Przy okazji kolejnych rocznic zakończenia II wojny światowej w Europie warto stawiać sobie pytanie: czego tak naprawdę chcieli alianci po zwycięstwie nad III Rzeszą? Bardzo ważny i niezwykle ciekawym w tym dyskursie wydaje się głos mocarstwa o najbardziej globalnych celach wojennych, obok Związku Radzieckiego oczywiście, czyli Stanów Zjednoczonych Ameryki. W początkowym stadium konfliktu państwo to nie brało w nim udziału, w polityce i publicystyce amerykańskiej ścierały się różne koncepcje zachowania się w dalszym jego przebiegu – od opcji całkowicie neutralnej, poprzez proniemiecką, po wariant przystąpienia do wojny w obozie antyniemieckim. Jak wiemy z historii Stany włączyły się w globalny konflikt, po roku 1941 walnie przyczyniając się do jego rozstrzygnięcia na niekorzyść Niemiec.
Częścią wewnątrzamerykańskiego dyskursu politycznego i publicystycznego było pytanie: co po zwycięskiej wojnie zrobić z pokonaną Rzeszą? Jeszcze przed włączeniem się do wojny, w roku 1940 amerykański pisarz i biznesmen o żydowskim pochodzeniu Theodore N. Kaufman napisał książkę pt.: „Niemcy muszą zginąć”, w której optował za likwidacją tego państwa i sterylizacją męskiej populacji kraju. Jego terytorium miałoby zostać podzielone między sąsiadów, w tym Polskę, która na zachodzie graniczyłaby z Francją i Holandią. Książka Kaufmana nie spotkała się z ożywionymi reakcjami wśród amerykańskich czytelników, w zasadzie przeszła bez echa. W momencie jej ukazania się klimat społeczny działał raczej przeciwko przedstawionej w niej koncepcji, a radykalizacja nastrojów nastąpiła później. Zdobyła ona za to niejaką popularność w propagandzie III Rzeszy, która wykorzystała jej treść w swoich antysemickich kampaniach, dla tych celów była tam podobno częściowo tłumaczona i wydawana we fragmentach.
Inną wersję przyszłości dla Niemców przewidywał amerykański antropolog Ernest Hooton, który wystąpił z propozycją wymieszania rasowego tego narodu poprzez przesiedlenie tu ogromnej liczby obcych rasowo mężczyzn, przy jednoczesnym wywiezieniu rdzennych mieszkańców poza granice kraju. Nie był to plan eksterminacyjny, a jedynie zmierzający do likwidacji świadomości narodowej. Pomysłem na dekonstrukcję bez eksperymentów przesiedleńczych była koncepcja przedstawiona w 1944 roku przez żydowskiego prawnika z Nowego, Jorku Louisa Nizera, promującego przeprowadzenia głębokiej mentalnej demilitaryzacji i pacyfikacji społeczeństwa. Skutkiem miało być uczynienie Niemców niezdolnymi do walki. Tu chyba należy szukać źródeł przeprowadzonej później denazyfikacji Niemiec. Najgłośniejszy z amerykańskich planów powojennej polityki względem pokonanej III Rzeszy opracował sekretarz skarbu Henry Morgenthau. Projekt wydaje się o tyle istotny, że przez jakiś czas wydawał się być rozważany przez polityków jako koncepcja do realizacji. Zakładał on podział Niemiec na kilka państewek i poddanie ich terytorium międzynarodowej kontroli, przy likwidacji armii i przemysłu ciężkiego. Jednym słowem, chodziło o stworzenie w środku Europy skansenu rolniczo-pasterskiego. Być może wstępem do jego wdrożenia miały być zmasowane, dywanowe naloty na niemieckie miasta, prowadzone przez aliantów, ewidentnie służące zniszczeniu zarówno siły żywej, jak i substancji materialnej, przy jednoczesnym braku zainteresowania dewastowaniem np. linii kolejowych prowadzących do obozu w Auschwitz. Dla nas istotne jest to, że cesje terytorialne na rzecz Polski nie byłyby tu aż tak duże, jak w koncepcji Kaufmana, ani nawet jak te zrealizowane w praktyce.
Warto przy okazji wspomnieć o jednym z polskich pomysłów na przyszłość powojennych Niemiec, opracowanym przez prof. Karola Stojanowskiego, związanego z obozem narodowym polityka, publicystę i naukowca. Zakładał on przesunięcie naszych granic mniej więcej tu, gdzie znajdują się obecnie, zaś na zachód od nich zbudowanie dwu państw podlegających reslawizacji – jednego na Łużycach, gdzie wówczas społeczność słowiańska tam zamieszkująca liczyła sobie kilkaset tysięcy osób i nie był to plan całkowicie pozbawiony realnych podstaw. Drugie państwo miało powstać na Połabiu, gdzie polityka reslawizacyjna miała być, że się tak wyrażę, brutalna.
Historia Niemiec potoczyła się inaczej, żaden z owych planów nie wszedł w fazę konsekwentnej realizacji. Niemcy zostały co prawda zdenazyfikowane i pozbawione części terytorium, ale konsekwentne dążenie ich elit politycznych i wykorzystanie przez nie sprzyjającego im układu sił na świecie doprowadziło do zjednoczenia kraju i odbudowania go jako jednej z największych potęg kontynentalnej Europy. Na razie rzecz przedstawia się tak, że europejska gospodarka pracuje na rzecz Niemiec
Patrząc z drugiej strony, sytuacja tego kraju wygląda trochę tak, jakby zaczęto w nim realizować syntezę planów Kaufmana i Hootona, co przychodzi o tyle łatwo, że wcześniej przeprowadzono działania zapisane przez Nizera. Społeczeństwo skutecznie pozbawione kręgosłupa moralnego i skutecznie spacyfikowane nawet nie zauważyło, że samo siebie doprowadziło do swoistej sterylizacji, o czym jednoznacznie świadczą wszystkie wskaźniki demograficzne. Większość Niemców wciąż wierzy, że rzeczywistość można zaklinać wskaźnikami ekonomicznymi pokazującymi rosnący poziom produkcji, konsumpcji i obrotu tzw. papierów wartościowych, byle tylko nie spoglądać przez okno. Intrygujące pytanie czy jest to przypadek, czy rzeczywiście realizacja konkretnych planów, pozostawmy na inną okazję.
/mdk