21 maja 1945 roku po północy oddział Edwarda Wasilewskiego „Wichury” zaatakował główną bramę prowadzącą do obozu NKWD w Rembertowie. Grupa szturmowa w błyskawicznym ataku zlikwidowała czterech sowieckich wartowników i wdarła się na teren obozu, gdzie dostała się pod silny ogień enkawudystów, przełamany jednak przez grupę wsparcia. Teraz rozpoczęło się wyłamywanie drzwi w barakach i uwalnianie więźniów.
W akcji trwającej zaledwie około 25 minut uczestniczyło 44 ludzi uwolniono kilkuset więźniów. Oficjalny raport NKWD wymieniał liczbę 466 członków AK, NSZ i, jak to określili Sowieci, „innego przestępczego elementu”. Według innych szacunków oddziałowi „Wichury” udało się uwolnić od 700–1000 więźniów, przede wszystkim żołnierzy podziemia niepodległościowego aresztowanych przez NKWD na obszarze okupowanej przez Sowietów Polski. Dobre rozpoznanie obozu w Rembertowie, czas, skala akcji i rozmach, z jakim ją przeprowadzono, uczyniły z niej jedną z najważniejszych operacji wykonanych przez powojenne podziemie niepodległościowe w Polsce.
Straty oddziału „Wichury” wyniosły trzech rannych. Według komendanta Obwodu „Kamień” kpt. Walentego Sudy „Młota” zabitych zostało 15 funkcjonariuszy NKWD.
Brawurowa akcja oddziału ppor. „Wichury”
„Do Rembertowa wjechaliśmy wozami przez przejazd kolejowy przy ul. Kilińskiego.(…) Przeszliśmy przez tor bocznicy kolejowej, która wchodziła na teren obozu i biegnąc dalej, zbliżyliśmy się do drogi wawerskiej. Skręciliśmy w lewo i biegnąc wzdłuż ogrodzenia, wyszliśmy na polanę znajdującą się przed bramami obozu. Grupa szturmowa z Wichurą poszła dalej do bramy głównej. Za nią weszła grupa wsparcia złożona z ludzi Wichra. Grupa Grota, w której byłem ja, Sączek, Słoński, Zagłoba i inni zatrzymała się przy bramie pierwszej. (…) Gdy zmiany poszły na wartownię Wichura dał rozkaz rozpoczęcia akcji. (…) Po wyważeniu furtki przy bramie weszliśmy do środka, likwidując stojących tam wartowników. Kilku z nas wpadło do domku. Miał dwie izby. W pierwszej siedział na krześle sowiecki oficer. Nogi miał w misce z wodą. Przed nim klęczał jakiś człowiek. Wyglądało jakby mył enkawudyście nogi. Oficer sięgnął po broń. Nie zdążył. Zwalił się z krzesła martwy. Cywil zawołał do nas, że jest więźniem, żeby go nie zabijać. (…) Po 25 minutach od rozpoczęcia akcji nasi byli już poza obozem” ? relacjonuje Albin Wichrowski ps. „Góral”.
Nagrobek Edwarda Wasilewskiego „Wichury” na warszawskich Powązkach Wojskowych
Obóz specjalny w Rembertowie mógł pomieścić około 2000 ludzi. Według relacji Witolda Bieńkowskiego ps. „Kalski”, pracownika Delegatury Rządu więzionego w Rembertowie z maja 1945 roku obóz liczył 1300 więźniów, w tym 120 kobiet (80 Polek i 40 Niemek). Polaków było około 500. Z szacunków wynika jednak, że Polaków było więcej, mogli stanowić nawet 75 procent więzionych. Najsławniejszym więźniem obozu w Rembertowie był gen. Emil Fieldorf aresztowany 7 marca 1945 roku w Milanówku, gdzie miał się spotkać z gen. Leopoldem Okulickim. Rzekomego kolejarza Walentego Gdanickiego, za jakiego podawał się Fieldorf, osadzono najpierw w areszcie NKWD w podwarszawskich Włochach, skąd w połowie marca 1945 roku przewieziono do Rembertowa.
Uwolnić przywódców
Już wtedy szef Obszaru Centralnego Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj płk Jan Mazurkiewicz polecił ppor. podharcmistrzowi Pawłowi Henrykowi Kozłowskiemu „Kmicic” przeprowadzić rozpoznanie obozu w celu odbicia więźnia. Do akcji zamierzano włączyć żołnierzy z Lubelszczyzny. W trakcie przygotowań do akcji gen. Emil Fieldorf został wywieziony w transporcie 26 marca 1945 roku. Według statystyk w tym transporcie znajdowało się 1967 więźniów. W Rembertowie przetrzymywani byli m.in. gen. bryg. Korpusu Sądowego Edward Gruber, były prokurator Najwyższego Sądu Wojskowego, Jan Hoppe, były poseł wiceprezes konspiracyjnego Stronnictwa Pracy, Witold Bieńkowski, Józef Hajdukiewicz, reprezentant Stronnictwa Narodowego w Komisji Głównej Rady Jedności Narodowej, ppłk Zygmunt Marszewski ostatni Komendant Obszaru Warszawskiego AK, ppłk dyplomowany Stefan Górnisiewicz, szef Oddziału IV KG AK i inni.
Bezpośrednią przyczyną do przeprowadzenia akcji przez Edwarda Wasilewskiego stało się aresztowanie przez NKWD wiosną 1945 roku szefa IV Ośrodka AK (Mińsk Mazowiecki) Stanisława Maciejewskiego „Kożuszka”, osadzonego w Rembertowie. Na początku maja 1945 roku dowódca obwodu „Kamień” (miasto i powiat Mińsk Mazowiecki), kpt Walenty Suda „Młot” podjął decyzję o rozbicia obozu. Rozkaz został wydany ppor. Edwardowi Wasilewskiemu, dowódcy oddziału wzmocnionego grupą dywersyjną z IV Ośrodka AK dowodzoną przez ppor. Edmunda Świderskiego.
Oddział opuścił okolice Mińska w nocy z 17 na 18 maja i zajął kwatery we wsi Długa Kościelna. W dwóch następnych dniach ppor. Wasilewski kilkakrotnie wyjeżdżał motocyklem do Rembertowa, dokonując rozpoznania obozu. Precyzyjnie ustalił ilość i rozmieszczenie posterunków, zabezpieczenie bram rozmieszczenie wartowni, baraków więziennych i budynku komendanta obozu. W nocy z 19 na 20 maja do oddziału dołączyła grupa z drużyny dywersyjnej IV Ośrodka Obwodu Kamień ppor. Edmunda Świderskiego.
W nocy z 20 na 21 maja oddział podzielono na Grupę I szturmową prowadzoną przez „Wichurę”, liczącą 13 osób, Grupę II wsparcia 12-osobową dowodzoną przez „Wichra”, Grupę III 7-osobową, ubezpieczającą pod dowództwem „Wyrwy” i podgrupę dowodzoną przez „Grota” w liczbie 12 żołnierzy. Cała akcja uwalniania i wyprowadzenia więźniów w nocy 20 na 21 maja trwała 25 minut.
Policzek dla czerwonego imperium
Po tej brawurowej akcji żaden inny obóz zorganizowany na terytorium Polski nie zdobył takiego rozgłosu jak Specjalny Obóz Nr 10 w Rembertowie. O obozie rembertowskim mówił w Radiu Wolna Europa we wrześniu 1954 roku jeden z nikczemnych oprawców bezpieki Józef Światło. Po zgładzeniu Ławrentija Berii Józef Światło, obawiając się rozliczeń w aparacie bezpieczeństwa, 5 grudnia 1953 roku zbiegł w Berlinie do strefy amerykańskiej. Był on przydzielony z wojska do sowieckiej grupy operacyjnej NKWD stacjonującej we Włochach pod Warszawą, która często dokonywała wypadów, których ofiarami byli żołnierze i przedstawiciele Polskiego Państwa Podziemnego, członkowie partii niepodległościowych. Ochraniany przez enkawudystów Światło dokonywał aresztowań w Leśnej Podkowie, Milanówku, Otwocku, Świdrze i samej Warszawie. To Józef Światło aresztował w Milanówku przewiezionych następnie do Rembertowa mjr. Henryka Odyńca-Dobrowolskiego, szefa sztabu podokręgu AK Warszawa- Zachód „Hallerowo”, i Zygmunta Domańskiego, znanego działacza Stronnictwa Narodowego.
