Benedykt XVI, jako Pontifex ćwierka na Twiterze. Ta wiadomość zelektryzowała opinię publiczną na całym świecie. „Papież popularniejszy od Justina Biebera” – skoro głowa Kościoła zyskała większe zainteresowanie niż gwiazdor muzyki pop, to naprawdę musi być dobrze. Komentującym ucieka jednak kilka faktów, które wcale nie nastrajają pozytywnie na przyszłość.
Pierwszym jest to, że Ojciec Święty zagościł w najpopularniejszym serwisie mikroblogowym dopiero w grudniu 2012 r. Śmiechem żartem można przywołać książkę Thomasa Woodsa „Jak Kościół Katolicki zbudował Cywilizację Zachodnią”, w której możemy znaleźć przykłady tego jak w średniowieczu chrześcijanie byli pionierami rewolucji naukowej i technologicznej. Współcześnie mamy odwrotną sytuację, zamiast być awangardą, Kościół tworzy ariergardę w sektorze nowych technologii.
Jeszcze kilka lat temu w mediach zagranicznych określano Polskę mianem „Popeland” („kraj papieża”). Dziś można powiedzieć z niepokojem, że katolicyzm jest mało popularny wśród młodych Internautów. Skąd to wiadomo? Z Facebooka.
Facebook (FB) to największy na świecie portal społecznościowy skupiający ponad miliard ludzi na całym świecie. Ze względu na swoją wielkość jest to świetny miernik nastrojów społecznych. Każdy użytkownik poza nawiązywaniem znajomości, może wyrażać swoje poparcie dla osób, firm, instytucji i idei. Wystarczy, że kliknie przycisk „Lubię to”, a stanie się fanem. W Polsce FB jest jednym z trzech najczęściej odwiedzanych portali. Korzysta z niego ponad 9 milionów internautów, z czego ponad 4 miliony użytkowników w wieku 13-23 lata.
Największą popularnością na polskim FB cieszą się portale z zabawnymi, często jednak wulgarnymi obrazkami, to jest Demotywatory i Kwejk. Każdy z nich ma ponad 1 000 000 fanów. Wysoką pozycję w rankingu ma także fanpage Kuby Wojewódzkiego. Kontrowersyjny celebryta, którego trudno uznać za przyjaciela Kościoła katolickiego, zyskał ponad 950 000 fanów. Ogromną popularnością wśród użytkowników cieszą się również marki komercyjne.
Do największych fanpage o profilu katolickim należy strona „Wierność jest sexy!” z wynikiem ponad 30 000 fanów. Jeszcze więcej, bo aż 49 000 fanów zgromadziła kampania społeczna „Nie wstydzę się Jezusa”. To czyni ją liderem wśród inicjatyw katolickich. Również Jezuici wiodą prym – przygotowali fanpage FaceBóg (47 000 fanów), który systematycznie zyskuje popularność. Jego zasada jest podobna do największych polskich fanpage typu Kwejk: można dodawać śmieszne obrazki z Internetu. W tym przypadku zamiast wulgarnych, pojawiły się treści ewangelizacyjne.
Najpopularniejszym portalem katolickim jest Deon.pl, który ma ponad 22 000 fanów. Jak przyznaje Artur Demkowicz SJ twórca Deon.pl: –Trudno zbierać „lajki”. Użytkownicy nie chcą się angażować w projekty. Mimo to, udało nam się w sumie zebrać kilkadziesiąt tysięcy użytkowników wokół Deona, faceBoga i „Biblii nie do zdarcia”. Na FB coś jest trendy, albo nie, moim zdaniem Deon jest trendy.
Przedstawicieli hierarchicznego Kościoła trudno znaleźć w największym portalu społecznościowym. Chlubnym wyjątkiem są biskupi: Abp Józef Michalik, Abp Henryk Hoser oraz Bp Marek Solarczyk, którzy dzielą się swoimi przemyśleniami oraz informują o ważnych inicjatywach w swojej diecezji. Katolicką gwiazdą jest ks. Piotr Pawlukiewicz, którego kazania polubiło już ponad 26 000 użytkowników FB. Najbardziej zaangażowanym księdzem jest z kolei ks. Artur Stopka, który oprócz fanpage prowadzi także kilka blogów. Jak mówi ks. Artur Stopka: -Internet jest nowym elementem naszej rzeczywistości, realnym elementem, o wciąż rosnących możliwościach, jeśli chodzi o sferę komunikacji międzyludzkiej, ale też o coś więcej. Jest to nowa przestrzeń, jak mówi Benedykt XVI, nowy kontynent, gdzie żyją ludzie. A skoro tak, no to nie może on leżeć odłogiem jeśli chodzi o opowiadanie ludziom o Jezusie Chrystusie, o zbawieniu, o tym, że Bóg nas kocha.
W porównaniu do wymienionych wcześniej rozrywkowych stron, jest to jednak ciągle mało.
Stąd pytanie, jeśli w Polsce ponad 90% Polaków deklaruje się, jako katolicy, a 40% bierze udział w praktykach religijnych, to, dlaczego nie widać tego w najbardziej topowym portalu internetowym?
Jeśli z tak ogromnej grupy ludzi największą popularnością cieszą się marki komercyjne, portale z treściami zahaczającymi o erotykę i słynny ateista, to warto postawić sobie uczciwie pytanie o stosunek młodych Polaków do polskiego Kościoła. Sygnał jest jasny, polska młodzież nie jest zainteresowana inicjatywami katolickimi i nie chce publicznie deklarować związku z nimi. To czerwony alarm dla hierarchów.
Ci, których nie ma na Facebooku, ani w Internecie mogą brać przykład z inicjatyw na FB i poza nim. Inspirująca jest postawa siostry Małgorzaty Chmielewskiej, przełożonej Wspólnoty Chleb Życia. To wzór tego, jak przy małych kosztach można wykorzystać potęgę Internetu. Ma już ponad 1000 fanów i aktywnie uczestniczy w życiu portalu, jednocześnie prowadzi bloga. Czytelnik może przeczytać o codziennych sprawach wspólnoty, a także skorzystać ze skrzynki intencji modlitewnych, gdzie znalazło się już 300 próśb o modlitwę. Siostra zorganizowała nawet specjalne rekolekcje dla blogowiczów. By zdobyć środki na działalność Fundacji, Siostra założyła sklep internetowy: SkarbyPrababuni.pl, w którym sprzedaje produkty swoich podopiecznych. Oficjalna strona Fundacji dostarcza informacji o Wspólnocie, a także służy, jako kanał wsparcia finansowego. Strona zintegrowana jest z internetowymi kanałami płatności elektronicznych, dzięki czemu wystarczy tylko wejść na stronę i przelać odpowiednią kwotę. Tak powinny wyglądać także inne strony katolickich fundacji i stowarzyszeń.
Innym pozytywnym przykładem jest ks. Jan Wierzbicki, proboszcz parafii św. Wojciecha w Białymstoku. Jako jeden z nielicznych proboszczów w Polsce założył fanpage parafialny. Dzięki codziennym aktualizacjom można na nim znaleźć bieżące informacje z życia lokalnej wspólnoty. Ks. Wierzbicki przez wiele lat prowadził katolickie programy w regionalnych mediach, stąd świadomość wagi mediów elektronicznych. Taki przykład trzeba stawiać za wzór do naśladowania, szczególnie, że w dalszym ciągu zbyt wiele parafii nie ma nawet strony internetowej. A nawet, jeśli ma, często są to strony zrobione „po kosztach”, a przez to mało atrakcyjne. Miłą odmianą jest kościół akademicki św. Anny, którego rektor ks. Jacek Siekierski na nowej stronie postanowił dodać wiele udogodnień m.in. licznik czasu do najbliższej Mszy Świętej, wirtualną mapę dojazdu oraz informację o dogodnym połączeniu komunikacyjnym z dowolnego miejsca miasta.
Duże zaniedbanie Kościoła to zamknięcie się na „swoim podwórku”. Na czym ono polega? Robimy coś tylko w ramach danej parafii, organizacji, nie zapraszamy do współpracy innych. Jest to globalny problem Kościoła. Mimo że jest największą organizacją na świecie, nie widać tego w sieci internetowej. Rzucało się to w oczy w czasie Światowych Dni Młodzieży w Madrycie. Z jednej strony stworzono ciekawą aplikację na Facebooku, z drugiej jednak zupełnie pominięto portal xt3.com stworzony przez Australijczyków na poprzednie ŚDM. Podejście „to, co poza naszą diecezją, nas nie interesuje” nie jest także obce w ojczyźnie nowych technologii, czyli USA. Dobre projekty ewangelizacyjne z Ameryki nie są eksportowane do Europy i innych krajów. Systematycznie odbywająca się konferencja „Catholic New Media Conference”, jest adresowana tylko do katolików amerykańskich. Pewną nadzieję wzbudził międzynarodowy szczyt blogerów w Watykanie (odbył się on po uroczystościach beatyfikacyjnych Jana Pawła II), nie widać jednak żadnej wizji kontynuacji.
Zarówno w polskim jak i w globalnym Kościele brakuje miejsca dla specjalistów branży interaktywnej. Stworzenie przestrzeni dla ekspertów nowych mediów, pozwoliłoby się poznać, wymienić doświadczeniami, rozwinąć nowe narzędzia, a więc zoptymalizować cyfrową ewangelizację.
W Polsce brakuje także inicjatyw typu konkurs na najlepszą stronę szkoły katolickiej lub o tytuł katolickiego blogera. Zaniedbaniem jest niewykorzystywanie istniejących już i powszechnie dostępnych narzędzi. Ilu szefów katolickich projektów, choć raz przeprowadziło kampanię reklamową na Facebooku lub w Google? Nawet niskie kwoty pozwalają na wyświetlanie reklam tysiącom internautów. Jak mówi ks. Artur Stopka: –Internet daje pole do eksperymentowania i próbowania różnych nowości w sferze szukania form głoszenia Ewangelii i dawania świadectwa. To jest po prostu ciekawe. Można stosunkowo niewielkim nakładem sił i środków podejmować bardzo różne inicjatywy, próby, sprawdzać pomysły.
Jeśli zarówno hierarchowie jak i laikat nie zrozumieją tego, jak wiele im umyka, to za kilka lat sytuacja z przestrzeni wirtualnej przeniesie się do rzeczywistości realnej. Niska popularność z Internetu przełoży się na drastyczny spadek uczestnictwa w praktykach religijnych. Katolicy i poganie w Internecie czekają na nowych cyfrowych ewangelizatorów.
Karol Wyszyński