Rozmawiamy z ks. JANUSZEM GRZEŚKOWIAKIEM, proboszczem parafii Wszystkich Świętych w Poznaniu, KAROLEM IRMLEREM, przewodniczącym Oddziału Wielkopolskiego Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” i ZOFIĄ GRZEŚKOWIAK, z poznańskiego „Civitas Christiana”
Fot. Mariusz Marczuk
– Do kogo trafia żywność i odzież rozdawana przez „Civitas Christiana” w ramach Wielkopolskiego Banku Żywności?
Karol Irmler: – Do rodzin ubogich, potrzebujących materialnego wsparcia. Ale nie poprzestajemy tylko na tym.
– Co jeszcze robi Oddział Wielkopolski Stowarzyszenia, który słynie z różnych form pomagania rodzinom?
– Przyjęliśmy zasadę, że nasze działania powinny dawać rodzinie realną pomoc, nie tylko symboliczną. Ma to być kompleksowe wychodzenie ku drugiemu człowiekowi, ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb rodziny. Takie właśnie działania prowadzimy od kilku lat. W ich centrum znajduje się rodzina – ze względu na jej godność i powołanie, jak i miejsce spraw rodziny w programie naszego Stowarzyszenia. Widzimy w tym realizację ewangelicznego przesłania miłości, jak i zasad nauki społecznej Kościoła.
Prowadzimy również program wsparcia edukacyjnego i informacyjnego rodzin; zorganizowaliśmy Szkołę dla Rodziców, zajęcia językowe i plastyczne dla dzieci. Galeria Wyobraźni jest formą zajęć plastycznych. Pod opieką artysty plastyka Jacka Antowskiego dzieci wykonują prace, które są wystawiane w poznańskich galeriach. Praca z dziećmi artystycznie uzdolnionymi jest adresowana do szerokich kręgów społecznych.
Inną formą naszych działań jest praca formacyjna wspierana przez duszpasterza parafii Wszystkich Świętych ks. Janusza Grześkowiaka. Jego osobiste zaangażowanie sprawia, że możemy wspólnie przeżywać dni skupienia rodzin, uczestniczyć we wspólnych nabożeństwach.
– Współpracujecie też z samorządami, czy tak?
– Tak. Dzięki ich pomocy finansowej możemy realizować wiele z naszych projektów. Myślę, że ta wielość form i metod naszych działań podejmowanych we współpracy z innymi organizacjami, instytucjami, pozwala nam skutecznie troszczyć się o tych, którzy najbardziej potrzebują wsparcia materialnego, ale i poszanowania ich godności.
– Inną formą pomocy, która zawiera również element edukacyjny, są kolonie dla dzieci.
Zofia Grześkowiak: – Tak. Dzięki nim wzrasta integracja tych rodzin ze środowiskiem zamieszkania, poznajemy prawdziwe źródła ich kryzysu. Pozwala to nam na wdrożenie modelu edukacji, zmierzającego ku wychowaniu do odpowiedzialności.
Negatywne ludzkie doświadczenia, złe postępowanie, rozterki, zagubienie wielu osób przeplatają się z pozytywnymi doznaniami. Jako Stowarzyszenie staramy się dostrzegać braki w życiu jednostek, ale i w życiu rodzin, które w pewnym momencie życia przestały sobie radzić i przychodzimy im z pomocą. Nie dajemy im wyłącznie tego, co znajduje się w ramach wsparcia materialnego, ale również możliwość wyjścia z kryzysu poprzez edukację w Szkole dla Rodziców prowadzonej przez zaprzyjaźnionych specjalistów, pedagogów i psychologów. Dzięki bezinteresownej pomocy tych specjalistów rodziny te odzyskują znaczny stopień samodzielności.
– Skąd bierze się ten kryzys współczesnej rodziny?
Ks. Janusz Grześkowiak: – Sytuacja rodziny w naszych czasach uległa wielu przeobrażeniom. Przemiany systemowe, które przeżywamy, spowodowały zderzenie z nową rzeczywistością, do której ludzie nie byli przygotowani. Wiadomo już, że pomoc państwa nie obejmie wszystkich potrzebujących. Ta nowa rzeczywistość wymaga zaś przede wszystkim od każdego osobistego zaangażowania. Tymczasem ludzie oczekują pomocy, a to tylko wzmaga postawy roszczeniowe. W efekcie zawiedzeni, wykluczeni staczają się na margines.
ZG: – Wydaje się nawet, że dzisiaj rząd bardziej troszczy się o stabilizację budżetu, niż o ludzką osobę. Nakładanie kolejnych podatków wzmacnia tylko proces wykluczania z rzeczywistości. Brak pracy spowodowany chciwością pracodawców, którzy dla osiągnięcia większego zysku zwalniają ludzi z pracy. Sprawia to, że byt rodziny staje się zagrożony. To wtedy rodzą się patologie, nieprzystosowanie społeczne, co wyklucza świadomą obecność rodziny w życiu publicznym.
– A może zwyczajnie nie dojrzeliśmy do odpowiedzialności?
Ks. JG: – Trudno kwestionować ludzkie życie, do którego Bóg nas powołuje, jego cel i sens jest zresztą tajemnicą, którą po trosze odkrywamy. Posiadając jednak wolną wolę, człowiek powinien umiejętnie z niej korzystać. I tutaj na wysokości zadania muszą stanąć rodzice, którzy ponoszą odpowiedzialność za wychowanie dzieci, jak też ich rozwój.
– Dość powszechne jest przekonanie, że praca społeczna jest utrudniana przez złe prawo?
ZG: – Są kraje, gdzie sponsorzy są zwolnieni z podatku w chwili, gdy przekazują darowizny na rzecz potrzebujących. U nas prawo nie pozwala przedsiębiorcy na skorzystanie z takiej ulgi. Sponsor musi obniżyć koszt darowizny, żeby zapłacić niższy podatek, a to nie jest dla niego korzystne. Darczyńca musi ponadto zapłacić VAT od kwoty, którą przekazuje na rzecz ubogich. Zdarzały mi się takie sytuacje, że prosiłam Urząd Skarbowy o zwolnienie z podatku przedsiębiorców, którzy chcieli nam pomóc. Były to jednak pojedyncze przypadki, a Urząd Skarbowy nie zawsze skłania się ku takim ustępstwom. Jest jednak nadzieja, że zmiany polityczne pociągną za sobą zmiany podatkowe sprzyjające organizacjom pożytku publicznego i firmom wspierającym je.
– Czy tak ważne w dzisiejszym życiu społecznym media są zaangażowane w pomoc ubogim?
ZG: – Niestety, bieda nie jest medialnie atrakcyjna, ani miła, dlatego zainteresowanie prasy czy telewizji tymi sprawami jest niewielkie. To nie za sprawą mediów „niebo się dla nas otworzyło” i mamy dziś magazyn pełen żywności i ubrań. Myślę, że wszystko, co mamy, zawdzięczamy Bogu – jest tajemniczym owocem naszej wspólnej modlitwy. Prasa rzadko wspomni, że jest coś takiego, jak nasza inicjatywa.
ZG: – Niestety, bieda nie jest medialnie atrakcyjna, ani miła, dlatego zainteresowanie prasy czy telewizji tymi sprawami jest niewielkie. To nie za sprawą mediów „niebo się dla nas otworzyło” i mamy dziś magazyn pełen żywności i ubrań. Myślę, że wszystko, co mamy, zawdzięczamy Bogu – jest tajemniczym owocem naszej wspólnej modlitwy. Prasa rzadko wspomni, że jest coś takiego, jak nasza inicjatywa.
Czasem zupełnie niespodziewanie zwykli ludzie dzielą się z nami żywnością, kiedy organizujemy dwa razy w roku zbiórkę żywności w marketach. To, co zbierzemy, oddajemy do Wielkopolskiego Banku Żywności. I to nasza zapobiegliwość sprawia, że mamy takie efekty. Jak widać, bez rozgłosu też można sobie poradzić. Wielkie rzeczy rodzą się z małych gestów.
– Mamy zatem małą orkiestrę wielkiej pomocy…?
ZG: – To, co robimy jest naszym osobistym sukcesem, ale składa się na to ofiarność pojedynczych firm, zwykłych ludzi. Wiele zawdzięczamy proboszczowi parafii Wszystkich Świętych. To ks. Janusz Grześkowiak dzięki kontaktom z parafianami, podczas kolędy czy w czasie homilii, wskazuje na potrzebę pomagania tym, którzy znajdują się w trudniejszej sytuacji. To właśnie zespolenie wszystkich sił pozwala na uzyskanie efektów, jakie mamy.
