Zmiana stosunku Kościoła do massmediów z powodzeniem zasługuje na miano ewolucji. Przez wieki mieliśmy więc do czynienia z postawą wrogości, później ostrożności, aż wreszcie niekrytego entuzjazmu.
W historię całej ludzkości wpisana jest komunikacja, która obok innych dziedzin ludzkiej aktywności, w dużej mierze przyczyniła się do rozwoju świata. Od chwili, kiedy słowo spisane mogło być powielane w niespotykanym dotąd tempie, świat stopniowo stawał się „małą wioską”. W mgnieniu oka aż po horyzont rozprzestrzeniały się najróżniejsze informacje, zarówno te dobre, jak i złe, a granica ich zasięgu przesuwała się coraz bardziej, aż zupełnie straciła rację bytu. Dzisiaj żyjemy w epoce, w której mówienie o określonym czasie przepływu informacji nie ma sensu, bo przestrzeń wirtualna i bezpośredni przekaz satelitarny zapewniają natychmiastowy obieg obrazu, dźwięku i słowa pisanego.
Między obrazem i karykaturą
Oprócz państwa szczególną nadzieję w mediach pokłada także Kościół. Ewangelia jest dzisiaj głoszona przy pomocy najnowocześniejszych środków, a nie bez znaczenia jest także wizerunek Kościoła, który bywa zniekształcany przez jego nieprzyjaciół. Ta okoliczność otwiera drogę do pogłębionej refleksji nad mediami katolickimi. To te media należy obarczyć odpowiedzialnością nie tylko za kształtowanie prawdziwego wizerunku, ale też dementowanie półprawd i jawnych oszczerstw.
W kontekście walki dobra ze złem warto postawić wiernym pytanie o rachunek sumienia z uczestniczenia w medialnym życiu Kościoła. Czy zdajemy sobie sprawę z faktu, że treści przedstawiane na łamach katolickich gazet nie mogą być sprowadzane jedynie do informowania? Tu chodzi o formowanie sumień, a nawet o głoszenie Słowa Bożego. Biorąc do ręki katolickie pismo czy słuchając audycji, albo oglądając religijny program, stwarzamy kolejną okazję, by przemawiał do nas odwieczny Logos.
Kościół katolicki ma bowiem do spełnienia dwa podstawowe zadania: sprawować sakramenty oraz głosić Słowo Boże. Czynności te muszą być interpretowane w kategorii podstawowej misji, a nie jakiegoś uzupełniającego dodatku. Głoszenie Ewangelii dokonuje się na wielu płaszczyznach i towarzyszy Kościołowi od czasów apostolskich po współczesność, choć w poszczególnych epokach różne były formy tego przepowiadania. I tak w najdawniejszych czasach historycy odnotowali tzw. ustny przekaz. Najpierw więc pojawili się świadkowie zbawczych wydarzeń, którzy zdumieni ich doniosłością, przekazywali powziętą wiedzę napotkanym ludziom. Później rodziły się zapisy pewnych zdarzeń, a kolejnym etapem stała się ich ostateczna redakcja, dzięki czemu jesteśmy dziś w posiadaniu czterech Ewangelii (Mateusza, Marka, Łukasza i Jana).
Na pierwsze wieki chrześcijaństwa przypada okres prześladowań. Cesarze rzymscy z różnych powodów prześladowali wyznawców Chrystusa, którzy siłą rzeczy uciekali z Rzymu w najdalsze zakątki imperium. Okoliczność ta sprzyjała rozprzestrzenianiu się wiary, gdyż w sytuacji braku masowych mediów przemieszczanie się chrześcijan dawało okazję do propagowania Ewangelii wśród napotkanych ludów.
Nie było w tamtych czasach możliwości formułowania teologii, co nastąpiło po edykcie tolerancyjnym z 313 r., a czego owocem stał się później dorobek pierwszych synodów i soborów. Te ostatnie w bardzo twórczy sposób odpowiadały na rodzące się błędy, niedopowiedzenia, nadinterpretacje i w końcu herezje.
Tradycja głoszenia Słowa Bożego w dużej mierze wzbogacona była formami wypracowanymi w kulturze rzymskiej i greckiej. W obydwu środowiskach bardzo popularna była debata, dzięki której adwersarze próbowali przekonać do swoich racji osoby będące na przeciwległym biegunie. Czynność tak pojętej wymiany myśli była do tego stopnia popularna, że nauka przemawiania – retoryka – stała się jednym z podstawowych fundamentów ówczesnego wykształcenia. Trudno się także dziwić, że to właśnie od tamtych czasów do teraźniejszości przeszły pojęcia kojarzone z mediami, jak agora (miejsce greckiej debaty), a w naszym kraju tytuł prasowy, czy forum (miejsce rzymskiej debaty), znane u nas jako tytuł jednego z programów publicystycznych.
Przez wieki średniowiecza głoszenie Słowa Bożego praktykowane było nie tylko w przestrzeni sakralnej, w tym akademickiej, ale też nierzadko w przestrzeni świeckiej. Uliczni kaznodzieje doskonalili łacińskie sermones, by zachwycić przypadkowo napotkanych słuchaczy i zdobyć w ten sposób popularność.
Między tradycją i nowoczesnością
W miarę rozwoju cywilizacyjnego i kulturowego mieliśmy w minionych wiekach do czynienia ze swoistą modernizacją głoszenia Słowa Bożego. Jednym z momentów przełomowych było wynalezienie prasy drukarskiej, co w ogromnym stopniu przyczyniło się do rozpowszechnienia Biblii. Wraz z Biblią, która trafiła niemal pod strzechy, ówczesną Europę zaczęły podbijać książki, a wśród nich ogromną popularnością cieszyły się hagiografie. Wraz z rozwojem scholastyki na uniwersytety całej Europy zawędrowały opracowania teologiczne. Literatura religijna była niewątpliwie prekursorem prasy religijnej, tak jak w ogóle literatura poprzedziła prasę jako taką.
Na polskim rynku medialnym w ciągu minionych lat pojawiło się bardzo wiele najróżniejszych tytułów o charakterze religijnym. Niektóre przypominają nawet swą formą tabloidy, podchodzące do zagadnień wiary z pewną dozą dystansu. Oprócz tych propozycji możemy się też natknąć na tytuły poważniejsze, które są wydawane przez stowarzyszenia czy fundacje. W przypadku najpopularniejszych tygodników, jak „Gość Niedzielny” czy „Niedziela”, mamy do czynienia z tytułami o proweniencji kościelnej, co na stałe stygmatyzuje je, otwierając nowe przestrzenie odpowiedzialności. Wydawcami wspomnianych pism są bowiem kurie diecezjalne, a więc związek biskupów diecezjalnych z redakcjami jest wyjątkowy. Utarło się nawet powiedzenie, że redakcja katolicka musi być „zapodmiotowana w sercu i umyśle biskupa”. Ten związek ma znaczenie formalne, gdyż skład osobowy redakcji musi się cieszyć legitymizacją biskupa, ale też znaczenie mistyczne – poglądy prezentowane na łamach tygodnika muszą być katolickie. W przeciwnym wypadku mielibyśmy do czynienia z niedopuszczalnym nadużyciem, a sytuację taką moglibyśmy określać mianem schizofrenii. Tygodniki katolickie definiują swą misję jako pomoc duszpasterską niesioną alternatywnie w stosunku do działalności duszpasterskiej w parafiach. Biskup Teodor Kubina wyraźnie nakreślił ten rys dla „Niedzieli”, a wcześniej dla „Gościa Niedzielnego” zrobił to kard. Hlond w słowach, że mają to być „wikariusze” dla proboszcza i „sufragani” dla biskupa. Pierwszą więc misją podejmowaną przez redakcję jest podejście kronikarskie do życia Kościoła na poziomie powszechnym, narodowym i lokalnym. Działalność Stolicy Apostolskiej, polskiego Episkopatu i Kościołów lokalnych jest opisywana przez dziennikarzy w taki sposób, by czytelnicy nie byli pozbawieni stosownej wiedzy na ten temat.
Drugą przestrzenią do wypełnienia przez publicystów katolickich jest szeroko rozumiana formacja religijna. Czytelnicy są wprowadzani przez publicystów w poszczególne okresy liturgiczne, uroczystości i wspomnienia świętych. Podobnie rzecz ma się z rokiem duszpasterskim, który jest zaplanowany przez władze duchowne ze względu na takie czy inne rocznice albo ze względu np. na papieską pielgrzymkę czy też kanonizację albo beatyfikację.
Niewątpliwie w przypadku prasy kościelnej będziemy mieć do czynienia z dominacją tematów religijnych. Nie oznacza to oczywiście, że tematy takowe w stu procentach mają wypełnić łamy czasopisma katolickiego. Na życie chrześcijanina składają się także inne zagadnienia, stąd założeniem redakcyjnym wspomnianych pism jest towarzyszenie wydarzeniom politycznym czy kulturalnym o ponadprzeciętnym znaczeniu, zawsze jednak jest to towarzyszenie wraz z katolicką interpretacją. Źródłem niemal niewyczerpanych inspiracji dla katolickiego publicysty będzie rezerwuar nauczania społecznego Kościoła.
Na polskim rynku możemy też spotkać inicjatywy luźniej związane z Kościołem instytucjonalnym. Zwykle stoją za nimi fundacje i stowarzyszenia, które w mniejszym stopniu biorą też odpowiedzialność za merytoryczne aspekty swej działalności. Generalnie jednak należy zauważyć bardziej niedobór podobnych inicjatyw niż ich nadmiar. Katolicy w niedostatecznym stopniu doceniają siłę mediów i nie biorą pod tym względem przykładu od swych ideowych adwersarzy.
Ks. dr Marek Łuczak
pgw