„Money, money, money, must be funny” możemy usłyszeć w słynnej piosence zespołu ABBA. Ale gdy nie ma „money”, to już nie jest tak fajnie, prawda? Jak w dzisiejszych czasach dobrze zarządzać gotówką i domowym budżetem? Odnoszę wrażenie, że „w rzeczywistości ciągłej sprzedaży” jest to dość trudne zadanie.
Na początku muszę zaznaczyć, że nie jestem ekonomistą, jednak poznałem pewne zasady oszczędzania i odpowiedniego dysponowania własnymi środkami. Złośliwi napiszą, że to z powodu mojego pochodzenia (urodziłem się w Krakowie i przez lata tam mieszkałem) jestem sknerą i centusiem. Być może coś w tym jest, bo nie lubię wydawać bezsensownie gotówki, choć muszę uderzyć się też w pierś i przyznać, że czasami dałem się złapać w marketingowe pułapki lub kupiłem coś pod wpływem chwili, z czego później nie byłem do końca zadowolony. Jestem również synem bankiera, co także miało wpływ na poszerzenie mojej wiedzy o pieniądzach. Już jako nastolatek posiadałem konto bankowe, a kilka lat później pierwszą kartę płatniczą. Ograniczony budżet kieszonkowego sprawił, że musiałem rozsądnie zarządzać swoją gotówką, a gdy miałem jakieś „widzimisię”, to pracowałem w wakacje, by na nie zarobić. Z przykrością muszę stwierdzić, że odpowiedniego zarządzania swoim budżetem nie nauczyłem się w szkole. Nauczyło mnie tego w dużej mierze życie, a takze własne decyzje, nie zawsze trafione. Jak w takim razie ogarnąć swój budżet? Złotych rad nie będę dawał, ale postaram się podsunąć kilka pomysłów i przemyśleń na temat odpowiedniego dysponowania gotówką.
Metoda zarządzania budżetem domowym
Istnieje coś takiego jak metoda 50/30/20. Znane są również metody o podobnym działaniu, w których przedstawione wartości nieznacznie się różnią, np. 80/20. W skrócie polega to na tym, by swoją wypłatę rozłożyć na trzy elementy: podstawowe wydatki stałe, zachcianki i oszczędności lub inwestycje. Na pierwszy z tych elementów należy przeznaczyć 50% swoich zarobków, na zachcianki 30%, a na oszczędzanie lub jakąś inwestycję 20%. W podstawowych wydatkach można wyróżnić między innymi opłaty za mieszkanie i rachunki, ubezpieczenie zdrowotne, podstawowe produkty spożywcze lub koszty biletów na komunikację miejską. W kategorii zachcianek znajdzie się miejsce dla karnetu na zajęcia sportowe, zamawiania jedzenia na dowóz lub spożywania go na mieście, dla wakacji albo na płatne subskrypcje platform rozrywkowych. Ostatnim elementem jest oszczędzanie/inwestycje. Pieniądze można włożyć na dobrze oprocentowaną lokatę lub spróbować zainwestować, np. w akcje na giełdzie. Jednak w przypadku inwestycji giełdowej trzeba wziąć pod uwagę potencjalne ryzyko straty pieniędzy.
Zachcianki – z czego zrezygnować?
Oczywiście kwoty, które zostaną podzielone na trzy elementy w metodzie 50/30/20, będą się różnić w zależności od zarobków danej osoby. Warto jednak przyjrzeć się nieco szerzej kategorii zachcianki, w której możemy „znaleźć” dodatkową gotówkę. Jeżeli mamy problem z budżetem, to przeanalizujmy, na co idą te wszystkie pieniądze i gdzie można trochę zaoszczędzić. Przykład: płatne subskrypcje. Z ilu z nich tak naprawdę korzystasz regularnie? Być może niektórych używasz tylko „od święta”? Czy jest więc sens płacić za nie co miesiąc? Gdy zrezygnujemy z abonamentów, z których rzadko lub prawie w ogóle nie korzystamy, w kieszeni zostanie nam dodatkowe kilkadziesiąt złotych, które będzie można przeznaczyć na coś bardziej wartościowego lub… odłożyć do sekcji „oszczędzanie”.
Kolejną zachcianką może być jakiś zakup, np. nowego ubrania. I zdarza się tak, że coś nas zachwyci i stwierdzimy „muszę to mieć!” (nie dotyczy to wyłącznie kobiet). Warto w tym przypadku zastosować regułę jednej nocy, czyli „przespania się z problemem”. Niektórzy wydłużają ją do kilku, nawet siedmiu dni. W skrócie chodzi w niej po prostu o to, aby dać sobie czas na przemyślenie decyzji i nie kupować pochopnie. Zdarza się bowiem tak, że po czasie stwierdzamy, iż ta rzecz nie była nam potrzebna lub dojdziemy do wniosku, że można się bez niej obejść.
Jedzenie z dowozem lub na mieście? Jasne, czemu nie! Nie każdy lubi gotować, nie każdy też potrafi. W dzisiejszym zabieganym świecie niektórym brakuje czasu na przygotowanie wartościowego posiłku, dlatego tak często korzystają z opcji zamawiania jedzenia z dowozem lub obiadu w restauracji. Jeżeli nie mamy zdolności kulinarnych i jesteśmy poniekąd zmuszeni do stołowania się na mieście, warto wyznaczyć sobie maksymalną kwotę, jaką jesteśmy w stanie na to przeznaczyć. Może kosztem innej zachcianki? Może właśnie rezygnując z tych płatnych subskrypcji, uzbiera się taka kwota, za którą będziemy w stanie kilka razy w miesiącu zjeść obiad w lokalu.
Kajecik i długopis
Ktoś jeszcze zbiera rachunki i np. używa zeszyciku, w którym zapisuje swoje wydatki? Obstawiam, że niewiele osób. Ja z notatnika korzystam, ale w telefonie. Tam zapisuję swoje stałe wydatki, dzięki czemu wiem, jaką kwotę mam jeszcze do dyspozycji. Technologia pomaga nam również poprzez aplikacje do planowania swojego budżetu. Także niektóre serwisy bankowe ułatwiają nieco zadanie odpowiedniego segregowania wydatków, dzieląc transakcje na poszczególne kategorie. Dzięki analizie finansowej na koncie bankowym można zobaczyć też, ile wydaje się miesięcznie, wliczając wpływy i wydatki na konto.
Czasami powrót do tzw. starej szkoły, czyli skorzystanie z najprostszych metod, pozwoli nam na podjęcie odpowiednich działań. Umieszczenie karteczki w widocznym miejscu, na której będzie informacja z kwotą, jaką możemy dysponować w danym miesiącu, to chyba nie taki zły pomysł? Jeżeli coś wydaje się głupie, ale działa, to pamiętajcie, że głupie nie jest. I warto w tym planowaniu budżetu, tak jak w wielu aspektach życiowych, zachować umiar i zdrowy rozsądek.
Tekst pochodzi z kwartalnika Civitas Christiana nr 4 / październik-grudzień 2023
/ab