Odszedł strażnik ładu moralnego

2013/07/2
Jerzy Biernacki

Na początku czerwca pożegnaliśmy Jerzego Narbutta, zmarłego 30 maja 2011 roku w Warszawie, wybitnego prozaika i poetę, eseistę i publicystę. Odszedł jeden z największych myśliciel polskich – jak napisał Waldemar Łysiak w VI tomie „Malarstwa białego człowieka”. Jeden z ostatnich niezłomnych, który w prasie peerelowskiej (poza katolicką) nie opublikował ani jednego słowa.

 

Jerzy Narbutt przez pewien czas współpracował z „Tygodnikiem Powszechnym”, z kłopotami i przerwami, gdyż nie aprobował ugodowej linii pisma, wykłócając się m.in. o Prymasa Tysiąclecia, którego redakcja nie tylko krytykowała, lecz nawet próbowała podważyć jego autorytet w Stolicy Apostolskiej. W 1975 r. po podpisaniu „listu 59” (przeciwko upokarzającym Polaków zmianom w konstytucji) został objęty zakazem druku. Wybuch Solidarności w 1980 r. był dla niego tym, czym dla Mickiewicza „rok ów”, 1812, a nawet czymś więcej.

Pisarz urodził się 12 października 1925 r. w Warszawie, w rodzinie ziemiańskiej, związanej przez stulecia z Kresami, co stało się i jego miłością i zobowiązaniem. Gniazdo rodzinne Narbuttów to Szyrwinty na Litwie Kowieńskiej. Dziad Ferdynand uczestniczył w Powstaniu Styczniowym, ojciec Antoni przed I wojną światową przywrócił do życia (niestety, na krótko) Lelewelowski „Tygodnik Wileński”. Pomijając jeden, ale jakże brzemienny w skutki, wypad wakacyjny na Kresy, Jerzy Narbutt związany był całe życie z Warszawą (Wrzesień 39, okupacja niemiecka, Powstanie Warszawskie, cały okres powojenny). Po 1945 r. przez 6 lat ukrywa się ze względów politycznych, w 1953 r. został aresztowany i uwięziony; wyszedł objęty amnestią. Debiut w 1957 r. w „Tygodniku Powszechnym”, po zakazie druku publikuje w prasie drugiego obiegu. Sympatyk Solidarności, czynny w Komitecie Obrony Więzionych za Przekonania Zofii i Zbigniewa Romaszewskich przy NSZZ Solidarność. W latach stanu wojennego ukrywał się w klasztorach kapucynów w Serpelicach i Lubartowie (z dużą pomocą obecnego ordynariusza drohiczyńskiego bpa Antoniego Pacyfika Dydycza). Członek dawnego ZLP – po jego likwidacji od początku w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich oraz członek PEN-Clubu.

Przyjaciel „Zośki” czyli Tadeusza Zawadzkiego i „Rudego” (Janka Bytnara), bohaterów walki niepodległościowej, sam nie mógł uczestniczyć czynnie w konspiracji i w walce z bronią w ręku z powodu chorowitości od dziecka („zdechlactwa” – jak sam mówił nie bez żalu. „Zośka” powiedział mu: my zginiemy, ale ty przeżyjesz i dasz świadectwo. I tak się stało.

W oczach poważnej krytyki (kiedy jeszcze taka istniała) postrzegany był jako odnowiciel gatunku noweli i opowiadania. Legitymacją jego pisarstwa epickiego jest powieść pt. „Ostatnia twarz portretu”, wydana po raz pierwszy w 1981 r. w drugim obiegu (po raz drugi w 2002, dodruk w 2008), o której tak pisał ks. profesor J. St. Pasierb (jesień 1981): „Drogi Panie Jerzy, bardzo serdecznie dziękuję za „Ostatnią twarz portretu” – czytając ją, myślałem co chwila: cóż to za świetna proza! (…) Gratuluję gorąco tej książki – jest tu siła ewokacji, klimat, nastrój – a poza tym „wymierzanie sprawiedliwości” czasowi tak strasznie sfałszowanemu.(…)”

Jerzy Narbutt w swych 20 książkach (ostatnia: Żniwo lat pięćdziesięciu, 2007) „wymierza sprawiedliwość” widzialnemu światu i występuje jako „strażnik ładu moralnego” we wszystkich uprawianych przez siebie gatunkach literatury, a szczególnie w eseistyce i publicystyce. Również w wierszach wartych odrębnego eseju. Jeden z nich pt. „Solidarni” stał się – z muzyką Stanisława Markowskiego z Krakowa – hymnem Solidarności (oficjalnie – od 2000 roku).

Jego oryginalność i jako prozaika, i jako eseisty nie polega na żadnym eksperymentowaniu, polega na niezwykle precyzyjnym przywracaniu właściwego porządku rzeczy, z użyciem zdrowego rozsądku, niezachwianego poczucia proporcjonalności zdarzeń i zjawisk oraz nigdy nie zdezaktualizowanych zasad moralnych, obyczajowych, estetycznych. Jerzy Narbutt był uczniem Władysława Tatarkiewicza, u którego studiował indywidualnie, jako wolny słuchacz , i najlepszym – wedle słów Profesora – recenzentem jego pamiętnej książki O szczęściu.

Pochowany został w grobie rodzinnym na Cmentarzu Katolickim na Woli. Mszę żałobną w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli, Patrona Polski sprawował w koncelebrze z czterema kapłanami wielki przyjaciel, admirator i dobroczyńca Zmarłego, ks. Antoni Pacyfik Dydycz, biskup drohiczyński. Wygłosił on homilię, którą ktoś z obecnych nazwał trafnie esejem literackim. Zawarł w niej bowiem wnikliwą i mądrą analizę życia i twórczości pisarza.

Zakończyło się życie pełne bólu, troski i dążenia do Prawdy, Piękna i Dobra. Pozostały książki, do których warto wracać, bo twórczość Jerzego Narbutta ma pieczęć trwałości. Cześć jego pamięci!

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej