Zbliżająca się beatyfikacja Józefa i Wiktorii Ulmów i ich siedmiorga dzieci, w tym dziecka nienarodzonego, będzie niezwykłym wydarzeniem w dziejach Kościoła. Oto cała rodzina – rodzice oraz ich wszystkie dzieci – poniosła śmierć męczeńską za wiarę w Chrystusa. Prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych, kard. Marcello Semeraro, pięknie definiuje męczeństwo jako „szczyt świętości”. Spróbujmy zatem przejść niektóre etapy drogi do świętości Samarytan z Markowej.
Dom rodzinny Józefa Ulmy
Dom rodzinny i to wszystko, czego w nim doświadczamy, wartości, jakie przekazują nam mama i tata, stanowią fundament, z którego wyrasta gmach naszego życia. Warto przywołać w tym miejscu słowa papieża rodziny, św. Jana Pawła II: „Miłość rodzicielska od początku staje się duszą, a przez to i normą, która inspiruje i nadaje kierunek całej konkretnej działalności wychowawczej, ubogacając ją tak cennymi owocami, jak czułość, stałość, dobroć, usłużność, bezinteresowność i duch ofiary” (Familiaris consortio, nr 36). Czego zatem uczył się w swoim rodzinnym domu Józef Ulma?
Wymownej odpowiedzi udziela nam jego najmłodszy brat, Władysław, który w następujący sposób opisuje klimat, w jakim przyszedł na świat przyszły błogosławiony:
„Rodzina nasza była zwyczajna, rodzice byli religijni, matka w ostatnich latach codziennie uczestniczyła we mszy św. Było nas czworo rodzeństwa, rodzice modlili się w domu, śpiewano w rodzinie godzinki, w niedzielę regularnie uczestniczyli we mszy św. W takim duchu został wychowany także Józef, który jak wszyscy z rodzeństwa, przyjmował w swoim czasie sakramenty święte”.
Poruszająca prostota tego opisu stawia przed nami prawdę o tym, jak ważne jest, by dziecko wzrastało w odpowiednim klimacie duchowym. Tak właśnie było w przypadku Józefa Ulmy, którego dzieciństwo i młodość tak pięknie napełnione były obecnością i bliskością Boga. Jego prawdziwe oblicze Sługa Boży poznawał najpierw przez przykład swoich rodziców, ich rozmodlenia i ufności pokładanej w Bogu.
Ponadto Józef od początku swej duchowej drogi uczył się, jak bezcennym darem są sakramenty święte, poprzez które najlepiej możemy pogłębiać naszą więź z Bogiem. Uczestnicząc od najmłodszych lat wraz z rodzicami we mszy św., uczył się również tak bardzo potrzebnej postawy zasłuchania w słowo Boże. Przystępował także do sakramentu pokuty, gdzie doświadczając Bożego miłosierdzia, coraz bardziej odkrywał, jak potrzebna jest współpraca z Bożą łaską, wyrażona w codziennej pracy nad sobą. Wszystko to dokonywało się w kościele parafialnym w Markowej, we wspólnocie wierzących.
Innym charakterystycznym elementem jego duchowości, którą wyniósł z domu rodzinnego, była pobożność maryjna. Każdego dnia poprzez śpiew godzinek odkrywał, jak bliska każdemu z uczniów Chrystusa jest również Jego Niepokalana Matka. Potem, jako młodzieniec – mając 17 lat – przystąpi do Bractwa Żywego Różańca. I jeszcze jeden piękny aspekt rodzinnego domu Józefa: wraz z rodzicami i trójką rodzeństwa mieszkał w niewielkim drewnianym domu, a rodzina utrzymywała się z pracy na trzyhektarowym gospodarstwie. W ten sposób przyszły błogosławiony od dzieciństwa w praktyce poznawał sens i piękno benedyktyńskiej reguły: ora et labora (módl się i pracuj).
Dom rodzinny Wiktorii Ulmy z domu Niemczak
W podobnej atmosferze przyszła na świat i wzrastała ta, z którą kiedyś Józef Ulma zwiąże na zawsze swoją drogę, zarówno tu, na ziemi, jak i na całą wieczność. Warto przywołać w tym miejscu dwa świadectwa bardzo bliskich krewnych Wiktorii. Pierwsze z nich w szczególny sposób podkreśla atmosferę religijną, która cechowała jej dom rodzinny.
„Znałam rodzinę Wiktorii, zwłaszcza matkę, siostrę mojej mamy. Była ona osobą bardzo religijną. W tym duchu wychowywała także swoje dzieci”.
Nietrudno sobie zatem wyobrazić, że również i w domu Niemczaków rozmawiano o Panu Bogu, rodzice dzielili się z dziećmi swoją wiarą, uczyli je modlitwy i szacunku do rzeczy świętych.
Niezwykle cennych informacji, które pomagają nam zrozumieć duchowość Wiktorii Ulmy, dostarcza inny z jej bliskich krewnych. Nade wszystko dowiadujemy się, że jej życie było naznaczone również i cierpieniem, które w najgłębszej perspektywie uszlachetnia ludzkie serce, czyniąc je pokornym i otwartym na Bożą dobroć:
„Mama Wiktorii zmarła, gdy Wiktoria miała około 6 lat”.
Pan Bóg nie zostawił jednak samego Jana Niemczaka z gromadką małych dzieci. Każdego dnia umacniał jego ludzkie siły swoją łaską i błogosławieństwem, szczególnie w czasie osobistej modlitwy, na którą Jan nigdy nie żałował czasu. Ojciec Wiktorii żywo uczestniczył również w sakramentalnym życiu Kościoła, a ta droga jest przecież szczególnym i niewyczerpanym źródłem pociechy i miłosierdzia. Ponadto ojciec Wiktorii był osobą o niezwykle wrażliwym i otwartym na ludzkie potrzeby i bolączki sercu.
Od początku swojej drogi do świętości Wiktoria Ulma każdego dnia uczyła się, zwłaszcza patrząc na swoich rodziców, że ma ona dwa podstawowe filary: przykazanie miłości Boga i bliźniego. I na tych filarach będzie ostatecznie opierać się jej świętość wraz z mężem i dziećmi.
Duchowość małżeńska
Piękno charakterów Józefa i Wiktorii oraz wartości wyniesione z rodzinnych domów stanowiły fundament, na którym budowali oni swoją jedność małżeńską i rodzinne gniazdo. Warto przywołać kilka zdań dwóch naocznych świadków ich wspólnej drogi jako męża i żony:
„Józef i Wiktoria Ulmowie byli zgodnym małżeństwem, byli jedno za drugim. Bywałam często w ich domu, nigdy nie słyszałam, aby się kłócili między sobą”.
„Odwiedzałem go (Józefa) zwłaszcza w niedzielne popołudnia od wiosny do jesieni, rozmawialiśmy wiele na temat fotografowania, jemu zawdzięczam moje hobby. Jako człowiek Józef Ulma był bardzo życzliwy, uprzejmy, w domu była atmosfera ciepła rodzinnego, tworzyła tę atmosferę także Wiktoria. Był to dom ubogi, ale była tam niezwykle miła atmosfera. Wyczuwałem bardzo chrześcijańską atmosferę w tej rodzinie”.
To, co szczególnie uderza w obydwu zeznaniach, to wspólna troska Józefa i Wiktorii o budowanie i pogłębianie miłości małżeńskiej. Czynili to na wiele sposobów. Najpierw poprzez wzajemny szacunek, dobroć, życzliwość okazywane sobie za pomocą prostych, codziennych gestów. Byli też ludźmi, którzy sięgali po niezwykle istotne i skuteczne narzędzie w relacji z innymi, jakim jest dialog, rozumiany nade wszystko jako umiejętność wzajemnego słuchania. Ponadto niezwykle sumiennie spełniali swoje obowiązki i wzajemnie się w tym wspierali. Porusza wreszcie ich postawa odpowiedzialności za siebie nawzajem przed Bogiem, przed którym 7 lipca 1935 r. w kościele parafialnym w Markowej ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
Mądrość w wychowaniu dzieci
Józef i Wiktoria byli również bardzo mądrymi i odpowiedzialnymi rodzicami. Każde nowe życie, jakim ich Pan Bóg obdarzał, przyjmowali w postawie wdzięczności i zawierzenia Jego Opatrzności. W czym przejawiała się ich miłość? Posłuchajmy wymownego świadectwa mamy chrzestnej Władzia Ulmy, jednego z dzieci Józefa i Wiktorii:
„Józef i Wiktoria byli dobrymi ludźmi, było to bardzo zgodne małżeństwo, bardzo kochali swoje dzieci. Przez jeden tydzień mieszkałam w ich domu, kiedy Wiktoria urodziła trzecie dziecko. Pamiętam, że dzieci były dobrze wychowywane, Józef klękał z nimi wieczorem do modlitwy (Wiktoria leżała po urodzeniu dziecka)”.
Czytając te słowa, naturalnie przychodzi na myśl starożytna zasada: verba docent, exempla trahunt (słowa pouczają, przykłady pociągają). Dzieci chcą być takie, jak tata i mama. Mama Wiktoria była dla dzieci wzorcem kobiecości, bo była delikatną, subtelną, wrażliwą i piękną kobietą. Ojciec Józef natomiast – wzorzec męskości – był odpowiedzialnym, mądrym, opanowanym mężczyzną i bohaterem dla swoich dzieci. Prócz tego byli też wzorcem relacji damsko-męskiej – miłości małżeńskiej dla każdej ze swoich pociech. Mieli też czas dla swoich dzieci. Warto przywołać tu chociażby zdjęcie Wiktorii pochylonej nad najstarszą córką, Stasią, odrabiającą lekcje. Józef i Wiktoria byli naprawdę mądrymi i odpowiedzialnymi rodzicami.
Całe życie rodziny z Markowej – osobista wiara Józefa i Wiktorii, czerpanie z łaski sakramentu małżeństwa, realizacja rodzicielskiego powołania, wkład w życie lokalnej społeczności – stało się ich drogą na ołtarze. Jej ukoronowaniem okazała się męczeńska śmierć, która 24 marca 1944 r. spotkała całą dziewięcioosobową rodzinę z rąk niemieckich żandarmów. Niech ich przykład i wsparcie umacniają rodziny w chrześcijańskim życiu i pomagają nam wszystkim kroczyć prawdziwą drogą świętości.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 2 | kwiecień-czerwiec 2023
/mdk