Zacheusz był niewielkiego wzrostu, dlatego wdrapał się na drzewo, aby zobaczyć Jezusa otoczonego przez tłum ludzi. Był ciekaw jak wygląda i co głosi Ten, o którym wszyscy wokół mówili, że naucza z mocą i czyni cuda. Ta ciekawość Zacheusza doprowadziła do niespodziewanego spotkania i przemiany życia.
Jezus spojrzał na niego wzrokiem pełnym miłości i akceptacji. Zacheusz po ludzku myśląc miał wszystko, co było potrzebne do szczęścia. Był niezmiernie bogatym i wpływowym człowiekiem - przełożonym celników. Tego, czego nie posiadał to szacunku u ludzi. Gardzono nim, bo majątku dorobił się wysługując się rzymskim władzom, ściągając podatki. Ludzie widzieli w nim grzesznika, zdziercę i zdrajcę. Tymczasem Jezus dostrzegł w nim człowieka, który potrzebuje zbawienia, który się zagubił.
Jezus nie poprzestał na spojrzeniu pełnym miłości, ale niejako wprosił się do domu Zacheusza. Owocem tego było z jednej strony, tradycyjne i dobrze nam znane, oburzenie faryzeuszów, że do grzesznika idzie w gościnę, ale z drugiej strony - przemiana życia Zacheusza. Nie zmuszany przez nikogo, nie zachęcany przez Jezusa, sam od siebie, deklaruje rozdać majątek ubogim i wynagrodzić poczwórnie tym, których skrzywdził. Tak właśnie wygląda owoc zbawiennej ciekawości Zacheusza, która wpierw zaprowadziła go na drzewo, a potem pozwoliła doświadczyć spotkania z Jezusem.
Kiedy zaakceptujemy ludzi wokół nas, takimi jakimi są, z ich wadami i słabościami i damy im odczuć, że jesteśmy im życzliwi, wtedy stwarzamy przestrzeń do ich przemiany. Ludzie doświadczający miłości i akceptacji, zaczynają rozkwitać i wydają, jako owoc, to co jest najlepsze w ich człowieczeństwie. To najskuteczniejszy sposób znajdywania ludzi dla Jezusa, najskuteczniejszy sposób ewangelizacji. Zamiast gorszyć się, oburzać i pouczać, wystarczy pokochać.
/mdk