Przez ponad miesiąc nie mieliśmy dostępu do sakramentów. Święte Triduum Paschalne spędziliśmy w domach zamiast trwać w Wieczerniku, Ogrójcu, na Golgocie czy być świadkami zmartwychwstania Chrystusa. Czy jednak aby na pewno nie było nas przy Nim?
Pandemia koronawirusa spadła na nas bardzo znienacka. Żadna z czynności życiowych – począwszy od prozaicznego robienia zakupów, poprzez spacery, spotkania z przyjaciółmi, chodzenie do pracy, aż do kwestii udziału w spotkaniach wspólnot, do których należymy i pełnego uczestnictwa w Eucharystii – nie była w pełni przygotowana do poradzenia sobie w sytuacji w jakiej się wszyscy znaleźliśmy – zalecenia pozostania w domach. Z rzeczywistości „real” w bardzo krótką chwilę należało się przestawić na rzeczywistość „online”. Nauczyciele prowadzą „e-lekcje”, konsumenci dokonują „e-zakupów”, wiele branż przygotowało dla swoich pracowników „e-szkolenia”, a czy dla ludzkich dusz, by w tym trudnym czasie zastąpić żywe spotkanie z Żywym Bogiem, również znalazło się coś „e-…”?
Święty Jan XXIII w encyklice „Mater et magistra” przekazywał, że nauka społeczna, którą głosi Kościół katolicki „niech dociera do mas wszelkimi sposobami, jakich dostarcza współczesna technika, a mianowicie przez prasę codzienną i periodyczną, przez książki naukowe i popularne, a wreszcie w odpowiednich transmisjach radiowych i telewizyjnych”. Gdyby w 1961 roku, kiedy ta encyklika ujrzała światło dzienne, istniał internet, na pewno i on zostałby ujęty w tym zestawieniu i miałby on bardzo ważne wśród nich miejsce. Natomiast kardynał Crescenzio Sepe, arcybiskup Neapolu, niegdyś powiedział, że gdyby Jezus żył w naszych czasach, na pewno korzystałby z Facebooka i miał na nim wielu przyjaciół. Chrystus otwarcie przemawiał do ludzi. Niczego nie nauczał po kryjomu tylko w synagodze i świątyni, gdzie zawsze gromadziło się wielu ludzi (por. J 18, 20). Dlaczego miałby tego nie robić w mediach społecznościowych, gdzie dziennie loguje się połowa światowej populacji? Nauczanie Jezusa nie miałoby większego sensu, gdyby nie mówił i nie robił tego, czym my dziś się zajmujemy. Tak też dzisiejsi duszpasterze głoszą katechezy, rozważają Słowo Boże, prowadzą modlitwy różańcowe, spotkania adorujące Najświętszy Sakrament, nie tylko z ambony kościelnej, ale także z, można by rzec, „e-ambony” jakim jest internet, media katolickie albo istniejące od dawna grupy dyskusyjne moderowane przez kapłanów lub liderów wspólnot, toczące głębokie rozmowy na tematy dotykające kwestii wiary, teologii i dzisiejszych problemów duszpasterskich.
Ksiądz Tomasz Kancelarczyk i „Bractwo Małych Stópek”, którzy od wielu lat aktywnie działają w kwestiach „pro-life”; Ksiądz Rafał Jarosiewicz, który poprzez crowdfundingową akcję uzbierał tyle datków, że kupił za to kilkadziesiąt respiratorów – wszystko internetowo; Dominikańskie duszpasterstwo online ma w swojej ofercie m.in.: codzienne nieszpory, transmisje liturgii, katechezy, wirtualne zwiedzanie kościoła. Odbiorców nie brakuje; Archidiecezja poznańska, która uruchomiła specjalną infolinię „Ksiądz na sygnale”, wychodząc naprzeciw wszystkim, którzy potrzebują duchowego wsparcia, rozmowy i umocnienia; niezliczona ilość polskich parafii, w których duszpasterze wyszli naprzeciw swoim parafianomtransmitując nie tylko niedzielne msze święte, ale również wieczory uwielbienia, adoracje, komentarze do czytań mszalnych z poszczególnych dni… To jest tylko kilka przykładów działań, które zostały podjęte „online”, ale pomagają w rzeczywistych sferach. Przykłady, które są dowodem na to, że ludzie Kościoła (i duchowni i świeccy) potrafili się odnaleźć w trudnym czasie pandemii.
Przez pandemię przesunięte zostały również uroczystości przyjęcia I Komunii Świętej. Wielki ukłon należy w tym miejscu wykonać w stronę katechetów przygotowujących dzieci do jakże ważnego momentu w ich życiu. Wielu z nich bowiem wykazało się ogromną empatią i pewnym poczuciem odpowiedzialności organizując spotkania na Skype – tak z dziećmi, jak i rodzicami, zostając z nimi w stałym kontakcie.
Człowiek jest istotą, która potrzebuje bycia we wspólnocie – każda osoba jest częścią mniejszej lub większej społeczności. Nawet pustelnicy i zakony o surowych regułach, które weszły w samotność, by być bliżej Boga, to jednak w swych codziennych modlitwach zanoszą intencje, które dotyczą kwestii dotykających ludzi i ich problemów. Czas kwarantanny pokazał dwie strony tego medalu – z jednej strony zostaliśmy wyrwani z grona przyjaciół, znajomych, współpracowników, z którymi tworzyliśmy regularnie spotykającą się „paczkę”. Samotność i tęsknota za nimi może być bardzo przytłaczająca, gdy nie zauważy się drugiej strony medalu. Otóż, zostaliśmy zamknięci w domu ze swoją najbliższą rodziną: żoną, mężem, dziećmi, których, jeszcze kilka miesięcy temu, często poświęcaliśmy na rzecz przyjaciół. Jest to świetna okazja do odnowienia relacji z tymi, z którymi tworzy się najbliższą społeczność – rodzinę. Zamknięcie w domach to sytuacja, która może początkowo wydawać się kryzysowa czy krytyczna, jednak może się okazać, że jest zupełnie inaczej – to okazja, by na nowo nauczyć się rozmawiać ze współmałżonkiem, jest czas, by z dzieckiem zrobić lekcje, albo zbudować budowlę z klocków – paradoksalnie te najprostsze czynności są najtrudniejsze do wykonania, jednak to właśnie one budują lub cementują relacje z najbliższymi. Czy wtedy ten „kryzys” nie staje się błogosławieństwem?
Jest jednak tęsknota, której warto przyjrzeć się trochę bliżej – tęsknota za wspólnotą Kościoła i za przyjęciem Jezusa w Komunii Świętej. Ta tęsknota bardzo przypomina głód. My natomiast nie przywykliśmy do Komunii Duchowej, ponieważ zwykle nie mamy problemu z dostępem do kapłana, do Mszy Św., gdzie spożywamy Ciało i Krew Chrystusa w postaci chleba i wina. Obecna sytuacja może nas jednak czegoś nauczyć, ponieważ łatwo sobie wyobrazić coś, co może wydarzyć się za kilkanaście-kilkadziesiąt lat: kościoły będą otwarte, ale zabraknie nam kapłanów do konsekrowania Ciała i Krwi Pańskiej. Szacunek do kapłanów i modlitwa o rozeznanie powołania wśród ludzi młodego pokolenia – może to być pewna refleksja. Nie jest to łatwe, ale z Bogiem spotkać się można inaczej – częstsze otwieranie Pisma Świętego, kontemplowanie go.
Ujrzenie Boga w członkach rodziny, z którymin tworzymy gospodarstwo domowe, albo w wiekowych sąsiadach, którzy potrzebują pomocy przy zakupach czy opłaceniu rachunków. Jesteśmy też świadkami dużego niezrozumienia decyzji Pasterzy dotyczącej wydawania dyspensy. Czy to dlatego, że nie przywykliśmy również do głodu Eucharystii? Jeśli więc dzisiejszy głód spowoduje jutrzejszą szczerą chęć przyjęcia Komunii Świętej i jak najdłuższe trwanie w stanie Łaski Uświęcającej, to czy nie jest to błogosławieństwo?
W każdym z nas pojawiła się niepewność. W niektórych może strach o jutro. Jak tym stanom zaradzić? Czy można się czegoś nauczyć w czasie pandemii koronawirusa? Nauczyć się można np. samodyscypliny, by ćwiczyć nie tylko ciało, ale również swojego ducha, żeby po zniesieniu wszystkich nałożonych na nas obostrzeń być bliżej Boga niż przed nimi. Znaleźć sposób na spotkanie się z Bogiem w taki sposób jaki w danym momencie jest możliwy, a nie narzekać na coś co jest niemożliwe. Uczymy się również obsługi narzędzi telekomunikacyjnych, komunikatory internetowe powoli przestają być trudnością nawet dla tych co niedawno nie wiedzieli o ich istnieniu, oswajamy w sobie rozwój technologiczny, od którego nie da się uciec, ale który, jak się okazuje, może być pożyteczny i zdziałać wiele dobrego. Jest to być może czas, gdy internet zostanie odstygmatyzowany i potraktowany jako potężne narzędzie ewangelizacyjne i dobre treści również zaczną być w nim zauważane.
Livestream Mszy Świętej, albo „e-rekolekcje” nie będą tym samym co realna obecność we wspólnocie na Łamaniu Chleba. Jednak dzięki temu, że Kościół już od dawna jest „online”, a w czasie pandemii jeszcze zintensyfikował swoją działalność w środkach masowego przekazu, pomaga nam wszystkim co dnia być świadkami zwycięstwa Jezusa nad śmiercią.
/mwż