Polskie środowiska liberalne od dłuższego czasu usilnie próbują zmienić sens tego, co powszechnie nazywane jest Katolicką Nauką Społeczną. Jednym ze szczególnie interesujących argumentów zwolenników kapitalizmu jest ewolucyjne spojrzenie na postęp Kościoła w zakresie rozważań na temat teorii ekonomicznych. Według tej narracji papieskie encykliki miały być w swoich pierwotnych założeniach oparte na błędzie naukowym, wynikającym z braku dostatecznej wiedzy ekonomicznej głowy Kościoła. Z biegiem czasu Kościół miał dopiero uaktualnić swoje horyzonty poznawcze w zakresie badań ekonomicznych, czego rezultatem była encyklika Centesimus annus Jana Pawła II. I w tym punkcie debaty pojawia się zwykle następujący cytat papieża Polaka:
“Jeśli mianem „kapitalizmu” określa się system ekonomiczny, który uznaje zasadniczą i pozytywną rolę przedsiębiorstwa, rynku, własności prywatnej i wynikającej z niej odpowiedzialności za środki produkcji, oraz wolnej ludzkiej inicjatywy w dziedzinie gospodarczej, na postawione wyżej pytanie należy z pewnością odpowiedzieć twierdząco, choć może trafniejsze byłoby tu wyrażenie „ekonomia przedsiębiorczości”, „ekonomia rynku” czy po prostu „wolna ekonomia”.”
Cytat o tyle niefortunny, że rzeczywiście daje pewną przewagę zwolennikom kapitalizmu, którzy dowolnie żonglują pojęciami bez baczenia na realizm pojęciowy czy hermeneutykę ciągłości, o której wspominał Benedykt XVI. Kapitalizm staje się pojęciem uprawnionym i nie jest ważne, co rozumiemy przez własność prywatną, wolną ludzką inicjatywę czy pozytywną rolę przedsiębiorstwa. To przecież wyjaśnią nam teoretycy liberalizmu na ciepłych posadach w rozmaitych fundacjach opłacanych przez zagranicznych ‘dobroczyńców’.
Problem jest o tyle poważny, że podobną narrację w ramach wspólnoty Kościoła głoszą dziś nie tylko świeccy intelektualiści na państwowych uczelniach. Podobne aberracje można usłyszeć również z ust katolickich kapłanów. W ten sposób, liberalne rozumienie wolności i własności prywatnej stało się dogmatem nie tylko dla agnostyków, ale i wiernych Kościoła, którzy stali się bezbronni wobec tak przeprowadzonego ataku ideologicznego.
Warto więc wyjaśnić szerszy kontekst tego zamieszania pojęciowego. W pierwszej kolejności należy zauważyć, że kapitalizm liberalny jest pojęciem wyrosłym na gruncie filozofii modernistycznej. System ten jest w swojej istocie utopią i nie będzie w pełni realizował założonego ideału. Kapitalizm bazuje na indywidualistycznej koncepcji człowieka, która w zakresie rozważań teoretycznych traktuje jednostkę jako pierwszą przyczynę i zasadę jej działania oraz istnienia.
Po drugie, pojęcie kapitalizmu posiada określony kontekst historyczny. Bez historyzmu powyższe założenia bardzo szybko mogą być potraktowane jako fałszywe lub bezpodstawne, zrelatywizowane do wybranego kontekstu.
Taka argumentacja musi prowadzić do wniosku, że cytowany fragment encykliki Centesimus annus jest przynajmniej problematyczny, ponieważ wydaje się nie respektować zasady historyzmu, a co za tym idzie otwiera pole do nadużyć interpretacyjnych, które w praktyce stają się bardzo trudne do udowodnienia przez pomieszanie pojęć. Jednak należy też zauważyć, że w żadnym fragmencie tekstu nie ma wyraźnej zachęty do posługiwania się terminem kapitalizm. Wręcz przeciwnie, pojawiają się sugestie używania innych pojęć, a to właśnie ze względu na historyczną kompromitację skrajnego liberalizmu.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę inny fragment tej samej encykliki, dla odbiorcy staje się już jasne, że kapitalizm nie jest tutaj żadną miarą, jak chcieliby tego liberałowie, faworyzowanym systemem gospodarczym:
Przekonaliśmy się, że nie do przyjęcia jest twierdzenie, jakoby po klęsce socjalizmu realnego kapitalizm pozostał jedynym modelem organizacji gospodarczej.
Podobnie Jan Paweł II w treści encykliki takimi słowami nawiązuje do Rerum Novarum Leona XIII:
Dałby Bóg, by tych słów napisanych w czasach rozkwitu tzw. „dzikiego kapitalizmu” nie trzeba było dzisiaj powtarzać z tą samą surowością. Niestety wciąż jeszcze dziś można spotkać takie umowy między pracodawcami i robotnikami, w których nie bierze się pod uwagę najbardziej elementarnych zasad sprawiedliwości dotyczących zatrudnienia nieletnich, zatrudnienia kobiet, liczby godzin pracy, stanu higienicznego pomieszczeń i słusznego wynagrodzenia.
Pojawia się więc jawna krytyka tego, co powszechnie przyjęło się nazywać owocami kapitalistycznej gospodarki: uprzedmiotowienia pracy i pracownika, wyzysku i braku sprawiedliwości społecznej. Dlatego każdy, kto w ramach wspólnoty Kościoła sugeruje przychylność KNSu (lub pewnego jego zakresu) wobec liberalizmu gospodarczego, dopuszcza się bardzo szkodliwego błędu, niegdyś tak odważnie napiętnowanego przez Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego, choćby w słowach:
Kościół nigdy nie pochwalał ani nie popierał kapitalizmu, natomiast od najdawniejszych czasów aż do naszych dni zawsze zwalczał zawzięcie wszelkie rodzaje lichwy
Dziś, jak nigdy wcześniej, w obliczu neomodernistycznego zamętu i pomieszania pojęć, potrzeba nam podobnie stanowczej reakcji na manipulacje ze strony środowisk liberalnych, które nie bez powodu za cel obierają sobie właśnie Katolicką Naukę Społeczną, ostatni bastion gospodarczej normalności.
/łb