
Wypowiedź wiceprezydenta J.D. Vance’a o tym, że istnieje porządek miłowania (ordo caritatis, także określany mianem ordo amoris) – w pierwszym rzędzie swoich najbliższych, potem własnego kraju, a na końcu reszty świata – wywołała spory, szczególnie z tego względu, że ówczesny kard. Robert Prevost, który trzy miesiące późnej stał się papieżem, umieścił na swojej stronie internetowej artykuł krytykujący tę postawę.
Od ogółu do szczegółu
W odpowiedzi na skierowane do Niego pytanie, które przykazania są największe, Chrystus jasno powiedział, że na miłości Boga i bliźniego „opiera się całe Prawo i Prorocy (Mt 22, 36-40)”. Co więcej, w innym miejscu św. Mateusz przekazał nam nakaz miłowania nieprzyjaciół, bo mamy stawać się doskonali, tak jak doskonały jest nasz niebieski Ojciec (Mt 5, 43-48). Zatem doktryna jest oczywista, podziałów na „bliższych” i „dalszych” bliźnich być nie może. W bardzo zwięzły sposób sprawę tę przedstawia Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK) – jesteśmy wszyscy wezwani do zaprowadzenia braterstwa „w prawdzie i miłości. Miłość bliźniego jest nieodłączna od miłości Boga (KKK 1878)”. Niemniej, jak zwykle, szkopuł tkwi w szczegółach. Przecież ów nakaz miłości, włącznie z nieprzyjacielem, nie oznacza na przykład zakazu działania w obronie własnej i spowodowania uszczerbku na zdrowiu, a nawet niezamierzonego pozbawienia życia napastnika.
W KKK znajdujemy wskazówki, jak wcielać w życie postulat miłości bliźniego. Istnienie państwa, czyli organizacji zrzeszającej przedstawicieli pewnej społeczności, odpowiada „naturze człowieka” i jest dla „niego konieczne” (KKK 1882). Co więcej, doktryna katolicka postrzega państwo jako instytucję, która nie tylko winna szanować osobę ludzką jako taką (KKK 1907), ale też ma stać na straży dobra wspólnego, które „domaga się dobrobytu społecznego i rozwoju społeczności (KKK 1908)”. Dobro wspólne wymaga, „by władza przy użyciu godziwych środków zapewniała bezpieczeństwo społeczności i jej członkom (KKK 1909)”, bo „do państwa należy obrona i popieranie dobra wspólnego społeczności cywilnej, obywateli i instytucji pośrednich (KKK 1910)”. Zatem z jednej strony Kościół głosi ideał, do którego mamy dążyć (braterstwo pomiędzy ludźmi i nawet miłość nieprzyjaciół), ale z drugiej uznaje rzeczywistość tego świata (podział na państwa, które w pierwszym rzędzie mają bronić dobra wspólnego danej społeczności).
Chrześcijaństwo jest konkretne
W tym stanowisku nie ma żadnej sprzeczności czy obłudy. Chrześcijaństwo to nie jest jakaś utopijna doktryna, ale recepta, jak w tym świecie osiągnąć zbawienie. Kościół nie może zaprzestać głoszenia Ewangelii (i to właśnie uczynił kard. Prevost, publikując link do wspomnianego artykułu), ale z drugiej jest świadom, że chwalebne cele (w naszym przypadku braterstwo narodów) przypuszczalnie na tym świecie nie będą osiągnięte. Zadaniem katolickich polityków jest maksymalne przybliżanie rzeczywistości do ideału nakreślonego przez Chrystusa, ale jednocześnie musimy pamiętać, że procesy polityczne nie toczą się w układzie zero-jedynkowym – wszystko albo nic. Praktyka wykazuje, że szczególnie w systemach demokratycznych istniejące prawo i praktyka rządzenia są wypadkową gry wielu sił. Podobnie mają się sprawy na scenie międzynarodowej, stąd katechizm nadaje państwu „prawo do słusznej obrony osobistej i zbiorowej (KKK 1909)”.
Wypowiedź J.D. Vance’a dotyczyła dyskusji na temat migrantów. Wiceprezydent podkreślał, że obowiązkiem amerykańskich władz jest w pierwszym rzędzie dbałość o dobro własnego narodu, a dopiero później o dobro obcych. Krytycy wiceprezydenta zupełnie pomijają to, że swą wypowiedź zakończył stwierdzeniem, iż wielu skrajnych lewicowców całkowicie odwróciło ten porządek. W okresie rządów administracji J. Bidena Stany Zjednoczone utrzymywały politykę „otwartych drzwi”, w wyniku czego przybyły tam miliony migrantów i opieka, jaką ich otoczono, przekraczała to, czego mogliby oczekiwać amerykańscy obywatele, gdyby znaleźli się w poważnych kłopotach. Dla wielu ludzi lewicy migrant jest „lepszy” od współrodaka, z którym toczy spór polityczny. Ta niesprawiedliwość była właśnie głównym punktem, na który chciał zwrócić uwagę J.D. Vance.
Nazwać rzeczy po imieniu
Zwolennicy polityki „otwartych drzwi” wymiennie traktują słowa „uchodźcy” i „migranci”, w ten sposób dokonując oczywistej manipulacji, bo nie każdy migrant jest uchodźcą, czyli osobą, która z jakichś bardzo ważnych przyczyn opuszcza swój rodzimy kraj. W przypadku imigracji do USA ten fakt stał się oczywisty w trakcie ostatnich miesięcy. Po objęciu władzy przez Donalda Trumpa rzeka migrantów „wyschła” w ciągu kilku tygodni. Gdyby ci ludzie rzeczywiście stali w obliczu strasznych zagrożeń, włącznie z utratą życia, to zakazy nowej władzy by ich nie powstrzymały przed podejmowaniem ryzyka przedostania się do USA. Tymczasem byli to migranci, którzy po prostu pragnęli poprawy swego bytu. Z wyjątkiem Wenezueli i Haiti, we wszystkich państwach Ameryki Łacińskiej, skąd tłumnie przybywali migranci, panują systemy demokratyczne i obywatele nie stoją w obliczu ciężkich prześladowań. Podobnie nie miały tam miejsca kataklizmy, a sytuacja gospodarcza nie jest zła.
W katechizmie jest także poruszona sprawa uchodźców – podkreślmy, uchodźców, a nie migrantów. Autorzy mówią o „jedności rodziny ludzkiej i równej godności naturalnej każdej osoby” i z tego „rodzi się powszechne dobro wspólne”, które, tak jak w przypadku poszczególnego narodu, domaga się „organizacji wspólnoty narodów zdolnej «zaradzać różnym potrzebom ludzi (…) jak i w pewnych specjalnych sytuacjach mogących tu i ówdzie występować (…) zaradzenia biedzie uchodźców rozproszonych po całym świecie (…) wspomagania emigrantów oraz ich rodzin (Sobór Watykański II, konstytucja Gaudium et spes, 84)» (KKK 1911)”. Owszem, istnieje powszechne dobro wspólne, ale ten fakt nie przekreśla istnienia dobra poszczególnych społeczności (narodów) i każde państwo ma obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa swym obywatelem. Tymczasem w okresie rządów J. Bidena kontrola granic była ograniczona do minimum. Migranci byli rejestrowani i wpuszczani na obszar Stanów Zjednoczonych, a ich sprawy imigracyjne miały być rozstrzygane przez sądy, co oczywiście mogło trwać wiele lat. Z czasem okazało się, że wśród migrantów były osoby skazane za ciężkie przestępstwa w rodzimych krajach.
Kwestia balansu
Migracja do USA to był świetnie zorganizowany proceder, migranci poruszali się w liczących tysiące ludzi „karawanach”. Z tego procederu ogromne zyski czerpało podziemie gospodarcze. Z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia w Europie. Wiadomo, że za przerzut do europejskiej „ziemi obiecanej” migranci płacą tysiące euro. Zatem w przytłaczającej większości nie mamy do czynienia z ludźmi żyjącymi w skrajnej nędzy.
W tak krótkiej wypowiedzi nie sposób omówić wszystkich aspektów tego zagadnienia. Niemniej wypada podkreślić, że osoby broniące prawa do nieskrępowanej migracji czynią milczące założenie, iż każdy migrant jest osobą o kryształowym charakterze. Jest to błędne założenie, czego dowodzi na przykład całkowita zmiana nastrojów za naszą zachodnią granicą. Dekadę temu bezceremonialnie pouczano nas o zaletach Willkommenskultur, zaś dziś na granicach obowiązują tam ścisłe kontrole. Dobro wspólne danej społeczności wymaga także pewnej spójności poglądów w podstawowych sprawach. Multi-kulti to jest piękna idea, ale w praktyce mamy z tym spore kłopoty, bo przybysze niekoniecznie przyjmują fundamentalne wartości obowiązujące w społeczności, w której się osiedlają.
Katolicka doktryna jest w swej istocie uniwersalistyczna, głosi równość wszystkich ludzi i nakazuje ich miłowanie. Jednocześnie Kościół realistycznie podchodzi do spraw politycznych i uznaje istnienie państwa za konieczne i odpowiadające naturze człowieka. Leon XIV ma obowiązek bronić idealistycznego podejścia do sprawy migrantów, ale J.D. Vance, jako polityk, musi brać pod uwagę ograniczenia wynikające z niedoskonałości tego świata. Naszym zadaniem jest dokładanie starań, by praktyka była najbliższa ideałowi powszechnego braterstwa, ale konieczna jest też świadomość, że na tym świecie stan doskonały może nie być osiągnięty.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 3/2025
/mdk