KI: – Rozumiejąc potrzebę człowieka, niejednokrotnie tego, który nie posiada zbyt wiele, jako katolickie stowarzyszenie stawiamy, tu w Poznaniu, na pomoc właśnie rodzinie. Ta forma naszej działalności wespół z innymi partnerami obejmuje około 80 proc. naszej aktywności. Pozostały odsetek to działalność kulturalna, oświatowa i samorządowa.
Działalność charytatywna na rzecz potrzebujących mieści się w ramach projektu, który zainicjowaliśmy, a który nosi nazwę Centrum Informacji, Promocji i Pomocy Rodzinie. Pomoc w ramach tego projektu obejmuje nie tylko dzielenie żywności, ale również bezpłatną pomoc psychologa, prawnika, a nawet pomoc dentystyczną. Do niedawna funkcjonowała przy naszym oratorium świetlica środowiskowa, która została przekształcona w szkołę języków obcych. Organizujemy wypoczynek wakacyjny i w czasie ferii zimowych dla dzieci. Szkoła dla Rodziców z rodzin zagrożonych oraz Galeria Wyobraźni dla dzieci uzdolnionych plastycznie, jak już wcześniej powiedziałem, dopełniają spektrum naszych działań.
Pracownicy Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”z wolontariuszami
Fot. Mariusz Marczuk
Ks. JG: – To ważne, że ołtarz w parafii Wszystkich Świętych skupia i dostrzega problemy ludzi potrzebujących. Przy znakomitej współpracy ze Stowarzyszeniem „Civitas Christiana” budujemy cywilizację miłości, o której tyle mówił papież Jan Paweł II. I nie zamieniamy tego przesłania na piękne, górnolotnie brzmiące słowa. Dajemy przede wszystkim świadectwo, bez którego trudno byłoby budować cywilizację wzajemnej miłości.
– Dzisiaj życie sprzyja bardziej postawom egocentrycznym niż altruistycznym. Skąd, zatem to zainteresowanie rodziną?
KI: – Zaobserwowaliśmy, że szerzą się postawy hedonistyczne, egoistyczne, z którymi trudno się pogodzić. Jednocześnie poziom życia rodzin ulega coraz większemu rozwarstwieniu. Często towarzyszy temu ubóstwo, bezrobocie, rozbicie i rozpad rodziny oraz wyalienowanie dziecka. Stąd szczególna potrzeba dawania świadectwa miłości na rzecz tych, którzy żyją w niedostatku. I chodzi tutaj o realną pomoc rzeczową, która jest nie do przecenienia. Wiele mówi się o takich potrzebach, choćby w publicznych wystąpieniach polityków i ich „gwarancjach” dobrobytu. Ale to nie przekłada się na konkretną pomoc. Budowa cywilizacji miłości, o której nauczał Jan Paweł II, której m. in. poświęcona jest posynodalna adhortacja apostolska Ecclesia in Europa polega na uczestnictwie człowieka w życiu publicznym jako świadka. To dawanie „konsekwentnego świadectwa” służby ludziom znajdującym się w trudnych okresach swego życia i w trudnych okresach dziejowych naszego kraju.
Dzięki tym doświadczeniom, dzięki zainteresowaniu naszego Kościoła i nas wiernych tego Kościoła zostaje zachowana, a częstokroć odzyskana wartość człowieka, który nigdy nie może pozostać poza centrum naszego zainteresowania. I to jest „świadectwo wierności Chrystusowi”, które powinno być stałą postawą życia każdego człowieka. I nie ma tu znaczenia, czy ofiarujemy komuś miłość, czy owoców tej miłości doznajemy. I tak właśnie powinny być wypełniane relacje między ludźmi, a znajdą spełnienie w życiu publicznym i społecznym.
ZG: – Może jeszcze dodam, że każda odrobina uśmiechu i radości, jaką dajemy drugiej osobie jest nieocenionym wkładem w misję Kościoła. Uśmiech na twarzach szczęśliwych dzieci, rodzin jest tą kroplą miłości, która zawsze pokazuje, że warto kochać.
ROZMAWIAŁ: MARIUSZ MARCZUK
Artykuł ukazał się w numerze 03/2006.