Zabiliśmy świętego?

2025/09/12
Projekt bez nazwy50
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Od beatyfikacji Stefana Wyszyńskiego mijają 4 lata. Pamiętam radość tamtej wrześniowej niedzieli, żal, że z powodu być może przesadnych obaw uroczystość została zamknięta w murach Świątyni Opatrzności Bożej. Wydawało mi się wtedy, że mimo wszystko kult błogosławionego owe mury szybko opuści – w końcu nowy orędownik, tak jak za życia był przewodnikiem i nauczycielem, tak teraz na ołtarzach będzie nas wspierał i odkryjemy go na nowo, świeżym okiem spojrzymy na jego dorobek. Chyba jednak tak się nie stało. Prymas nie wyszedł ze świątyni, ludzie o nim szybko zapomnieli, a my też nie zrobiliśmy wszystkiego, co można było, aby temu zapobiec. Chyba „zabiliśmy” tę świętość, pokryliśmy prymasa kolejnymi warstwami patyny i dziwimy się, że jest taki pomnikowy i niepasujący do nowych czasów.

Orędownik?

Często słyszę modlitwy podczas mszy świętych w intencji rychłej kanonizacji Prymasa Tysiąclecia, w których nieraz przychodzi mi brać udział. I niby wszystko jest w porządku. Jednak znacznie rzadziej uczestniczę w publicznej modlitwie przez jego pośrednictwo. Oczywiście są ludzie, którzy czytając tę konstatację, powiedzą, że przesadzam – że oni się modlą. Nawet się z nimi zgadzam, ale to nie zmienia mojego wrażenia. Zaraz po beatyfikacji otrzymałem w prezencie niewielką książeczkę, w której zawarte są modlitwy za pośrednictwem bł. Stefana Wyszyńskiego, nie zdarzyło mi się jednak, by w kościele przy jakiejś okazji modlono się litanią do niego skierowaną. Dlaczego? Przecież mamy do czynienia z orędownikiem, który mógłby być ważnym odniesieniem do naszego życia społecznego, do polskich problemów, do ratowania życia nienarodzonych, patronem sprawiedliwości społecznej, świętym od godności osoby ludzkiej, życia rodzinnego i wielu innych spraw, których niedostatki i niedomagania skrzeczą, a właściwie to głośno krzyczą. W ojczyźnie nie dzieje się dobrze, a my skupiamy się co najwyżej na wzdychaniu: „Gdyby prymas był z nami dzisiaj…”, zapominając, że jest, tylko go nie wołamy. Trzeba to zmienić – i to w nas, w każdym z osobna, bo w innym wypadku znak zapytania zawarty w tytule będziemy mogli zamienić na kropkę.

Postać historyczna

Inną swoistą „złotą klatką”, w której zamknęliśmy tę świętość, jest… historia. O tym aspekcie pisze mi się trudniej, bo i materia nie jest prosta. Sam na tym polu trochę działam, nie tyle jako badacz, co popularyzator, i być może opisuję swoje własne błędy. Czasem tak trzeba.

Prymas był od dawna przedmiotem badań historycznych. Jego biografia na tle epok, w których żył, jest po prostu ciekawa, stanowi obraz przeszłości, w której np. jego sprzeciw wobec niesprawiedliwości, naruszenia ludzkiej godności, niszczenia tkanki narodowej, czy nawet głos w sprawach, które określilibyśmy mianem geopolityki, był ważny i najczęściej z perspektywy lat okazywał się trafny. Niemniej ciągle cierpimy na brak odniesień do spraw aktualnych i nie chodzi tu o to, by kolejne wydarzenia polityczne komentować cytatami z jego dorobku, bo to czasami może być męczące, choć z drugiej strony bywa oczywiste. Trzeba powiedzieć, że takie jasne stawianie sprawy od czasu do czasu jest właściwe, mi chodzi tu o miarę rzeczy. Taki czy inny cytat lub fragment osadzony był przecież w konkretnej szerszej wypowiedzi, w określonych ramach miejsca i czasu. O tym trzeba pamiętać, bo jak dotąd dużo owych cytatów to pręty tej historycznej klatki, w której owa świętość została umieszczona. Musimy z niej prymasa uwolnić i posadzić między nami, w naszych realiach. Wyszyński podejmował decyzje, a mądrością względem jego dorobku będziemy się kierować wówczas, kiedy zrozumiemy, że gdyby żył dziś, to analizowałby rzeczywistość, rozpatrując dzisiejsze dane.

Przykład? Proszę bardzo: będzie absurdalnie, ale pytam tak specjalnie – prymas walczył z dwoma modelami osoby ludzkiej, tym importowanym ze Wschodu, ubranym w model kolektywnego komunizmu, oraz tym z Zachodu, gdzie ów człowieczy ideał ubrany był w kostium skrajnego konsumpcyjnego indywidualizmu, ale czy będąc głodnym, nie poszedłby zjeść coś na szybko do fast foodu? Jestem bliski odpowiedzi na „tak” i niektórzy wiedzą dlaczego. Wyszyński uważał również, że kultura zmierza w złym kierunku, ale czy kazałby się nam dziś zamknąć na wszystko, co nowoczesne, czy radziłby raczej szukać rozwiązań w ramach tego, co nas otacza? To dość proste, tchnące banałem przykłady, a kwestii do rozstrzygnięcia jest mnóstwo, więc zacznijmy to robić. Uwolnijmy prymasa. Niech będzie między nami.

Nie pasuje, bo…

Kolejna rzecz, równie często spotykana. Stwierdzenie, że Wyszyński był wielki, wybitny, ale on był prymasem, więc jak ktoś taki jak ja ma podążać za jego przykładem? To największy błąd, bo nawet Pan Jezus, który jest Bogiem, uważał, że powinniśmy Go naśladować. Pewien problem z patrzeniem na prymasa z bliższej nam perspektywy bierze się stąd, że gros jego aktywności dotyczyło czasów, kiedy mówił „do nas” w szerokim rozumieniu owych „nas” i za „nas”. Czasy komunizmu, cenzury, a właściwie światopoglądowego knebla, zniszczyły aktywność społeczną. Jedyne, co można było zrobić, to iść do kościoła, bądź – jeszcze lepiej – na masowe uroczystości odpustowe lub pielgrzymkę. Prymas tam był i przemawiał, a lud słuchał, później nawet trudno było do tych przemówień wracać, bo cenzura nie za bardzo pozwalała je drukować, a jeżeli już – to w niedużych nakładach i kolportaż był słaby. Gorzej, że teksty prymasa fałszowano, jak w przypadku Kazań świętokrzyskich, albo w oficjalnej komunistycznej prasie interpretowano jego słowa tak, jak władzy było na rękę. A więc owa ambona i słuchanie słów Wyszyńskiego jako jedynego autorytetu nabierały cech sacrum. Sam mówca, wiedząc o znikomej możliwości kontaktu wiernych z nauczaniem Kościoła, mówił długo, chciał powiedzieć jak najwięcej, by z tym, co ludzie usłyszeli, mogli iść do domów, do rodzin, do pracy, szkół, by im to na długo pozostało. W dłuższej perspektywie zaowocowało to ogromnym szacunkiem do jego słów, ale i poczuciem nieosiągalności wzorca osobowego. Owa dostojność języka, która oprócz treści miała nieść kulturę wypowiedzi, pokazanie, że da się mówić inaczej niż za pomocą komunistycznej nowomowy, była rzeczą piękną, ale co z tym zrobić dziś? Oczywiście można powiedzieć, że prymas pozostawił nam żywy pomnik języka polskiego. To jest rzecz ładna i dobra, ale jednocześnie musimy go wyprowadzić i z tego pomieszczenia. Każda epoka jest inna i dziś pewnie nasz błogosławiony rozpoznałby teraźniejszość w jej obecnej odsłonie. Spróbujmy, posługując się rozumem, usadowić go między nami i posłuchać tego, co mówił. Jeśli ktoś lubi archaizację języka, to mu będzie przyjemniej, a jeśli nie, to niech spróbuje się od niej oderwać, w końcu liczy się baza, a nie nadbudowa – że użyję porównania z przeciwnej Wyszyńskiemu strony światopoglądowej.

Czasy zmieniły się pod każdym względem

Kolejny mit, z którym trzeba walczyć, to że czasy się zmieniły. Nie znaczy to, że są aż tak inne. Trzeba być wyjątkowym ignorantem historycznym, by nie dostrzec analogii. Zagrożenie dla godności człowieka, naruszenia jego wolności, zagrożenia dla narodu były wówczas i są obecnie. Wiele zmieniono, żeby nic nie zmienić. Prymas był ambiwalentny, jeśli chodzi o pożądany ustrój polityczny. Dla niego ważna była realizacja interesu narodowego vel dobra wspólnego Polaków we wszystkich wymiarach. Jakie by czasy nie były, jeżeli jest między nami zgoda co do tego, że naród polski ma istnieć, to musimy tworzyć porządek rzeczy, w którym jego interes będzie najpełniej realizowany. Naród nie jest ważny, jeżeli nie uczynimy istotnego założenia, że jego rola wynika z tego, że jest on wspólnotą Polaków, każdego z osobna i wszystkich razem – tych, którzy byli, i tych, którzy dopiero przyjdą na świat. Nie jest tworem biologicznym, którego funkcja ogranicza się do tego, by zabezpieczyć doczesne potrzeby. Istnieje po to, by łatwiej było wszystkim jego członkom osiągnąć niebo. Temu ostatniemu celowi służyć ma państwo oparte na sprawiedliwości społecznej. To nie jest tylko prawda odnoszona do Polaków, ona dotyczy całej ludzkości, która winna być uformowana w naturalne wspólnoty ojczyźniane. Troska o nie jest jednym z doczesnych, choć nie tylko, obowiązków ich członków. To proste, ale jak bardzo odległe zarówno od ideologii, które walczyły o dusze ludzkie w czasach Stefana Wyszyńskiego, jak i tych dzisiejszych. Gdzieś tu rozgrywa się społeczna i indywidualna walka między dobrem a złem. Prymas Tysiąclecia jest patronem doskonale pomocnym w tej rozgrywce, wcale nie aż tak trudnym, a jego świętość jest nam wszystkim potrzebna tu i teraz. Nie zabijajmy jej upamiętnieniami, wspominkami, pomnikami i tablicami, jeśli nie będzie w tym wszystkim żywego świętego Stefana Wyszyńskiego.

Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 3/2025

 

/ab

CCH 4989 2 kwadrat

Piotr Sutowicz

Historyk, zastępca redaktora naczelnego, członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Stefan Wyszyński #Prymas Wyszyński #kard. Stefan Wyszyński #bł. kard. Stefan Wyszyński #świętość #Polska #beatyfikacja bł. Stefana Wyszyńskiego i bł. Matki Róży Czackiej #beatyfikacja #kult
© Civitas Christiana 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej