i dopóki się da, nie bacząc na to, że krowa, o którą się nie dba, długo nie pociągnie.
Rodzina – relacja w dwie strony
Naturalnie rodzina jako instytucja prawa naturalnego ma pierwszeństwo w stosunku do państwa, bo to z rodzin powstaje państwo, a nie z państwa rodzina. To państwo istnieje dla rodziny, a przez nią dla osoby ludzkiej. Jednak tak rodzina, jak i państwo nie są celami same w sobie, lecz winny dążyć do realizacji celów osobowych swych członków, a cele te mogą być osiągnięte tylko poprzez dobre życie zbiorowe. Celem doczesnym wszelkich społeczności jest więc dobro społeczne (bonum commune). Toteż w porządku doczesnym (w zakresie celów społecznych, gospodarczych, politycznych) dobro szerszej grupy społecznej jest zawsze wyższe od dobra węższej grupy, gdyż pierwsze reprezentuje dobro większej liczby osób. W tym sensie więc rodzina podporządkowana jest państwu i jako instytucja prawa cywilnego jest zależna od państwa. Stąd ostateczny stosunek rodziny do państwa określają dwie zasady. Po pierwsze, że dobro rodziny jest celem państwa, ale jednocześnie, że dobro doczesne każdej konkretnej rodziny musi ustąpić przed dobrem państwa, czyli dobrem wielu rodzin. W ten sposób powstaje podwójna więź wzajemnych praw i obowiązków rodziny i państwa.
Niestety, my dziś wolimy pamiętać tylko o obowiązkach państwa wobec rodziny, rzadziej zaś albo wcale o obowiązkach rodziny wobec państwa. Owszem, państwo ma obowiązek przede wszystkim chronić życie i wolność swych obywateli i ich rodzin. Strzec godności ludzkiej, zapewnić rodzinie wolność w rozwoju osobowym, w przekazywaniu życia i wychowaniu potomstwa zgodnie z własnymi przekonaniami. Chroniąc wolność założenia i rozwoju rodziny, państwo głównie poprzez właściwe ustawodawstwo i system podatkowy winno też wspierać rozwój oświaty, mieszkalnictwa, ochrony zdrowia i zabezpieczeń społecznych. Tak więc państwo, zgodnie z zasadą pomocniczości, winno nas wspierać tam, gdzie nie dajemy sobie sami rady, a nie zastępować nas w działaniu i rozwiązywaniu naszych spraw. Większość z nas oczekuje jednak, że państwo, „nie biorąc” od nas prawie nic, będzie zapewniało nam prawie wszystko, począwszy od dobrze płatnej pracy, świetnej służby zdrowia, dobrej infrastruktury, opieki nad naszymi dziećmi, a na wysokiej emeryturze kończąc. Zapominamy tylko, że odpowiednikiem uprawnień rodziny w stosunku do państwa są jej obowiązki wobec społeczności i władzy państwowej.
Próba uporządkowania
Prof. Czesław Strzeszewski w swej monumentalnej pracy pt. Katolicka nauka społeczna wyróżnił cztery główne obowiązki, które spoczywają na nas i naszych rodzinach wobec państwa. Są to: uczciwe płacenie podatków, odbywanie służby wojskowej, pełnienie służby społecznej w czasach pokoju oraz dbanie o wykształcenie i wychowanie obywatelskie swoich najbliższych, przede wszystkim dzieci.
