Kilka tygodni temu nowym wiceministrem spraw zagranicznych Ukrainy został Andriej Melnyk, noszący to samo imię i nazwisko, co jeden z bardziej radykalnych przywódców OUN - zdaje się agent Abwery i kolaborant III Rzeszy w czasie II wojny światowej. Dla uczciwości dodam, że nic nie wiem, by nowy wiceminister był jego krewnym, ale ważniejszym wydaje się podobieństwo poglądów pana ministra do swego imiennika, chociaż są pewne różnice.
Zdaje się że Niemcy, gdzie do niedawna pełnił funkcję ambasadora Ukrainy, komunikowały brak akceptacji dla jego publicznych wypowiedzi i odwołań do kultu bohaterów UON, szczególnie Bandery, który z tamtym Melnykiem bywał w konflikcie. Generalnie sprawy nacjonalistów ukraińskich w czasie przedwojennym i w trakcie trwania wojny bywały skomplikowane, ale nie o tym chcę pisać.
Poglądy ministra Melnyka na historię tamtych czasów są szczególnie trudne do zaakceptowania dla Polaków. Nie tak dawno temu nawet nasze MSZ dało wyraz dezaprobaty dla wypowiadanych przez niego opinii. Oczywiście rząd Ukrainy ma prawo na stanowisko państwowe powoływać kogo chce, ale pewnymi nominacjami daje jasny sygnał i Polsce i innym krajom. Zdaje się, że nowy minister nie budzi zachwytu również w Izraelu, a co będzie dalej zobaczymy.
Pytanie, które mnie interesuje brzmi: dlaczego Ukraińcy, mający tak duże problemy, walczący o swoją niepodległość, idą w kierunku pogorszenia relacji właśnie z nami? Najogólniej rzecz biorąc stawiam roboczą tezę, że się Polską mało przejmują w kontekście budowania własnej tożsamości historycznej, w której to, co nazywamy kultem OUN i jego przywódców wydaje się być niesłychanie ważne. Wygląda na to, że nie znaleźli żadnego innego spoiwa historycznego, wokół którego mogliby budować swą narodową tożsamość. Możliwe, że nie szukali, a właściwie ktoś pilnował by nie znaleźli. Szkoda, bo myślę, że grzebiąc w przeszłości spotkaliby w historii ziem ukrainnych wiele przykładów nie budzących kontrowersji. Nie wiem dlaczego ani nasza strona, ani Ukraińcy nie podkreślają np. Ugody czy też Unii Hadziackiej zawartej we wrześniu 1658 roku. Akt ten unieważniał na arenie prawno-międzynarodowej Ugodę Perejasławską, zawartą z Rosją przez Bohdana Chmielnickiego – żeby nie było Polaka – w której tenże oddawał ziemie ukrainne pod zwierzchnictwo Moskwy. Odwrócenie tego aktu na chwilę zmieniło układ sił w tej części Europy, rok po Unii/Ugodzie wojska moskiewskie zostały pokonane przez połączone siły polsko-kozackie pod Konotopem. Gdyby wytworzoną wówczas sytuację polityczną udało się utrzymać dłużej, Rosja zostałaby na trwałe pozbawiona możliwości ekspansji na południowy zachód ku Morzu Czarnemu, prawdopodobnie też na trwałe uniemożliwiłoby to jej przekroczenie Bramy Smoleńskiej, główną osią rzeczną Moskiewszczyzny zostałaby Wołga, a jej morzem - Jezioro Kaspijskie. Oczywiście na to carat pozwolić nie mógł i przez sprowokowany bunt czerni nastąpiło obalenie władzy Iwana Wyhowskiego, w następstwie czego władzę przejął syn Bohdana Chmielnickiego - Jerzy, będący rosyjską marionetką.
Przykład jest ciekawym exemplum politycznym. - jak widać na załączonym obrazku, jeżeli coś idzie za dobrze w naszych relacjach z Kijowem, to szybko znajdują się siły, które chcą sytuację zepsuć. Zazwyczaj w tym wypadku są to Rosjanie, ale nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że głosy niezadowolenia, jakie słychać było z Niemiec w czasie, kiedy ambasadorem był tam rzeczony Andriej Melnyk, były przygotowywaniem gruntu pod większą antypolską operację. Takie rzeczy generalnie dziwić nie powinny. A że my jesteśmy na punkcie polityki historycznej czuli? No cóż, Izrael też tak ma, a robienie mu z tego tytułu wyrzutów na całym świecie uchodzi za rzecz w złym guście.
/mdk