Stańmy w prawdzie: coś się stało z cywilizacją, w której męskość przeszła ewolucję od tego, co wynikało z dzieła stworzenia i Bożego polecenia wydanego Adamowi po grzechu pierworodnym, do dzisiejszego jego oblicza. Jego nieco wykrzywionym obrazem jest niby to mężczyzna, niby nie wiadomo co, prezentujący dumnie swoje dziwne oblicze na jakimś tam marszu, którego celem jest dążenie do zrównania jakichś tam, choć nikt nie wie jakich, praw, do nie wiadomo właściwie jakiego pułapu.
Mężczyźni – gdzie oni są?
Nie jest mi zręcznie pisać ten tekst. Pewnie prościej było Danucie Rinn zadać pytanie w słynnej od kilkudziesięciu lat piosence, w której zastanawiała się, „gdzie ci mężczyźni?”. Choć z drugiej strony, autorem tekstu tego ponadczasowego przeboju był Jan Pietrzak, a więc… pytanie o męskość stawiają sobie jednak również mężczyźni, którzy kryją się za kobietami. Tak czy siak, stańmy w prawdzie: coś się stało z cywilizacją, w której męskość przeszła ewolucję od tego, co wynikało z dzieła stworzenia i Bożego polecenia wydanego Adamowi po grzechu pierworodnym, do dzisiejszego jego oblicza. Jego nieco wykrzywionym obrazem jest niby to mężczyzna, niby nie wiadomo co, prezentujący dumnie swoje dziwne oblicze na jakimś tam marszu, którego celem jest dążenie do zrównania jakichś tam, choć nikt nie wie jakich, praw, do nie wiadomo właściwie jakiego pułapu.
Obrazek, który czytelnik uzyskał po przeczytaniu tego intuicyjnego nieco spostrzeżenia, też nie jest całkowicie prawdziwy w odniesieniu do wszystkich nas, ale coś na rzeczy jest. Dzieje się z nami coś dziwnego, na pewno jednak trzeba na sprawę kryzysu męskość patrzeć ze znacznie szerszej perspektywy, bo problem należy do gatunku rzeczy poważnych.
Pierwszy obrazek
18 czerwca 1957 roku prymas Stefan Wyszyński wraca z podróży do Włoch - historycznie bardzo ważnej, ale o tym nie tym razem - przejeżdża przez Austrię, zanim ponownie przekroczy żelazną kurtynę, składa wizytę w nuncjaturze w Wiedniu, gdzie rozmawia z arcybiskupem Wiednia, Franzem Königiem oraz nuncjuszem, arcybiskupem Giovannim Battistą Dellapianim. Ze strony prymasa Wyszyńskiego padają tam takie między innymi słowa, które sam odnotował w swojej relacji, uznając je za istotne: „Kurtyna żelazna nie biegnie przez granice polityczne, ale przez dusze. Światem włada materializm. Ale ma on odmienny charakter: na zachodzie włada materializm realistyczny, a na wschodzie – materializm idealistyczny (bez materii). Który groźniejszy?”.
