
Wraz z mężem i przyjaciółmi zwiedzamy tej jesieni Asyż. Dla nas wszystkich to pierwsza wizyta w tym niedużym mieście – i od razu znajdujemy się pod jego urokiem. Zachwyca nas średniowieczna architektura, widok na dolinę, żółto-różowa poświata, która – dzięki użyciu do budowy różowego kamienia z góry Subasio – rozświetla wąskie uliczki, oraz czystość i porządek, wcale nie tak częste we włoskich miastach. W tym kamiennym miasteczku nie brakuje też zieleni – drzewa i krzewy rosną tu jakby na przekór skąpości miejsca, a mieszkańcy ozdabiają wejścia i mury donicami kwitnących roślin. Apartamenty mamy wynajęte w historycznym centrum, więc mieszkamy, spacerujemy, zwiedzamy, robimy drobne zakupy i jemy posiłki otoczeni tym urzekającym pięknem od rana do nocy.
Kraina pełna świętości
O tym, że warto odwiedzić Asyż, słyszałam wcześniej od wielu osób. Czytałam też o tym. Jednak zobaczyć na własne oczy to zupełnie co innego, niż oglądać nawet najpiękniejsze zdjęcia i czytać najlepsze opisy. Miasto, leżące na zachodnim zboczu Monte Subasio, jest nierozerwalnie kojarzone z postaciami świętych Franciszka i Klary, którzy rozsławili je na cały świat. Asyż leży w Umbrii, nazywanej bez żadnej przesady „ziemią świętych” – stąd pochodzą św. Rita, bliźnięta Benedykt i Scholastyka, Rufin, Walenty oraz wielu innych świętych i błogosławionych. Warto tu wspomnieć choćby bł. Marię Teresę Fasce, pochowaną w podziemiach bazyliki w Cascia, która rozprzestrzeniła kult Rity na cały świat, czy bł. Jakobinę Settesoli – przyjaciółkę i naśladowczynię św. Franciszka, autorkę jego jedynego wykonanego za życia portretu, pochowaną – o czym mało kto wie – vis-à-vis jego grobu.
Od 2020 roku, a nawet wcześniej, Asyż stał się celem pielgrzymek do miejsca spoczynku pierwszego milenialsa wyniesionego do chwały ołtarzy. Mowa oczywiście o Carlu Acutisie, 15-latku z Mediolanu, którego losy są splecione z miastem św. Franciszka. Rodzina Carla ma tu do dziś swój drugi dom, a on znał jak własną kieszeń każdą uliczkę w miasteczku i ścieżki w pobliskich lasach. Kiedy w 2006 roku białaczka odbierała mu życie, zażyczył sobie być pochowanym na asyskim cmentarzu – i stało się tak w rok po jego śmierci. W związku z procesem beatyfikacyjnym ciało Carla zostało ekshumowane i od 2019 roku jest wystawione w przeszklonym sarkofagu w kościele Matki Bożej Większej przy Piazza del Vescovado. To właśnie osoba Carla przesądziła o tym, że zapragnęłam odwiedzić Asyż i namówiłam na tę wyprawę męża oraz przyjaciół.
Ścieżkami Carla Acutisa
Przechodząc przez centralny plac miasta – Piazza del Comune – dostrzegamy bezdomnego mężczyznę, siedzącego pod pamiętającym I wiek portykiem kościoła NMP, zwanego Santa Maria sopra Minerva. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, chociaż nie spotkaliśmy tu innych bezdomnych, gdyby mężczyzna nie miał na kolanach sporego laptopa, na którego ekranie z uwagą coś oglądał lub czytał. Uśmiechamy się do siebie, a do mnie z opóźnieniem przychodzi myśl, że Carlo od razu by do niego podszedł i wybadał, czy nie brak mu przypadkiem jedzenia albo śpiwora do spania. A potem, w porozumieniu z rodzicami, zorganizował potrzebną pomoc.
Jak opowiada w książce Tajemnica mojego syna matka Carla – Antonia Salzano Acutis – duchowość franciszkańska zawsze była bliska jej synowi. Obu łączyła miłość do natury, która zdaniem Carla, stanowiła odbicie miłości Boga do człowieka. Carlo kochał wędrówki po lasach i górach okalających Asyż. Jak wspomina matka: „podczas spacerów często tworzył krzyże z patyków i wbijał je w ziemię. Lubił myśleć, że ktoś przypomni sobie dzięki temu o Jezusie, który z miłości do ludzi umarł na krzyżu”. Latem, podczas wędrówek po umbryjskich wzgórzach, chłopak zbierał śmieci, uzbrojony w rękawice i specjalny chwytak, a kiedy udawali się na miejskie kąpielisko, ratował owady, które wpadły do wody. Kochał zwierzęta. Miał cztery psy i dwa koty – wizerunki niektórych z nich są umieszczone nad jego sarkofagiem. To z psami Acutisów związana jest niezwykła historia, jaka wydarzyła się w Asyżu. Kiedy w grudniu 2000 roku, podczas wieczornego spaceru, psy zostały spuszczone ze smyczy na skwerze obok kościoła św. Piotra, to – nie znając terenu – przeskoczyły przez niski murek, będący w rzeczywistości 15-metrową ścianą oporową, i spadły. Wszyscy myśleli, że to ich koniec, tylko Carlo modlił się o ratunek dla swoich pupili. Kiedy rodzina zeszła na dół ulicy i znalazła się u stóp muru, to jak wspomina Antonia: „widok psów, które – tryskając zdrowiem – merdały ogonami, wprawił nas w osłupienie. (…) Tego samego dnia usłyszałam wewnętrzny głos, który powiedział: Jezus ocalił je dla Carla”.
Asyż Carla to też kościółek św. Sebastiana – niedaleko domu Acutisów – gdzie chłopiec często chodził się modlić. Z pewnością niejednokrotnie uczestniczył tu we mszy świętej i przyjmował Eucharystię, gdyż czynił to codziennie.
Doświadczenie wiary
Kiedy w 2020 roku, po beatyfikacji, odsłonięto na stałe grób Carla w kościele Matki Bożej Większej, ówczesny ordynariusz diecezji abp Domenico Sorrentino wyraził ufność, że ci, którzy przyjdą modlić się przy nim, „otworzą się na światło Ewangelii i przeżyją głębokie doświadczenie wiary”. Kiedy my po raz pierwszy stajemy przy przeszklonym sarkofagu, uderza mnie liczba kobiet – sądząc po wieku, matek nastoletnich i dorosłych dzieci – które głęboko poruszone, często płacząc, modlą się tutaj. Przychodzi mi do głowy myśl, że nie za kogo innego, jak za swoje dzieci. Niektóre stoją nieco dalej, inne siedzą na ławce naprzeciwko grobu, by po chwili podejść i dotknąć szyby sarkofagu, który jest umieszczony tak nisko, że z łatwością można patrzeć na spoczywającego tu Carla. Polecam jego wstawiennictwu moje dzieci, dotykam szyby, wpatruję się w jego twarz i dostrzegam w niej, oprócz młodzieńczości, także dojrzałość.
W sklepach z pamiątkami, oprócz Franciszka i Klary, sporo jest podobizn Acutisa – widzieliśmy obrazki, koszulki, czapki, figurki, a nawet ornaty z jego wizerunkiem. Na ścianach domów spotyka się dekoracyjne płytki ceramiczne, m.in. z podobizną św. Franciszka z wilkiem. Takich z Carlem brak, co jest oczywiste, jeszcze za wcześnie. Ostatniego dnia spoglądam na drzwi naszego sąsiada – a tam płytka ze znakiem Najświętszej Eucharystii. Carlo z pewnością uśmiecha się w Niebie.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 1/2025
/mdk