Rodzina na zakręcie

2013/01/15

Od kilku lat lawinowo rośnie liczba rozwodów i separacji. Czy można byłoby uniknąć wielu rodzinnych tragedii, gdyby małżonkowie pozwolili sobie pomóc? Gdyby szukali tej pomocy u profesjonalistów…?

Fot. Tomasz Gołąb

Liczba rozstających się małżeństw jest niepokojąca. W ubiegłym roku wierność małżeńską przysięgało sobie 207 tys. par. W tym samym czasie 68 tys. małżeństw się rozwiodło, a kolejnych 12 tys. zdecydowały się na separację. Czy rzeczywiście tak trudno dochować małżeńskiej przysięgi? Czy tak trudno razem się starzeć?

Królewicz na bezrobociu

Pracownicy poradni rodzinnych zauważają, że narzeczeni, mimo że coraz później decydują się na małżeństwo, są do niego coraz gorzej przygotowani. Mają zupełnie nierealne wyobrażenia na temat swojej przyszłości we dwoje.

Leszek Talko, MonikaPiątkowska – dziennikarze
– Znani jesteśmy raczej z tego, że nasze życie, małżeństwo to taka wesoła, skoczna historia, ale i nam zdarzyło się być w gabinecie psychoterapeuty. Też przyszły problemy trudne do rozwiązania. O tym, że korzystamy z psychoterapeuty wiedzieli nasi znajomi, ale już trudniej nam się było do tego przyznać starszemu pokoleniu, naszym rodzicom. Oni wtedy myślą, że popełnili błąd, że opowiadaliśmy o nich… To problem najgłębszego wstydu. Ludzie na forach internetowych i w telewizji opowiadają o największych intymnościach, ale zdradzić rodzinne tajemnice: opowiedzieć, jaka była matka, jakie mieliśmy relacje z ojcem, co tak naprawdę dzieje się w tym domu – nadal jest postrzegane jako zdrada. Dlatego tak często widzimy relacje w telewizji z jakiś dramatycznych wydarzeń: matka zabija dziecko, syn – rodziców…, kiedy ich sąsiad przed kamerą mówi: „To była taka porządna rodzina”. Bo my doskonale potrafimy maskować nasze rodzinne dramaty.

– Myślą, że to będzie jak w reklamie: ona rano się budzi, on czeka na nią w kuchni z pachnącą kawą; dzieci zawsze będą grzeczne i uśmiechnięte, a mieszkanie sterylnie wysprzątane… Ale życie ma dla nas bogatsze scenariusze – mówi psycholog rodzinny Małgorzata Kajmanowicz- Fedrych. – Mąż pracuje do wieczora i wraca zmęczony, dzieci hałasują i chorują zawsze nie w porę, żona boi się, że straci pracę, już nie starcza pieniędzy na zagraniczne wczasy… Trzeba w tym wszystkim się odnaleźć, wypracować rodzinny sposób na to, by te drobne i większe przeciwności, nie przygniotły małżonków. A kiedy czujemy, że jednak sobie nie radzimy, szukajmy pomocy u innych.

Szyldy odstraszają

Z badania przeprowadzonego przez TNS OBOP, w ramach Ogólnopolskiego Programu Zmiany Postaw Wobec Psychiatrii, wynika, że Polacy widzą potrzebę wizyty u psychiatry tylko wtedy, gdy istnieje poważne zagrożenie tzn. na przykład w przypadku prób samobójczych. Także specjaliści przyznają, że w Polsce niestety nadal bardzo mało popularna jest wizyta u psychiatry, psychologa, podjęcie psychoterapii…

– Codziennie przechodzę w Krakowie obok szyldu: „Ezoteryka i psychoterapia” i mam ochotę go zrzucić – mówi dr Grzegorz Iniewicz, psycholog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – W Polsce często termin psychoterapia jest rozmyty: kojarzony z czymś niedefiniowalnym, magicznym… Tymczasem psychoterapia to metoda leczenia, poszerzona o coś, co można by nazwać problemem z relacjami z ludźmi. Żeby zacząć mówić o sobie i to rzeczy trudne, trzeba przekroczyć pewną barierę. Psychoterapia nie jest miłą pogawędką, którą prowadzimy leżąc na kozetce. To dotarcie do spraw bolesnych, o których czasami pacjenci woleliby zapomnieć, to także pomoc w innym spojrzeniu na swoje życie, postępowanie, relacje z innymi. Dlatego tak rzadko korzystamy z fachowej pomocy psychologa lub psychiatry, bo często boimy się tej prawdy, szczerości aż do bólu.

– Przekroczenie progu gabinetu terapeutycznego, zwłaszcza jeśli ten gabinet jest w budynku z szyldem „Klinika psychiatrii”, jest aktem niezwykłej odwagi – dodaje krakowska psychoterapeuta Katarzyna Gdowska. – Osoby, które trafiają na terapię, boją się, że dostaną etykietę chorych psychicznie.


