
W połowie lipca, w Rzymie, na moście Aniołów przy Zamku Hadriana miało miejsce dość nietuzinkowe wydarzenie. Na tle Bazyliki Watykańskiej odbywał się pokaz mody domu Dolce&Gabbana, który rozgrzał opinię publiczną i mocno podzielił, a był on o tyle zaskakujący, że prezentowane kreacje inspirowane były szatami liturgicznymi… Całe to widowisko ma bez wątpienia wiele warstw i budzi wiele pytań, jednak czy należy je demonizować?
Myślę, że już na początku trzeba postawić ważne rozgraniczenie między modą użytkową, a artystyczną. Dosyć często można znaleźć w przestrzeni internetu zdjęcia z pokazu mody, często z co najmniej dziwnymi kreacjami, a pod tym mnóstwo komentarzy „nigdy takiego nie założę!”, „kto w czymś takim ma chodzić?” – otóż nikt. O ile kiedyś rzeczywiście wybieg służył ku temu, żeby pokazać nową kolekcję jakiegoś krawca, tak obecnie częściej mamy do czynienia z wyrazem myśli artystycznej. I tak kapelusz wykonany z dętki rowerowej nie jest nowym krzykiem mody, lecz zwróceniem uwagi na zanieczyszczenie środowiska. Wybieg zatem można uznać za swego rodzaju scenę teatralną. Jeśli zatem przestawimy myślenie na ten tor, to wówczas mamy jednoznacznie do czynienia ze sztuką, sztuką opartą w tym wypadku nie o transgresję odwracającą rzeczywistość, lecz inspirowaną pewną codziennością. Nawet więcej, w tym wypadku sztuka ta oparta była o wiekową tradycję, choć ją przekraczała.
Jak podkreślają autorzy, widowisko to było uczczeniem mody sakralnej, która ma wiekową tradycję, a jej nazwa "Alta Sartoria" to włoski termin używany do określenia krawiectwa najwyżej klasy, zarówno jeśli chodzi o materiały, jak również dopracowanie szczegółów. Chociaż Polska słynie z eksportu artykułów liturgicznych, to jednak we Włoszech są najwybitniejsi artyści (bo takiego zwrotu należy użyć) krawiectwa liturgicznego. Poza tymi najbardziej znanymi krawcami papieskimi – Gammarelli, Barbiconi, Mancinelli i Euroclero są również i ci bez pokoleniowej tradycji, a których dzieła coraz częściej można zobaczyć w papieskich bazylikach. Mam tu na myśli szczególnie dwóch – Sorcinelli, który poza produkcją perfum posiada wytwórnię LAVS charakteryzującą się szatami w dość klasyczne wzory przepełnione detalami z kamieni i innych zdobień. Druga celującą we wzory bardziej modernistyczne jest Atelier Sirio.
Może dla wielu to będzie zaskoczeniem, ale w Kościele też są „modowe trendy” w kontekście szat liturgicznych. Przy czym raczej chodzi o rzeczywiste piękno liturgii niż robienie z prezbiterium pokazu mody. Idąc dalej, każde większe wydarzenie – Światowe Dni Młodzieży, Rok Jubileuszowy, Kongres Eucharystyczny – za każdym z nich idzie jakiś wzór, jakieś logo na ornatach, a z tym również inspiracja całej szaty liturgicznej. Sięgając nawet do historii Kościoła możemy wymieniać poszczególne kroje – rzymski, gotycki, semigotycki, Filipa Neri itd. Z kolei one odzwierciedlały ducha epoki, a sama alba wzięła się ze starożytnej togi. Widzimy więc, że moda nie jest czymś zupełnie obcym czy dalekim Kościołowi, który zawsze był mecenasem sztuki, o czego odnowienie postulował papież Paweł VI.
Pokaz mody nie był pod patronatem Kościoła, co nie oznacza, że nie jest też jakimś może i znakiem dla Kościoła. Może właśnie ten pokaz jest nieuświadomionym wołaniem współczesnego świata o piękno liturgii jako całokształtu – piękna świątyń, oprawy i samej celebracji. Wartym zauważenia jest to, że przedstawiane kreacje odnosiły się raczej do dawniej używanych szat, które częściej możemy zobaczyć obecnie za gablotą muzealną niż w użyciu. Nie jestem ani zwolennikiem złotej nici, ani poliestru, raczej po prostu wolę, gdy świątynia i szaty współgrają, stanowią jedno.
Drugim pozytywnym aspektem tego pokazu jest jeszcze inna myśl. Te starodawne materiały zostały wykorzystane przez krawców w stylu ubioru codziennego – marynarki, spodnie, koszule itd. Z tej jednej idei płyną dwa wnioski – wprowadzenie sacrum do codzienności i wezwanie do dialogu ze światem artystów. Papież Benedykt XVI na jednej z pielgrzymek do Niemiec dostał do celebracji ornat od lokalnego artysty. Wówczas jeden z ceremoniarzy, znając gust Ojca Świętego do szat tradycyjnych, zasugerował, że można zmienić jeszcze te szatę na inną, na co Benedykt miał przyznać rację co do wątpliwego stylu, jednak postanowił odprawić w nim mszę, gdyż wiedział, że ktoś włożył w tę szatę swojego ducha i pracę. W tej historii jest ważna definicja sztuki, że chociaż gust możemy mieć różny, to jednak wyraz artystyczny, poza warstwą widoczną, ma też swoje wnętrze.
Nie ukrywam, nie jestem przeciwnikiem tego widowiska, jednak mam też sporo wątpliwości co do niektórych elementów. Wywołuje we mnie sprzeciw to instrumentalne wykorzystanie krzyża, począwszy od faktu, że dywan wybiegu był w ten sposób ułożony. Również część kreacji posiadała wiele krzyży czy innych symbolów religijnych doszytych jako element ozdobny, co uważam za przesadę, bo przecież są wyrazem wiary. Podobnie otwarcie pokazu o wymiarze paraliturgicznym może było nie na miejscu, chociaż w filmach już raczej nas tak to nie oburza. Koniec końców te środki, chociaż w moim odczuciu niektóre nietrafione, ostatecznie wyrażały cel tego wydarzenia, jakim było uhonorowanie krawiectwa liturgicznego, a idąc dalej, także podkreślenie piękna obecnego w Kościele.
Na sam koniec podzielę się krótką anegdotką. Akurat w tych dniach oprowadzałem rodzinę po Wiecznym Mieście. To był już ostatni dzień pielgrzymki i stojąc pomiędzy Zamkiem Hadriana i Bazyliką św. Piotra powiedziałem „pora już pożegnać się z Rzymem”. W tym momencie zakończył się właśnie równolegle pokaz mody, o którym nie wiedziałem i z tej okazji miało miejsce widowisko z fajerwerkami. Przepiękna koincydencja, rodzina przez chwilę myślała, że to był zaplanowany „finał” pielgrzymki.
Tutaj można zobaczyć cały pokaz:
/ab