Wszyscy znamy obrazki prezentujące monety wczesnopiastowskie, zwłaszcza tę przypisywaną dotąd, podobno niesłusznie, Mieszkowi I. Nie jestem znawcą numizmatyki ani nawet kolekcjonerem amatorem monet, a jednak historia kilku z nich od lat frapuje mnie i urzeka. Chodzi o pewien denar Bolesława Chrobrego i brakteaty wypuszczone przez Bolesława Krzywoustego na kilka lat przed jego śmiercią.
Książę Polski
Tym, którzy nigdy nie zastanawiali się nad źródłami pojawiania się monet w przeszłości, warto powiedzieć, że były one zawsze środkiem wymiany towarowej, dlatego pierwsze takie przedmioty na ziemiach polskich zawdzięczamy kupcom saskim, którzy utrzymywali ze Słowianami ożywione kontakty handlowe. Nas, oczywiście, bardziej interesuje przekaz ideologiczny zawarty w symbolach i napisach na otokach zabytków wypuszczanych z oficjalnych mennic państwowych. I tu zazwyczaj przed oczami mamy jedną z najstarszych monet polskich – denar Bolesława Chrobrego, bity po 1000 roku prawdopodobnie w mennicy krakowskiej, na którym widnieje po raz pierwszy tytuł księcia wraz z nazwą państwa: „Princes Poloniae”. Znawcy przedmiotu toczą bezowocne dyskusje, komu nasz władca zlecił projekt monety: arcybiskupowi gnieźnieńskiemu Radzimowi Gaudentemu, mnichowi międzyrzeckiemu Benedyktowi czy może biskupowi Ungerowi.
Orzeł czy Paw?
Wielu wskazuje na czeskie wzorce ikonograficzne utrwalone na monecie, w tym wizerunek ptaka, którego już rzadko identyfikujemy z orłem, raczej z pawiem, częstym wyobrażeniem królewskiego wyróżnienia, a ostatnio wiązanym z kultem św. Wojciecha. Pawie występują wszak na Drzwiach Gnieźnieńskich z motywami żywota naszego męczennika, które choć są młodsze niż moneta, to jednak mogą czerpać z tych samych inspiracji religijnych. Byłoby to wówczas najstarsze świadectwo propagowania czci św. Wojciecha, a także początek wspólnej historii patrona i narodu, którego miał strzec. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę, że na owym denarze uhonorowany w Gnieźnie tytułem przyjaciela cesarza Chrobry nie uzurpował sobie tytułu królewskiego, na który, wbrew niektórym współczesnym naukowcom, musiał czekać jeszcze niemal ćwierć wieku. A zatem moneta ta ma o wiele więcej do powiedzenia chcącym widzieć źródła państwowości polskiej gdzieś poza Kościołem i Rzymem historykom. Choć wspomniany denar znajdowano jak dotąd w całkiem sporej liczbie miejsc w Polsce – zazwyczaj w najważniejszych ośrodkach życia państwowego: okolicach Gniezna, Poznania, Kruszwicy, Płocka, Krakowa i Wrocławia – trudno podejrzewać, że docierał on do szerszych grup poddanych księcia, a następnie króla Bolesława. Zapewne owa manifestacja oficjalnej pobożności w piastowskim państwie kierowana była tylko do elit. Historycy pieniądza podkreślają, że najstarsze polskie denary mogły być użytkowane nawet przez cały kolejny wiek, co oznaczałoby, że splecione ze sobą religijne i państwowe treści ukryte w różnych wariantach „Princes Poloniae” okazały się trwalsze niż struktury samego królestwa, które w zasadzie upadło wraz z klęską Mieszka II.
Władca i jego święty orędownik
Kult św. Wojciecha miał odegrać swoją nową rolę w czasach panowania Bolesława Krzywoustego. Książę ten, choć pozbawiony widoków na przywrócenie insygniów królewskich, prowadził trudne zadanie centralizowania państwa, a jednocześnie rozwinął akcję dyplomatyczną, której dalekosiężnym celem stało się odzyskanie autorytetu władcy i pozycji państwa, które przecież w tej części Europy aspirowało ongiś do prowadzenia samodzielnej polityki. Rzecz szła o znalezienie właściwego modus vivendi pomiędzy dwoma rywalizującymi od kilku dekad ośrodkami: papieżem i cesarzem, obydwu zgłaszających prawo do panowania z Rzymu nad chrześcijańskim uniwersum. W tym świecie o pozycji peryferyjnego księcia polskiego decydowała jego zdolność do zaspokojenia ambicji świeckiej zwierzchności władzy rezydującej za Łabą, a jednocześnie musiał on już widzieć na horyzoncie zmiany, które miały przynieść Kościołowi nie tylko pożądane uniezależnienie się od tronu cesarskiego i świeckich feudałów w ogóle, ale wręcz przewagę, pozwalającą na głęboką odnowę religijną Europy.