Akcja przeprowadzona nocą z 20 na 21 maja w dzień Zielonych Świąt skompromitowała NKWD. Rozbicie obozu i uwolnienie kilkuset więźniów udaremniło przygotowywany na 25 maja 1945 roku przez NKWD drugi transport więźniów do Związku Sowieckiego. Brawurowy atak 44-osobowego oddziału był policzkiem wymierzonym czerwonemu imperium. Wyraźnie poruszony szef sowieckiej tajnej policji Ławrentij Beria w rozkazie z 31 maja 1945 roku pisał: „Już 19 maja zastępca komendanta obozu mjr Kriuczkin otrzymał ostrzeżenie od zastępcy komendanta wydziału operacyjnego o istniejącej możliwości dokonania napadu na obóz w celu uwolnienia przez bandę przetrzymywanych tam aresztowanych. Mimo to wbrew zaleceniom komendanta ds. operacyjnych mjr Kriuczkin, komendant garnizonu do spraw ochrony obozu – por. Samochin i zatępca komendanta batalionu 332 specjalnych wojsk konwojowych NKWD, kpt Drankin – odpowiedzialni za ochronę obozu, nie podjęli żadnych działań zmierzających do podwyższenia gotowości bojowej oraz czujności. Korpus oficerski obozu, jak również ochrona obozu nie zostali skoszarowani i w chwili dokonania napadu na obóz znajdowali się na prywatnych kwaterach. Sam mjr Kriuczkin w chwili napadu nie znajdował się w nim – przebywał na bankiecie wydanym przez komendanta garnizonu miasta”.
Beria rozkazał aresztować i oddać pod sąd polowy zastępującego komendanta obozu por. Sanochina i zastępcę komendanta 332. batalionu specjalnych wojsk konwojowych NKWD ZSRR, kapitana Drankina. Innych odpowiedzialnych polecił zdjąć ze stanowisk i zdegradować.
Wśród kilkuset zbiegłych więźniów obozu byli wymienieni już gen. Gruber, Hajdukiewicz i Bieńkowski. 2. pułk wojsk pogranicznych NKWD, ochrona obozu i sowieckie oddziały na Pradze ujęły około 200 osób. Wszyscy zostali poddani bestialskim torturom. Ponad 20 skatowanych zmarło. Pozostałych 1100 więźniów 4 lipca 1945 roku wywieziono do sowieckiego obozu pracy w Poznaniu, gdzie przekazani resortowi bezpieczeństwa trafili do więzienia w Rawiczu. Na stacji kolejowej w Bąkowcu oddział „Orlika” Mariana Bernacika odbił 130 więźniów z tego transportu.
Zwalczana pamięć
W czasach PRL-u sprawa obozu w Rembertowie była skutecznie przemilczana i zwalczana. Przez prawie pół wieku do 1992 roku w Rembertowie u zbiegu ul. Marsa i Żołnierskiej, gdzie znajdował się obóz, stacjonowali bojcy z Armii Czerwonej. Obok miejsca, gdzie więziono żołnierzy Polski Podziemnej, rozbrzmiewały marsze grane przez sowiecką orkiestrę. Pomnik upamiętniający więzionych tu bohaterów i ostrzegający przed sowieckim systemem zbrodni został odsłonięty w 50. rocznicę rozbicia obozu przez oddział ppor. Edwarda Wasilewskiego. W powojennej Polsce okupowanej przez Sowietów, rządzonej przez komunistów nie było miejsca dla ludzi, którzy z powodzeniem zdali egzamin z patriotyzmu i poświęcenia w latach okupacji niemieckiej. Gwarancje dla żołnierzy Polski Podziemnej zawarte w ustawie amnestyjnej okazały się wyrafinowanym kłamstwem.
Stefan Melak
Artykuł ukazał się w numerze 06-07/2009.