„Kos”, czyli coś obok historii. Spojlera nie będzie

2024/01/23
KOS fot. Lukasz Bak 8
Fot. Łukasz Bąk / Dystrubucja Kinowa TVP

Recepta na pewne rzeczy jest dość prosta – jeżeli chcemy napisać książkę lub stworzyć film umiejscowiony gdzieś na osi historii, ale niekoniecznie o historii, to lokujemy wydarzenia w miejscu i czasie, co do których niesłychanie mało, albo i nic nie wiadomo.

Tak robił mój ulubiony Teodor Parnicki, którego czytuję kiedy mam na to siłę. Po drugie, dobrze jest w takiej narracji filmowej, czy powieściowej, umieścić grupę osób nierozpoznawalnych w historii, które stanowią tło dla zasadniczej postaci. Wspomniany pisarz też tak robił. Dalej już w takich razach jest z górki, bo stawiamy serię hipotez o prawdopodobną możliwość zaistnienia takich a nie innych rzeczy i też zostawiamy je w postaci pytań nieco otwartych. Rzeczony Parnicki na przykład postawił w swej odjechanej „Nowej Baśni” tezę, iż św. Stanisław był synem Bolesława Chrobrego i Przedsławy Włodzimierzówny – rzecz nieweryfikowalna, a wiec dla potrzeb powieściowych teza znakomita. U tego autora niektóre tezy fantastyczno-historyczne bywały naprawdę mocne.

Po co to piszę? Ano dlatego, by odnieść się do wchodzącego na ekrany kinowe filmu „Kos” w reżyserii Pawła Maślony. Według materiałów promocyjnych dystrybutora to „wypełniona wartką akcją i emocjami uniwersalna opowieść o ludziach, którzy w imię wolności i równości pokonali wzajemne uprzedzenia oraz dzielące ich różnice.” Dodajmy, że tytułowy Kos to Kościuszko, a rzecz rozgrywa się w wyimaginowanym czasie i miejscu, gdzieś w Rzeczypospolitej, wiosną roku 1794 przed wybuchem insurekcji.

Nasz generał jest jednak nieco inny, a nawet mocno odbiegający od postaci, jaką wykreowano w naszej pamięci zbiorowej, jeszcze w czasach rozbiorów, kiedy poszukiwano usilnie bohatera nadającego się na symbol narodowy, stojący ponad podziałami stanowymi. Choć z drugiej strony w rzeczonym filmie jego twórcy narzędzia ponadstanowości nadal używają, tyle że bardziej w pozahistorycznym anturażu. Czy przez to bliższy jest filmowy „Kos” Kościuszce takim jakim był on naprawdę? Chyba o to twórcom nie chodziło. To historyczne posadowienie bohatera jest im potrzebne w tym samym stopniu co Konecznemu, który pisał biografię naczelnika insurekcji w roku 1917, jako tło dla publicystyki. Twórcy filmu stawiają pytania i wygłaszają manifesty charakterystyczne dla naszych czasów. Mnie to czasem śmieszy, a niekiedy irytuje, ale być może niektórym się podoba. Patrząc z drugiej strony, filmowy Kos może nawet niechcący być bliższy prawdziwemu Kościuszce, niż ten wykreowany przez politykę historyczną, choćby dlatego, że jego zdecydowanie na wybuch powstania zdaje się być wątpliwe i podobnie jak w filmie widział marniznę potencjalnych szlacheckich współpracowników. W scenie finałowej, dla mnie z jednej strony owa wątpliwość wybrzmiewa, z drugiej nie udzielona odpowiedź jednak pada.

Wprowadzenie postaci uwolnionego niewolnika amerykańskiego, który był czarnoskórym adiutantem tytułowego bohatera chyba również przypadkiem ociera się o prawdę. W czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych Kościuszko rzeczywiście takiego miał, a wiec zaproponowania nam filmowa polityczna poprawność nie jest tak zupełnie ofiarą współczesności. Natomiast nic nie wiem o tym, by autentyczny adiutant – Agrippa Hull – przybył za Kościuszką do Polski.

Pisząc o „Kosie” należy wspomnieć o elementach, które według krytyków zbliżają go do filmów Quentina Tarantino. Dla jednych widzów wydaje się być to atutem, innych zaś stanowczo odstręczy, może nawet pojawią się głosy o nieuprawnione obrazoburstwo narodowe. Co do pozahistoryczności obrazu, to pewne rzeczy są szyte zbyt grubymi nićmi. Być może za dużo tam Tarantino, a za mało realności. Aluzje co do zestawienia niewolnictwa amerykańskiego z pańszczyzną są dopuszczalne tylko do pewnych granic, a robienie ich na rympał może widza zdezorientować. Tak samo rzecz się ma z aluzyjnością postaci filmowych, które według niektórych widzów są odzwierciedleniem historycznych, rzeczywistych postaci – jeśli takie było zamierzenie twórców, to wyszło słabo. Odrębną grupą problemów jest kwestia niedojrzałości narodowej, jaka zdaje się wybrzmiewać w toku akcji, przybierając rozmiary kuriozalne bądź satyryczne – czasami bowiem trudno te rzeczy odróżnić – coś na rzeczy jest, ale …trochę tego za dużo na raz.

Polska pokazana w filmie jest w rzeczywistości fantastyczna, istniejąca gdzie indziej niż ówczesna. Twórcy usadowili ją w wyimaginowanym uniwersum między średniowieczną Europą a XIX-wiecznym Dzikim Zachodem. Zabieg nie musi się wszystkim podobać i jeśli na twórców spadnie krytyka to …spadnie. Kolejna kwestia to padające w filmie różne wypowiedzi o charakterze manifestów narodowych. Niektóre są takie sobie, ale inne naprawdę istotne. Kwestia tego, czy to dobrze, że w naszej triadzie: Bóg – Honor – Ojczyzna, honor jest przed ojczyzną jest zasadnicze, choć z drugiej strony taka ta triada jest, innej nie mamy. Jest jeszcze coś, dla mnie wartego zaznaczenia – „Kos” przypomina mi starą, prościutką produkcję z lat bodajże 70-tych pt. „Karczma na Bagnach”. Być może to irracjonalne, ale może kogoś niniejszym zachęcę (podobno już zachęciłem) do obejrzenia tamtego filmu i (ewentualnie) stwierdzenia, że moje spostrzeżenie jest całkowicie subiektywne.

Czy na „Kosa” warto pójść? Takie pytanie zawsze jest najtrudniejsze. Odpowiedź „tak” lub „nie” winna paść po seansie, w czasie jednak przeszłym. Zupełnie poza meritum, ale z uznaniem, zaznaczam że rzecz od strony filmowej jest bardzo solidnie zrobiona.

„Kos”, reż. Paweł Maślona, Aurum Film 2023

 

/mdk

CCH 4989 2 kwadrat

Piotr Sutowicz

Historyk, zastępca redaktora naczelnego, członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Kos #Paweł Maślona #film #recenzja #Kościuszko
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej