Ponadtysiącletnia historia oręża polskiego wskazuje niezaprzeczalnie, że w średniowieczu, nowożytności, XIX i XX w. regularne jednostki Wojska Polskiego stanowiły poważną siłę bojową, z którą musiał się liczyć każdy nieprzyjaciel.
Posiadając odpowiednie dla danej epoki wyposażone i uzbrojone, jednostki WP potrafiły przeciwstawić się nawet silniejszemu i liczniejszemu przeciwnikowi. Przez cały XVII w. Rzeczpospolita prowadziła wojny ze Szwecją, Rosją oraz Imperium Osmańskim. Na polach bitew Europy środkowej i wschodniej królowała husaria. Tej doskonałej ciężkiej jeździe pancernej nie był straszny ogień wrogich muszkietów pod Kircholmem 27 września 1605 r., pod Kłuszynem 4 lipca 1610 r., czy pod Wiedniem 12 września 1683 r. Polska piechota i artyleria w okresie wojny 1831 r. dobrze radziła sobie z Moskalami, czego przykładem są jej zmagania pod Olszynką Grochowską (25 lutego), Wawrem i Dębem Wielkim (31 marca) oraz Iganiami (10 kwietnia). W czasie I wojny światowej to ciężkie karabiny maszynowe i artyleria Legionów Polskich powstrzymywały pod Kostiuchnówką 4–6 lipca 1916 r. ofensywę Brusiłowa. Przez cały dzień 1 września 1939 r. ułani, strzelcy konni i artylerzyści Wołyńskiej Brygady Kawalerii odpierali ataki niemieckiej 4. Dywizji Pancernej, zapisując na swoim koncie od 80 do 100 zniszczonych lub uszkodzonych pojazdów pancernych wroga. W tym miejscu każdy czytelnik „Civitas Christiana” zadaje sobie pytanie: gdzie tkwiło źródło przewagi żołnierzy Wojska Polskiego na przestrzeni wieków, gdy zwyciężali oni na polach bitew na chwałę Najjaśniejszej Rzeczypospolitej?
W XVII w. Rzeczpospolita Obojga Narodów, prowadząc cykliczne wojny ze Szwecją, Rosją i Imperium Osmańskim, była w stanie obronić swoją niepodległość głównie dzięki dobrze wyposażonej i doskonale dowodzonej armii, w której prymat wiodły formacje kawaleryjskie. Na ogromnych obszarach środkowej i wschodniej Europy chorągwie husarskie, pancerne, litewskie, kozackie, tatarskie, wołoskie dzięki doskonałemu wyszkoleniu i właściwie dobranemu uzbrojeniu potrafiły sprostać każdemu, niejednokrotnie silniejszemu przeciwnikowi. Należy nadmienić, że w XVII w. regimenty piechoty, tak narodowego, jak i cudzoziemskiego autoramentu, oraz artylerii polowej miały za zadanie głównie wspierać ogniem muszkietów i armat poczynania polskiej jazdy. Zazwyczaj to lekka jazda rozbijała liczne grabieżcze wyprawy czambułów tatarskich. Jednak spośród tych wszystkich formacji konnych najważniejszą siłę przebojową dawała husaria. W doskonałej monografii pt. Zarys historii wojskowości w Polsce Marian Kukiel wskazuje, że hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz doprowadził do mistrzostwa taktyczne użycie jazdy, której wyższość nad nieprzyjacielską konnicą pozwalała mu powetować nierówności liczebne. Dążył on stale do zaskoczenia przeciwnika w położeniu takim, by nie mógł wyzyskać swej przewagi ogniowej, do napadnięcia go z boku i z tyłu, przy czym z nieporównywalną śmiałością przeprowadzał on ekonomię swoich sił, wydzielając małą ich cześć do związania sił wroga, a masę rzucając do działań rozstrzygających. Pod Kłuszynem blisko 4-tysięczny kontyngent wojsk polskich hetmana polnego koronnego Stefana Żółkiewskiego, składający się w głównej mierze z jazdy, wspomagany przez niewielki oddział piechoty i dwa działa, starł się z blisko dziesięciokrotnie liczniejszą armią rosyjsko-szwedzką dowodzoną przez Dymitra Iwanowicza Szujskiego oraz Jacoba Pontussona De la Gardie. Pomimo przewagi nieprzyjaciela, zabezpieczającego swoje szyki sztucznymi przeszkodami, husaria bezwzględnie wyzyskała całą swoją siłę bojową. Uderzając blisko dziesięciokrotnie na roty Moskali doprowadziła do ich rozbicia. W końcowej części bitwy polska konnica uderzyła na Szwedów i regimenty cudzoziemskie, zmuszając je do kapitulacji. Wojska Rzeczypospolitej straciły ok. 300 żołnierzy, a moskiewsko-szwedzkie blisko 8000. Było to jedno z największych zwycięstw husarii w XVII w.
Porównanie uzbrojenia polskich, niemieckich i sowieckich jednostek w 1939 r. / opracowanie własne autora
W dobie powstania listopadowego pierwszoplanowego znaczenia nabrały działania piechoty i artylerii. Bataliony i pułki Wojska Polskiego, dowodzone przez oficerów doświadczonych w bataliach okresu napoleońskiego, niejednokrotnie osiągały wyżyny swoich zdolności taktycznych. W bitwie pod Olszynką Grochowską na przedpolach Warszawy celny ogień karabinowy polskiej piechoty oraz jej brawurowe kontrataki na bagnety przez cały dzień powstrzymywały napór sił rosyjskich. W boju szczególnie wyróżnił się 4. Pułk Piechoty Liniowej, którego odwaga i kunszt bojowy zostały uwiecznione na obrazie Wojciecha Kossaka Olszynka Grochowska. Udana kontrofensywa gen. Ignacego Prądzyńskiego dała stronie polskiej zwycięstwa pod Wawrem i Dębem Wielkim oraz pod Iganiami. Niewiele brakowało, aby wojska interwencyjne pod dowództwem feldm. Iwana Dybicza zostały ostatecznie rozbite. Niestety, nieudolna postawa naczelnego wodza, gen. Jana Skrzyneckiego, doprowadziła do porażki pod Ostrołęką (26 maja). Tylko dzięki śmiałej szarży artyleryjskiej 4. baterii lekkokonnej płk. Józefa Bema armii polskiej udało się przeprowadzić odwrót w kierunku Warszawy. Po kapitulacji ostatniego powstańczego punktu oporu, twierdzy Zamość (22 października), na blisko 84 lata zakończył się okres regularnych batalii na obszarze Królestwa Polskiego.
Na początku XX w., dzięki wprowadzeniu na stan armii światowych nowych typów uzbrojenia, tj. broni maszynowej i szybkostrzelnej artylerii polowej, zasadniczo zmieniły się zasady prowadzenia działań bojowych na lądzie. Na polach bitew I wojny światowej ogromne straty ludzkie zbierał ogień ciężkich karabinów maszynowych systemu Hotchkiss, Maxim, Vickers, Schwarzlose oraz ostrzał szybkostrzelnej, lekkiej artylerii polowej. To dzięki austriackim armatom oraz broni maszynowej żołnierze Legionów Polskich byli w stanie powstrzymywać w ciężkich bojach pod Kostiuchnówką ostatnią ofensywę carskiej Rosji.
Polski granatnik wz. 36 kalibru 46 mm z okresu międzywojennego był
bronią wspierającą ostrzał artyleryjski / Fot. M. Paluch
Po odzyskaniu niepodległości 11 listopada 1918 r. Wojsko Polskie mozolnie budowało swój potencjał uzbrojeniowy. W latach 30. na stan batalionów i pułków weszły nowe typy broni maszynowej i przeciwpancernej. Warto zasygnalizować tu dane trzech modeli, które były wyróżnikami armii polskiej w wojnie 1939 r. 46-milimetrowy granatnik wz. 36 był bardzo interesującą konstrukcją. Kąt strzału 0,76-kilogramowego pocisku był stały i wynosił 45º. Dystans ognia był korygowany za pomocą cylindrycznego regulatora gazowego, umieszczonego nad lufą. Pocisk osiągał maksymalny zasięg 700 m, a dzięki doskonałemu zapalnikowi ppłk. Dunina-Marcinkiewicza mógł razić cele już od 70 m. 7,92 mm karabinu ppanc. wz. 35 (Ur) był prawdziwą rewelacją w 1939 r. Swoją bardzo dobrą skuteczność zawdzięczał długiej lufie (1200 mm) i dużej prędkość początkowa pocisku (1250 m/s). Przykładowo, pocisk z odległości 100 m pod kątem 90º przebijał 33 mm płytę pancerną. 37 mm armatka ppanc. Bofors posiadała, co jest bardzo ważne dla broni przeciwpancernej w przypadku natarcia czołgów, dobrą szybkostrzelność praktyczną, wynoszącą 10 strz./min. Jej pocisk ppanc. przebijał z odległości 1000 m płytę pancerną o grubości 25 mm.
W kampanii 1939 r. ani Wehrmacht, ani Armia Czerwona nie posiadały na stanie wozów pancernych, które mogłyby wytrzymać ostrzał polskiej broni przeciwpancernej, tak karabinów specjalnych (Ur), jaki i armatek Boforsa. Wykaz uzbrojenia etatowego polskiego batalionu i pułku piechoty oraz kawalerii w 1939 r. jasno wskazuje, że miały one formę związków obronnych. Duża liczba ciężkiej broni maszynowej, niedrogi sprzęt przeciwpancerny oraz płaskotorowa artyleria polowa umożliwiały tym formacjom prowadzenie, w odpowiednich warunkach terenowych, skutecznych i aktywnych działań defensywnych. Niewielki stan granatników i moździerzy oraz brak lekkiej artylerii haubicznej w poważnym stopniu ograniczały ich możliwość prowadzenia akcji zaczepnych przeciwko wszechstronnie uzbrojonym związkom taktycznym Wehrmachtu i Armii Czerwonej.
dr Marcin Paluch
mk