Z. Połoniewicz: Nie ma powodów do świętowania

2022/02/18
europe gdfd41c675 1920
Źrodło: pixabay.com

Bezgłośnie minęło wspomnienie daty 26 listopada 1991 roku, kiedy to Polska została przyjęta do Rady Europy. Jeszcze wtedy uważaliśmy, że w rodzinie państw europejskich będziemy traktowani jako partnerzy. Równi pośród równych. Niestety, 17 lat po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej wszelkie nadzieje rozwiały się: jesteśmy traktowani jak obywatele drugiej kategorii. I nic nie wskazuje na zmianę. Wręcz przeciwnie.

 

Lata polityki na kolanach rządów lewicowo-liberalnych, polityki (anty)historycznej polegającej na nieustannym biciu się w piersi za rzekome polskie grzechy (polityka wstydu), prowadzonej przez kolejne ekipy zrobiły swoje. Nadzieja na przełom powoli zaczęła powracać do Polski dopiero od 2015 roku. Z wielkim trudem. Dziś prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki potrafią odpowiadać lewackim komisarzom z UE na wciąż stawiane zarzuty o łamaniu praworządności czy o rozpoczętej reformie polskiego systemu sądownictwa. Jednakże wolno mielą młyny historii. Od rozpoczęcia procesu integracji europejskiej znaczna część Polaków zdecydowanie opowiedziała się m.in. za zachowaniem prawa do samodzielności w decydowaniu o sprawach wewnętrznych oraz za kultywowaniem własnej tożsamości narodowej i kulturowej.

Tymczasem... Unia Europejska od samego początku stanowi zagrożenie dla naszej tożsamości narodowej i religijnej, choć Traktat Amsterdamski (art. 6/F pkt 4) gwarantuje jej respektowanie. Nic bardziej mylnego. Od rozpoczęcia procesu integracyjnego byliśmy oszukiwani, ukrywano przed nami prawdę o faktycznych zamiarach lewackich twórców UE w dzisiejszym kształcie. Na wspomniany artykuł należy  bowiem (jak i na ogół przepisów UE) spojrzeć w całości. Gdy to uczynimy, zobaczymy, że rozdzielono w nim pierwiastek katolicki, który ukształtował naszą tożsamość narodową od świeckich i masońskich idei, które legły u podstaw dzisiejszych zasad demokracji oraz poszanowania swobód. Ale tożsamość narodową zaledwie się respektuje (pkt 3 Traktatu), a o zasadach świeckich mówi się, że na nich oparta jest Unia (pkt 1). To przecież oczywiste propagowanie ateizmu. Unia będzie więc przede wszystkim bronić tych zasad (i skutecznie broni), na których jest oparta, a nie na tych, które ma co najwyżej respektować! Takie ostrzeżenie mamy zawarte w ostatnim 4 punkcie tego artykułu: Unia zapewnia sobie środki konieczne do osiągnięcia swoich celów i prowadzenia swoich kierunków działania.

Natomiast w unijnym „Oświadczeniu o statusie kościołów i organizacji niewyznaniowych” Kościołowi katolickiemu przyznaje się takie samo miejsce i prawa, co dowolnemu ruchowi pseudo-religijnemu czy „organizacjom filozoficznym i niewyznaniowym (vide: masonerii)”. Klauzula Kościelna mówi wprawdzie o przestrzeganiu statusu kościołów, ale nie została ona włączona do Traktatu Członkowskiego, lecz otrzymała status Oświadczenia Międzynarodowej Konferencji w Amsterdamie i tym samym jest dokumentem niższej rangi niż sam Traktat. To na tym tle rozgrywała się unijna batalia o pominięcie Invocatio Dei w unijnej konstytucji. W marcu 2000 roku na Zjeździe Gnieźnieńskim niemiecki prezydent Johannes Rau oznajmił, że Unia nie potrzebuje dziś „chrześcijańskiego parasola” dla zjednoczenia kontynentu. Wszelkie bezpośrednie odwołanie do religii, a zatem i do chrześcijaństwa, usunięto też z Karty Europy, co nasz Wielki Rodak św. Jan Paweł II Wielki uznał za akt ahistoryczny i wręcz obraźliwy! 

Jakie w praktyce wynikają z tego konsekwencje? Co serwują nam dziś rozzuchwaleni lewaccy unijni biurokraci całkowicie oderwani od rzeczywistego świata ludzi pragnących żyć  w naturalnym porządku moralnym? Przypatrzmy się więc zagrożeniom, jakie od założeń/początku Unia Europejska niesie dla etyki i moralności chrześcijańskiej. Bo tylko takie, niestety, zachodzą z przedstawionych zapisów tzw. prawa unijnego. Wiele krajów UE dawno już wprowadziło prawo uznające związki homoseksualne (pederastów lub lesbijek) za legalne małżeństwa lub zalegalizowały konkubinat którym przysługują takie same prawa i przywileje jak małżeństwu mężczyzny i kobiety. To po pierwsze. Po drugie, w kilku krajach przyznano im też prawo do adopcji, gdyż ma to być „szansą dla sierot na normalne życie w rodzinie”. Arcykuriozum wymyślone przez unijnych hipokrytów! Wysoko podnoszące ciśnienie Polakom. Ale to nie wszystko. Powiedzieliśmy już, że wartości chrześcijańskie  nie liczą się dla UE. O wiele ważniejsza jest naczelna zasada-wytrych o zakazie wszelkiej dyskryminacji, także ze względu na orientację seksualną (art. 21 Karty Praw Podstawowych). Wyższość prawa unijnego nad naszymi wewnętrznymi ustawami już spowodowało, że takich samych praw domagają się polscy homoseksualiści przed Trybunałem Europejskim. Może więc tak się stać, że polskie adoptowane dzieci mogą mieć w przyszłości dwóch tatusiów lub dwie mamusie. Tylko co ich czeka w osobistym życiu? Jaki los zostanie im zgotowany? Trudno to nawet sobie wyobrazić... A wszystko w imię unijnych założeń inżynierii społecznej i zakazu wszelkiej dyskryminacji.

Ale jest jeszcze bardziej kuriozalnie. W Unii obowiązuje prawo o wolnym przepływie usług medycznych i swobodnym dostępie do nich, a właśnie do „usług medycznych” zalicza się w Unii aborcję, czyli zabijanie dzieci nienarodzonych. Zakaz aborcji jest w wyalienowanym świecie unijnych urzędników traktowany jako ograniczanie dostępu kobiet do konkretnej usługi medycznej. Rodzimi „totalsi” coraz natarczywiej domagają się od pewnego czasu złagodzenia naszej ustawy aborcyjnej, wprowadzenia aborcji na życzenie. Obecny system prawny w Polsce jest dla nich pogwałceniem zasady wolnego przepływu usług medycznych.

Tak oto unijna, wspomniana już świecka zasada przestrzegania praw człowieka wzięła górę nad katolickim sprzeciwem wobec łamania praw ludzi jeszcze nie narodzonych. I jest to tylko jeden z bardziej charakterystycznych przykładów na rzekome respektowanie przez Unię naszego światopoglądu. I rzekomej praworządności!  Praworządności, której mając pełne usta biurokraci z Brukseli rzucają w nas oskarżeniami o rzekomym ich łamaniu. Swoje cele i założenia UE realizuje dziś poprzez narzucanie nam swojego prawodawstwa lub poprzez wykazywanie w Trybunale Europejskim, że prawa wspólnotowe mają wyższość nad krajowymi.

A to wciąż nie wszystko. Nie można pominąć eutanazji, czyli dobijania starszych i chorych ludzi. Jak dotąd eutanazja dopuszczona jest w dwóch „przodujących” krajach UE – Belgii i Holandii. W gruncie rzeczy jest pomaganiem drugiej osobie w popełnieniu samobójstwa, co normalnie jest karalne i moralnie naganne. Z całą pewnością proceder ten jest sprzeczny z nauką chrześcijańską, a zwłaszcza z katolickim nauczaniem o wartości cierpienia.

Proceder zabijania starszych i chorych ludzi ma też drugą, podłą stronę i czysto finansową. Podtrzymywanie bowiem przy życiu osób nieuleczalnie chorych i w podeszłym wieku stanowi spory koszt dla funduszy opieki zdrowotnej oraz towarzystw ubezpieczeniowych i emerytalnych. Nieznane są kulisy batalii o zalegalizowanie eutanazji, lecz nie można wykluczyć nacisku tych instytucji finansowych. Zasłoną dymną dla zwykłych obywateli UE mają tu być znowu szeroko rozumiane „prawa człowieka”, a więc i jego prawo do wyboru momentu śmierci. A to oznacza już wchodzenie w kompetencje samego Boga. Tak, jak i w przypadku zabijania nienarodzonych, także i tu „wolność” bierze górę nad moralnością, a prawo do zabijania przedkładane jest nad prawo do życia.

Nie można nie dopowiedzieć, że od dawna dominujące w strukturach UE lewactwo chce sprowadzić Kościół katolicki do poziomu kolejnej organizacji charytatywnej, która ma budować szkoły (ale w nich nie nauczać), sierocińce, domy dla matek, szpitale w Afryce czy studnie na pustyni, natomiast w kwestiach moralności, etyki czy polityki wobec rodzin i rodzicielstwa ma milczeć. Coraz bardziej więc pragniemy, aby w tej i w innych omawianych tu kwestiach jasno i stanowczo wypowiedziała się hierarchia Kościoła katolickiego w Polsce. Bo „świeckie zasady” UE oznaczają także szturm ideologów gender na polskie szkoły, przedszkola i samorządy, czyli inaczej mówiąc – realizowane przez nich programy wulgarnej edukacji seksualnej. Ale to również niedawne próby przedstawienia w polskim parlamencie przez posłów z klubu Lewicy zideologizowanego projektu ustawy przewidującego zniesienie obowiązku oznaczania płci w karcie martwego urodzenia i w akcie urodzenia martwego dziecka. Trzeba jeszcze więcej przykładów, aby uzmysłowić sobie ogromne zagrożenie płynące ze strony upadłej moralnie UE?...  

Kończę „jubileuszowe” reminiscencje pytaniem: czym zatem jest dziś i do czego służy UE? To ważne pytanie. Dokąd podąża ze swym szaleństwem? Tak naprawdę nie ma powodu do świętowania wspomnianych na początku rocznic i słusznie, że nie pisze się o powszechnym wstydzie w obrzydliwym klimacie takich jubileuszy.

Zbigniew Połoniewicz

/ut

Zbigniew Poloniewicz kwadrat

Zbigniew Połoniewicz

Przewodniczący Białostocko-Olsztyńskiego Oddziału Okręgowego Katolickiego Stowarzyszenia "Civitas Christiana". Teolog, publicysta. 

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Europa #kwartalnik Civitas Christiana
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej