Z ks. PIOTREM PRIETO, wikariuszem regionalnym Opus Dei w Polsce, rozmawia Piotr Chmieliński
– Dziś dużo się mówi o pracoholizmie, czyli uzależnieniu od pracy. Co to oznacza?
– Każde uzależnienie to ucieczka od samego siebie i od innych. Wtedy nie pracuje się po to, by rozwijać talenty dane od Boga.
– A po co?
– Człowiek jest istotą szukającą miłości. Gdy jej nie znajduje, szuka środków zastępczych. Jedną z możliwości jest szukanie własnej afirmacji: Jestem wart tyle, ile produkuję, ile pracuję. Udana kariera staje się celem życia! Pracuje więc z pobudek egoistycznych: w pracy czuję się pewnie, czuję się doceniany, nikt ode mnie niczego nie wymaga. Owszem, mogą istnieć wymagania zewnętrzne, natomiast nie wymaga się na przykład przezwyciężenia swojego egoizmu. W takiej sytuacji praca, zamiast zbliżać do Boga, staje się przeszkodą w nawiązaniu z Nim głębszej relacji. Bo praca nigdy nie jest celem samym w sobie, a tylko środkiem do uświęcenia.
– Św. Josemaria Escriva powiedział kiedyś, że każdy człowiek powinien uświęcać swoją pracę zawodową, uświęcać siebie poprzez doskonałe wypełnienie swojej pracy oraz poprzez tę pracę uświęcać innych. Jak rozumieć te słowa?
– Praca jest materią, która mnie zbliża do Boga, jeśli ją szanuję i dobrze wykonuję, niezależnie od tego, jaka konkretnie jest ta praca. Nawet zwyczajne mycie naczyń ma ogromną wartość, jeżeli robi się to rzeczywiście dla Boga. Wtedy możemy mówić o uświęceniu pracy.
Każdy może się uświęcać tam, gdzie pracuje. Matka, ojciec, dziennikarz, lekarz, rolnik. Na tym polega uświęcanie swojej pracy zawodowej.
Następna sprawa to uświęcanie siebie poprzez swoją pracę. Kiedy pracujemy dobrze dla Boga, stajemy się dobrymi ludźmi: punktualnymi, uprzejmymi, uczynnymi, wymagającymi przede wszystkim od siebie. Rozwijamy wtedy talenty, którymi Bóg nas obdarował i zbliżamy się do Niego. Uświęcać się poprzez pracę to podejmować z radością trud pracy.
Pozostaje jeszcze trzeci element – uświęcanie innych poprzez pracę. Każda praca jest służbą, a zatem dzięki niej służymy innym. Dając innym świadectwo sumiennej, dokładnej pracy zachęcamy ich, aby podchodzili do niej w podobny sposób. Człowiek, który szanuje swoją pracę, zdobywa prestiż zawodowy, autorytet. Wtedy może pomagać innym, dawać świadectwo. I w tym sensie uświęca bliźnich, czyli apostołuje. Być w świecie i pracować to nie jest taktyka apostolska. To jest nasze naturalne powołanie.
– Takie spojrzenie na pracę, jako przestrzeń uświęcania, jest mimo wszystko chyba dość rzadkie. Człowiek skłonny jest raczej traktować pracę wyłącznie jako element konieczny do tego, aby przeżyć. Trzeba zarabiać, aby żyć.
– Jan Paweł II w encyklice Laborem Exercens, dokończonej podczas rekonwalescencji po zamachu w 1981 roku, zwrócił uwagę, że najważniejsze w pracy nie jest to, co człowiek wytworzy lecz to, co praca pozostawi w nim. Czyli człowiek wzrasta poprzez swoje działanie, to działanie upodabnia go do Chrystusa i staje się częścią jego uświęcenia. A zatem nasz wzrost w świętości nie dokonuje się jedynie w kościele, podczas modlitwy liturgicznej, ale w każdej chwili dnia.
„Błogosławiona wytrwałość osiołka w kieracie! – Zawsze tym samym krokiem. Zawsze te same okrążenia. – Jeden dzień za drugim, a wszystkie jednakowe. A bez tego, nie ma dojrzałości w owocach, ani zielonej gęstwiny w sadzie, ani kwietnej woni w ogrodzie. Niech ta myśl przeniknie do twego życia wewnętrznego” |
Mówiąc o miejscu człowieka w świecie, poruszamy się jakby między dwiema skrajnościami: z jednej strony pojawia się pokusa oddalenia się od świata, który jest postrzegany jako brudny i zły. Z drugiej strony grozi sekularyzacja, czyli utrata głębszej perspektywy życia, zapomnienie o tym, dlaczego i po co żyjemy. Cała sztuka polega na tym, aby nie uciekać od świata, ale też nie dać się przez ten świat wchłonąć. Nie chodzi o to, by godzić wodę z ogniem. Jeżeli świat został stworzony przez Boga, jeżeli ja zostałem tu umieszczony, to jest w tym jakiś sens – mam się tym światem opiekować. Moje życie polega na tym, by pielgrzymować, to znaczy iść naprzód każdego dnia i prowadzić świat do Boga. Świecki chrześcijanin kocha ten świat, chce w nim żyć, pracować i włączyć się w jego rozwój.
– Ale czy nie jest to w takim razie lekceważenie modlitwy? Ktoś może sobie pomyśleć, że skoro praca jest tak ważna, to ona wystarczy i nie trzeba już się modlić, chodzić do kościoła, itd.
– Wręcz przeciwnie. Siódmy dzień stworzenia, dzień specjalnie poświęcony Panu Bogu, nadaje sens pozostałym dniom wypełnionym przez działanie. Nie da się dobrze pracować, bez regularnego przystępowania do sakramentów, bez modlitwy czy umartwienia. Dysponujemy tymi samymi środkami, którymi dysponowali pierwsi chrześcijanie. Tutaj nic się nie zmieniło. Dzięki sakramentom i modlitwie potrafimy dobrze wykonywać pracę, nie ulegać próżności czy egoizmowi.
Przed rozpoczęciem pracy warto w sobie wzbudzić intencję, że będę pracował dla Boga i innych ludzi. Bo inaczej człowiek łatwo wpada w pokusę pracy tylko dla siebie i dla pieniędzy. A to po prostu się nie opłaca. |
– A co ma powiedzieć człowiek bezrobotny, który nie ma pracy, często nie ze swojej winy? On nie może pracować, a więc nie może się uświęcać?
– Powinien ofiarować Bogu właśnie to, że nie ma pracy i szukać jej. Biskup Echevarria, prałat Opus Dei, który w zeszłym roku był w Polsce, widział osoby, także z Dzieła, które nie miały pracy. I stwierdził: „Z zewnątrz można to uznać za porażkę. Ale jeśli ofiarują Bogu to, co jest w nich najlepszego, to żyją w duchu Opus Dei”. Czyli warto oddać Panu Bogu swój trud poszukiwania pracy. Bo przecież samo szukanie pracy też jest pracą. I to ciężką.
Często spotykam się z sytuacją, że ktoś bardzo długo nie może znaleźć żadnej pracy. Musi wtedy starać się, aby jego dzień był wypełniony. Powinien punktualnie wstawać, pomagać w domu, czytać, uczyć się języków, pomagać chorym. A jednocześnie cały czas szukać, rozglądać się za pracą zawodową. Jeszcze jej nie ma, ale to nie znaczy, że taki ktoś pozostaje bezczynny. Taka postawa bardzo pomaga, również w tym, aby w końcu znaleźć pracę.
– Jaka praca rzeczywiście zbliża człowieka do Boga?
– Powinna być dobrze wykonana, intensywna, uporządkowana. Bardzo ważna jest też intencja. Dla kogo ja to robię? Jeżeli wykonujemy coś dla Boga i bliźnich, to porażki dla nas nie istnieją. Być może nasza praca czasem nie jest dobrze oceniona, mogą też pojawiać się różne nieporozumienia. Ale jeżeli mamy intencję, aby jak najlepiej pracować dla Boga, to On na pewno z tego się cieszy.
Przed rozpoczęciem pracy warto w sobie wzbudzić intencję, że będę pracował dla Boga i innych ludzi. Bo inaczej człowiek łatwo wpada w pokusę pracy tylko dla siebie i dla pieniędzy. A to po prostu się nie opłaca.
– A na czym polega Księdza praca?
– Nie mogę narzekać na brak zajęć, one same przychodzą. Natomiast staram się odróżniać sprawy pilne od ważnych i podejmować te ostatnie.
– Co jest ważne?
– Ułatwianie spełniania zadań ludziom odpowiedzialnym za formację w Opus Dei i koordynowanie tych działań. A także mobilizowanie innych, tak aby pracowali w sposób uporządkowany i z radością. Używając porównania z dziedziny fizyki można powiedzieć, że moja praca polega na tym, aby być „dobrym przewodnikiem”, a nie „izolatorem”, to znaczy nie blokować a przekazywać w obu kierunkach informację i energię. Tego typu zajęcie jest bardziej „full live” niż „full time”. Naturalnie, przede wszystkim jestem księdzem i dlatego najważniejszą częścią mojej pracy jest sprawowanie Mszy św. i Liturgii Godzin. Sporo czasu przeznaczam też na pracę duszpasterską i posługę konfesjonału. Np. w każdy wtorek jestem w kościele akademickim św. Anny, gdzie spowiadam przez dwie godziny. Bardzo się cieszę z tej posługi i staram się tak układać harmonogram swoich wyjazdów, żeby we wtorki zawsze spowiadać u św. Anny. Czuję, że to ważne, aby nie stać się „duszpasterzem biurka”, czyli księdzem, który stracił kontakt z rzeczywistością. Pod tym względem moja praca nie różni od pracy innych księży prałatury: wykłady, prowadzenie rekolekcji, dni skupienia, spędzanie wielu godzin na przyjmowaniu ludzi i rozmowie z nimi.
Oczywiście praca biurowa też wypełnia część mojego czasu. Założyciel Opus Dei bardzo zalecał, aby za każdym papierem widzieć duszę.
Praca jest materią, która mnie zbliża do Boga, jeśli ją szanuję i dobrze wykonuję, niezależnie od tego, jaka konkretnie jest ta praca. Nawet zwyczajne mycie naczyń ma ogromną wartość, jeżeli robi się to rzeczywiście dla Boga. |
– Co to znaczy?
– Aby tę pracę też postrzegać jako bardzo bezpośrednie apostolstwo. Na przykład teraz zastanawiamy się, jak przekuć w czyn encyklikę papieża Benedykta XVI, Deus caritas est (Bóg jest miłością). Konkretnie – chcemy bardziej wesprzeć pewne inicjatywy edukacyjne prowadzone przez nas w Afryce.
Dzięki Bogu praca przeplatana jest chwilami wytchnienia. Ci z nas, którzy mogą być na obiedzie w domu (mieszkam w Warszawie przy Górnośląskiej) uczestniczą potem w półgodzinnym spotkaniu przy kawie. Rozmawiamy, w ten sposób odpoczywamy, a potem wracamy do pracy z jeszcze większą energią.
– Jak rozumieć odpoczynek?
– Odpoczynek jest czymś bardzo koniecznym. Przecież czytamy o nim już w pierwszym rozdziale Pisma Świętego. Odpoczywać to znaczy – nie próżnować, lecz zająć się sprawami łatwiejszymi. Osobiście lubię odpoczywać czytając coś ciekawego, słuchając muzyki, uprawiając sport. Na pewno odpoczynek nie polega na bezczynności, ale na podjęciu innego zajęcia.
– Przeciwieństwem pracy jest lenistwo. I to chyba jest już grzech?
Na pewno odpoczynek nie polega na bezczynności, ale na podjęciu innego zajęcia. Odpoczywać to znaczy – nie próżnować, lecz zająć się sprawami łatwiejszymi. |
– Lenistwo ma wiele odmian. W przypadku człowieka dorosłego lenistwo może nawet ukrywać się za intensywnym działaniem. Można być bardzo zabieganym, ale nie robić tego, co należy. Bywa, że podejmujemy wiele niepotrzebnych zajęć. Taka aktywność na pewno nie jest pracowitością. Nowoczesne środki techniczne bardzo sprzyjają takiej pseudopracowitości: można bez przerwy SMS-ować, e-mailować, sprawdzać mało istotne informacje…
Pracowitość jak każda cnota wymaga harmonii, musi być przeniknięta miłością. Na przykład, nie można mówić o pracowitości kogoś, kto wraca codziennie do domu po 22.00, a w domu czeka żona z trójką małych dzieci. W takiej sytuacji należałoby wracać do domu dużo wcześniej, aby spędzić czas z rodziną. Czasami może się nam wydawać, że musimy długo siedzieć w pracy, bo wymagają tego obowiązki. Ale, być może to wynika z tego, że źle zorganizowaliśmy sobie pracę, błędnie ją zaplanowaliśmy.
– W Opus Dei mocno podkreśla się, że praca powinna być wykonana najlepiej jak tylko się da. Tutaj chyba łatwo jest wpaść w perfekcjonizm. Czy w tym, co propaguje Dzieło jest miejsce na błąd, pomyłkę?
Pracę trzeba dokończyć. Ten, kto pozostawia bałagan, nie kończy swojej pracy, a więc nie pracuje dobrze– tłumaczy ks. Prieto.
Fot. Piotr Chmieliński
– Dla niektórych ludzi perfekcjonizm jest rzeczywiście poważnym zagrożeniem. Taki człowiek nigdy do końca nie jest zadowolony z tego, co zrobił. Mało tego. Wytwarza ciężką, ponurą atmosferę wśród współpracowników, bo wszystkich krytykuje, a nigdy nie chwali. On sam jest ofiarą samego siebie. Aby nie popadać w tę wadę, warto zadawać sobie pytanie, o którym już mówiliśmy – dla kogo ja pracuję? Trzeba nieustannie szukać Boga, a nie siebie. A Bogu nie ma sensu pokazywać, jacy to jesteśmy perfekcyjni i jak wspaniale pracujemy, bo On i tak doskonale zna prawdę o nas. Udowadnianie Bogu za każdym razem na nowo, jacy to jesteśmy wspaniali, jest po prostu śmieszne. Bóg czeka na naszą miłość, a nie na nasz perfekcjonizm. Takim wskaźnikiem mojego poszukiwania Boga w pracy jest służba. Jak służyć? Na przykład przez pomoc innym, którzy mają więcej pracy ode mnie, przez hojność, dobroć, szczerość.
– A co takiego w formacji Opus Dei pomaga lepiej pracować?
– Dążymy do świętości, a Dzieło wyjaśnia jak do tej świętości dojść. Uczy, żeby być rzetelnym, punktualnym, nie zostawiać po sobie bałaganu w miejscu pracy. Pracę trzeba dokończyć. Ten, kto pozostawia bałagan, nie kończy swojej pracy, a więc nie pracuje dobrze. No i ktoś inny będzie miał więcej pracy, bo posprząta za niego. Do odpowiedzialnej pracy trzeba wychowywać już małe dzieci. Tłumaczyć im, że po zakończeniu zabawy należy posprzątać swoje zabawki. I dzięki temu nauczą się one odpowiedzialności za swoje miejsce pracy, bo przecież zabawa to dla dzieci właśnie praca.
– Co powiedziałby Ksiądz komuś, komu praca nie przynosi w ogóle radości, a wręcz jest cierpieniem?
– Trzeba przyjrzeć się tej pracy. Może ten człowiek nie jest do niej odpowiednio przygotowany. Może nie jest na swoim miejscu. W takim razie powinien szukać pracy, w której będzie mógł rozwinąć swoje talenty i lepiej służyć innym. Praca bowiem powinna dawać satysfakcję, chociaż trzeba uważać, aby nie popaść w egoizm.
Nie można przy tym jednak zapomnieć, że życie na ziemi to dźwiganie Krzyża. Chrześcijanin niesie swoje brzemię z radością i pokojem, ale to brzemię istnieje. Pełne szczęście można osiągnąć dopiero w niebie. Wydaje mi się, że wiele niepokojów i frustracji bierze się właśnie z tego nieustannego dążenia do tak zwanej samorealizacji i do przyjemności. Założyciel Opus Dei lubił bardzo podawać przykład osiołka w kieracie. Ten kierat to codzienna praca. Tak o nim pisał: „Błogosławiona wytrwałość osiołka w kieracie! – Zawsze tym samym krokiem. – Zawsze te same okrążenia. Jeden dzień za drugim, a wszystkie jednakowe. A bez tego, nie ma dojrzałości w owocach, ani zielonej gęstwiny w sadzie, ani kwietnej woni w ogrodzie. Niech ta myśl przeniknie do twego życia wewnętrznego” (Droga 998).
– Czy, żeby praca faktycznie prowadziła do zjednoczenia z Bogiem, trzeba ją wykonywać w stanie łaski uświęcającej?
– Oczywiście. Stan łaski uświęcającej jest bardzo ważny! W przeciwnym razie mamy do czynienia z jakimś absurdem: z jednej strony chcemy kochać Boga, a z drugiej strony jesteśmy z Nim w nieprzyjaźni. Ale to nie znaczy, że dobrze wykonana praca nie ma wtedy żadnej wartości. Ma ogromną wartość, chociażby dlatego, że służy innym. Zresztą, jeśli ktoś uczciwie pracuje, to na pewno zbliża się do Boga. I już niedługo będzie z Bogiem! Na pewno!
– Przeprowadziłem z Księdzem wywiad. To była ze strony Księdza forma pracy, która zbliża do Boga?
– Naturalnie! Wolałbym poczytać albo posłuchać muzyki (śmiech!). A mówiąc poważnie, rozmawiałem z Panem z wielką przyjemnością.
Piotr Chmieliński
Artykuł ukazał się w numerze 03/2006.