Ostatni czwartek miesiąca: Przypadek Walasiewiczówny a żonglowanie historią

2025/05/29
Projekt bez nazwy50
Fot. Stanisława Walasiewicz 1938 / Wikipedia / domena publiczna

Szkoła średnia w Polsce jakich wiele, we Wrocławiu uznawana za przeciętną. Tytuł szkolenia nieznany, ogólna treść podana przez dyrekcję: postępowanie w przypadkach szczególnego zagrożenia na terenie szkoły, które ma przedstawić ktoś z policji. Uznajemy, że taki kurs może się przydać, poza tym mamy czas matur pisemnych, zatem w sali wykładowej stawili się prawie wszyscy wychowawcy.

Przed nami staje pan w średnim wieku, przedstawia się jako były negocjator policyjny, obecnie szkoleniowiec. Rozpoczyna swoją prezentację od przeglądu zatrważających statystyk samobójstw wśród polskiej młodzieży. Wszyscy zgadzamy się, że to zjawisko niebezpiecznie nabrało tempa i zatacza coraz szersze kręgi. Jako nauczyciele często czujemy się wobec niego całkiem bezradni i opuszczeni przez specjalistów, czasami podejrzewamy manipulację ze strony niedoszłych samobójców, nigdy nie przechodzimy wobec podobnych aktów z obojętnością. Gdy szkoleniowiec rozwija swój wykład, potakujemy ze zrozumieniem głowami, oczekując konkretnych zaleceń skutecznej reakcji. Wszystko wydaje się na miejscu do czasu, gdy nadchodzi pora szczegółowego przedstawienia przyczyn prób targnięcia się na swoje życie. Wówczas okazuje się, że najczęściej podejmuje je młodzież transseksualna. Co ciekawe, wykładowca od razu otwiera się na dyskusję, która natychmiast dzieli nasze grono na gorących zwolenników tranzycji ratującej życie tym zaniedbanym przez świat jednostkom i przeciwników tej procedury mogącej pochłonąć więcej ofiar niż przynieść ratunek. W pewnym momencie stojący przed nami pan rzuca w sam środek tej wymiany zdań granat. Czy znają Państwo przypadek Stanisławy Walasiewiczówny? Oczywiście!: ta urodzona w USA Polka, która w okresie międzywojennym odnosiła wielkie sukcesy w lekkiej atletyce, okazała się… obojnakiem. Krótko mówiąc, nasza złota i srebrna olimpijka w 1932 i 1936 roku, wielokrotna rekordzistka świata w biegu na różnych dystansach, skoku wzwyż i w dal, rzucie dyskiem, trójboju i pięcioboju, no po prostu maszyna do łomotania przeciwniczek we wszelkich zawodach krajowych i międzynarodowych, dla której najwyższą nagrodą było słuchanie „Mazurka Dąbrowskiego” na berlińskim stadionie w obecności Adolfa Hitlera, okazała się hermafrodytą! Sprawa wyszła na jaw, gdy po tragicznej i przypadkowej śmierci ciało Stanisławy, w USA znanej jako Stella Walsh, poddano sekcji zwłok, a ta wykazała obecność nierozwiniętych pierwszorzędnych cech męskich.

Przypadek niezwykle ciekawy, na szczęście znany. Potem sprawdziłam jedynie, że dziś już za sprawą decyzji wysokiego komisarza ONZ ds. praw człowieka nie używamy pojęcia „obojnactwo”, bo ono jest zarezerwowane dla roślin i zwierząt. Ludzie z cechami obojnaczymi są… interpłciowi. W tym wypadku jednak rzecz nie szła o pojęcia ani nawet o biologię, tylko o powszechną zgodę na zwracanie się do uczniów imionami i zaimkami niezgodnymi z wpisanymi do dokumentów. Zawsze chętny do dyskusji wykładowca nie dał się przekonać, że „interpłciowość”– na potrzeby chwili użyję zamiast słowa obojnactwo – daje obraz kliniczny niezależny od decyzji osoby nią dotkniętej. Pomijając już problem statystyk, Kościół dopuszcza sytuację tranzycji biologicznej, gdy dokonujemy koniecznej korekty ciała, wskazując zasady notowania takich faktów np. w metrykach chrztu, zatem nie jest ona problemem moralnym. Transpłciowość, transgenderyzm, zespół dezaprobaty płci to zaburzenia – ojej! znowu zapomniałam o aktualizacji pojęć! – psychiczne, mające zapewne, jak wszystkie zjawiska, także podłoże biologiczne, ale wszak to nie to samo. Proszę zajrzeć na dowolne strony web promujące prawa osób „trans” i nie będzie wątpliwości. Rozwiązanie problemu tych osób nie należy z całą pewnością do prostych. Dzisiaj nigdzie nie brakuje młodych, którzy od czasu do czasu każą zwracać się do siebie imieniem płci przeciwnej. Czasami im to przechodzi, czasem wychodzą w świat oburzeni na zasady, często są kulturalni i akceptują moją samoobronę, że przecież dla własnego zdrowia psychicznego nie mogę rzeczy nazywać inaczej, niż je widzę, bo zwariuję. Zawsze zadaję sobie to samo smutne pytanie, kto lub co stoi za prawdziwym lub wyimaginowanym problemem zaburzonej tożsamości tego konkretnego dziecka. Niestety polska szkoła „włączająca” nie ułatwia pospieszenia tym młodym ze skuteczną pomocą i odnalezienia trwałego szczęścia.

A ja w przerwie szkolenia szybciutko „wyguglowałam” naszego szkoleniowca: pan okazał się historykiem samozatrudnionym w jednoosobowej firmie coachingowej. Jak łatwo zarabia się na ludzkiej naiwności i jak skutecznie dzieli ludzkie zespoły przeznaczone do tego, żeby ze sobą współpracować! Pozostaje ostatnia nierozwiązana kwestia: czym kierowała się Walasiewiczówna, gdy kazała sprawdzić identyfikację płciową swojej rywalki z igrzysk berlińskich w 1936 r., Helen Stephens?

 

/mdk

CCH 0574 kadr

Anna Sutowicz

Historyk Kościoła, publicystka. Członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#samobójstwo #transpłciowość #transgender #Stanisława Walasiewiczówna #manipulacja #młodzież #zagrożenia
© Civitas Christiana 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej