Z Agatą Modzolewską, naczelnik Wydziału ds. Restytucji Dóbr Kultury w Departamencie Restytucji Kultury Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, rozmawia Aleksandra Bilicka.
Jaka jest misja Departamentu Restytucji Dóbr Kultury? W jakim celu został powołany?
Od początku lat 90. w MKiDN działa specjalna komórka zajmująca się restytucją dóbr kultury. W związku z intensyfikacją działań w tym obszarze w ostatnich latach pojawiła się potrzeba wzmocnienia tej komórki, efektem tego było powołanie w zeszłym roku Departamentu Restytucji Dóbr Kultury. Obecnie nasz departament składa się z dwóch wydziałów – Restytucji Dóbr Kultury oraz Dokumentacji i Popularyzacji, który zajmuje się zbieraniem informacji głównie o polskich stratach wojennych, ale także o obiektach, które zostały zrabowane czy utracone współcześnie zarówno z polskich zbiorów prywatnych, jak i publicznych. Wydział ds. Restytucji Dóbr Kultury, którym kieruję, zajmuje się poszukiwaniem i odzyskiwaniem obiektów utraconych na skutek II wojny światowej oraz skradzionych współcześnie.
O jakiej skali mówimy? Jakie są szacunki co do ilości utraconych przez Polskę dzieł?
Jeżeli chodzi o czasy II wojny światowej, to pierwsze szacunki zaraz po jej zakończeniu mówiły, że z Polski zaginęło lub zostało zrabowanych ponad pół miliona dzieł sztuki. Liczba ta odnosi się jednak tylko do obiektów utraconych ze zbiorów publicznych z terenów centralnej Polski. Zdajemy sobie sprawę z tego, że wiele dóbr kultury przed wojną w ogóle nie było zinwentaryzowanych.
W bazie strat wojennych mamy zarejestrowanych ponad 67 tysięcy rekordów, materiał fotograficzny zachował się do mniej więcej jednej czwartej z nich. Przy wielu obiektach widnieje informacja, że zostały zniszczone bądź spalone. Na szczęście w ciągu ostatnich lat było kilka przypadków, gdy okazało się, że takie dzieła jednak ocalały i zostały odzyskane. Daje to nadzieję, że w przyszłości odnajdziemy jeszcze wiele polskich strat wojennych.
Jakie są szanse na odzyskanie dzieła, kiedy zostało już zlokalizowane? Jak przebiega taki proces?
Wszystkie obiekty, które mamy zarejestrowane w bazie i krajowym wykazie zabytków skradzionych lub wywiezionych za granicę niezgodnie z prawem – szczególnie te, które posiadają fotografię – podlegają naszemu codziennemu monitoringowi. Dzięki serwisom, którymi się na co dzień posługujemy, możemy przeglądać aukcje, które toczą się w 72 krajach na całym świecie, co rocznie daje nam prawie milion obiektów do zweryfikowania. Jest to żmudna, codzienna praca, ale niezbędna. Kilka lat temu rozpoczęliśmy poszukiwania nowych narzędzi, które nam tę pracę ułatwią i odtąd używamy wyszukiwarek i porównywarek graficznych. Dzięki temu jesteśmy w stanie przeszukiwać właściwie cały internet. Poszukując informacji według konkretnego zdjęcia, nie ograniczamy się wyłącznie do jego opisu, przypisanej atrybucji, która bardzo często zmienia się na rynku. Dzięki wyszukiwaniu graficznemu możemy poszukiwać obiektów nie tylko na aukcjach, ale także w zdigitalizowanych kolekcjach muzealnych, na blogach, w serwisach sprzedażowych.
W momencie, gdy obiekt zostanie przez nas odnaleziony, przede wszystkim musimy potwierdzić jego tożsamość. Jeżeli nie zachowały się na nim żadne oznaczenia, które jednoznacznie wskażą, że pochodził z muzeum – np. numery inwentarzowe, nalepki, stemple – przeprowadzamy oględziny takiego obiektu, zawsze ze specjalistą od konserwacji danego rodzaju dzieła. Często towarzyszy mu też kurator zbiorów odpowiedzialny za daną grupę zabytków. Jeżeli ich opinia jest jednoznaczna, wszczynamy proces restytucyjny.
Jeżeli prywatny właściciel nie ma dobrej woli i nie chce oddać dzieła, to czy da się prawnie wyegzekwować jego zwrot? Czy resort kultury może je wykupić?
Należy zdawać sobie sprawę, że proces zwrotu obiektu będącego stratą wojenną jest uwarunkowany wieloma czynnikami niezależnymi od ministerstwa, takimi jak prawodawstwo kraju, na terenie którego obiekt został odnaleziony, czy też wola i nastawienie samego posiadacza. Jeżeli odnajdujemy obiekt za granicą, za każdym razem musimy ocenić jego sytuację prawną zgodnie z przepisami obowiązującymi na terenie danego kraju. Na tej podstawie dobieramy odpowiednie metody restytucyjne, mogą to być negocjacje prowadzone bezpośrednio z posiadaczami bądź postępowania karne lub cywilne.
Trzeba tutaj zaznaczyć, że wszystkie obiekty, które stanowią polskie straty wojenne, zgodnie z obowiązującym prawem są własnością Skarbu Państwa, niezależnie od tego, czy były to straty osób prywatnych, czy straty ze zbiorów publicznych lub kościelnych. Rozpoczynając postępowanie restytucyjne, nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć jego przebiegu ani czasu trwania. Zwykle trzeba uzbroić się w cierpliwość i konsekwentnie powtarzać i przypominać drugiej stronie, jak ważny dla społeczeństwa polskiego, etyczny i sprawiedliwy będzie zwrot obiektu, który Polska utraciła w tak tragicznych okolicznościach. Natomiast nie wykupujemy obiektów. Naszym celem jest bezwarunkowy zwrot i zawsze do niego dążymy.
Dlaczego działania, które prowadzą do powrotu utraconych dzieł do Polski, są tak ważne?
Musimy sobie zdawać sprawę, że Polska w wyniku II wojny światowej utraciła 70 procent swojego materialnego dziedzictwa kulturowego. To jest ilość nieporównywalna ze stratami z okresu II wojny światowej żadnego innego kraju. Krok po kroku przywracamy chociaż te niewielkie cząstki naszego utraconego dziedzictwa do polskich zbiorów. Kultura i dziedzictwo kulturowe są dobrem wspólnym i mamy poczucie, że swoje zadania wykonujemy dla ogółu społeczeństwa. Dla Polski.
Ile jest dzieł, które udało się odzyskać i wróciły do kraju?
W ostatnich latach udało nam się odzyskać ponad 600 dzieł sztuki, w tym dwie niezwykle ważne kolekcje – obiektów etnograficznych, która wróciła z dwóch różnych instytucji i w różnym okresie do Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi, a także okazów zoologicznych, która wróciła w ubiegłym roku z Salzburga. Ta ostatnia to zresztą niezwykle ciekawa kolekcja pod względem charakteru obiektów, bo to nie dzieła sztuki o wartości artystycznej, a zbiory przyrodnicze, które mają wartość naukową i historyczną.
Wśród tych 600 dzieł jest też, oczywiście, wiele obrazów różnej klasy, różnych artystów – od niezwykle cennych, jak ostatnio odzyskany dyptyk Dirka Boutsa Mater Dolorosa i Ecce Homo, obraz Opłakiwanie Chrystusa z warsztatu Lucasa Cranacha, Schody pałacowe Francesco Guardiego, Przy fortepianie Jacka Malczewskiego czy Pod brzozami Alberta Edelfelta, po obiekty mniej znane, ale dla nas równie wartościowe.
Dobrym przykładem obiektu, który wydawałoby się, że właściwie jest nie do odnalezienia i nie do odzyskania, jest lekyt czerwonofigurowy, rodzaj wazy greckiej, który kilka lat temu został zwrócony do Muzeum Narodowego w Warszawie. Możemy przypuszczać, że został wyniesiony z gmachu muzeum przez jednego z żołnierzy Wehrmachtu – najpewniej w kieszeni, ponieważ ma 9 cm wysokości. Został odnaleziony na aukcji w Monachium. Wydawałoby się, że coś, co ma 9 cm wysokości, jest nie do odnalezienia, a jednak się udało. Można go już zobaczyć na ekspozycji w muzeum.
Jaką historię odzyskanego dzieła mogłaby Pani przytoczyć jako najbardziej spektakularną, niezwykłą?
Dla nas najbardziej spektakularne są nie tylko same sprawy, lecz także okoliczności odnalezienia obiektów. Chociażby ostatnio odzyskany dyptyk Boutsa, który znaleźliśmy w Hiszpanii. To popularny motyw, wielokrotnie kopiowany, w szczególności przedstawienie Mater Dolorosa, więc od wielu lat weryfikowaliśmy przynajmniej kilka bardzo podobnych obrazów. Nasz kolega z zespołu, który zajmuje się poszukiwaniami, znalazł wersję tego dyptyku w Muzeum Prowincjonalnym w Pontevedra w Hiszpanii. W pierwszym momencie nie mogliśmy uwierzyć, że po tylu nieudanych weryfikacjach to może być właśnie ten utracony dyptyk. Nie przypuszczaliśmy, że obiekty tej klasy mogą się znajdować w muzeum prowincjonalnym w Hiszpanii. Okazało się jednak, że tak. Jaką drogę przebyły, żeby akurat tam trafić? Na terenie Hiszpanii były już w latach siedemdziesiątych. Tam zostały sprzedane na aukcji i kupione przez kolekcjonera, który przekazał je do muzeum w Pontevedra.
Ostatnio odzyskany obraz – Madonna z Dzieciątkiem przypisywany Alessandro Turchiemu, a w przekazach źródłowych nawet Tycjanowi – poza tym, że jest wyjątkowo piękny i okazały, to jeszcze dodatkowo dla nas wyjątkowy ze względu na egzotyczność miejsca, w którym go odnaleźliśmy. Kilka tygodni temu wrócił do Polski z Japonii. Już sam fakt, że obraz z tak charakterystycznym dla malarstwa zachodniego motywem religijnym został odnaleziony na Dalekim Wschodzie, jest niezwykle ciekawy. Dodam, że to jeden z najcenniejszych obiektów utraconych z polskich zbiorów. Tak też uważali Niemcy, którzy włączyli go do katalogu 521 najcenniejszych obiektów zabezpieczonych na terenie Generalnego Gubernatorstwa, co oznacza, że jako jeden z pierwszych został wyznaczony do wywiezienia z Polski. Trafił do Berlina, gdzie zdobił gabinet Kajetana Mühlmanna, jednego z głównych historyków sztuki działających na terenie ziem polskich, który był odpowiedzialny za „zabezpieczanie” – tak niewinnie określali to Niemcy – czyli w praktyce wskazywanie obiektów do rabunku. W latach dziewięćdziesiątych obraz pojawił się na aukcji w Stanach Zjednoczonych, w Nowym Jorku, a w 2022 roku w Tokio.
Czy indywidualne osoby pomagają / mogą pomóc w odzyskiwaniu dzieł sztuki?
Duży nacisk kładziemy na popularyzację tego tematu. Coraz więcej osób zgłasza się do nas z informacją, że widzieli taki czy inny obiekt, który być może jest polską stratą wojenną. Dzięki prowadzonym przez resort kultury wielu akcjom informacyjnym, świadomość społeczna jest coraz większa. Zdarzają się przypadki, że ludzie, którzy posiadają zaginione dzieła, zgłaszają się do nas sami. Ostatnio w taki sposób odnalazło się 26 grafik pochodzących z Muzeum Narodowego w Gdańsku. Ich posiadacze odkryli, że są to straty wojenne i po prostu postanowili je oddać. Takich sytuacji mamy coraz więcej. Kwestia restytucji dóbr kultury nie ulega przedawnieniu, jest procesem ciągłym, często bardzo trudnym, dlatego takie zaangażowanie ludzi, którzy nie zajmują się tym tematem na co dzień, jest dla nas niezwykle cenne.
Dziękuję za rozmowę.
Tekst pochodzi z kwartalnika Civitas Christiana nr 4 / październik-grudzień 2023
/ab