Na pozór brzmi to zawile, myślę, że im młodszy jest czytelnik, tym większy ma problem z tym, o co Prymasowi chodzi. Być może starsi z nas intuicyjnie rzecz potrafią zinterpretować, wielu z nas dziś już zdaje sobie sprawę z tego, że różnice systemów w Europie tamtego czasu, mimo pewnej odmiennej estetyki, nie były aż tak duże. Na pewno ramy niniejszego tekstu nie pozwalają na filozoficzny rozbiór tej wypowiedzi i pokazanie całej jej głębi. Czytając te zdania w kontekście czasów warto wyodrębnić istotę rzeczy, czyli ów materializm. Bez względu na jego kształty, zawsze będzie on przeciwnikiem eschatologii, będzie też tworzył własne mity i konkretną świecko – materialistyczną religię, która przeciwstawiać się będzie wierze w Boga stwórcę. Taka jest istota nowej cywilizacji Zachodu. Skoro jedną z podstaw cywilizacji łacińskiej było małżeństwo mężczyzny i kobiety, to nowa jego odsłona, która ujawnia się po dekonstrukcji systemu, musi być tego odwrotnością. Idąc głębiej, skoro kiedyś ważna była silna tożsamość płciowa, to nowe podejście materialistyczne musi tę tożsamość wziąć w nawias, podkreślić jej znikomość, mało tego - wskazać na opresyjność. Opresyjnością jest powiedzenie kobiecie, że jest kobietą, a kto ową opresję generuje? Kto jest jej twórcą? Ano - mężczyzna. Do tego biały, wyznający tradycyjne wartości, najlepiej chrześcijanin. Uderza się więc w niego do tego stopnia aż… odechce mu się być mężczyzną właśnie. Naprzeciw tej prostej stosunkowo zbitce ideologicznej wybiega ów materialistyczny materializm przywołany przez prymasa Wyszyńskiego. Ciężka praca, która była elementem męskiego etosu, została na skutek rozwinięcia się procesów produkcji i pojawienia się stosunkowo łatwo przychodzącego dobrobytu materialnego zminimalizowana. Do tego przyszło odrzucenie pewnego obyczaju - kiedyś, mianowicie, kobiecie czegoś tam robić nie wypadało, taki był archetyp, dodam od siebie, że nie zawsze racjonalny, ale podejście takie trzymało społeczeństwo w pewnej dyscyplinie.
Dziś, gdy granice wszystkiego się zacierają, postanowiono wylać ostatecznie dziecko z kąpielą. Skoro pozwalamy chodzić kobiecie w spodniach - co jest, moim zdaniem rzeczą moralnie i etycznie, jak by na to nie patrzeć, obojętną - to dlaczego nie ma siadać na traktorze czy fedrować węgiel albo robić inne rzeczy, które do tej pory robili wyłącznie mężczyźni? Ktoś powie, że oczywiście może, tylko, że to nie ma sensu. Włoży ona w to więcej wysiłku, osiągnie słabsze wyniki, a do tego utraci coś ze swej kobiecości właśnie, ale tu dotykamy problemu seksizmu i opresyjności. Z drugiej strony współcześni myśliciele poszli jeszcze dalej, skoro kobiety mogą chodzić w spodniach, to czemu mężczyźni nie mogą w spódnicach, a do tego w bucikach na obcasikach. Oczywiście - mogą, dla mnie osobiście jest to z kolei estetycznie dość obrzydliwe, ale zastanawiam się, czy za kilka lat nie będę w skrajnej mniejszości. Smutne, ale jakoś będę musiał z tym żyć.
Tak, ten dziwny materializm, który wykluwał się w Europie od dawna i był przez niektórych co inteligentniejszych Europejczyków dostrzegany, pokonał i zniszczył mężczyzn, którzy stali się ubocznym produktem drogi ewolucji. Chciałoby się powiedzieć, że mamy świat znany nam z filmu „Seksmisja”, ale tam były przynajmniej kobiety. W Nowym Wspaniałym Świecie nie będzie nawet człowieka, bo produkt, który wyłoni się zza owej nowej żelaznej kurtyny, będzie czymś całkowicie innym.
Obrazek drugi
8 grudnia 2020 roku Papież Franciszek wydał List apostolski „Patris Corde” - po polsku: „Ojcowskim sercem” - tak bowiem patrzyć miał na Jezusa św. Józef. Wydaje się, że mamy tu do czynienia z aktem bardzo ważnym z punktu widzenia procesu historycznego. Do Józefa modlono się od wieków, pokładając w jego orędownictwie wielkie nadzieje. Głosicielem konieczności głębszego dostrzeżenia Józefa w dzisiejszym świecie był też Stefan Wyszyński. Mówił on wiele do kobiet i o kobietach, ale mężczyzn nie pozostawiał w duszpasterskim zaniedbaniu.
Żeby w niniejsze rozważania wlać trochę nadziei, warto odnieść się właśnie do Józefa widzianego oczami Papieża, choć nie tylko jego. Zdaje się bowiem, że Głowa Kościoła ma w tym względzie kilku mistrzów, niekiedy się na nich powołuje. Oprócz dość, wydaje się, oczywistych, którymi są Ewangeliści, bohaterowie i autorzy poszczególnych ksiąg Pisma Świętego, znalazł się tam i Jan Dobraczyński, nie tyle może jako osoba godna naśladowania, co autor ciekawej koncepcji dotyczącej św. Józefa, a właściwie nas samych dzisiaj i świata, w którym przyszło nam żyć, dla niektórych niestety, a dla innych - na szczęście. Wzór pozostawiony w powieści „Cień Ojca”, a wspomniany przez Papieża, to postać będąca właśnie tytułowym cieniem, ale tego Ojca z dużej litery, Stworzyciela. Józef był kimś takim dla Syna Bożego, to dobry przykład. Mężczyzna taki właśnie powinien być. Wydaje się, że tacy właśnie byli wszyscy ci, którzy do cywilizacji wnieśli coś naprawdę inspirującego i twórczego. Całe te pokolenia mężczyzn, z których jedni prowadzili prawdziwie męskie życie ascetów, modląc się za świat i pracując w średniowiecznych, choć nie tylko klasztorach, inni mieli za zadanie bronić tych, którzy tego potrzebują, trzeci pracowali i wychowywali potomstwo, wiedzieli, że muszą to robić najlepiej, jak potrafią. Oczywiście nie bądźmy idealistami - zawsze w świecie coś było nie tak. Kryzys w szeregach tych, którzy mieli się modlić, generował degeneracje tych pracujących i walczących. Nauka, która przestała mieć na uwadze to, że świat został stworzony przez Boga, kierowała się na manowce. Świat odrzucający tego, kto miał być „Cieniem Ojca”, zawsze marniał. Dlatego też ten wzorzec dziś trzeba szczególnie przypominać, dlatego być może potrzeba nam tak wyrazistej postaci, jak właśnie św. Józef - cichy, ale robiący dokładnie to, co robić powinien. Takich potrzeba dziś mężczyzn, takich też trzeba kobiet. Nie chodzi mi tu koniecznie o milczenie jako takie, co o rzeczywistość wyzwoloną z jazgotu i bełkotu współczesności, które to elementy życia mają nam zasłonić rzeczywistą rzeczywistość. Ogólnie potrzeba nam po prostu ludzi mających odwagę realizować się w swoich „mocnych tożsamościach”, a nie pogrążonych w materializmach, obojętnie jakiej proweniencji by one były.
Ciąg dalszy powinien nastąpić…
Narysowałem we wstępie dość pesymistyczny obraz kryzysu męskości wynikający z różnych powodów. Najogólniej mówiąc, sami mężczyźni są sobie temu winni: nie chcą ponosić odpowiedzialności za nic dookoła siebie, z samymi sobą włącznie. Nie chcą być mężczyznami, być może wpływając na decyzje kobiet, które też nie chcą być sobą. Za podszeptem Złego, co zauważył Papież, podkreślany jest fakt naszych słabości, kruchości. Jak to z rzeczami diabelskimi bywa, jest to nawet ukazanie części prawdy, tyle tylko, że część nie pokazuje całości. Słabość i tchórzostwo są cechami jakoś tam w nas wpisanymi, z tym trzeba się pogodzić, tyle tylko, że Bóg chce, byśmy z nimi walczyli a nie domagali się ich afirmacji. To nie przywary mają nami rządzić, to my mamy pchać świat do przodu, by był lepszym, a na końcu chyba po to go Bóg stworzył. A że nie będzie łatwo, też powiedział już na początku.
/mg