Adamski: O zapatrzeniu w Amerykę

2025/01/20
top view light box with american flag
Fot. Freepik

Ponowna wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA pokazała nie tylko kilka ważnych oraz istotnych szczegółów rzucających światło na skomplikowaną sytuację geopolityczną współczesnego świata, ale skoncentrowała uwagę wszystkich kluczowych obserwatorów na najważniejszym, współczesnym, światowym mocarstwie.

Z punktu widzenia nauk społecznych istotną rzeczą jest kolejna już kompromitacja wyspecjalizowanych pracowni demoskopijnych prognazujących wyrównaną walkę między pretendentami do urzędu prezydenckiego. Nie przewidziano, że wygrana Trumpa będzie tak wyraźna. Nie zawiedli natomiast, kierujący się rządzą zysku bookmacherzy, którzy zapewne nie zlecali kosztownych sondaży lecz prawidłowo wyczuli nastroje społeczne. Nie pierwszy to już raz, kiedy uznani, przedstawiani studentom na wykładach jako autorytety, teoretycy oraz praktycy socjologii rozminęli się z rzeczywistością. Uznany przez socjologiczny mainstream za niezbyt wybitnego socjologa Werner Sombart (1863-1941), w swej pracy z 1906 r. pt. „Dlaczego nie ma socjalizmu w Stanach Zjednoczonych?” pokazał, że warunki w jakich funkcjonuje amerykański robotnik oraz tamtejszy system pracy prowadzą do tego, że nie w głowie mu idee światowej rewolucji proletariackiej, lecz przeciwnie, do wydajniejszej pracy motywuje go chęć poprawy życia i zapewnienie względnego dostatku swojej rodzinie. Po prostu amerykański robotnik widzi owoce swej pracy i wie, że ona się po prostu opłaca. Mimo powyższych stwierdzeń nie brakowało w XX w. wybitnych myślicieli społecznych, niekoniecznie pochodzących z krajów komunistycznych, przepowiadających nieuchronną światową rewolucję proletariacką.

Można zaryzykować tezę, że tym co łączy w jakimś sensie postawy Polaków i Amerykanów, to skłonność do marzeń, wyrażanych w snuciu wyidealizowanych wizji przyszłości. Na ziemiach polskich, w dobie rozbiorów po upadku I Rzeczypospolitej, rozpowszechniła się idea romantyczna wyrażająca się w haśle „Za wolność naszą i waszą”, co oznaczało walkę o wolność przeciwko imperiom, które ją odebrały, z nadzieją że ta idea jest na tyle szlachetna, że pociągnie do walki także i innych, którzy chętnie się włączą się w nią u naszego boku. Był taki czas w XIX w., że trochę zwolenników tej idei znalazło się nawet w Niemczech, gdzie na Hambacher Fest, w 1832 r., grupującym niemieckich zwolenników liberalizmu i demokracji, oprócz flagi uznanej w 1949 r. za oficjalną flagę Niemiec, powiewały także barwy biało-czerwone. Jednak był to tylko epizod, a druga połowa XIX w. to wielki tryumf światowych imperiów prowadzących ostrą politykę w obronie swoich partykularnych interesów. Z kolei amerykańskie marzenie (American Dream), to biblijna ziemia obiecana, czyli zupełnie Nowy Świat. Rebelianci religijni, zbuntowani wobec europejskich systemów politycznych, wyrażanych zarówno w katolickim jak i protestanckim sojuszu tronu z ołtarzem, wyprawili się za Atlantyk, aby budować od podstaw nowy świat oparty na wolności i równości bez hierarchii i arystokracji, w którym każdy miał być kowalem swojego losu (self-made man). W czasie rewolucji przemysłowej mit ten zamienił się w możliwość zdobycia wielkiego majątku, począwszy nawet od pracy pucybuta z opowiadań Horatio Algera. Wystarczyły jedynie dobre chęci i pracowitość. Jednak kraj, którego początki leżały w wolnościowym idealizmie, przerodził się z czasem w prawdziwe imperium. Dążenie do własnego samookreślenia się Amerykanów jako narodu, spowodowało krwawą wojnę secesyjną (1861-1865). I wojna światowa, toczona przez europejskie imperia, doprowadziła do upadku tryumfującego przez cały XIX w. Imperium Brytyjskiego oraz do oczekiwanego włączenia się do wojny Stanów Zjednoczonych. Światłem na nowe czasy stał się tzw. plan Wilsona z 1918 r., który miał ukształtować Europę powersalską w duchu pokoju, współpracy, ale w domyśle oznaczał prowadzenie przez USA polityki „światowego żandarma”. Tenże idealizm nie wytrzymał próby czasu znów naznaczonego imperializmem, tym razem totalitarnym w ZSRR i Rzeszy Niemieckiej, tak uprzednio hojnie wspieranej gospodarczo przez Amerykanów. Zresztą nawet i rosyjskie zakłady samochodowe GAZ w mieście Gorki (ob. Niżnyj Nowgorod) powstały w oparciu o transfer amerykańskiej technologii produkcji taśmowej zastosowanej po raz pierwszy w zakładach Forda.

Mimo powyższych faktów w Polsce istnieje swoisty kult Stanów Zjednoczonych, w których Polonia jest najliczniejsza, gdyż szacuje się, że mieszka tam 10 mln Amerykanów polskiego pochodzenia. W latach bezpośrednio powojennych, kiedy władza komunistyczna jeszcze nie okrzepła na dobre, powszechnie wyczekiwano paczek z UNRRA, liczono na plan Marshalla, a popularną stała się piosenka ze słowami: „To jest Ameryka, te słynne USA, to jest kochany kraj, na Ziemi raj…”. Niestety rzeczywistość okazała się zupełnie odmienna, a prezydent F.D. Roosevelt był politykiem zdecydowanie antypolskim, przedkładającym ponad wszystko porozumienie ze Stalinem.

Obecne zwycięstwo Trumpa, dokonane pod hasłem America First oraz znanym bardziej z poprzedniej kadencji reaganowskim sloganem MAGA (Make America Great Again) pokazuje aktualność tezy Hansa Hermana-Hoppego mówiącej, że wielkie imperia są liberalne gospodarczo wewnątrz, zaś protekcjonistyczne na zewnątrz. W polityce wewnętrznej aplikuje się liberalizm oznaczający wzrost gospodarczy i spadek bezrobocia, przy równoczesnej ochronie wewnętrznego rynku za pomocą ceł hamujących import. Nic nowego pod słońcem, ale nie ma się co dziwić, kiedy dotychczasowa polityka USA w dobie globalizacji i to zarówno demokratów jak i republikanów przypominała protestanckie kaznodziejstwo spod znaku „Ewangelii sukcesu”, czyli róbcie to co my wam mówimy a będziecie szczęśliwi. Nie trudno było zgadnąć, że taka polityka spowoduje odwrót od globalizacji na rzecz powrotu do neoimperializmu, czy przynajmniej deglobalizacji.

Niestety to wszystko oznacza kolejny dramat ideowy konserwatyzmu w Polsce. Z jednej strony dalej zauważalne będzie uwielbienie dla USA i traktowanie tego kraju jak raju na Ziemi oraz ostatnią deskę ratunku przed wschodnim imperatorem, a z drugiej strony walka ze wszystkim co z tej wymarzonej Ameryki płynie szerokim strumieniem: konsumpcjonizmem, macdonaldyzacją, kultem pieniądza, swobodą obyczajów, płytkością kultury, polityką równościową, pornografią, Halloween… etc.

Czy stać nas jeszcze na realną politykę wobec USA?

 

/mdk

ks Krzysztof Adamski

ks. dr Krzysztof Adamski

Wykładowca katolickiej nauki społecznej na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#USA #polityka polska #polityka międzynarodowa #geopolityka #ideały #macdonaldyzacja #Donald Trump
© Civitas Christiana 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej