Są pewne postawy, które jesteśmy skłonni określić jako pozytywne, a nawet chwalebne. Jedną z nich jest zapewne ZAUFANIE, czyli wiara lub przeświadczenie, że można na kimś (czasem na czymś) polegać, zdać się na kogoś (na coś), mieć przekonanie, że nie zawiedzie, nie zdradzi.
Ufność to cecha piękna, gdyby nie to, że niepołączona z kontrolującym zdarzenia rozumem może przynosić nawet niepowetowane szkody.
ZASADA OGRANICZONEGO ZAUFANIA
Uczestnikom kursów nauki jazdy autem przedkłada się tak zwaną zasadę ograniczonego zaufania, która polega na założeniu, że choć należy ufać, iż poruszający się po drogach publicznych znają obowiązujące przepisy i starają się do nich stosować, to jednak zawsze mogą znaleźć się osoby wyłamujące się z tych ważnych reguł lub w zgoła nieoczekiwanym momencie popełnią świadomy lub mimowolny błąd i – nieszczęście gotowe. Mając to na względzie, należy zawsze zachowywać czujność, uwzględniać wszelkie okoliczności i postępować rozsądnie. Nikt nigdy nie jest zwalniany od posługiwania się rozumem, życiowym doświadczeniem, które uczy, że ludzie nieraz popełniają wykroczenia lub nawet kardynalne błędy.
Tę praktyczną zasadę ograniczonego zaufania powinno się przenosić na dowolną dziedzinę życia. Wielu ludzi zbyt łatwo ufa swoim pobratymcom, często narażając się nawet na poważne straty materialne, a także o charakterze ambicjonalnym. Niedawno rozliczne media (prasa, internet) donosiły o bezgranicznym zaufaniu do siostrzenicy wuja, który pożyczył jej znaczną sumę pieniędzy (trzon swych życiowych oszczędności) bez żadnego pokwitowania, a ta beztrosko wyparła się wszystkiego. Głośno było w gazetach o nabieraniu starszych ludzi metodą „na wnuczka”, a ostatnio nawet „na policjanta”. Zaufanie nie może iść w parze z naiwnością i brakiem rozsądku.
DOBROĆ SERCA MUSI BYĆ STEROWANA ROZUMEM
Żyjemy w tak zwanym katolickim kraju, a pełno jest w nim wszelkiego rodzaju naciągaczy, blagierów, ludzi całkowicie nieuczciwych. Zastanawiam się, czy sprawiedliwe jest oferowanie przez internet, z poczty „firmy religijnej”, udziału w konferencji, na której ludzie o kontach zasobnych w grube miliony będą instruować, jak dobrze ustawić się w życiu pod względem ekonomicznym. Oferta na paru stronach przedstawia zalety wykładowców i wagę proponowanych tematów, ale dopiero na dalekim końcu podaje, że można z niej skorzystać po wpłaceniu kilkuset złotych (nawet 2000) i należy się spieszyć, bo może zabraknąć miejsc. Od razu narzuca się pytanie: dlaczego ci bogaci panowie nie mogą swym ziomkom i religijnym współwyznawcom bezpłatnie udostępnić swych (podobno cennych) usług, a ewentualne koszty organizacyjne wziąć na siebie?
Z przerażeniem patrzę na sukcesy, jakie odnoszą wśród publiki modni, lubiani przez media politycy, którzy bez żenady obiecują pospólstwu złote góry, zapewniają realizację postulatów od nich zupełnie niezależnych, gdy każdy w miarę myślący człowiek jest w stanie zauważyć nierzetelność takiego postępowania. Już od wielu lat przyjęło się w naszym życiu politycznym, że nie ujawnia się życiorysów kandydatów na funkcje polityczne. Owszem, o trzech, czterech mężach lub żonach celebrytów można się jeszcze dowiedzieć, ale jakim był obywatelem, człowiekiem, członkiem społeczności zbiorowej lub rodzinnej – to już jest owiane tajemnicą. Jak można ufać politykowi, który jest mocno zaangażowany w danej partii, a w odpowiednim dla siebie momencie przeskakuje do innej partii, którą dopiero co krytykował, ale został podkupiony intratnym stanowiskiem i teraz z kolei rzuca gromy na partię pozostawioną? Rodzi się również pytanie, czy można mieć w pełni zaufanie do partii, które ten proceder tolerują, bo uznają go za korzystny dla siebie. To zjawisko, ostatnio tak często spotykane, jest warte wyjaśnienia socjologicznego i prawnego, bowiem takie osoby (typy?) utrzymują swe stanowiska polityczne w niewytłumaczalny dla mnie sposób. Czyżby społeczeństwo było już tak niemrawe w myśleniu, że popiera takie „osobistości”, głosując na nie, lub też coś jest nie w porządku z samym systemem politycznym, a w nim – ze sposobem liczenia głosów i przekładania ich liczby na mandaty? Jest kilka takich sposobów. Kto wie, który u nas obowiązuje, dlaczego i jak on wygląda? Wszystko to przeczy zasadzie tak zwanej „transparentności”. Ostatnio słowo to bije rekordy popularności, a chodzi po prostu o przejrzystość, jasność działania i zamierzonych celów.
Zaufanie do ludzi – piękna rzecz, ale pod warunkiem, że nie dano sobie ulgi w myśleniu. Na tym tle cudownie wygląda mi mądrość starożytnych zawarta w biblijnej Księdze Przysłów (29,2-4):
Gdy przybywa prawych, ludzie się cieszą,
gdy rządzi bezbożny, lud jęczy.
Człowiek, który kocha mądrość,
jest radością swego ojca.
Król umacnia państwo praworządnością,
a niszczy je ten, kto podwyższa podatki.
Prof. Tadeusz Gerstenkorn
mm