Zacznijmy od podatków. Wiemy wszyscy, że wielu z nas stara się unikać płacenia podatków, wykorzystując wszelkie legalne i mniej legalne „obejścia” systemu podatkowego. Ale jednocześnie chce mieć dobrą służbę zdrowia i opiekę społeczną, a w przyszłości wysoką emeryturę. Zapominamy tylko, że na to wszystko idą pieniądze z naszych podatków, a nie z kieszeni panów ministrów czy posłów. Bo tak się składa, że rząd, czy to prawicowy, czy lewicowy, nie ma żadnych własnych pieniędzy, a tylko te, które my mu zapłacimy w formie podatków. Jeśli więc nie będziemy uczciwi w płaceniu podatków, to żaden rząd nie przeznaczy więcej środków na różne cele społeczne, niż otrzyma od nas – co najwyżej zaciągnie pożyczki, które będą spłacać nasze dzieci lub wnuki. Dlatego musimy uczciwie płacić podatki, ale jednocześnie musimy walczyć, aby system podatkowy i emerytalno-rentowy był prosty, czytelny dla każdego podatnika i by promował ludzi ciężko i uczciwie pracujących, a nie „specjalistów” od ulg i zwolnień podatkowych oraz „kolekcjonerów” wszelkich możliwych zasiłków. System ten nie powinien wspierać „rozdawania” niezarobionych pieniędzy, bo jest to najbardziej demoralizująca forma prowadzenia polityki społecznej, niszcząca pracowitość, zaradność i przedsiębiorczość obywateli i nie mająca nic wspólnego ani z zasadą solidarności, ani pomocniczości.
Jeśli chodzi o służbę wojskową, to obecnie jest ona zawodowa i dobrowolna, ale nigdy nie można wykluczyć konfliktu zbrojnego (vide Ukraina), w czasie którego wszyscy powinni pomagać w obronie państwa, każdy naturalnie zgodnie z przydzielonymi zadaniami i fizycznymi możliwościami. Dziś niestety z przykrością trzeba stwierdzić, że wielu Polaków, mimo że nie musi odbywać obowiązkowej służby wojskowej, tak jak to było do 2008 roku (nie ma więc w tej materii żadnych obowiązków), to jeszcze często odnosi się z niechęcią do służb mundurowych, nie dostrzegając, że dzięki nim może spokojnie żyć i pracować.
A co z naszą służbą społeczną w czasach pokoju? Czyli zaangażowaniem w działalność społeczną, kulturalną, polityczną czy charytatywną? Z tym też jest kiepsko. Do wyborów regularnie chodzi mniej niż 50% uprawnionych, a zaledwie garstka udziela się społecznie w różnych organizacjach czy stowarzyszeniach. Większość natomiast swoją „aktywność” ogranicza do złośliwej krytyki adwersarzy na łamach mediów społecznościowych i na dodatek jest jeszcze z siebie bardzo zadowolona.
I ostatni wymieniony przez Strzeszewskiego obowiązek – obowiązek wykształcenia i wychowania obywatelskiego swoich bliskich, przede wszystkim dzieci. Bardziej światli Polacy naturalnie starają się dobrze wykształcić swoje dzieci, nawet kosztem własnych materialnych wyrzeczeń. Trochę gorzej jest już z wychowaniem obywatelskim. Kształtowanie postaw patriotycznych i obywatelskich nadal należy do rzadkości, co widać choćby po malejącym udziale dzieci i młodzieży w harcerstwie czy innych organizacjach młodzieżowych. Niestety, większość Polaków uważa, że wykształceniem, a nawet wychowaniem ich dzieci powinna zajmować się szkoła, może trochę Kościół, tylko nie oni sami. I tu koło się zamyka. Bo jeśli nie nauczymy się w młodości (w domu od rodziców) postaw obywatelskich i świadomości, że jako obywatele mamy w państwie nie tylko prawa, ale i obowiązki, to w starszym wieku będziemy już tylko zgryźliwymi tetrykami, narzekającymi na wszystko i wszystkich i wylewającymi swoje żale na forach społecznościowych.
Czas najwyższy uświadomić sobie, że jako obywatele, oprócz praw, mamy także obowiązki wobec swojego państwa, że trzeba wrócić do stosowania i respektowania starej zasady „tyle praw, ile obowiązków” i raz na zawsze odrzucić postawę: „czy się stoi, czy się leży, tyle samo się należy”. Innej drogi nie ma, no chyba że chcemy wrócić do czasów PRL-u, gdzie prawie nikt nie czuł się odpowiedzialny za nic, bo rzekomo za wszystko odpowiadało państwo i tak zwana władza ludowa. Jak to się skończyło, wszyscy wiemy.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 1 | styczeń-marzec 2023
/ab