Wierny Niepodległej – Wacław Felczak 1916–1993

2024/10/23
Felczak Waclaw 1988 fot Jan Celt
Wacław Felczak w 1988 roku / Fot. Jan Celt

Wacław Felczak należał do tego szczęśliwego pokolenia, które po stuleciu zaborów mogło dorastać i kształcić się w niepodległej Polsce. Pokolenia, które wychowane było w przekonaniu, że suwerenne państwo polskie jest najwyższą doczesną wartością. I temu aksjomatowi pozostał wierny przez całe życie.

Młodość

Jan Wacław (takie były jego chrzcielne imiona) Felczak urodził się 29 maja 1916 roku w Golbicach koło Łęczycy jako ósme, najmłodsze dziecko Antoniego i Michaliny z Pałczyńskich. Ojciec był stosunkowo zamożnym chłopem, bardzo zaangażowanym w życie lokalnej społeczności. Matka wywodziła się ze zubożałej szlachty, która majątek straciła w wyniku represji popowstaniowych. Ona sama brała udział w działalności niepodległościowej, kolportując nielegalną w zaborze rosyjskim prasę. Rodzice starali się zapewnić wszystkim dzieciom przynajmniej średnie wykształcenie, ale przede wszystkim przekazywali im wartości, którymi żyli. Gdy skończył się czas zaborów, te same wartości przekazywała szkoła.

Młodzi Felczakowie dorastali w czasach, gdy ceniono pracę nad sobą i w zdobyciu wykształcenia widziano szansę awansu społecznego. Towarzyszyło temu jednak przekonanie, że zdobyte umiejętności należy wykorzystać dla dobra narodu i ojczyzny. Zapał do nauki i zdolności dostrzeżone przez miejscowego księdza skierowały Wacława najpierw do małego seminarium w Płocku. Maturę zdał w gimnazjum w Toruniu, po czym podjął studia historyczne na Uniwersytecie Poznańskim. Zaczął się wówczas uczyć języka węgierskiego, co – jak się okazało – zdeterminowało jego życie. Jesienią 1938 roku wyjechał na stypendium doktoranckie do Budapesztu. 

Okupacja

Wybuch wojny zastał go na wakacjach w domu. Jego rodzinne strony zostały włączone do Rzeszy, a gestapo poszukiwało jego brata Zygmunta, czołowego działacza Stronnictwa Pracy. Gdy wiosną 1940 roku Niemcy wysiedlili Felczaków, Zygmunt i Wacław przekradli się do Warszawy. Tam zdecydowano, że Wacław uda się na Węgry, by budować placówkę łączności między centralą cywilnego podziemia w kraju a rządem na emigracji. Tak pod koniec maja 1940 roku jako „Lech” stał się jednym z twórców Placówki „W”, która przez kilka lat była najważniejszym ogniwem pośredniczącym w kontaktach między cywilnym i politycznym pionem Polskiego Państwa Podziemnego a konstytucyjnymi władzami RP. Był szyfrantem, organizatorem szlaków konspiracyjnych, kierownikiem kurierów i wielokrotnie również sam kurierem. Były okresy, że faktycznie kierował placówką.

W wyniku politycznych intryg latem 1943 roku odszedł z Placówki „W”, ale pozostał w Budapeszcie jako osobisty korespondent Delegata Rządu na Kraj. Po wkroczeniu Niemców na Węgry 19 marca 1944 roku brał udział w odtwarzaniu rozbitej przez gestapo cywilnej konspiracji. Nową drogę przerzutu poczty z Warszawy do Londynu zbudował w oparciu o Słowaków. W lipcu dokonał swojego najbardziej spektakularnego wyczynu, gdy aresztowany przez Węgrów zbiegł przed wydaniem w ręce gestapo z aresztu w nadgranicznym Rozsnyo (Rożniawa). Po dwóch dobach czołgania się ze złamaną podczas upadku z okna celi nogą dotarł do swojej meliny na Słowacji. Kolejne miesiące spędził w oddziale Armii Krajowej w Gorcach, a potem prowadząc polityczny wywiad w Bratysławie.

Nowe realia

Pozostał wierny Rzeczypospolitej i w lipcu 1945 roku wyruszył do Londynu jako emisariusz, który wyjaśni okoliczności likwidacji Polskiego Państwa Podziemnego. Pod koniec listopada wrócił, by wziąć udział w budowie nowych struktur konspiracyjnych. Od końca stycznia 1946 roku Felczak mieszkał w Paryżu, pracując dla tamtejszej placówki MSW Rządu RP na uchodźstwie. Jeszcze dwukrotnie udawał się z misją do Polski, kontaktując się jako emisariusz z najważniejszymi politykami nurtu niepodległościowego na emigracji i w kraju. We wrześniu 1948 roku zorganizował ucieczkę z Polski wojennego emisariusza Tadeusza Chciuka z rodziną i przyjaciółmi-cichociemnymi. Przerzucił wtedy do Austrii siedem osób.

Podczas podjętej na prośbę Stanisława Mikołajczyka misji ewakuacji z kraju zagrożonych aresztowaniem przywódców Polskiego Stronnictwa Ludowego sam został zatrzymany w Czechosłowacji w grudniu 1948 roku. Po nieudanej próbie ucieczki z aresztu został wydany polskiemu Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. W Warszawie na Koszykowej i w X Pawilonie na Mokotowie przeszedł piekło śledztwa, podczas którego jednej nocy osiwiał. W kwietniu 1951 roku został skazany na dożywotnie więzienie.

Świadectwo wiary

Jak sam mówił, więzienie przetrwał tylko dzięki wierze. Swoją postawą podtrzymywał na duchu innych. Świadectwo o tym dał Tadeusz Denkowski, który przebywał z nim w jednej celi we wrześniu i w październiku 1952 roku. Określił go jako człowieka „wielkiej zacności”. „Od pierwszego spotkania był ujmujący, w pewnym sensie opiekuńczy, budził zaufanie. Jego zachowanie wskazywało, że to musi być ktoś. […] Jego towarzystwo wspominam bardzo miło. Był starszy ode mnie chyba o 15 lat. […] Rozmowy z Wackiem bardzo mnie duchowo wzmacniały, budowały psychicznie, przed nim można się było otworzyć. […] Wspominałem Wacka Felczaka [będąc w pojedynczej celi po wyroku], jakże go teraz potrzebowałem! Był mocno wierzącym katolikiem. Pisałem już, że potrafił po łacinie odmówić całą Mszę Świętą. Pamiętał wiele modlitw i litanii. Wspólnie odmawialiśmy zwłaszcza litanię loretańską […]”.

Po rewizji wyroku, która przekreśliła groźbę powrotu za kraty, Wacław Felczak znalazł swoje miejsce w Krakowie, ale na Uniwersytecie Jagiellońskim. W styczniu 1958 roku prof. Henryk Wereszycki, przełamując opór władz, które nie chciały człowieka o takim życiorysie na uczelni, przyjął go jako swojego asystenta w Katedrze Historii Powszechnej Nowożytnej i Najnowszej. Profesor (dawny legionista) był symbolem oporu przeciwko narzuceniu marksizmu historykom, podkreślał rolę pierwiastka wolnościowego i niepodległościowego w dziejach Polski. W realizacji swojej misji znalazł godnego pomocnika w osobie byłego więźnia politycznego, a ich współpraca naukowa wkrótce przerodziła się w serdeczną przyjaźń.

Aktywność naukowa w PRL

Tak jak w konspiracji, wytrwałość i działanie wbrew przeciwnościom okazały się istotnymi cechami Felczaka w pracy naukowej. Mając 42 lata, po raz trzeci przystąpił do pisania doktoratu. Pierwsze materiały gromadzone w Budapeszcie spłonęły podczas jego oblężenia pod koniec wojny. Historyk drugi temat podjął na Sorbonie, służąc równocześnie w paryskiej placówce łączności z krajem. I te materiały uległy zniszczeniu po jego aresztowaniu. Gdy wrócił do tematyki węgierskiej, usłyszał od władz uczelni, że nie poprą jego starań o paszport służbowy, a rektor wręcz zakazał mu wyjazdu prywatnego. Dla badacza zajmującego się historią powszechną oznaczałoby to koniec kariery. Ale zwracający uwagę studentów swą siwizną asystent nie poddał się. Znając doskonale archiwa węgierskie, poprosił węgierskich przyjaciół o zmikrofilmowanie wskazanych źródeł. Na tej podstawie w 1962 roku uzyskał stopień doktora.

Habilitacja i… ponownie sprawy węgierskie

Sześć lat później sfinalizował przewód habilitacyjny, tym razem już po wyjeździe na Węgry. Paszport uzyskał dzięki przypadkowej interwencji dawnego współwięźnia, a ówcześnie komunistycznego prominenta. Mimo powszechnego uznania dla wyników naukowych i talentu dydaktycznego władze PRL blokowały jego karierę, a Służba Bezpieczeństwa inwigilowała go aż do emerytury.

Od lat siedemdziesiątych jego „terenem misyjnym” stały się Węgry i tak został jednym z duchowych ojców części antykomunistycznej opozycji węgierskiej. W uznaniu jego roli przyjęto go jako oficjalnego patrona współpracy polsko-węgierskiej. Ale to temat na osobną opowieść.

Po przełomie 1989 roku ze względu na stan zdrowia mógł już tylko nieoficjalnie działać na rzecz jak najbliższej współpracy państw Europy Środkowej. Przyjęcie nominacji profesorskiej okazało się zbyt wielkim przeżyciem – zmarł w Warszawie 23 października 1993 roku.

Wszyscy blisko znający Wacława Felczaka mogą się podpisać pod słowami, którymi żegnał go ambasador węgierski w Warszawie: „Oddajemy Panu Profesorowi ostatni hołd […], dziękując raz jeszcze, że tak wytrwale nas uczył, jak żyć, jak podnosić się z kolan”.

Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 4/2024

 

/mdk

 

Wojciech Frazik kwadrat

Wojciech Frazik

Doktor historii, pracownik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Krakowie.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Wacław Felczak #patriotyzm #kurierzy tatrzańscy #Historia Polski #Węgry #Henryk Wereszycki #PRL
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej