Z ks. Piotrem Kozłowskim, autorem serii „Ewangelia to nie żarty”, rozmawia Marta Kowalczyk.
Jak pogodzić cierpienie, od którego w życiu nie ma ucieczki, z radością?
Cierpienie to nie jest coś, co jest wpisane w naturę ludzką od samego początku. Jest konsekwencją grzechu pierworodnego, który został popełniony. To nasza ludzka przypadłość. Pan Bóg nie chciał tego dla nas. Chciał dla człowieka szczęścia, radości, żeby człowiek potrafił w pełni korzystać z darów, które mu przygotował w raju. Myślę, że Święta Wielkanocne stanowią odpowiedź na pytanie, jak pogodzić cierpienie z radością. Chrystus cierpiał, ale mimo wszystko zmartwychwstał i przyniósł radość swoim uczniom, którzy po otrzymaniu Ducha Świętego wyszli na ulicę, ciesząc się, że mogą o Chrystusie świadczyć.
Jeśli popatrzymy tylko i wyłącznie po ludzku na cierpienie, to rzeczywiście nie ma się z czego cieszyć. Przeżywamy trudne doświadczenia i tragedie ludzkie. Natomiast, jeśli spojrzymy przez pryzmat wiary, to zupełnie zmienia się perspektywa.
Czym jest radosna perspektywa wiary?
To jest tak, jakby kręcić film. Nie da się filmować z jednej kamery. Trzeba nagrywać z wielu ujęć. Nawet transmisje meczu ogląda się z różnych kamer, aby zobaczyć zbliżenie, pewne akcje z różnych stron. Tak samo jest z naszym życiem. Jeżeli będziemy patrzyli tylko z ludzkiej perspektywy, poprzez materializm, codzienne problemy, ból, to będzie ciężko. Jeśli popatrzymy przez pryzmat obietnic, które nam złożył Pan Bóg w Piśmie Świętym, to będzie ta inna kamera. Często się podkreśla, że Ewangelia to Dobra Nowina. Po tym, jak Chrystus przyniósł nam radosną nowinę – przywrócił nam życie. I tu przede wszystkim znajdujemy motywację, abyśmy się cieszyli.
Czy z radością wchodzimy głębiej w rozważania Słowa Bożego?
Smutna wiara nie jest prawdziwa. To nie jest zbiór reguł, przepisów, zasad liturgicznych, kanonów prawnych. Nasza wiara stanowi żywe spotkanie z Bogiem. Z Jezusem Chrystusem, który zmartwychwstał, który objawił swojego Ojca, który zesłał nam swojego Ducha. Jeżeli my się z tym Bogiem spotkamy, to nie możemy być smutni. Człowiek zdenerwowany, przygnębiony od rana do wieczora – gdzieś w swoim życiu przegapił Pana Boga. Czytając Pismo Święte ze smutkiem, nie odkrywamy jego sensu. Ks. Twardowski w jednym ze swoich wierszy napisał, że musimy czytać Biblię od końca, od zmartwychwstania. Wtedy widzimy sens:
Od końca
Zacznij od Zmartwychwstania
od pustego grobu
od Matki Boskiej Radosnej
wtedy nawet krzyż ucieszy
jak perkoz dwuczuby na wiosnę
anioł sam wytłumaczy jak trzeba
choć doktoratu z teologii nie ma
grzech ciężki staje się lekki
gdy się jak świntuch rozpłacze
– nie róbcie beksy ze mnie
mówi Matka Boska
to kiedyś
teraz inaczej
zacznij od pustego grobu
od słońca
ewangelie czyta się jak hebrajskie litery
od końca
Pismo Święte to nie jest komedia. Czytamy poważną księgę, która mówi o bardzo istotnych problemach życiowych. Ale wiadomość, którą przekazuje wspomniana księga, brzmi bardzo optymistycznie. A radość nie jest uśmiechaniem się jak głupi do sera. Polega na pokoju wewnętrznym.
W najnowszej adhortacji Gaudete et exultate (Cieszcie się i radujcie) papież Franciszek mówi o poczuciu humoru i że świętość to także uśmiech.
Papież Franciszek samym swoim pontyfikatem pokazuje, że chrześcijaństwo można przeżywać na poważnie, ale też w duchu radosnym. Jest poważnym człowiekiem, ale z drugiej strony jest osobą bardzo pogodną. Wiele z jego pism i kazań tchnie radością. Uczy przeżywania wiary nie jedynie z takim pietyzmem chrześcijańskim, jaki często widać w kościołach. Po Mszy św. ludzie często zamiast wyjść radośni, że się spotkali z Panem Bogiem, usłyszeli Jego Słowo, wyglądają jak jacyś męczennicy – zmęczeni, znużeni.
Na Mszę św. przychodzimy z różnymi zmartwieniami, krzyżami. Ale to liturgia nas zmieni, a nie my będziemy dostosowywali liturgię do nas samych.
Co było motywacją dla księdza, aby napisać wesołą serię Ewangelia to nie żarty? Miał ksiądz dość narzekania?
Przede wszystkim chciałem pokazać, że Pismo Święte to nie jest żart. Chociaż w mojej książce znajdziemy wiele różnych kawałów. Owszem, można się pośmiać z pewnych rzeczy, ale Biblia jest bardzo poważną księgą, która daje nam istotne przesłanie, że Bóg nas kocha. Jest naszym Ojcem blisko nas. Można jednak popatrzeć na to przez pryzmat radości, niekoniecznie przez powagę teologii.
Wielu ludzi uważa, że Pismo Święte jest trudną lekturą. Przełożenie treści na codzienny język współczesny powoduje, że chętniej się z nimi zaprzyjaźniają.
Możemy sobie wyobrażać Pana Jezusa jako osobę pogodną, lubianą? Zapraszaną na uczty?
Pan Jezus był osobą bardzo towarzyską. Gdyby pojawiał się wśród ludzi tylko z nosem spuszczonym na kwintę, to nikt by Go nigdzie nie zapraszał. Myślę, że to była osoba, która rzeczywiście radośnie przeżywała swoje życie. Na pewno był poważny, wzbudzał szacunek ludzi, z którymi rozmawiał, to w wielu momentach Pisma Świętego jest widoczne. Ale musiał też być człowiekiem ciepłym w sposobie bycia. To się wiąże z tym, że człowiek potrafi się uśmiechnąć, pocieszyć, powiedzieć dobre słowo – mieć pogodę ducha. Inaczej sobie nie wyobrażam kogoś, do kogo ludzie by lgnęli. Jezus był zapraszany nie tylko dlatego, że chciano Go posłuchać, ale ceniono Jego osobowość po prostu.
Psalmista mówi: Śmieje się Ten, który mieszka w niebie, Pan się z nich naigrawa (Ps 2,4; por. 37,13; 59,9). Dlaczego brakuje wyobrażeń śmiejącego się Boga?
Trochę rozdzielamy Trójcę Świętą. Dzielimy tak: Pan Jezus jest w Nowym Testamencie, a potem zsyła Ducha Świętego, a w Starym Testamencie jest Bóg Ojciec. Ze Starym Testamentem wiąże się stereotyp, że Boga postrzegamy poprzez okrucieństwo potopu, poprzez wojny, które prowadził Izrael. Widzimy tam Pana Boga, który się denerwuje. Zsyła kary. Obraz, który się wyłania jest poważny, groźny. Nie bez przyczyny Kościół zachęca ludzi do czytania Pisma Świętego od Nowego Testamentu. Pan Jezus przyszedł, aby objawić prawdziwe oblicze swojego Ojca. Pokazać, że On jest miłością. W miłości nie ma miejsca na negatywne rzeczy. Nawet jeśli się pojawia gniew czy kara, to dlatego, że się druga osobę szanuje i chce się jej dobra.
Kto zabronił chrześcijanom się uśmiechać? Cornelius Jansen, Stolica Apostolska? Czyje to były błędy?
Chrześcijaństwo na początku było wspólnotą spontaniczną. Różne grupy w licznych miastach gromadziły się wokół Apostołów, później blisko ich uczniów. Z czasem zaczęło się to instytucjonalizować, wchodzić w pewne ramy. Tworzyły się prawa, przepisy. Wiele rzeczy zostało narzuconych. Zmienił się charakter przeżywania wiary. Zaczęły się pojawiać wpływowe osoby, które mówiły, że w wierze nie ma miejsca na radość. – Trzeba pokutować, należy się skupić na ekspiacji grzechów.
Właśnie pontyfikat papieża Franciszka podkreśla to, że my się gdzieś pogubiliśmy, że brakuje radości. Zapomnieliśmy, że jest to dar od Ducha Świętego.
Franciszek robi dokładnie to, co czynił Pan Jezus – wychodzi do ludzi. On się spotykał, rozmawiał z nimi.
Ksiądz napisał: „Radość obok nieskończonej miłości to chyba jedna z tych cnót, jakie dominują w wewnętrznym życiu Trójcy Świętej”.
Gdyby nie było radości w Trójcy Świętej, to byłaby bardzo złudna. Pan Bóg jest doskonałością. Nie ma braków w doskonałości. Radość jest jednym z pozytywnych elementów. Duch Święty przecież jest pocieszycielem.
Seria, którą Ksiądz przygotował, ma przypomnieć o cnocie radości?
Trzeba rozróżnić uśmiechanie się bez powodu (sztuczne) od pogody ducha, którą mamy dzięki temu, że spotkaliśmy żywego Boga. To dużo zmienia.
Urszula Ledóchowska pouczała: Uśmiech świadczy, że dusza czerpie w Sercu Bożym tę ciągłą pogodę duszy, że umie zapomnieć o sobie, pragnąć dla innych być promyczkiem szczęścia. Jak już nauczymy się radości – możemy nieść ją innym.
Pan Jezus dał nam w Wieczerniku jedno przykazanie, o którym my często zapominamy, abyśmy się wzajemnie miłowali, tak jak On nas umiłował. Abyśmy sobie obmywali nogi. To nas wyróżnia. W Dziejach Apostolskich czytamy zdanie pogan o pierwszych chrześcijanach – „Patrzcie, jak oni się miłują”.
Znak firmowy chrześcijan to…?
Miłość i radość.
mak