Był piękny, pierwszy sierpniowy poniedziałek. Gdy tylko znalazłem się w Wiśle, nie zwlekałem, niezwłocznie pojechałem do pobliskich Górek Wielkich. Z pielęgnowanej potrzeby, od dawna bowiem bardzo chciałem znaleźć się w miejscu, gdzie Zofia Kossak zostawiła po sobie, po swoim pięknym życiu tyle cennych pamiątek. I swego ducha, który tam na zawsze pozostał. On tam naprawdę jest.
Na miejscu zastałem ciszę i pustkę. Słyszałem jedynie murarzy pracujących w ruinach pobliskiego dworu Kossaków, szczelnie otoczonego ogrodzeniem. A więc – pomyślałem z satysfakcją – po tak wielu latach oczekiwania, wreszcie przystąpiono do odbudowy „Góreckiej Kossakówki”. Dobra wiadomość.
Rozrosłe drzewa w rozległym parku dawały kojący cień. W oddali ujrzałem kilku miejscowych śpiesznie przechodzących w zamyśleniu wydreptaną ścieżką pośród parkowego trawnika. Każdy detal krajobrazu otaczającego dwór robił na mnie ogromne wrażenie. A więc to tu! To tu wybitna polska pisarka XX wieku, pochodząca z ziemiańsko-artystycznego rodu Kossaków, zamieszkała w maju 1923 roku – u rodziców Anny i Tadeusza w majątku we wsi Górki Wielkie na Śląsku Cieszyńskim. To tu w okresie międzywojennym powstała większość dorobku literackiego Zofii Kossak. Wrastając w tę ziemię, ukochała Beskidy. Pięknie o tym okresie pisze córka Zofii Kossak – Anna Szatkowska-Rosset-Bugnon (kolejna utalentowana przedstawicielka rodu Kossaków) we wspomnieniach „Był dom…”.
Po wojnie ponownie zamieszkała w Górkach Wielkich w 1958 roku, tym razem w „domku ogrodnika”. To tu powstawały kolejne dzieła literackie. No właśnie! Zmierzając do dawnej siedziby Kossaków nie przyszło mi do głowy, że przecież to poniedziałek! A więc Muzeum Zofii Kossak-Szatkowskiej zamknięte! Niedostępne! Byłem niepocieszony.
Spacerując parkiem stanąłem jeszcze przed pamiątkową tablicą poświęconą wielkiej pisarce, konspiratorce i społecznej działaczce w „dobie wielkiej próby serc i sumień” (Władysław Bartoszewski), wystawionej przez mieszkańców Gminy Brenna. Wydawało mi się nawet, że przez moment widziałem góreckie skrzaty z Kacperkiem na czele, ciekawie spoglądające na mnie zza bujnej zieleni. Ale były to oczywiście nierealne wyobrażenia bajecznych istot niegdyś zamieszkujących w odbudowującym się dworze, a teraz oczekujących na ponowne wprowadzenie do znanych im kątów, o których pisze we wspomnieniach Anna Szatkowska-Rosset-Bugnon, a przede wszystkim sama Zofia Kossak w książce przeznaczonej dla dzieci ”Kłopoty Kacperka góreckiego skrzata”.
Z tablicy schowanej w okalającej zieleni na wprost dworu spoglądały czujne oczy pisarki. Cierpliwie przyglądała się pracom remontowym. Jakby czekała na ich ukończenie i przywrócenie dawnej świetności „Kossakówki”.
Opuszczałem Górki Wielkie niespełniony, z odrobiną żalu lecz z zapewnieniem, że powrócę do „Góreckiej Kossakówki”. Na pewno nie w poniedziałek…
/mdk