Narzeczeni, mimo że coraz później decydują się na małżeństwo, są do niego coraz gorzej przygotowani. Dlatego tak często związki kończą się rozwodem
Fot. Tomasz Gołąb

Rodzice „niegrzecznych” dzieci

Tymczasem wiele małżeństw udałoby się uratować, gdyby w porę, kiedy problemy jeszcze się nie nawarstwiły, skorzystały z pomocy specjalistów. Dr Grzegorz Iniewicz podkreśla jednak, że najczęściej do psychologa lub psychiatry zgłasza się osoba, dzięki której ujawnił się problem w rodzinie. Nierzadko są to dzieci, z którymi są „kłopoty”. Okazuje się jednak, że problem dotyczy całej rodziny i cała rodzina powinna przejść terapię. Rozwiązaniem problemów – zdaniem psychologów – nie jest odcięcie się od nich. Na przykład, odcinanie się dzieci od rodziny, żeby nie uczestniczyć w dotychczasowych problemach, prawie zawsze powoduje, że po latach te dzieci zakładają rodziny z podobnymi problemami.

– W terapii rodzin trzeba się przyjrzeć całemu „rodzinnemu dziedzictwu”. Wzajemnym relacjom do kilku pokoleń wstecz. Zobaczyć te rodzinne uwarunkowania, że zachowujemy się tak, a nie inaczej, że myślimy to, co myślimy… – uważa dr Iniewicz.


Tragedia rozpadającego się małżeństwa najbardziej dotyka dzieci
Fot. Tomasz Gołąb

Katarzyna Gdowska zwraca uwagę na jeszcze jeden problem: rodzice często prowadzą „niegrzeczne” dzieci do psychologów i psychoterapeutów, a ci często nie potrafią poradzić sobie z zaburzeniami. Nie skutkują żadne techniki. Okazuje się, że te objawy były umocowane w systemie rodzinnym, one były poniekąd temu systemowi potrzebne.

– Terapeuta zaś to ktoś, kto pomaga rozwinąć się rodzinie w dialogu: kto go ułatwia, a przy tym zatrzymuje niekorzystne jego aspekty. Terapeuta zada członkom rodziny pytania, których sami by sobie nie zadali – podkreśla Gdowska.

Ilona Łepkowska – scenarzystka
Sama kiedyś korzystałam z terapii, ponieważ uważam, że jeżeli człowiek nie jest w stanie sobie poradzić, to idzie do kogoś, kto mu pomoże. Tak jak idzie się do dentysty leczyć zęby, tak psycholog czy psychiatra pomogą uleczyć duszę. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że takie zachowanie nie jest jeszcze zbyt popularne. Widzę to chociażby przy pisaniu seriali. Kiedy tylko pojawi się wątek, że któryś z bohaterów szuka pomocy u psychologa, dochodzą do mnie głosy oburzenia, że pokazuję kogoś, kto sobie nie radzi. Jako baczny obserwator rzeczywistości, widzę, że nasze rodziny są bardzo zamknięte. W gronie bliskiej rodziny miałam przypadek, że wydawało się, iż małżeństwo jest fantastyczne, że dobrali się, jak dwie połówki tego samego jabłka. Któregoś dnia, dowiedzieliśmy się, że się rozstają – że od wielu lat nic ich nie łączy, że rodzina nie istnieje w sensie uczuciowym, emocjonalnym… Być może można byłoby im jakoś pomóc, być może oni mogli sobie pomóc, gdyby poszukali pomocy u innych.

Gdy mówią: rozwód

Kiedy małżonkowie po raz pierwszy przekraczają próg gabinetu psychologa, mówią, że myślą o rozwodzie, albo że jedna strona chce odejść… Ale jeśli już przyszli do psychologa, to znaczy, że widzą dla siebie szansę, że chcą poszukać tego, co ich jeszcze łączy.

– W terapii często słyszymy słowo: rozwód, ale to nie zawsze oznacza chęć rozejścia się. Czasami małżonkowie używają go zastępczo, jako rodzaj pewnej gry. Chcą w ten sposób powiedzieć: to jest kres mojej siły, już dłużej tak nie mogę… Terapeuta może pomóc małżonkom w robieniu małżeńskich porządków – mówi Kajmanowicz-Fedrych.

A porządki różnie się kończą… Czasami ludzie decydują się na rozstanie. Rozwód jest jednak zawsze porażką, bo terapia małżeńska jest podejmowana wtedy, gdy małżonkowie próbują coś zrobić, uratować swoje małżeństwo i rodzinę.

 

Joanna Jureczko-Wilk

Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2006.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej