Z ks. Jarosławem Wąsowiczem SDB, wicepostulatorem procesu beatyfikacyjnego drugiej grupy polskich męczenników II wojny światowej, rozmawia Mateusz Zbróg
Proszę przybliżyć czytelnikom genezę procesu beatyfikacyjnego grupy 108 męczenników. Jak i kiedy rozpoczął się ten proces? Kto był pomysłodawcą?
Myślę, że mówiąc o procesie męczenników II wojny światowej, trzeba odwołać się do osoby św. o. Maksymiliana Kolbego, który został kanonizowany jako męczennik. W 1987 r. na ołtarze wyniesiono kolejnego męczennika, był to bł. Michał Kozal, ostatni biskup konsekrowany w II Rzeczypospolitej. Świadomość męczeństwa za wiarę narastała w Kościele. W latach 90. staraniem diecezji włocławskiej rozpoczął się proces, do którego licznie dołączyły kolejne diecezje oraz zakony. Stworzono listę 108 ludzi, którzy w różnych okolicznościach w czasie II wojny światowej oddali życie za Jezusa. Ten proces zakończył się beatyfikacją w czasie pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny 13 czerwca 1999 r.
Kim byli ci, którzy znaleźli się na liście 108 osób?
Widzimy cały przekrój: są biskupi, kapłani, bracia zakonni, siostry, są także świeccy. Trzeba mieć świadomość, że ich męczeńska krew ubogaca Kościół, tak jak ubogacała w czasach starożytnych. Tę myśl głośno wypowiedział Jan Paweł II w liście apostolskim Tertio Millennio adveniente, który miał przygotować chrześcijan do nowego tysiąclecia. Papież podkreślał, że w XX w. wrócili męczennicy jako wielcy mężowie sprawy Bożej. W wielu miejscach świata ginęli chrześcijanie różnych wyznań, nie tylko katolicy, ale i prawosławni oraz protestanci. Można powiedzieć, że to, co się wydarzyło w XX w., od pierwszego holokaustu chrześcijan, a więc zagłady Ormian przez Turków, następnie podczas obu wojen światowych i panowania systemów totalitarnych, trwa aż do dzisiaj. Dziś także chrześcijanie giną w różnych rejonach świata za wierność Chrystusowi. Jest to dla nas znak. Męczennicy nie zginęli na darmo. Zaznaczyli się bardzo mocno w historii Kościoła, żeby nas wesprzeć w dzisiejszych wyborach. Dziś bycie chrześcijaninem staje się takim cichym męczeństwem. Kościół jest permanentnie atakowany, wyrugowano wartości chrześcijańskie z życia społecznego i politycznego. Deklarowanie wiary w Chrystusa wymaga wielkiej odwagi. Takie jest przesłanie tych męczenników – to są patroni na nasze czasy.
Czy tak liczna grupa męczenników wyniesionych na ołtarze to nie jest ewenement w skali świata? Czy Polska może czuć się w ten sposób wyróżniona?
Polska poniosła olbrzymią daninę krwi, zwłaszcza w czasie II wojny światowej. Ale w podobny sposób byli wynoszeni na ołtarze męczennicy z okresu wojny domowej w Hiszpanii. Wówczas cała lewacka Europa rozpętała tam wojnę, także przeciw Kościołowi. Ginęło wielu ludzi, duchownych i świeckich. Można powiedzieć, że to było preludium tego, co się wydarzyło w czasie II wojny światowej. Komuniści realizowali tam swój program uznania wiary za „opium dla ludu”. Wszędzie tam, gdzie zakorzeniał się system komunistyczny, trwały prześladowania Kościoła. Znamy przecież historię PRL i wiemy, że był to także czas wielkich męczenników, np. ks. Jerzego Popiełuszki. Toczą się obecnie procesy tzw. Męczenników Wschodu. Trzeba pamiętać, że w niektórych krajach było gorzej niż u nas. Władze komunistyczne sprowadziły Kościół do podziemia i licznie mordowały zaangażowanych ludzi. Tak było np. z wyznawcami prawosławia. Męczeństwo było powszechnym zjawiskiem w XX w. O tym przypominał Jan Paweł II, także przez akty beatyfikacji.
Czy któraś z tych postaci szczególnie zapadła Księdzu w pamięć?
Te grupy męczenników stanowią wielkie bogactwo Kościoła. Znajdziemy tu ludzi różnych stanów, z różnych regionów Polski. Myślę, że jeśli za kryterium uznamy popularność, to na pewno trzeba powiedzieć o ks. Stefanie Wincentym Frelichowskim, który jest patronem polskiego harcerstwa. Sława jego męczeństwa jest pielęgnowana w harcerstwie, ale odbywają się także spotkania naukowe, ukazują się publikacje, których autorzy z różnych perspektyw analizują spuściznę duchową pozostawioną przez tego świątobliwego kapłana-męczennika. Myślę także o Poznańskiej Piątce, czyli wychowankach Oratorium Salezjańskiego, którzy za działalność w Narodowej Organizacji Bojowej zostali zgilotynowani w Dreźnie 24 sierpnia 1942 r. Podczas tej drogi męczeństwa odbyli życiowe rekolekcje. To byli bardzo młodzi ludzie, a dziś ich postaciami są zainteresowani nie tylko młodzi z kręgów salezjańskich. Powstała płyta muzyczna, komiks. W Dreźnie odbywają się animowane przez salezjanów zloty młodzieży z różnych krajów, która patrząc na przykład męczenników, uczy się wierności, oddania Panu Bogu, ale także miłości do ojczyzny. Staraniem IPN ukazała się książka w języku angielskim, którą zaprezentowaliśmy na kapitule generalnej salezjanów w Rzymie. Dzięki temu trafiła wszędzie tam, gdzie pracują salezjanie, więc wiedza o Poznańskiej Piątce znacznie przekroczyła granice Polski.
Oczywiście w gronie 108 męczenników jest wielu innych wspaniałych ludzi. Warto zapoznawać się z tymi życiorysami, pielęgnować pamięć o nich, także w wymiarze lokalnym. Wielu z nich jest patronami swoich diecezji, jak chociażby ks. Michał Oziębłowski z ks. Michałem Woźniakiem w diecezji łowickiej. Ks. kmdr ppor. Władysław Miegoń patronuje Ordynariatowi Polowemu. Szczególnym kultem w Gdańsku otaczani są księża Bronisław Komorowski i Franciszek Rogaczewski. Byli oni przed wojną pasterzami Polonii i zostali przez Niemców rozstrzelani jako strażnicy polskości. Warto poznawać te historie.
Obecnie toczy się proces beatyfikacyjny drugiej grupy polskich męczenników II wojny światowej. Na jakim jest etapie?
Proces na szczeblu diecezjalnym już się zakończył i od kilku lat toczy się w Rzymie. Ponownie jest to grupa ponad 100 męczenników i znowu wspaniałych świadków wiary. W tej grupie chyba najbardziej znana jest rodzina Ulmów, rozstrzelana za to, że ukrywała Żydów. Dzisiaj to świadectwo polskich męczenników ma wymiar nie tylko religijny, ale także narodowy. W czasach, gdy zakłamuje się historię, gdy na Zachodzie powtarza się sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne”, te postaci pokazują, że to Polacy byli ofiarami. Są to wspaniałe świadectwa miłości do Boga i bliźniego. Są oni dziś naszymi ambasadorami, którzy przypominają prawdę o czasach II wojny światowej.
Zostali beatyfikowani za śmierć męczeńską zadaną z powodu nienawiści do wiary, ale czy nie ginęli też z powodu nienawiści do Polski i Polaków? Czy można powiedzieć, że ginęli i za Chrystusa, i za naród?
W wielu przypadkach to szło w parze, bo taka była nasza historia. Kościół cierpiał razem z narodem, towarzyszył wiernym w trudnych chwilach dziejowych i stawał się razem z narodem Kościołem męczeńskim. W wielu przypadkach ci męczennicy ginęli nie tylko za wiarę, ale i za wolną Polskę. Artykułowali to w czasie egzekucji, kiedy krzyczeli: „Niech żyje Polska! Niech żyje Chrystus Król!” Pozostawiali listy, w których czytamy, że cieszą się, iż mogą oddać życie za wiarę świętą i ukochaną ojczyznę. Podobnie było z męczennikami, którzy ginęli po II wojnie światowej. Myślę, że w przyszłości czeka nas proces także i tych świadków wiary. Dość tutaj wspomnieć słowa z listów wysyłanych przed egzekucją przez płk. Łukasza Cieplińskiego, żołnierza niezłomnego. Pisał do żony, że bardzo się cieszy, że może jako Polak umierać za Świętą Wiarę Katolicką. Takie świadectwa pokazują, że ci ludzie mieli w sercu wielką wiarę w Boga, ale także bardzo kochali swoją ojczyznę. Wiedzieli także, o co toczy się walka, z czym walczą totalitarne systemy. Nie tylko z polskim narodem, ale także z Kościołem. Socjalizm zarówno w wydaniu niemieckim, jak i sowieckim to był system, który programowo zwalczał wszystko, co związane z chrześcijaństwem.
Czy w Polsce trwa pamięć o tych męczennikach?
Myślę, że tak. Są parafie, którym oni patronują. W sanktuarium w Licheniu jest ich kaplica, w której znajduje się obraz beatyfikacyjny. W całej Polsce powstały miejsca pamięci. W naszym gronie salezjańskim rozpoczęliśmy projekt utworzenia w Wielkopolsce szlaku męczenników, który ma przebiegać m.in. przez Ląd, gdzie jest nasze Wyższe Seminarium Duchowne, a w czasie wojny Niemcy zorganizowali obóz internowania dla duchowieństwa z kilku diecezji i zakonów. Tam był więziony m.in. bp Michał Kozal, a także inni błogosławieni diecezji włocławskiej, w tym kilku kandydatów na ołtarze z drugiej grupy, choćby dyrektor naszego domu salezjańskiego, ks. Franciszek Miśka. Szlak dalej biegłby do Lichenia, do centralnego, ogólnopolskiego sanktuarium męczenników. Następnie do pobliskiego Kalisza, gdzie do Bazyliki św. Józefa od lat 40. aż do dziś pielgrzymowali księża-byli więźniowie obozów koncentracyjnych. Uznali, że wyzwolenie obozu w Dachau, a więc tego, gdzie znajdowało się najwięcej duchownych, dokonało się w cudowny sposób za wstawiennictwem św. Józefa, do którego się modlili w kwietniu 1945 r. To tylko jeden z pomysłów, na pewno jest ich więcej. Uczestniczyłem w obchodach 70. rocznicy męczeńskiej śmierci Poznańskiej Piątki, które odbyły się w Poznaniu i Dreźnie. Wówczas hołd tym młodym ludziom oddali kibice poznańskiego Lecha. Odbył się piękny apel pamięci, modlitwa, prezentowano transparenty, zapalono race. Pamięć o męczennikach żyje więc w skali lokalnej. Może nie widać tego tak w skali ogólnopolskiej, ale lokalnie dzieje się bardzo dużo. Można także o nich często czytać w prasie katolickiej. Sława męczeństwa trwa. Nie możemy tego świadectwa zmarnować, gdyż ma ono bardzo konkretne odniesienie do naszej dzisiejszej rzeczywistości.
Jaką rolę w tym kontekście widziałby Ksiądz dla „Civitas Christiana”?
Jako bardzo prężna organizacja katolików świeckich „Civitas Christiana” powinna mieć swój udział. Może to być organizowanie wykładów, przybliżanie przez oddziały lokalnych męczenników, aby ciągle promować pamięć o nich. Każdy może się włączyć i w zasadzie wszystkie pomysły są mile widziane. Spotkania nie powinny ograniczać się tylko do uroczystych nabożeństw z okazji liturgicznego wspomnienia. Można organizować spotkania w różne rocznice. „Civitas Christiana” w tych grupach może znaleźć wielu księży, którzy udzielali się społecznie na rzecz świeckich katolików w Akcji Katolickiej czy innych stowarzyszeniach, których przed wojną było wiele. To jest pole działania, żeby na nowo odkrywać ich historię i ją promować.
mm