
W Stanach Zjednoczonych podczas występu na jednym z uniwersytetów zamordowany został Charlie Kirk. Był istotnym uczestnikiem amerykańskiej debaty publicznej, choć w Polsce pozostawał raczej nieznany. Dziś na krótką chwilę po zabójstwie szeroko piszą o nim polskie media, ale według mnie w sposób nierzetelny. Dlatego chcę napisać o nim te kilka słów.
Nie będę podawał szczegółowych danych z życiorysu Charliego Kirka. Te znajdziecie w większości notatek prasowych o nim. Nie będę także rozpisywał się o szczegółach prowadzonego śledztwa, tym bardziej, że informacje dynamicznie się zmieniają. Zanim wyjaśnię, na czym polega nierzetelność mediów, skupmy się na kilku podstawowy faktach. Po pierwsze, zamordowano niewinnego człowieka. W chwili śmierci miał zaledwie 31 lat. Po drugie, odebrano ojca dzieciom i męża żonie. Po trzecie, jest praktycznie pewne, że zginął za poglądy i za to, że o nie walczył.
Nie zgadzam się z notatkami z polskich mediów z tego powodu, że praktycznie wszystkie, a przynajmniej wszystkie, które ja widziałem, sprowadzają Kirka do jednego mianownika: współpracownik Trumpa. Wcale tego nie neguję, ale jest to krzywdzące spłycenie tej postaci. Miałem okazję oglądać w internecie kilka, czy może nawet kilkanaście, wystąpień zamordowanego. Ciekawa była już sama formuła jego spotkań. Często jako miejsce wybierał uniwersytet, gdzie ustawiał małe zadaszenie z nagłośnieniem. Następnie odważnie rozmawiał i dyskutował z każdym, kto chciał zabrać głos. W internecie krąży sporo rolek z jego dyskusji często z ludźmi o poglądach lewicowych, lewackich. Nierzadko wymiana zdań kończyła się błyskotliwymi ripostami Charliego Kirka. Wiele wiele jego wypowiedzi można by umieścić w jakimś podręczniku apologetyki konserwatyzmu, gdyby ktoś chciał taką książkę napisać. Niestety po wczorajszym spotkaniu nie usłyszymy już ani jednej takiej wypowiedzi.
Chciałem zabrać głos na temat Charliego Kirka, bo kojarzy mi się on z tym, jak powinna wyglądać debata publiczna. W materiałach, które ja widziałem, nigdy nie obrażał on swoich dyskutantów, choćby byli oni do niego wrogo nastawieni. Równocześnie jeśli chodzi o merytorykę, to śmiało można powiedzieć, że nie brał jeńców. Zresztą zamiast czytać moje wrażenia, niech każdy zerknie sobie dzisiaj na dowolne nagranie z Kirkiem. Jak dla mnie tytuł tego krótkiego artykułu nie jest przesadą. Charlie naprawdę zginął jako męczennik wolności słowa. Dla zamachowca nie bez znaczenia mógł być także fakt, że Kirk publicznie deklarował i bronił swojej wiary.
Drogi Charlie, byłeś wiernym jednej ze wspólnot ewangelikalnych, więc nie ma szans, by Kościół katolicki ogłosił cię świętym. Niemniej mam nadzieję, że na sądzie usłyszałeś od Miłosiernego Boga, iż w dobrych zawodach wystąpiłeś i bieg ukończyłeś. Tego ci z całego serca życzę i w tej intencji dzisiaj się pomodlę. O to samo proszę też czytelników.
Spoczywaj w pokoju.
/ab