W tym właśnie kontekście należy spojrzeć na monety produkowane właśnie przez mennicę Bolesława Krzywoustego. Są to tzw. brakteaty, czyli wybijane stemplem tylko z jednej strony, ważące około pół grama pieniążki, na których przedstawiono stojącego frontalnie w stroju pontyfikalnym biskupa, który trzyma w prawej ręce pastorał, w lewej otwartą księgę Biblii. W otoku umieszczono napis wskazujący na św. Wojciecha, biskupa Gniezna. Moneta ta ma wiele wariantów, wszystkie jednak pozwalają odczytać poprawnie sygnał adresowany przez polskiego księcia, że on i jego poddani znajdują się pod opieką zamęczonego przez Prusów patrona. Była to swoista rezygnacja Krzywoustego z manifestowania autorytetu jego świeckiej władzy na rzecz mocy płynącej z uświęcenia męczeńską krwią i usankcjonowanej przez Kościół. Lata trzydzieste XII wieku stały się jednocześnie świadkiem dramatycznej walki o suwerenność metropolii gnieźnieńskiej, której czynnym uczestnikiem był inny święty – biskup Magdeburga – Norbert. Przejęty wizją potęgi swojego biskupstwa dał się on wciągnąć cesarzowi Lotarowi III w proces przed sądami rzymskimi, który zmierzał do uznania podporządkowania najstarszej stolicy arcybiskupiej w Polsce metropolii magdeburskiej. Zaopatrzony w fałszywe dokumenty Norbert zdołał nawet uzyskać w 1133 roku od papieża Innocentego II pożądaną bullę zatwierdzającą status Gniezna jako podległego mu biskupstwa.
Moneta warta więcej, niż się wydaje
Udzieloną dwa lata później w Merseburgu przez księcia Bolesława zgodę na płacenie trybutu z Pomorza cesarzowi można by odczytać jako dopełnienie tej klęski. Niepogodzony z utratą suwerenności Kościoła w Polsce władca okazał się jednak mistrzem dyplomacji.
Wydaje się bardzo prawdopodobne, że żądaną daninę pieniężną zapłacił nowymi brakteatami, na których widniał św. Wojciech błogosławiący Bolesława. Istotne było nie tylko przywołanie na awersie postaci biskupa Gniezna, który brał w opiekę piastowskiego dziedzica, ale przede wszystkim fakt, że władca świecki wyobrażony został jako klęcząca przed duchownym w pochyleniu niewielka postać. Ten gest pokory księcia, a jednocześnie jego nieustępliwości w uznaniu historii arcybiskupstwa gnieźnieńskiego musiał być odczytany właściwie przez uzurpujące sobie prawo do metropolii gnieźnieńskiej ośrodki Kościoła niemieckiego. Ugłaskany cesarz Lotar zgodził się na rewizję wyroku papieskiego sprzed dwóch lat, a jej przeprowadzenie ułatwiła śmierć biskupa Norberta. W 1136 roku udało się Bolesławowi i ówczesnemu arcybiskupowi Jakubowi ze Żnina uzyskać jeden z najcenniejszych w historii Kościoła w Polsce dokument – bullę protekcyjną uznającą niezależność metropolii gnieźnieńskiej.
Trudno powiedzieć, na ile udział wspomnianych brakteatów w tej batalii decydował o jej wyniku, z pewnością był jej częścią. Warto więc pamiętać o tym niezwykłym świadectwie kultu św. Wojciecha, który w pewnym okresie stał się narzędziem dyplomatycznej rozgrywki polskiego władcy, a jednocześnie pokazem jego determinacji w dążeniu do zajęcia trwałego miejsca w historii chrześcijańskiej Europy.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 2/2024
/ab